» Blog » Dlaczego wolę (słabe) Fantasy od (słabego) Science Fiction?
19-08-2011 21:14

Dlaczego wolę (słabe) Fantasy od (słabego) Science Fiction?

W działach: Fanboj i Życie, RPG, Książki | Odsłony: 307

Powodów zasadniczo jest kilka, jeśli nie kilkadziesiąt. Jednak tym razem skupie się na przyczynie głównej: otóż fantasy jest mniej oderwane od rzeczywistości i mniej struga głupa od Science Fiction. Dlaczego tak uważam?


Otóż: jak wiadomo, głupie fantasy to czysty eskapizm, w którym chodzi o wyobrażenie sobie niezwykłych światów, gdzie są elfy, wróżki, czarodzieje i reszta tego syfu. Chodzą tam goście z mieczami i biją smoki. Jest oderwane od rzeczywistości, jak diabli. Co więcej spora część tego jest słaba literacko nawet w standardach literatury młodzieżowo-rozrywkowej.


Problem polega na tym, że Science Fiction nie tylko w 99 procentach przypadków jest czystym eskapizmem nie mającym nic wspólnego z jakąkolwiek rzeczywistością, to do tego okłamuje ludzi twierdząc, że jest naukowe, podczas gdy faktycznie nie jest. Oczywiście nie całe. Jest ten 1% Science Fiction, które faktycznie było pisane przez ludzi znających się na rzeczy. Podobnie jest też w fantasy, gdzie jest 1% powieści pisanych przez gości, którzy faktycznie znali się na historii, mitologii i baśniach. Reszta to pomyje.


Czego Zegarmistrz nie będzie się czepiał?


Zasadniczo w chwili w której spotykamy się w Science Fiction z czymś, co nie może działać z punktu widzenia nauki i / lub zdrowego rozsądku możemy mieć do czynienia z trzema zjawiskami:


- Wizją Artystyczną / Plot Device: Przykładem czegoś takiego może być np. podróż hiperprzestrzenna, napęd antygrawitacyjny czy setki innych zjawisk. Nie wymagam, żeby wszystko było zgodne z prawami fizyki. Niekiedy autor ma prawo powiedzieć sobie „chcę, by w moim uniwersum było takie coś! Nie obchodzi mnie, że to bez sensu!” Wizja artystyczna to wizja artystyczna i nie ma co z nią dyskutować.


Plot Device to natomiast urządzenia które uzasadniają wydarzenia. Przykładem takich może być np. napęd hiperprzestrzenny. Z naukowego punktu widzenia rzecz mocno wątpliwa. Z drugiej strony: jeśli autor powiedzmy pisze o wojnie gwiezdnej to wypadałoby, żeby dało się w te gwiazdy jakoś sensownie polecieć. Podróże z prędkością podświetlą takiej możliwości nie dają. Sorki, ale to bez sensu się tłuc, jeśli nasz kontyngent będzie potrzebował 50 lat albo i więcej, żeby dolecieć do wrogiej planety. Przecież i tak ewentualne zdobycze będą nieodczuwalne w policzalnym czasie. Nie mówiąc już o komplikacjach z nimi związanymi. Jak choćby z faktem, że ilość energii, która potrzebna byłaby do wysłania statku poruszającego się z prędkością – powiedzmy – 0,5 roku świetlnego pewnie wystarczyłaby do rozwalenia w drobny mak najechanego świata.


Natomiast hipernapęd, pozwalający w sekundy pokonać dowolną odległość to co innego. Dzięki niemu można szybko przerzucić niemal dowolne wojska w niemal dowolne miejsce i lać się na całego. Uzasadnia to fabułę i jest ok.


- Uzasadnione przypadki niewiedzy Autora: W jednym z opowiadań Lema traktującym o pilocie Pirxie mamy do czynienia z komputerem wykorzystującym jako główny element pamięci szpulę taśmy magnetofonowej. Połowa czytelników dzisiaj pewnie nie wie już, co to taśma magnetofonowa, a za 10 lat będą pewnie myśleć, że to jakiś super wynalazek z przyszłości... To nie jest błąd autra. Lem nie był jasnowidzem. Nie przewidział, jak rozwiną się komputery.


