» Blog » Dlaczego młodzież marzy o elektrycznych owcach?
18-04-2015 01:06

Dlaczego młodzież marzy o elektrycznych owcach?

W działach: Wredni ludzie | Odsłony: 226

Dlaczego młodzież marzy o elektrycznych owcach?

- Młodzi marzą tylko o komputerach, telefonach i tabletach - brzmią zbulwersowane osoby z mojego otoczenia. - My mieliśmy różne inne marzenia! Chcieliśmy piłki, samochodu, zabawek, wyjść na dwór, a oni tylko tych telefonów pragną! Ich wyobraźnia tak zubożała! Dlaczego tak jest?

Wyjaśnieniu przyczyn tego zjawiska poświęcę ten wpis.

W zasadzie to nie wiem trochę po co to robię. Źródłem bulwersu są moi znajomi, którym nigdy nie pochwalę się, że prowadzę Bloga i co do których mam nadzieję, że nigdy go nie znajdą. Większość osób, które przeczytają te słowa, to internauci, którzy zapewne domyślają się przyczyn takiego stanu rzeczy, bowiem są dość dobrze obeznana z technologią i po swoim przykładzie potrafią się domyślić.

Dlaczego młodzież marzy o elektronice?

Kilka lat temu czytałem artykuł o biznesmenach pomagających śmiertelnie chorym dzieciom przebywającym w hospicjum. Istniała tam sytuacja dokładnie odwrotna: osoby prywatne oraz fundacje były gotowe, z dobrego serca czy dla marketingowej chwały spełnić każde życzenie dzieciaków. Załatwić spotkanie ze słoniem? Proszę bardzo! Lot za sterami awionetki? Nic wielkiego! Spotkanie z gwiazdą filmową? Za godzinę się stawi! Nie jest to zresztą nic dziwnego: nawet w tym kraju są ludzie, dla których sto tysięcy złotych to kieszonkowe, a wbrew pozorom człowiek lubi myśleć o sobie, jako o osobie szlachetnej. Fundacje i biznesmeni nie chcieli spełniać jednej prośby: dawać dzieciakom laptopów i komórek. Z ich punktu widzenia była to prośba zbyt przyziemna. Dzieciaki natomiast jak na złość chciały głównie ich, gdzieś mając słonie, awionetki i gwiazdy filmowe.

Wypytywana w tym samym wywiadzie obsługa dość szybko wyjaśniła dlaczego znajdujące się pod jej opieką dzieciaki świata poza elektroniką nie widzą. Otóż: ich zdaniem największym problemem tych dzieci jest rozłąka z rodziną oraz kolegami i płynąca z niej samotność. Większość z nich rozumie również, że spotkanie ze słoniem czy gwiazdą filmową jest tylko fanaberią, bez której da się żyć. Laptop czy telefon to natomiast narzędzie, które służy do tego, by porozumiewać się z innymi. Posiada więc konkretne, pożyteczne funkcje.

Tym sposobem osoby te wychwyciły główną różnicę między elektroniką, a tradycyjnymi atrybutami młodości, jak piłki, lalki, skakanki, hulajnogi oraz resoraki.

Elektronika to narzędzie:

9379_146cOtóż: w odróżnieniu od tamtych telefony, tablety, lapotopy etc. spełniają konkretne funkcje. I to na tyle istotne, że, nawet gdyby nie było na nich gier, przeglądarki internetowej oraz Facebooka i tak opłacałoby się je posiadać. Weźmy taki telefon... Osobiście nie jestem fanem telefonów komórkowych, zresztą, jestem osobą tak „mobilną”, że w życiu bardziej mi one przeszkadzają, niż pomagają. Mam więc czarnego Samsunga Ileśtam, wybranego bo był najtańszy i miał tradycyjną klawiaturę. I powiedzmy sobie szczerze: to jest przydatne narzędzie.

