Dlaczego się wkurzyłem?
Odsłony: 22Jestem człowiekiem spokojnym (aż za bardzo) i ciężko wyprowadzić mnie z równowagi. Jednak kilka dni temu natrafiłem w gazecie na tekst, któremu udało się to wręcz perfekcyjnie. Ów artykuł, był to pełen zapis listu pani profesor Marii Doroty Majewskiej skierowanego do polskich wakcynologów (mówiąc po ludzku: naukowców zajmujących się szczepionkami). Ale po kolei...
Od pewnego czasu zdarzało mi się słyszeć o "rzekomej" szkodliwości powszechnie stosowanych szczepionek. Podchodziłem do tego bardzo sceptycznie - zwłaszcza, że te informacje trafiały do mnie głównie od osób wrogo nastawionych do Służby Zdrowia jako całości. Czasem wręcz na zasadzie "zlikwidować szpitale, lekarzy powywieszać, bo to wszystko oszuści i nikomu nie pomagają, a dla kasy blokują rozwój JEDYNIE PRAWDZIWEJ I SŁUSZNEJ bioenergoterapii/akupunktury/szamanizmu/itd." Nie miałem na to żadnych konkretnych dowodów, więc zakwalifikowałem sprawę do szufladki z podpisem "W sumie możliwe, ale niepotwierdzone".
No i właśnie teraz dostałem wystarczające (jak dla mnie) potwierdzenie.
O co dokładnie chodzi? W skrócie: wspomniana wcześniej prof. Majewska przeszło rok temu oficjalnie wypowiedziała się na temat "szkodliwości dużej liczby szczepień". Polskie Towarzystwo Wakcynologii wysłało w odpowiedzi protest, zwracający uwagę na popełnione przez panią profesor błędy, np. brak wymaganych do potwierdzenia jej tezy badań. Tekst owego listu znajduje się tutaj:
http://www.rpo.gov.pl/pliki/12585351420.pdf
Natomiast odpowiedź profesor Majewskiej (w całości wydrukowana w czytanym przeze mnie miesięczniku), jest tu:
http://www.autyzm-szczepienia.eu/uploads/List_do_wakcynologow_poprawiony%5B3%5D%20adobe.pdf
Pozwolę sobie ją podsumować - cały tekst liczy 11 stron i zapewne nie każdemu zechce się go czytać.
Profesor Majewska (neurobiolog) w ramach projektu Komisji Europejskiej prowadzi badania nad autyzmem (jeśli ktoś nie wie, co to takiego - niech zajrzy tutaj) - między innymi jego potencjalne powiązania ze szczepieniami. Szczególną uwagę zwraca na związek rtęci, thimerosal, stosowany w szczepionkach jako konserwant. Toksyczne działanie rtęci jest potwierdzone; tymczasem w latach 90-tych w 3 szczepionkach zalecanych dla dzieci w USA jej ilość przekraczała dopuszczalna normę... 125 razy. Dziwnym trafem w tym samym okresie nastąpił tam duży wzrost zachorowań dzieci na różne formy zaburzeń rozwoju - autyzm, ADHD, padaczka. Przeprowadzone badania (w liście za każdym razem podana jest dokumentacja i zwykle linki do jej elektronicznych wersji) wskazały na związek między częstotliwością ich występowania, a podawanym w szczepionkach thimerosalem. I co? I podczas poświęconej ich wynikom konferencji w roku 2000 dyskutowano przede wszystkim o tym, jak ukryć wyniki badań i ochronić producentów szczepionek oraz FDA (Food and Drug Administration) przed zalewem pozwów sądowych. Zastosowane w tym celu metody są opisane w w liscie (na podstawie oficjalnych raportów i artykułów, żeby nie było); nie napiszę, co myslę na ich temat, bo redakcja Poltera musiałaby mnie wtedy zbanować.
Dobra, ale czy nas obchodzi, co jakiś czas temu zrobiono paruset tysiącom (?) dzieciaków w Stanach? Nieszczególnie, jak sądzę. Tyle tylko, że prof. Majewska zwraca uwagę na pewien drobiazg; mianowicie w 2008 roku (wtedy pisała swój list) w Polsce dopuszczonych było 9 szczepionek zawierających thimerosal (według listu PTW były tylko dwie), w tym niektóre obowiązkowo podawane niemowlętom i szczepionki przeciw grypie. A w Europie Zachodniej wycofano je w roku 2000 (w Skandynawii 10 lat wcześniej) z powodu szkodliwości.
Czy kogoś jeszcze dziwi, że się zdenerwowałem?
Pozwole sobie jeszcze tylko zwrócić uwagę, że autorka listu nie żąda bynajmniej likwidacji systemu szczepień, ale proponuje zmiany w jego programie: wycofanie szczepionek z thimerosalem, ograniczenie ilości szczepień (wspomina wcześniej o zagrożeniu, jakie stanowi podanie dużych ilości szczepionek w krótkim czasie - odwołanie do Syndromu Wojny Zatokowej), większe rozłożenie ich w czasie, obowiązkową rejestrację powikłań poszczepiennych i kilka innych zmian, z których część powinna być wprowadzona dosłownie "na chłopski rozum" - np. "zobowiązanie szczepiącego lekarza do przeprowadzenia wstępnego wywiadu z rodzicami odnośnie alergii, astmy i innych chorób typu autoimmunologicznego oraz powikłań poszczepiennych u członków rodziny, co pozwoli przewidzieć, czy u danego dziecka mogą wystąpić groźne reakcje poszczepienne".
Uczciwie przyznam kilka rzeczy:
1) nie przekopałem się przez wszystkie zalinkowane w tekście dokumenty; zakładam, że skoro naukowiec ryzykuje swoja karierę (a przynajmniej pakuje się w awanturę) żeby coś powiedzieć, to chyba ma jakieś podstawy dla swoich twierdzeń;
2) czasopismo, w którym trafiłem na ów nieprzyjemny artykuł, to jedna z gazet skupiających się na bioterapii, duchach i innych dziwnych rzeczach. Ale w porównaniu z innymi znanymi mi tego typu periodykami jest chyba najbardziej konkretna i rzeczowa; poza tym, list prof. Majewskiej został napisany i udostępniony publicznie dużo wcześniej. Jeśli mimo tego fakt publikacji tekstu w takim a nie innym czasopiśmie podważa w czyichś oczach jego wiarygodność - nic na to nie poradzę.
3) jak łatwo się domyślić, nie jestem w stanie ostatecznie zweryfikować danych z artykułu. Ale przecież właśnie od tego mamy naukowców, prawda?