» Relacje » Dni Fantastyki 2011

Dni Fantastyki 2011

Dni Fantastyki 2011
Dwanaście kilometrów od centrum Wrocławia położona jest jedna z jego najmłodszych dzielnic – Leśnica. Znajduje się tam barokowy zamek nawiedzany przez okrutnego Hrabiego von Forno. Miejsce prawie idealne na konwent. I właśnie tam odbywały się VIII Dni Fantastyki.

Komunikacja miejska we Wrocławiu jaka jest, każdy mieszkaniec wie. Wie to również każdy, kto miał przyjemność być chociażby na poprzednich Dniach Fantastyki czy CoolKonie. Obawiam się, że wiele osób przejażdżka do Leśnicy przyprawiła co najmniej o zawrót głowy. Jeden autobus jeżdżący w weekend dwa razy na godzinę i brak połączeń po godzinie 23. W razie nagłej potrzeby wyjazdu lub dotarcia na miejsce konwentu należy przesiąść się nawet do 3 razy. Mieli szczęście ci, którzy nocowali w szkole podstawowej nieopodal Zamku. Chociaż słowo nieopodal nie jest wyrażeniem całkiem trafnym i skromnie ukazuje rzeczywistą odległość, która wynosi około 3km.

Kiedy udało mi się dotrzeć do Zamku, z ulgą odetchnęłam, ujrzawszy brak kolejek akredytacyjnych. Każdy uczestnik (oprócz mediów, które otrzymały, o zgrozo!, plastykowe plakietki na agrafkę) został zaopatrzony w oryginalny identyfikator i smycz Dni Fantastyki oraz informator z oddzielnym harmonogramem. Informator nie robił specjalnego wrażenia, jednak na pewno nie można było mu odmówić estetyki, trwałości i dobrego zredagowania. Niestety, niektórych punktów programów nie dało się w nim znaleźć. Podobny problem zauważyłam w programie godzinowym (wspomnianym harmonogramie). Pomimo jego przejrzystości wielu uczestników dostrzegło brak spójności między tym, co ujrzeli na papierze, a tym, z czym zaznajomili się w domach przed ekranami komputerów. I tak, jeśli ktoś miał ochotę spotkać się z Anną Brzezińską w niedzielę, to niestety - dosłownie w ostatniej chwili - musiał przenieść swoje plany na piątek i sobotę. To samo miało miejsce w całym bloku Horror & Groza, w którym nie dość, że dodano bądź odjęto niektóre prelekcje, to także przesunięto godzinowo cały sobotni program. Stanowiło to problem zwłaszcza dla osób, które kupiły wejściówki tylko na jeden dzień.

Poza opisami wszelkich atrakcji, w informatorze znajdowała się bardzo przydatna mapka Zamku oraz większej części Leśnicy, dzięki której szybko udało mi się przemieścić z biura akredytacyjnego na pierwszą piątkową prelekcję, nie błądząc w poszukiwaniu właściwej sali.

Wszystkie bloki programowe miały swoje jasno wyznaczone miejsca. W podziemiach każdy chętny mógł zagrać w co tylko chciał, nie utrudniając przy tym innym konwentowiczom poruszania się po wąskich korytarzach (co czasem ma miejsce na innych konwentach). Niefortunne okazało się umieszczenie sklepów naprzeciwko wejścia do Zamku – o pełnych godzinach, kiedy rzesza fantastycznych ludzi pędziła na kolejne pozycje programu, robił się przy stoiskach korek i nieraz zostałam tam popchnięta lub też nie mogłam się przedostać przez tłum klientów Kuźni Gier.

