10-12-2008 17:22
Dobrze, że nie Browar...
W działach: D&D i d20, Prawo, Różności | Odsłony: 2
No dobra - najpierw miodek.
Dostałem dziś swój podręcznik do Midnight. Nie - nie olałem przemyśleń w cześniejszej notki. Po prostu byłem jakiś czas temu w panelu translatorskim systemu, co zapewniło mi darmowy podręcznik w ramach podziękowań.
Midnight miecie. Abstrahując od czarni i bieli (choć nie wszędzie), to książka wydana jest fenomenalnie. Tłumaczenie oczywiście również jest świetne, bo przy nim pomagałem ;) (choć nie tak aktywnie, jak niektórzy). Co do zawartości merytorycznej, to może kiedyś również i ją ocenię - w tym momencie nie mam bowiem na to ani chęci, ani czasu. Niemniej jednak, Midnight będzie stał u mnie na półce, jako jedyny obecnie podręcznik do gry RPG :).
No dobra. Był miodek, czas na ładunek dziegciu :>.
Po pierwsze - kto to, kurde, jest Piotr Brewarczyński? Być może Galakta dysponuje jakimś sekretnym aktem urodzenia czy czymś podobnym, ale jak świat światem, moje nazwisko zawsze obchodziło się bez dodakowego "ar" w środku. Całe szczęście, że nie zrobili z tego jakiegoś Browara, bo wtedy to już by była ryfa pełną gębą.
Co do panelu translatorskiego jeszcze, to Zsu-Et-Am pewnie ma zastrzeżenia podobne do moich. Z Mateusza Kominiarczuka Galakta zrobiła bowiem Kominiarczyka, mianując go młodym przedstawicielem niezwykle potrzebnego, ale powoli zanikającego zawodu, mającego cokolwiek wspólnego z chwytaniem się za guzik.
ShadEnc miał szczęście - jego nazwisko pozostało nietknęte. Moja teoria: było za krótkie na jakiś kreatywny błąd :>.
Jednym słowem - trochę żal, że wydawnictwo nie postarało się o właściwe nazwiska ludzi, którym dziękuje. Jest to o tyle dziwne, że do takich pomyłek trzeba albo wyjątkowego talentu, albo zupełnie ślepego redaktora. No i kurde - będę się musiał tłumaczyć znajomym teraz :>.
Druga rzecz. Jako przyszły autor pracy magisterskiej o Otwartej Licencji na Gry jestem przerażony tym, jak wydawnictwo poczyna sobie z nadmienioną umową. Ja wiem, że WotC są za oceanem i mogą w zasadzie naskoczyć, ale - ja pierniczę - wystarczy trochę pomyśleć.
Po pierwsze - licencja na końcu nazywa się po prostu "Licencja", co stoi w jawnej sprzeczności z jej treścią. Zgodnie bowiem z jej postanowieniami, jakakolwiek zmiana treści licencji (a tytuł się do niej zalicza) łączy się ze złamaniem umowy, a co za tym idzie - cofnięciem pozwolenia na użytkowanie Otwartej Zawartości. Wspomnieć można jeszcze o tym, że wg prawa amerykańskiego CAŁA treść licencji jest dodatkowo chroniona jako odrębny utwór, za którego nieautoryzowaną zmianę grożą sankcje, w tym karne. Tu na szczęście polskie prawo nadchodzi z pomocą, bowiem w naszym ustawodawstwie umowy (czy akty prawne) nie mogą być utworami z racji braku pierwiastka twórczego.
Po drugie - w opublikowanej licencji brakuje Copyright Notice dotyczącego autorów Midnight. Daję głowę, że jest to efekt niedbalstwa wydawnictwa, za którym idzie naruszenie niemajątkowych praw autorskich, w tym jednego z głównych, to jest prawa do autorstwa (przez nieoznaczenie autorów w licencji, która - zgodnie z jej przeznaczeniem - powinna być kopiowana przez wszystkich, którzy chcą korzystać z Otwartej Zawartości zawartej w podręczniku). Na szczęście waga tego wykroczenia nie jest tak wielka, jako że autorzy są zaznaczeni na początku książki. Niemniej - licencja ponownie została naruszona.
I ostatnia rzecz. W Midnight. Podręczniku podstawowym natknąłem się na odniesienia do niejakiego "Systemu k20". Panowie i panie. Coś takiego NIE ISTNIEJE. Istnieje natomiast system d20, którego oznaczenie i nazwa jest znakiem towarowym, którego przetwarzanie (w tym tłumaczenie) wymaga autoryzacji, na miłość boską. To tak, jakby Faberowie wymyślili sobie, że zamiast "Warhammer" i "Games Workshop" wrzucą na tłumaczone przez siebie podręczniki napisy: "Wojenny młot" i "Warsztat gier", nie konsultując się przy tym z głównym zainteresowanym, to jest z GW.
Aha. Nadmienię tylko, że w podręczniku pojawia się określenie "Licencja Otwartej Gry". Dlaczego więc w dokumencie na końcu książki z niego zrezygnowano? Któż to może wiedzieć?
Podsumowując - jest mi trochę żal podziękowań ze strony wydawnictwa, choć moje ego nie jest aż tak wielkie, by żądać sprostowania czy czegoś tam. I tak jest fajnie.
Z drugiej strony - Galakta mogłaby poczekć jeszcze tydzień czy dwa, zasięgnąć porady prawnej kogoś, kto zna się na rzeczy i nie pogłębiać mitu o polskich wydawnictwach jako tych, które prawo autorskie mają tam, gdzie słońce nie dochodzi. No i mogłoby wtedy jeszcze raz sprawdzić nazwiska ludzi z panelu translatorskiego ;).
