Dlaczego łuki w RPG ssą?
W działach: Fanboj i Życie, RPG | Odsłony: 669Gram głównie w systemy fantasy. Spowodowane jest to po części moim zamiłowaniem do historii, po części miłością do bajek. Grając sobie w te gry zauważyłem pewien ciekawą rzecz: nigdy nie grałem archetypiczną postacią łucznika w stylu Robin Hooda, Milvy, Thorgala i jeszcze parunastu pomniejszych bohaterów – strzelców niechybnych. Ciekawi mnie jedna rzecz: czemu tak jest, mimo, że postać łucznika, a zwłaszcza Robin Hooda jest bardzo ważnym elementem popkultury?
Do czego służy łuk:
Łuk zasadniczo służy do tego, żeby kogoś zabić na dystans, ewentualnie poważnie zranić przed dobiciem w walce wręcz. Zwykle powinno to zostać wykonane za pomocą pojedynczego, precyzyjnego strzału. Można to zrobić na trzy sposoby: albo stale utrzymywać dystans i pakować kolejne pociski na odległość, albo stać w miejscu i wpakować w niego jedną lub więcej strzał, zanim do nas podejdzie, albo wypuścić jeden, precyzyjny pocisk, który trafi wroga np. w oko, wbije się w mózg i spowoduje zgon. Wszystkie nie działają.
Pierwszy sposób odpada w przedbiegach z przyczyn czysto technicznych. Tzn. większość gier jednak nie umożliwia zastosowania go. Nasza postać potrzebuje bowiem przemieszczać się szybciej od swojej ofiary. W tym celu więc musi albo mieć jakieś specjalne super moce (których w wielu grach nie ma), albo czary (o które łatwiej), albo konia (które albo ssą, albo są totalnie niezbalansowane, będzie o tym wpis w przyszłości). Jeśli stosujemy czary, które występują w każdym fantaziaku, to generalnie nie stosujemy łuku. Czary zwykle są bowiem skuteczniejsze.
Co więcej: żeby zastosować tą metodę potrzebujemy Gracza o niezłym zmyśle taktycznym i dużej znajomości zasad. Nie zawsze są oni spotykani.
Drugi sposób również nie działa, bo:
1) Łuki zadają małe obrażenia, a potwory mają zadużo HP:
Kurcze… Nie pamiętam już ile łuk zadawał ran w DeDekach 3ed. W Patfinderze jest to 1k8 ran (za Longbow). Czyli, jak miecz długi. Problem polega na tym, że większość stworów, które spotkamy w tych dwóch systemach (podobnie, jak w innych klonach DeDeków oraz grach na D20) dość szybko zaczyna obracać się w ilościach HP rzędu 40-50, by potem wzrosnąć do 100-120 i wyżej. Jak łatwo zauważy: o ile takiego Hobgoblina możemy położyć jednym strzałem, tak już na Ogra będziemy potrzebowali kilku. Do takiego Mgielnego Olbrzyma natomiast będziemy musieli się nastrzelać, a nastrzelać…
Problem ten dotyczy zresztą nie tylko łuków, ale ogólnie broni. Drużyna wojowników na 20 poziomie, siekająca smoki godzinami może się powiesić, a ich nie zabije.
Co więcej: zwykle idzie na nas więcej, niż jeden potwór. Jedyne, co możemy więc osiągnąć to lekko zranić jednego z przeciwników. Nie jest to efekt zachwycający. Jeśli w drużynie mamy czarodzieja, to on swoimi czarami w tym samym czasie zwojuje więcej. Już Kula Ognia zadaje znacznie cięższe rany, niż nawet kilku łuczników.