Czego Zegarmistrz chce się czepić:


- Nieuzasadnione przypadki niewiedzy autora: Otóż czytając opowiadania science fiction publikowane w różnych periodykach i zbiorach, tudzież grając w gry w tym gatunku czuję się zawsze podirytowany jedną rzeczą. Otóż ich autorzy zachowują się tak, jakby ich stan wiedzy, nie tylko technicznej, ale też ogólnej zatrzymał się na poziomie lat 80-tych, albo nawet 70-tych, a niekiedy tak, jakby nigdy nie istniał. Opiera się na stereotypach, niekiedy wręcz bardzo dziwnych.


Przykłady? Proszę bardzo:


A) Japończycy: Co wezmę do rąk jakiegoś cyberpunka, albo powieść mającą miejsce w niedalekiej przyszłości. Na 100% pojawi się w niej motyw Japończyków będących w zasadzie panami świata. Pierwsza ekonomiczna potęga, największe PKB na planecie, najlepsza technologia, Amerykę dawno już wykupili, podobnie Rosję... No po prostu idzie im prawie tak świetnie jak w latach 80-tych, w których faktycznie wyprzedzili na chwilę USA i wydawało się, że za parę lat będą władcami wszystkiego. Niestety po drodze był kryzys roku 1991 i pęknięcie japońskiej bańki mydlano-spekulacyjnej, w wyniku której tokijska giełda straciła 50% swej wartości. Naród mający być przyszłymi panami świata ma zadłużenie w wysokości 200% PKB.


No oczywiście to jeszcze o niczym nie świadczy. USA w 2009 jeśli mnie pamięć nie myli miało coś w rodzaju 450% PKB i jakoś żyją...


B) Internet Przyszłości: Przyszły internet ludzie sobie generalnie wyobrażają sobie podobnie jak w Neuromancerze skrzyżowanym z Tronem. Z Neuromancera pochodzi ogólna wizja i część nazewnictwa. Na przykład kilka razy spotkałem się z określaniem firewalli jako „Lód”, „Black Ice” czy coś w tym guście. Do tego dochodzi koncepcja możliwości usmażenia userowi mózgu przez internet (ciekaw jestem kto by dopuścił do sprzedaży takie urządzenie?). Z Tronu: koncepcja walk w cyberprzestrzeni i ich wyglądu, czyli gównie ciskania pikselami w awatar przeciwnika w nadziei, że jeden z nich rozwali mu czaszkę...


I jeszcze to nazewnictwo: jakieś cortexy, rdzenie danych, autostrady informacyjne... Co to w ogóle jest i skąd się wzięło?


Najbardziej mnie natomiast bawi zwyczaj nazywania komputerów przyszłości DECK-ami. Ciekawi mnie, czy to nie wzięło się przypadkiem od produktów firmy Digital Equipment Corporation, która kiedyś, dawno temu (w latach 60-tych) wypuściła na rynek jedną z pierwszych linii komputerów osobistych. Ponoć od jej nazwy kiedyś, dawno temu stanowisko komputerowe nazywano właśnie DECK-iem, choć nie wiem, czy to nie jest jakaś plotka...


C) Mutacje: Zdaniem części autorów jeśli naświetlę się promieniowaniem radioaktywnym to urośnie mi druga głowa. Efektem tego są różne, dziwaczne wynalazki w rodzaju chipów pozwalających np. na bieżąco zmieniać sobie DNA występujących np. w Pierwszym Polskim Systemie Hard Science-Fiction. Pytanie brzmi: po co? Najlepsze co w ten sposób można osiągnąć, to zaprogramować sobie raka... A i to nie natychmiast.