Z narzędzia tego można telefonować i wysyłać SMS-y. Ma ono aparat fotograficzny, którym od biedy mógłbym robić zdjęcia stockowe, może służyć za MP3-player, odbiornik radiowy lub kilka rodzajów magnetofonu (oraz oczywiście kamerę wideo), wiele typów kalkulatora, w tym taki do rozwiązywania zadań fizycznych pod ławkom oraz drugi do prymitywnej analizy technicznej akcji, prosty edytor tekstu, zegarek, przeglądarkę fotografii, kompas i mapnik, na wypadek, gdybym zgubił się w obcym mieście. Mogę też na nim oczywiście odtwarzać pliki wideo, jednak najpożyteczniejszą funkcją jest chyba podręczna latarka. W sumie chyba jedyne, czego nim nie można zrobić, to gwoździ wbijać.

Nie ma się czym zresztą chwalić, bo wszystko to są typowe funkcje downgradowej komórki.

Powiedzmy sobie szczerze: gdy byłem dzieckiem przedmioty spełniające pojedyncze funkcje mojego marnego telefonu sprowadzano ze Stanów za grube dolary. Aparat fotograficzny to była droga zabawka, zegarek dostawało się na pierwszą komunię, a mieć kamerę wideo to był szpan na całą dzielnicę.

Prawdę mówiąc to zupełnie rozumiem, że obecne dzieciaki chcą mieć takie rzeczy. Przeciwnie: nie rozumiem ludzi, którzy oczekują, że ktokolwiek chciałby dobrowolnie obywać się bez czegoś takiego!

Środek kontroli rzeczywistości:

Drugim powodem dla którego młodzi (i starzy nawiasem mówiąc też) garną się do elektroniki jest fakt, że znacząco ułatwia ona kontrolę nad naszym życiem. A kontrola taka w momencie dorastania jest towarem bardzo poszukiwanym. Widzicie: wraz z wiekiem dzieje się tak, że zdobywamy coraz większą władzę nad swymi życiami: możemy wychodzić z domu kiedy chcemy, spotykać się z kim chcemy i kiedy chcemy, wracać o porze, która nam odpowiada, mamy o kilka rzędów wielkości więcej pieniędzy, a być może też i zdolność kredytową. Możemy podróżować swobodnie po kraju i za granicą. W bardzo wielu wypadkach zyskujemy też mniejszy lub większy wpływ na poczynania innych ludzi (np. potomstwa).

Słowem: fakt, że wypiło się z kolegami piwo przestaje być problemem.

Niestety działa to też w drugą stronę: im jesteśmy młodsi, tym bardziej jesteśmy poddani czyjejś woli. Do tego stopnia, że niemowlę nie jest w zasadzie w stanie funkcjonować bez opieki. Niemniej jednak z czasem coraz bardziej do władzy nad swoim życiem dążymy. Okres szczytu buntowniczych nastrojów przypada zwykle na wiek nastoletni.

I właśnie o to chodzi: większość dzieciaków wracać musi do domu przed zmrokiem, będąc w nim musi odrobić lekcje, często chodzi na korepetycje. Wbrew pozorom mają mniej czasu od mojego pokolenia: mam wrażenie, że edukację obecnie traktuje się poważniej, podobnie jak wszystkie zajęcia pozaszkolne. Część rodziców ma też dziwne podejście do wychodzenia na dwór: niby by chcieliby, ale się boją (choć widząc ile samochodów jeździ po ulicach wcale się nie dziwię)... Znam więc przykłady 12 letnich dzieciaków, które nawet do szkoły nie chodzą samodzielnie.

W tego typu warunkach zwyczajnie istotniejsze staje się móc połączyć się i porozmawiać z kolegą. Oczywiście dużo lepiej jest to zrobić osobiście, twarzą w twarz, ale co zrobić, jeśli mama zakaże nam wychodzić z domu i każe uczyć nam się do sprawdzianu?

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.