Niestety, te utrudnienia były niczym w porównaniu z tym, z czym niektórzy z nas musieli się zmierzyć. Chciałabym przy okazji relacji poruszyć trudny temat, z którym często spotykamy się na konwentach, ale mam wrażenie, że wielu tego problemu nie zauważa albo, co gorsza, nie chce widzieć. Rzeczą nie do pomyślenia w XXI wieku jest to, że osoby niepełnosprawne nie mogą się poruszać po terenie konwentu w sposób normalny i swobodny. Wnoszenie takich ludzi po schodach czy brak możliwości skorzystania przez nich z toalety to sytuacje po prostu hańbiące dla organizatorów. Niepełnosprawni płacą tyle samo co pozostali, nie rozumiem więc, dlaczego nie mogą tak jak każdy inny korzystać z tego, za co zapłacili. Jeżeli nie mogą tego zrobić, to znaczy, że miejsce jest niedostosowane do tego typu imprez. To nie jest pierwszy taki przypadek. Sami dobrze wiecie, jak wyglądają konwenty odbywające się w szkołach czy podobnych miejscach, gdzie korytarze są ciasne, a program rozbity na kilka pięter budynku, w którym nie ma windy. Ktoś mógłby powiedzieć, że są to pojedyncze przypadki. Być może, ale - tak jak wspomniałam wcześniej – ci ludzie zapłacili za swój karnet i mają równe prawa do korzystania z miejsca, programu i atrakcji, tak jak wszyscy inni konwentowicze.

Pomniejsze szczegóły organizacyjne były dopięte na ostatni guzik. Kiedy zgubiłeś swoją ukochaną rzecz (bądź samego siebie), wystarczyło po prostu zwrócić się do biura akredytacyjnego, które chętnie udzielało pomocy i odpowiadało na wszelkiego rodzaju pytania. Ze względu na to, że konwent odbywał się na terenie Centrum Kultury Zamek, niedopatrzenia takie jak brudne toalety czy nieuprzejma obsługa były po prostu nie do pomyślenia.

Program odzwierciedlał słowa "dla każdego coś dobrego". Nie znalazłam godziny, która okazałaby się pustą luką i czasem przeznaczonym do przesiedzenia smutno na pustych korytarzach. Duża różnorodność tematyczna atrakcji sprawiła, że szyld tegorocznych Dni Fantastyki: Między science a fiction umknął i był za mało zaakcentowany. Dużo bardziej widoczny był blok Horror & Groza. Już na pierwszą prelekcję, którą prowadził Łukasz Śmigiel, przybyły tłumy ciekawskich i żądnych krwi konwentowiczów. A było czego posłuchać i na co popatrzeć! Mrożące krew w żyłach historie o najokrutniejszych mordercach minionego stulecia zostały okraszone do przesady realnymi zdjęciami z ich barbarzyńskiej działalności (szczegóły dla ciekawskich w książkach Łukasza). Wieść o atrakcyjnej prelekcji szybko się rozniosła – prawie na każdej kolejnej z tego bloku pojawiały się całe zastępy fantastów zwabionych możliwością zdobycia krwawej wiedzy.

Ku mojej radości, na Dniach Fantastyki zjawiła się cała plejada znanych i lubianych pisarzy, m.in: Anna Brzezińska, Jakub Ćwiek, Andrzej Ziemiański, czy w końcu kultowy już w Polsce Miroslav Žamboch. Na konwencie zagościła także angielska aktorka Femi Taylor, sławna dzięki roli tancerki Ooli w Powrocie Jedi. Poza spotkaniami autorskimi, można było posłuchać zajmujących historii o renesansowych kurtyzanach według Anny Brzezińskiej czy uczestniczyć w bardzo pouczających warsztatach recenzenckich Jakuba Ćwieka. Dużym minusem było umieszczenie tych spotkań w Galerii, naprzeciwko głównego wejścia. Co i rusz pojawiał się tam spory tłum ludzi, którzy nieświadomie zagłuszali gości specjalnych. Oprócz niesfornej rzeszy fanów fantastyki, swoje robił także przeciąg i pogłos. Lepszym miejscem na spotkania z autorami byłaby sala widowiskowa na pierwszym piętrze. Bo i ciszej, i swobodniej, i lepiej widać człowieka ze sceny, a i uczestników więcej by się zmieściło (i nie musieliby siedzieć na zimnej podłodze pod ścianą).

