» Blog » Dlaczego bać się feminizmu (+ bonusowy gwałt)
29-01-2013 14:44

Dlaczego bać się feminizmu (+ bonusowy gwałt)

W działach: flejm, WTF | Odsłony: 226

Nowa edycja femiflejma w pełni, więc modnie jest mieć swoją spamnotkę w tym temacie. Dostosuję się zatem do mainstreamu, inaczej ponoć grozi posądzenie o bycie hipsterem z tabeli spotkań losowych. Ale moja spamnotka będzie wbrew pozorom dość serio. Czujcie się ostrzeżeni.

Co nie jest prawdą o antyfeministach

Etykietka oczywiście wybitnie umowna i myląca, ale jakoś flejmowe stronnictwa trzeba dla wygody określić.
 
Jeszcze mały disclaimer - cytaty pochodzą z wpisu MEaDEi. Nie dlatego, żebym akurat z tym wpisem się jakoś szczególnie nie zgadzał. Ale jest po pierwsze dość reprezentatywny dla dyskusji, po drugie szeroko polecany, a po trzecie napisany na poziomie umożliwiającym polemikę, czego nie można powiedzieć o wszystkich innych głosach.

"(...) Reakcja na powstanie wyizolowanego środowiska sugeruje, że istnieje jednak konflikt płci - czyli w męskiej-normie uobecnienie się grupy dziewczyn powoduje reakcje obronną, agresywną i kwestionującą jej zasadność. (...)"

Po prostu fałsz. Jak podnoszono i na panelu, i później kilkakrotnie w dyskusji, inna grupa kobieca jak dotąd spokojnie sobie istniała, i żaden szowinista nie zachował się ani obronnie, ani agresywnie. Obronnie i agresywne reakcje wywołują inne fakty z grupą pośrednio związane, ale mało kto poza ewidentną trollerką kwestionuje samo jej istnienie.

"(...) Argumenty, że powstanie grupy męskiej, do której nie miałyby wstępu kobiety, wywołałby III Wojnę Internetową są delikatnie mówiąc arcy-zabawne. Przede wszystkim: taka grupa istnieje: „erpegi są dla chłopaków (...)”. 

Arcyzabawne to jest pominięcie faktu, że grupa chłopaków powstała później, w bezpośredniej reakcji na powstanie grupy kobiecej. Skrytykowanie jej powstania w tym momencie dowiodłoby modelowej hipokryzji i byłoby takim strzałem w stopę, że chyba nawet ostatnia ofiara zdaje sobie z tego sprawę. Aż tak uprzedzony do feministek nie jestem, by je o podobną głupotę podejrzewać.

"(...) To jedynie dowód na uprzedzenie wobec feminizmu oraz sygnał, że aktywizacja dziewczyn jest postrzegana jako swojego rodzaju sytuacja kryzysu/zagrożenia. (...)"

I to w pewnym sensie jest prawda, o czym będzie właściwa treść niniejszej notki.


Kto się boi feminizmu i dlaczego

Femflejm mamy na polterze regularnie od dłuższego czasu. Stali bywalcy pamiętają, choć pewnie nie wszystko, nowe koleżanki zarejestrowane na fali ostatniej "edycji" prawdopodobnie nie.

Zatem, k10 przypominajek, tak dla ilustracji.
 
Mieliśmy liczne przykłady oceniania zupełnie neutralnych treści jako seksistowskie i niedopuszczalne (vide apel do moderacji wiszący wciąż na forum). Upominanie konkretnych użytkowników o zmianę rozmaitych treści na prywatnych blogach (vide anegdotyczne już zastępowanie gwałtu nekrofilią), krytykowanie ciekawych i udanych projektów przez doszukiwanie się w nich seksizmu za wszelką cenę (vide Mini War Eliasha), oklepane już niemal doszukiwanie się seksizmu w ilustracjach (vide rysunki Rysi), pretensje o "niedostateczne" potępienie nagannego w rzeczy samej zjawiska (vide opisywana bodajże u też u Rysi paskudna historia z pewnego Orkonu), czy nawet o oczywisty dla dobrze wychowanego faceta gest przepuszczenia kobiety w drzwiach na konwencie (tu już nie pomnę, o kogo chodziło). Wszystko okraszone pretensjonalnym tonem, demonstracyjnym poczuciem wyższości i cenzurowaniem głosów sprzeciwu.

Główna bohaterka powyższych anegdotek nie była na polterze osobą decyzyjną, ale wszystko powyższe dobrze pokazuje, czym mógłby stać się fandom, gdyby taka osoba uzyskała w nim rzeczywiste wpływy. Lub choćby uprawnienia moderatorskie na Polterze.

Tego można się bać.
 