Kod DNA to coś w rodzaju instrukcji montażu dla człowieka i poszczególnych komórek. Problem polega na tym, że u dorosłego, a nawet u dziecka montaż ten w dużym stopniu został zakończony. Narządy kształtują się gdzieś w okolicy 6 tygodnia ciąży. Tak więc jeśli ktoś ma już 2 ręce, to trzecia raczej mu nie urośnie. Aby wprowadzić jakieś zmiany należałoby doprowadzić do mutacji w momencie poczęcia, lub na poziomie zygoty.


Oczywiście, gdyby zmienić DNA całego organizmu to zapewne pojawiłyby się jakieś różnice. Jednak ponownie: nie natychmiast. Otrzymalibyśmy stare komórki z nowym kodem. Celem przeobrażenia (prawdopodobnie niewielkiego) musielibyśmy czekać, aż komórki zostaną zastąpione przez nowe w trakcie naturalnego procesu przebudowy organizmu. Zabiera on jakieś 2 lata...


Ale to i tak dobrze... Kiedyś widziałem cudo, w którym modyfikacje genetyczne dokonywano metodą przeszczepów...


D) Ogólny brak wiedzy o życiu: Czytałem kiedyś opko, w którym hacker doradzał swojemu klientowi założenie hasła słowami „Ale wybierz jakieś istniejące słowo! Będzie ci łatwiej je zapamiętać, poza tym nie domyślą się, że to hasło. I koniecznie je zapisz!”. Tak, jasne. To się nazywa „hasło słownikowe”. Takie jest dużo, dużo łatwiej złamać, niż ciągi przypadkowych znaków. Co z tego, że łatwiej zapamiętać?


A co do zapisywania haseł...


Nie! Po prostu nie! To bez sensu! To gwałt na bezpieczeństwie!


Takie przykłady można by mnożyć...


Dlaczego Zegarmistrz zabił tyle kotków?


Czytając (słabe) Science Fiction odniosłem przykre wrażenie, że gatunek ten ma niewiele wspólnego z jakimkolwiek Science. Co więcej: spora część jego autorów w ogóle nie ma wiele wspólnego z jakąkolwiek nauką, ani też nią się nie interesuje. Geneza tego typu utworów nie polega na tym, że np. oglądając Discovery, czytając Świat Nauki czy przeglądając internet zauważył ciekawy gadżet, hipotezę wyglądu planety czy coś takiego. Przeciwnie: wygląda to tak, jakby spora część autorów w ogóle nie interesowała się nauką i jej osiągnięciami, nie oglądała telewizji, nie korzystała z Wikipedii i nie znała się na komputerach.


Będąc internetowym mędrkiem wysnuję wniosek, że przyczyną jest fakt, że większość pisarzy tegoż gatunku to fani science fiction, a nie żadni naukowcy. Ich inspiracje nie są czerpane z prawdziwej wiedzy nawet podanej w formie takiego hamburgera jak na Discovery, tylko z gier komputerowych, książek i filmów wiadomej konwencji. Oraz jeszcze z podręczników do RPG, często nie zastanawiając się nad konsekwencjami.


W efekcie maglowana jest wypadkowa jakiejś zbiorowej wyobraźni, posługująca się całym zestawem zastarzałych wyobrażeń o przyszłości: autostradami informacyjnych, kryształowymi nośnikach danych, okularami VR, zimną fuzją i innymi bzdurami zastępującymi nierzadko rzeczy, które dziś są w codziennym użytku. Tak, jakby przez przyszłość przeszedł jakiś Jihad Butleriański, który wymiótł co się dało.


Rezultat jest prosty: słabi pisarze SF często tworzą dyrdymały, które nijak mają się do rzeczywistości. W rezultacie ich wizje nie są żadnymi światami jutra, tylko kolejną emanacją eskapizmu autorów, taką samą, jaką często gęsto stanowi fantasy. Z tą różnicą, że zamiast elfów, smoków i czarodziejów mamy statki kosmiczne, roboty i mutantów na bieżąco przepisujących sobie kod genetyczny...


Jeśli mamy więc dwa, identyczne eskapizmy, to niestety wolę taki, który ma a) bardziej pasującą mi rekwizytornię b) w którym nikt nie wmawia mi, jaki to on jest mega naukowy, mimo że w ogóle naukowy nie jest.