Dostałem dziś swój podręcznik do Midnight. Nie - nie olałem przemyśleń w cześniejszej notki. Po prostu byłem jakiś czas temu w panelu translatorskim systemu, co zapewniło mi darmowy podręcznik w ramach podziękowań.
Midnight miecie. Abstrahując od czarni i bieli (choć nie wszędzie), to książka wydana jest fenomenalnie. Tłumaczenie oczywiście również jest świetne, bo przy nim pomagałem ;) (choć nie tak aktywnie, jak niektórzy). Co do zawartości merytorycznej, to może kiedyś również i ją ocenię - w tym momencie nie mam bowiem na to ani chęci, ani czasu. Niemniej jednak, Midnight będzie stał u mnie na półce, jako jedyny obecnie podręcznik do gry RPG :).
No dobra. Był miodek, czas na ładunek dziegciu :>.
Po pierwsze - kto to, kurde, jest Piotr Brewarczyński? Być może Galakta dysponuje jakimś sekretnym aktem urodzenia czy czymś podobnym, ale jak świat światem, moje nazwisko zawsze obchodziło się bez dodakowego "ar" w środku. Całe szczęście, że nie zrobili z tego jakiegoś Browara, bo wtedy to już by była ryfa pełną gębą.
Co do panelu translatorskiego jeszcze, to Zsu-Et-Am pewnie ma zastrzeżenia podobne do moich. Z Mateusza Kominiarczuka Galakta zrobiła bowiem Kominiarczyka, mianując go młodym przedstawicielem niezwykle potrzebnego, ale powoli zanikającego zawodu, mającego cokolwiek wspólnego z chwytaniem się za guzik.
ShadEnc miał szczęście - jego nazwisko pozostało nietknęte. Moja teoria: było za krótkie na jakiś kreatywny błąd :>.
Jednym słowem - trochę żal, że wydawnictwo nie postarało się o właściwe nazwiska ludzi, którym dziękuje. Jest to o tyle dziwne, że do takich pomyłek trzeba albo wyjątkowego talentu, albo zupełnie ślepego redaktora. No i kurde - będę się musiał tłumaczyć znajomym teraz :>.
Druga rzecz. Jako przyszły autor pracy magisterskiej o Otwartej Licencji na Gry jestem przerażony tym, jak wydawnictwo poczyna sobie z nadmienioną umową. Ja wiem, że WotC są za oceanem i mogą w zasadzie naskoczyć, ale - ja pierniczę - wystarczy trochę pomyśleć.
Po pierwsze - licencja na końcu nazywa się po prostu "Licencja", co stoi w jawnej sprzeczności z jej treścią. Zgodnie bowiem z jej postanowieniami, jakakolwiek zmiana treści licencji (a tytuł się do niej zalicza) łączy się ze złamaniem umowy, a co za tym idzie - cofnięciem pozwolenia na użytkowanie Otwartej Zawartości. Wspomnieć można jeszcze o tym, że wg prawa amerykańskiego CAŁA treść licencji jest dodatkowo chroniona jako odrębny utwór, za którego nieautoryzowaną zmianę grożą sankcje, w tym karne. Tu na szczęście polskie prawo nadchodzi z pomocą, bowiem w naszym ustawodawstwie umowy (czy akty prawne) nie mogą być utworami z racji braku pierwiastka twórczego.
Po drugie - w opublikowanej licencji brakuje Copyright Notice dotyczącego autorów Midnight. Daję głowę, że jest to efekt niedbalstwa wydawnictwa, za którym idzie naruszenie niemajątkowych praw autorskich, w tym jednego z głównych, to jest prawa do autorstwa (przez nieoznaczenie autorów w licencji, która - zgodnie z jej przeznaczeniem - powinna być kopiowana przez wszystkich, którzy chcą korzystać z Otwartej Zawartości zawartej w podręczniku). Na szczęście waga tego wykroczenia nie jest tak wielka, jako że autorzy są zaznaczeni na początku książki. Niemniej - licencja ponownie została naruszona.
I ostatnia rzecz. W Midnight. Podręczniku podstawowym natknąłem się na odniesienia do niejakiego "Systemu k20". Panowie i panie. Coś takiego NIE ISTNIEJE. Istnieje natomiast system d20, którego oznaczenie i nazwa jest znakiem towarowym, którego przetwarzanie (w tym tłumaczenie) wymaga autoryzacji, na miłość boską. To tak, jakby Faberowie wymyślili sobie, że zamiast "Warhammer" i "Games Workshop" wrzucą na tłumaczone przez siebie podręczniki napisy: "Wojenny młot" i "Warsztat gier", nie konsultując się przy tym z głównym zainteresowanym, to jest z GW.
Aha. Nadmienię tylko, że w podręczniku pojawia się określenie "Licencja Otwartej Gry". Dlaczego więc w dokumencie na końcu książki z niego zrezygnowano? Któż to może wiedzieć?
Podsumowując - jest mi trochę żal podziękowań ze strony wydawnictwa, choć moje ego nie jest aż tak wielkie, by żądać sprostowania czy czegoś tam. I tak jest fajnie.
Z drugiej strony - Galakta mogłaby poczekć jeszcze tydzień czy dwa, zasięgnąć porady prawnej kogoś, kto zna się na rzeczy i nie pogłębiać mitu o polskich wydawnictwach jako tych, które prawo autorskie mają tam, gdzie słońce nie dochodzi. No i mogłoby wtedy jeszcze raz sprawdzić nazwiska ludzi z panelu translatorskiego ;).