Serio. Ekspansywny feminizm, filtrujący wszelkie przejawy aktywności fandomowej przez pryzmat "seksizm / nie seksizm" jest niepokojąca wizją. I to niestety nie dla rzeczywistych szowinistów, damskich bokserów, molestujących seksualnie sekretarki szefów, zamykających kobietę w kuchni apodyktycznych mężow, czy gwałcących maniakalnie postacie graczek MG - im to akurat zwisa i powiewa. To jest rzeczywisty margines, do potępienia którego nie trzeba być feministką, wystarczy być po prostu przyzwoitym człowiekiem.

Niepokoją się normalni, przyzwoici goście, którzy koleżankę z fandomu traktują po prostu kulturalnie, jako człowieka najpierw, i jako kobietę w dalszej kolejności.
 
Niepokoją się czytelnicy Poltera, że dostaną bana za skomplementowanie nowej szefowej działu, że oprócz bycia kompetentną jest również atrakcyjna. Niepokoją się MG, że będzie im groził środowiskowy ostracyzm za niedopuszczenie postaci kobiety-rycerza w settingu historycznym. Niepokoją się autorzy ilustracji, że ich prace zostaną odrzucone, gdy komuś średnia ilość piersi na osobę nie będzie się w nich zgadzać. Niepokoją się autorzy tekstów, że zostaną odgórnie zmuszeni do używania łamanców językowych w stylu "mistrzyni lub mistrz gry", tudzież "rycerka", "żołnierka" i "marynarka". Niepokoją się wreszcie wszyscy, którzy coś powiedzą, zrobią czy napiszą z konkretną niewinną intencją, a na to mogą usłyszeć, że ich zdanie istotne nie jest, bo ich rzeczywiste intencje lepiej znają i potępią inni. 
 
Przesada? Oby. Wszystko powyższe ma jednak oparcie w faktycznych postulatach, na szczęście nie popartych rzeczywistym wpływem na decyzje.
 
I nie ma tu nawet znaczenia, czy wszystko powyższe jest w gruncie rzeczy słuszne, czy nie. Chodzi o to, że większość wzbrania się przed koniecznością ważenia każdego swojego działania pod względem tego, czy nie będzie ono potępione przez punkt widzenia jakiejkolwiek ideologii. 

 
Co to ma z tą całą grupą wspólnego?

Niewiele. Flejm, w którym tak entuzjastycznie bierzemy udział, zarówno jego aktualna "edycja", jak i wszystkie poprzednie, wynika w istocie z obawy przed agresywną odmianą aktywności feministek w fandomie. Grupa oberwała rykoszetem, przez utożsamienie jej istnienia z postawami prezentowanymi przez założycielkę.


Czy "grupa kobieca" w ogóle jest feministyczna?

A tego, oczywiście, nie wiemy. Zdania samych uczestniczek są sprzeczne - są głosy, że jest to wręcz feministyczne kółko wzajemnej adoracji, inne dyskutantki zaś wskazują na przewagę zupełnie nieideologicznych treści.

W każdym razie, osoba Petry jako założycielki i moderatorki z oczywistych powodów wskazuje, że można się tego obawiać, nawet jeśli ostatecznie obawy nie okażą się uzasadnione.

Jeśli istotą grupy jest rzeczywiście wspólnota doświadczeń, po prostu kobiecych, a niekoniecznie w założeniach feministycznych, to oczywiście nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Rozmowa o sposobie dopasowania gorsetu rzadko zahacza o męską wspólnotę doświadczeń. Podobnie jak wiele innych. Nic szczególnie kontrowersyjnego nie ma w powstaniu grupy, w której kobiety grające w RPG chcą w swoim gronie porozmawiać.
 
 
A jeśli jest feministyczna jak cholera, to trzeba się bać?
 
Nie mam specjalnych złudzeń co do osoby założycielki, ale wierzę za to w rozsądek większości innych dziewczyn. Nawet więc hipotetyczna przemiana grupy w ośrodek feministycznego prania mózgu nie powinna poskutkować masową mutacją grupowiczek w oddział ideologicznej partyzantki.
 
Zatem nie bójmy się grupy i wyimaginowanego feministycznego spisku. Uważajmy jednak na fanatyzmy i fanatyków - ogólnie w życiu fandomu, i w życiu w ogóle. 

 
Bonus - dygresja o gwałtach na graczkach i logice

"(...) Jeśli pada problematyka gwałtów postaci na sesji to nie trzeba wyjaśniać, że to w ogóle jest problem – tak niestety przebiega to w gronie mieszanym, gdzie nagle ktoś (najczęściej mężczyzna, ale także taką opinię głoszą kobiety) stwierdza: u mnie tak nie ma, nie było, nie zdarza się, a skoro u mnie nie to nigdzie nie, to żaden problem. Nie będę analizować bzdurności tej logiki – wynikałoby z niej, że skoro nigdy nie widziałam dziobaka in personam to znaczy, że nie istnieje. (...)"

A ja dla odmiany chętnie zanalizuję bzdurność tej logiki.

a) w gronie mieszanym kwestionuje się istnienie problemu
b) na grupie kobiecej - nie, ta kwestia uważana jest za oczywistą i dyskusji nie podlega
c) ale przecież "taką opinię także głoszą kobiety" ?