Komentarze


Malaggar
   
Ocena:
+4
A ja wolę słabą SF - jest przynajmniej zabawna.

Bo słaba fantasy, podobnie jak dobra powoduje głównie zażenowanie:P
19-08-2011 21:25
YuriPRIME
   
Ocena:
+12
Ale... właśnie Słabe Science Fiction to jest Fantasy :P tylko w przyszłości
19-08-2011 21:26
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
pupa
19-08-2011 22:45
Senthe
   
Ocena:
+4
Nie rozumiem, po co w ogóle czytać słabe książki, żeby potem porównywać ich słabość z jakąś inną, bliżej niesprecyzowaną słabością. Ale powiedzmy, że takie masz hobby.

Czyli jak to robisz? Wziąłeś książki SF ocenione na 3/10 oraz książki fantasy 3/10 i porównałeś je między sobą? Po czym wyszło, że bardziej podobają Ci się fantasy... To czemu nie mają wyższej oceny?

Krótko mówiąc, jak rozumieć to kryterium "słabości", wg którego dobierałeś książki do porównania?

Tylko zaraz... porównania? Jak się przyjrzeć, wygląda to całkiem, jakbyś wziął k10 słabych książek SF i wypisał, co w nich znalazłeś wybitnie słabego, po czym - usiadł i stwierdził "dlatego właśnie lubię fantasy".

W ogóle nie rozumiem założenia tej notki :(
19-08-2011 23:59
kbender
   
Ocena:
+4
@Senthe
Jeśli rozumiem dobrze autora... Czytając dużo opowiadań z niesprawdzonych źródeł, człowiek natyka się na chłam, czytadła/rzemiosło i perełki. Niestety, im produkt lepszy, tym, przy losowym wyborze dzieła, rzadziej się go spotyka. Rozumiem, że zegarmistrz czyta rzeczy losowo i często wpada na chłam.

I przy tym wszystkim chłam fantasy boli go mniej (w czytaniu i po fakcie) niż chłam sf - ten pierwszy stawia sprawę jasno - to jest fantazja i tyle. Ten drugi ma jakąś pretensję do używania słowa "science", a z nauką nie ma nic wspólnego. Jeśli autor stara się stworzyć wrażenie, ze jest inaczej, to pozostaje tylko wrażenie niesmaku.

Ale to tylko moje zrozumienie tematu.

Jeśli chodzi za to o moje pojęcie... chłam to chłam. Jeśli autor książki bawi się w fantastykę (nie ważne czy naukową czy historyczną), to jeszcze jest ok. Ale jeśli sili się na pseudonaukowe uzasadnienia stanu rzeczy w przyszłości/przeszłości/rzeczywisto ści alternatywnej i wykazuje się ewidentnym brakiem znajomości rzeczy, to potrafi mi to książkę zabić.



Tak, jestem nerdem.
20-08-2011 00:22
YuriPRIME
   
Ocena:
+4
@kbender
Żyjemy w takich czasach, gdzie Holiłut dyktuje terminologie i ustala rynek, a przynajmniej takie myślenie. Zamiast zrobić rozróżnienie na techno-fantasy, futurystyczne fantasy, space opery itd, przemysł filmowo/wydawniczy wrzuca wszystko do jednego wora, żeby łatwiej było coś sprzedać. Jeśli konsumentowi spodobały się lasery i statki kosmiczne w tym filmie czy książce, to może spodobają mu się w drugiej. Marketing i tyle :P

...a autorzy niezależni też się w to wplatają. O! Napisałem coś o robotach i statkach kosmicznych! Znaczy mam S-F :D
... blogaskowe podejście, niestety.

W moich kryteriach to zegarmistrz czytał słabą fantastykę i słabą fantastykę. Czary to czary, magia to magia, niezależnie gdzie nie jest i czy się różdżki nie nazwie prętem proto-fazowym a czaru nie okrasi "fachowo brzmiącym" żargonem zawierającym dużo rzeczy i procesów o przymiotnikach: kwantowy, podprzestrzenny, neutronowy i takie tam. Ale to nadal czary niezależnie czy jeżdżą na koniu czy ścigaczach, czy "kastują" magiczny pocisk, czy strzelają z jonowego działka proto-kwantowego.