W LARP-ach nie uczestniczyłam. Jednak z bogatego programu oraz rozchichotanych uczestniczek, które, mam wrażenie, okupowały łazienki 24h na dobę, wnioskuję, że były warte zachodu (czyli przytargania ze sobą stroju) i gwarantowały świetną zabawę. Graczom planszówkowym, karcianym i innym zapewniono obszerny wybór atrakcji: turniej o Złoty Joystick w ramach RetroGralni, eliminacje do Mistrzostw Polski w Dominiona i Carcassonne, nieustająca nauka gry w Veto!, dobrze zaopatrzony Games Room planszówkowy i masa przeróżnych konkursów.

Świetnym pomysłem było stworzenie bloku Fantastyka dla dzieci. Dzieciaki miały okazje poznać zasady gier bitewnych, LARPów czy dać upust wiedzy w konkursie o Star Wars. Młodymi zapaleńcami fantastyki zajmowały się doświadczone osoby, co pozwoliło rodzicom na chwilę relaksu chociażby na prelekcji o fenomenie Boby Fetta czy pokazie Kendo.

Szczyt formy, jak zwykle bywa na konwentach, zanotował sobotni program, czego zupełnie nie mogę powiedzieć o niedzieli. Klimat końcowo-tygodniowy i końcowo-konwentowy niestety nie sprzyjał organizacji. Prelegenci spóźniali się na swoje prelekcje, a jak już się pojawili, z przykrością stwierdzam, nie odkupili swoich win jakością wykładu. Jeśli ktoś miał nadzieję, że dowie się czegokolwiek o języku japońskim, a nie daj Boże, nauczy się jakichś marnych podstaw – pomylił adresy. Wierzę jednak w to, że wpływ na ten niedzielny rozgardiasz miała fatalna pogoda, która towarzyszyła uczestnikom Dni Fantastyki przez całe trzy dni konwentowe.

Nie mogę zarzucić prawie niczego merytorycznej stronie programu. Bloki i poszczególne punkty były na bardzo wysokim poziomie (z małymi niedzielnymi wyjątkami), a nudy można było szukać jak igły w stogu siana. Mimo to niedopatrzenia organizatorów kłuły w oczy. Poczynając od tych małych, jak brak sklepu z napojami w jakimś bardziej widocznym miejscu niż kąt tarasu za stoiskiem z gadżetami z Gwiezdnych Wojen i piwem, po te poważniejsze, które opisywałam wcześniej. Może i złudnie, ale mam nadzieję, że ktoś weźmie sobie do serca moje słowa i zwróci uwagę na to, że znajdują się wokół nas różni ludzie, których potrzeby są inne, ale nie niemożliwe do zrealizowania. Wystarczy przecież tylko chcieć...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Konwent: Dni Fantastyki
Od: 24 czerwca 2011
Do: 26 czerwca 2011
Miasto: Wrocław
Strona WWW: dnifantastyki.pl/2011/
Cena: 40 zł
Typ konwentu: fantastyczny

Komentarze


~anna.tess

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Prawie całe DFy przesiedziałam w ogródku piwnym, gadając ze znajomymi, więc, szczerze mówiąc, nie zwróciłam większej uwagi na wnętrze budynku... ale kiedy już się tam pojawiałam, moją uwagę przykuło coś innego: brak wody dla prelegentów. Pierwszy raz spotkałam się z tym, że goście pili napoje podane przez znajomych z sali, a na kolejne punkty przychodzili dopiero po wizycie w sklepie. Z relacji znajomych wynika, że na pozostałych punktach było dokładnie tak samo. To jest dla mnie niezrozumiałe.
23-07-2011 02:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.