W Legendzie 5 Kręgów, Exalted, 7th Sea i innych systemach bardziej realistycznie podchodzących do problemu obrażeń kłopot jest mniejszy. Zwyczajnie: przeciwnicy mają mniejszą wytrzymałość. Jeśli więc już jakiś cios dojdzie do celu, to zadaje dość skuteczne obrażenia. Owszem, jeśli policzymy np. wszystkie rany, jakie w Legendzie 5 Kręgów możemy zebrać na wszystkich Poziomach Ran, to wyjdą wartości porównywalne z DeDekami. Można sobie je dobić do jakichś 100-200 punktów. Przy czym a) mowa tu zwykle o dość krańcowych przypadkach postaci wysoko poziomowych, epików i powergammerów b) trafienie z najbardziej dziadowskiego łuku zadaje 2-20 ran, a nie 1-8 (mowa tu oczywiście o 1 edycji L5R) c) dodatkowe podbicia i eksplodujące kostki potrafią znacznie podbić wartość zadawanych obrażeń
2) Łuk się nie przydaje, bo obrażenia są źle wyliczone:
Problem ten był bardzo widoczny w pierwszym Warhammerze, o ile mnie pamięć nie myli, to pojawiał się też w Monastyrze (dotyczył pistoletów, z których ponoć nie dało się nikogo zastrzelić). W pierwszym Warhammerze łuki miały dość niedużą siłę, co sprawiało, że często nie były w stanie przebić się przez Wystrzymałość trafionego, zwłaszcza, jeśli była bardzo wysoka, a postać nosiła do tego zbroję. W drugiej edycji problem nadal występuje, jednak w mniejszym stopniu. Wynika to między innymi z zastosowania k10 zamiast k6 do losowania obrażeń.
3) Z łuku i tak nikt nie strzela bo można czarować:
To problem większości systemów fantasy, w których występuje magia bojowa. Powód lekceważenia łuków jest w nich prosty. Magia zadaje znacznie większe obrażenia. Zwykle rzucenie zaklęcia zajmuje czas zbliżony do wysłania jednej lub kilku strzał z łuku. Zaklęcia zadają jednak zwykle więcej obrażeń, do tego bardzo często pokrywają dużą powierzchnię trafiając kilku – kilkunastu wrogów. Jakby tego było mało: wiele z nich trafia automatycznie (ewentualnie rzuty obronne zmniejszają rany, np. o połowę), podczas, gdy z łuku trzeba wcelować. W kilku grach czary mają też znacznie większy zasięg, niż łuki. Np. w DeDekach.
Trzecia droga:
Jest nią jak pisałem wpakowanie precyzyjnie pocisku w jakiś czuły punkt. Droga ta znów nie działa. Powody są dwa 1) w wielu grach (np. DeDekach, Warhammerze nie ma takiej opcji 2) łuki nadal zadają małe obrażenia… Kilka systemów pozwala obejść ten problem, jak np. wspomniane już L5K czy 7th Sea, gdzie są dodatkowe podbicia i eksplodujące kości. Granie Robin Hoodem w nie jest jednak moim zdaniem mało trafione. Angielski banita średnio pasuje do japońskich klimatów. W prawdzie w 7th Sea pojawia się łucznicza szkoła szermierki, jednak znowu: niezbyt wpisuje się w język systemu. Większość graczy raczej wybiera broń palną. Trochę podobnie jest w Exalted, gdzie są dodatkowe sukcesy. Znów jednak: Robin Hood nie pasuje do poetyki tej gry.
Kolejny problem jest taki, że mechanika rzadko wspiera postać łucznika niechybnego, gościa, który potrafi zestrzelić jabłko z głowy własnego syna, czy trafić wróbelka w oko z odległości kilometra. Przykładowo: w DeDekach postaci łuczniczych prawie nie ma. W posiadanych przezemnie podręcznikach opisano około 200 klas prestiżowych, przy czym dla łuczników nadaje się 5-6. Większość z nich wyobraża zupełnie inne podejście. Są to albo łotrzycy przedłużający sobie atak ukradkowy (czyli niespodziewany cios, coś zupełnie innego) albo postacie stawiające na różne sztuczki cyrkowo – magiczne (np. Mistyczny Łucznik). Robin Hood natomiast nie miał mocy magicznych i raczej nie strzelał przeciwnikowi w plecy.
Również inne gry nie wspierają tej postaci. Owszem np. Earthdawn czy Exalted mają bogate drzewka jej rozwoju… Z tym, że ponownie są to sztuczki magiczno – cyrkowe. Tak więc postacie nie mają za bardzo możliwości celnego, precyzyjnego strzału. Za to mogą wypuszczać strzały ogniste, walić z łuku jak z broni maszynowej lub bez amunicji… Czyli totalne przeciwieństwo…
Dlaczego nie ma gry, w której byliby strzelcy niechybni? Nie wiem.