A z Fantastyką z kolei jest tak, że do jej chłamowatości powszechnej jesteśmy przyzwyczajeni i to jakby oczekiwane :P Jak Sztrasburger sypiący sucharami, spodziewamy się tego i oczekujemy, a gdyby tak kiedyś dobry dowcip opowiedział, chyba wszechświat by się zakrztusił i umarł.
To dobrze, że chłam w S-F zegarmistrza boli, znaczy, że w stosunku do S-F mamy jeszcze jakieś standardy i oczekiwania :P
20-08-2011 00:52
Aravial Nalambar
   
Ocena:
+2
Bardzo dobry tekst, masz polecajkę.


Ale co do punktu C) odrobinę przedobrzyłeś :). Możliwe, jest zmienianie starych komórek za pomocą stosownej inzynierii biologicznej. Nie znamy jeszcze takich technologii, ale nie są one nieprawdopodobne nawet w najbliższej przyszłości. Wystarczy odpowiednio skalibrowany wirus, a komórki będa w stanie sie w pewnym zakresie "przeształcić" już jako dojrzałe. DNA to nie tylko instrukcja montażu. To instrukcja mikroskopijnych napraw i plany produkcji. A te można zmienic zawsze i nasz organizm robi to czasem nawet naturalnie (patrz komórki totipotencjalne pierwotnej tkanki chrzęstnej kręgowców).

A trzecia kończyna może nie wyrośnie po promieniowaniu, ale pracuje się już obecnie nad technikami regeneracji kończyn. Komórki macierzyste i masz trzecią rękę na klacie. Oczywiście nieco przesadzam, ale to nie jest aż tak głupie SF.

Przychodzi mi jeden przykład dobrego (moim zdaniem) SF, które zezwala na spontaniczne przemiany DNA. Chodzi mi o Czarne Oceany Dukaja i rządowego Cienia. Podobny motyw jest też z kameleonem w Ageuerre o świcie tegoż autora.
20-08-2011 01:15
Ezechiel
   
Ocena:
+3
"Sorki, ale to bez sensu się tłuc, jeśli nasz kontyngent będzie potrzebował 50 lat albo i więcej, żeby dolecieć do wrogiej planety. Przecież i tak ewentualne zdobycze będą nieodczuwalne w policzalnym czasie. Nie mówiąc już o komplikacjach z nimi związanymi."

Wieczna wojna J. Haldeman. Cały konflikt trwa kilka tysięcy lat, właśnie ze względu na relatywistyczną dylatację czasu ;-)

Więc nawet długie kampanie mają sens, tylko autor musi być dobry. Krap to krap, bez względu na pochodzenie.
20-08-2011 07:41
   
Ocena:
+2
Poczepiam się.

Japończycy i Internet. Cała sprawa powstała w latach 80, gdy chwilowo Japonia była potęgą gospodarczą, a internet był mglistą wizją.

Mutacje: Da się komuś zaszczepić mutację, choć trzeba wykorzystać retrowirusa. I te przeszczepy nie były takie głupie, patrz chimeryzacja.
20-08-2011 08:31
Cherokee
   
Ocena:
+1
Hej zegar, może jakaś bibliografia? Najlepiej z listą przewin w stylu A B C D. Zwłaszcza współczesne SF podpadające pod A i B mnie intryguje (nie mówię, że nie ma ale aż ciężko uwierzyć).
20-08-2011 09:43
Indoctrine
   
Ocena:
0
Słaba literatura jest słaba, bez względu na gatunek.

Przyznam jednak, że lepiej mi się czyta słabe fantasy niż SF, głównie dlatego, że od SF oczekuję czegoś więcej :)

Jeśli chodzi o takie rzeczy jak wizja netu przyszłości oraz mutacje, to wszystko zależy jak zostaną uzasadnione.
Ja zastosowałem dwa rodzaje sieci, jeden klasyczny, który jest po prostu funkcjonalny, oraz drugi pangalaktyczny, będący strukturą 3D ze względu na charakter i pochodzenie (sieć transprzestrzenna odzwierciadlająca schemat neuralny i osobowościowy ludzi).
Tak samo mutacje mogą mieć różne źródło. Znowu przykład mój, jest to pozostałość (efekt uboczny) intensywnych zabiegów eugenicznych kilkanaście pokoleń wcześniej, które miały usprawnić ludzi. Nie wyszło do końca i rodzą się czasem (głównie na zadupiach galaktyki) mutanci, lepsi w czymś, jak zakładano, lecz zdeformowani.

Wbrew pozorom, stworzyć dobre SF, bez żadnych błędów jest trudno. Trzeba orientować się w fizyce, astronomii, biologii, socjologii :)
Do pisania własnej autorki, pochłonąłem kilkadziesiąt książek a i tak wiem, że masa rzeczy nie została nawet dotknięta..


20-08-2011 11:14
SkeezaPhrenyak
   
Ocena:
0
Science fiction to FIKCJA naukowa. Jeśli więc autor uzna, że w jego FIKCJI nauka powala na wyhodowanie drugiej głowy w kontakcie z promieniowaniem, albo że w jego FIKCJI w ramach nauki istnieje naukowa gałąź klonowania oczu za pomocą budyniu, to nadal będzie to science fiction. Oczywiście takie z rodzaju "pulp" oraz "weird", ale wciąż będzie to fikcja naukowa.

IMHO zdatniejsza do czytania niż enty chłopek-rozstropek, odkrywający w sobie moc/dziedzictwo/łotewer i podróżujący u boku elfów i krasnali w celu ujeżdżenia najbrzydszej smoczycy w królestwie czy coś tam...
20-08-2011 11:39
Indoctrine
   
Ocena:
0
Tworzenie alternatywnych nauk nie jest jeszcze takie straszne, ważny by jakoś komponowało się to w całość świata. Na przykład taka prozaiczna rzecz jak darmowa energia dla wszystkich, miałaby swoje skutki społeczne i trzeba brać to pod uwagę ;)
20-08-2011 11:42
YuriPRIME
   
Ocena:
+1
@SkeezaPhrenyak
Kolego, fikcja w terminie Science Fiction nie oznacza, że nauka jest fikcyjna, tylko, że gatunek to fikcja. Zobacz sobie, jak klasyfikuje się inne gatunki od obyczajówki po przygodę. W zachodniej literaturze masz albo coś jest dziełem historycznym, dokumentalnym albo fikcyjnym. Tu nie chodzi o to, że możesz sobie nawymyślać co chcesz, tylko dlatego że przy słowie nauka stoi fikcja. Z resztą, jeśli zaczniesz sobie naukę zmieniać do woli i zostawiasz w niej tylko naukowo brzmiące słowa, to nie jest już nauka! To jest właśnie Czary Mary i fantasy. Magia to taka nauka co ją sobie ktoś nawymyślał.

Science Fiction, to literatura fikcyjna zajmująca się nauką, a nie literatura zajmująca się fikcyjną nauką.

Nie ma w S-F tworzenia alternatywnych nauk. Albo nauka jest, albo to nie jest nauka. Jedynym wyjątkiem jest gdybanie na tematy i teorie jeszcze nieudowodnione.
20-08-2011 11:52
Nuriel
   
Ocena:
+1
@YuriPrime:

Nie ma w S-F tworzenia alternatywnych nauk. Albo nauka jest, albo to nie jest nauka

Czyli czym są niby dukajowe "Inne pieśni" czy "Lód"?

@zegarmistrz

Kluczową sprawą jest co rozumiesz przez science fiction i fantasy.
Co decyduje o tym czy dane dzieło przynależy do sf?

Jeśli ma to być szeroko (a właściwie bardzo szeroko ) rozumiane oparcie się o odkrycia nauk empirycznych, to wspomniane przez Ciebie dzieła nie są słabymi książkami science fiction, tylko w ogóle nie należą do tego gatunku!

Jeśli jest to tylko sprawa "scenografii" (równie szeroko pojętej) to po jaką cholerę domagać się w ogóle jakiejś naukowości?

Drugi problem polega na tym, że blędnie zakładasz, że autor piszący fantasy (w przecieiwństwie do zajmującego się sf) nie ma żadnych "lekcji do odrobienia". Owszem, ma. Polecam artykuł Wita Szostaka "Po co fantasy realizm" z "Czasu Fantastyki" 3/2010.

Gdyby było inaczej to "ambitnej" literatury "z wyższej półki" znajdowałoby się więcej wśród fantasy niż wśród science fiction. Spójrz chociażby na Magowską "Ucztę wyobraźni".
Bez żadnych wątpliwości do pierwszego można zaliczyć tylko "Opowieści sieroty" i "Viriconium". Reszta to albo hard sf albo tzw. new weird - które może być uznane za fantasy, ale wcale nie musi.

20-08-2011 12:37
solcys
   
Ocena:
+4
Dlatego ostatnio zainteresowałem się konwencją pulp, sword and sorcery i science fantasy. Mam zamiar nawet wysmażyć jakiś setting.
Na sesjach będziemy:
- napieprzać obcych mieczami na księżycu
- latać w kosmos na krzesłach napędzanych rakietami na czarny proch
- prowadzić epickie walki na stole alchemicznym, po tym jak jakiś szaleniec pomniejszył nas do rozmiarów szczura
- próbować przeżyć w trzewiach wielkiego morskiego potwora
oraz robić wiele jeszcze bardziej porąbanych rzeczy.

Słowa klucze: wyobraźnia i fantazja.
;)
20-08-2011 12:50
Vukodlak
   
Ocena:
0
Science Fiction, to literatura fikcyjna zajmująca się nauką

Ale się puszysz, broniąc do krwie ostatniej kropli literatury SF - zupełnie jakby czytanie literatury fikcyjnej zajmującej się nauką nadawało Ci jakąś wartość dodatnią, inaczej niż w stosunku do ludzi czytających fantasy. ;p
20-08-2011 13:37
YuriPRIME
   
Ocena:
0
@Nuriel
Nie wiem, typa nie czytałem i nie mam zamiaru naciągać zdania dla żadnego autora.

@Vukodlak
A dziękuję :)
20-08-2011 13:39
Aesandill
   
Ocena:
+1
Czyli czym są niby dukajowe "Inne pieśni" czy "Lód"?

New Weird?
Po prostu fantastyką?

A na pewno świetnymi ksiązkami.

Czasami wpychanie w kategorię zwyczajnie nie am sensu.
Choc szczerze przyznam, że z zasady jak widzę że coś nowego co łatwo zakwalifikować do np. fantasy omijam to szerokim łukiem.

Pzdr
Aes
20-08-2011 13:54
Nuriel
   
Ocena:
+2
@YuriPrime

Nie wiem, typa nie czytałem i nie mam zamiaru naciągać zdania dla żadnego autora

Czyli: generalnie się nie znam, ale wcale nie przeszkadza mi to w wypowiadaniu się?

Powyższe ksiązki są jednymi z najlepszych jakie kiedykolwiek wyprodukowała polska fantastyka.

Warto wiedzieć CO ma się klasyfikować zanim się zacznie układać jakieś wydumane definicje.

@Aesendill

New Weird?
Po prostu fantastyką?

A na pewno świetnymi ksiązkami.


Z całą pewnością. To raczej nie jest kwestia klasyfikowania na siłę co prostu podstawa do refleksji nad granicami gatunku.

Jeśli wszystkie działa wybitne będziemy wyrzucali poza nawias, to w fantasy/science fiction pozostaną nam tylko książki które już przynajmniej w pewnym stopniu powielają określone schematy.

Pozdrawiam
20-08-2011 15:27

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.