Ergo:
 
a) na grupie kobiecej kobiety głoszące odmienną opinię w tej kwestii nie istnieją, lub boją się wypowiadać
b) odcięcie od dyskusji osób kwestionujących istnienie problemu powoduje, że zagadnienie to staje się oczywiste i już nie trzeba go wyjaśniać

W zasadzie, owszem, to się logicznie trzyma kupy. Z pewnością łatwiej dyskutuje się na przykład o przysłowiowej ilości diabłów mieszczących się na główce od szpilki, jeśli wcześniej wyeliminowało się z dyskusji osoby kwestionujące istnienie diabła. Nie wydaje mi się jednak, aby można było z czystym sumieniem stwierdzić, że jej efekty są dzięki temu bardziej wartościowe.

"(...) Kolejnym etapem przez który należy przebrnąć chcąc dyskutować o problemie gwałtów jest stwierdzenie: to zjawisko się pojawia, ale jest marginalne. Kolejny wywołujący opad rąk argument z gatunku „gadajmy tylko o tym co dotyczy mnie... (...)"

W zasadzie prawda, ale pomijająca istotne zastrzeżenie.

Marginalność zjawiska oczywiście nie jest powodem do kwestionowania zasadności dyskusji, co najwyżej do nie wzięcia w niej udziału.

Natomiast jest istotna przy rozważeniu, na ile zaproponowane środki zaradcze są adekwatne do problemu. W tym przypadku mieliśmy akurat bardzo wdzięczny przykład, gdy fandomowa feministka w autorytatywnej formie domagała się zmiany mało istotnego szczegółu erpegowego opisu, gdyż sugerował w podtekście zaistnienie w świecie gry zjawiska gwałtu. Zaproponowane środki zaradcze obejmowały między innymi zastąpienie go neutralną i niekontrowersyjną nekrofilią. I nad takimi przykładami strzelania z armaty do muchy można i należy nie tyle dyskutować, co obśmiać szczerze.

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1
@ Aure_Canis
Pytanie chyba retoryczne - nazywanie homofobem kogoś, kto prezentuje homofobiczne poglądy, nie narusza poprawności politycznej, tak jak nie narusza jej nazywanie katolikiem kogoś, kto jest członkiem Kościoła Rzymskokatolickiego. Jeśli tego drugiego nazwać by papistowskim sekciarzem, to byłaby już zupełnie inna sytuacja.
01-02-2013 11:33
Aure_Canis
   
Ocena:
0
To oficjalne: Gdy ktoś będzie do mnie mówił "Aure_Canis", będę to odbierał jako informację, by mówić do tej osoby per "pan / pani". Zwłaszcza, że robi to tylko administracja i moderacja, a więc grupy, które zdają się nie być mi przychylne.
01-02-2013 11:38
oddtail
   
Ocena:
+5
@Aure_Canis: przede wszystkim: przyznam, że nie lubię określenia "homofob". W fobiach nie ma nic złego, "homofobia" powinno oznaczać "chorobliwy strach/brak komfortu w obecności homoseksualistów". Trudno winić kogoś za to, że się czegoś lub kogoś boi - chorobliwie albo nie, wszystko jedno.

Fobia to uleczalna choroba. To, co się nazywa homofobią to zazwyczaj nie strach (o który do nikogo nie można mieć pretensji), tylko antygejowska postawa. Może podyktowana strachem, może nie. W ten sposób słowo "homofob" rozmywa kwestię.

Ale to była mała dygresja. Nie ma sensu bawić się w redefiniowanie słów. Nie lubię słowa "homofob", ale wiadomo mniej więcej co znaczy, więc trudno, trzeba go używać.

Czy nazwanie kogoś homofobem jest niepoprawne politycznie? Zależy. Jeśli ktoś wysuwa argumenty moralne, intelektualne lub ideologiczne, wedle których zachowania homoseksualne są niepożądane lub niewłaściwe, to jakkolwiek nie akceptuję w pełni tych ideologii, użycie słowa "homofob" jest formą ataku i nieuczciwego zdyskredytowania rozmówcy. To jest patrzenie z góry i mówienie "nie masz tak NAPRAWDĘ powodu, żeby krytykować homoseksualizm, po prostu jesteś ograniczony i tyle". To jest identyczna taktyka jak powiedzenie "jesteś kobietą, nie rozumiesz", albo "jesteś za młody, jak podrośniesz to zmienisz zdanie". I tym samym jest niepoprawne politycznie.

Natomiast nazwanie homofobem kogoś, kto atakuje homoseksualistów i homoseksualizm jest po prostu nazwaniem w określony sposób faktu. Nie widzę w tym braku poprawności politycznej, tak jak nie ma nic niepoprawnego politycznie w stwierdzeniu, że ktoś kto klnie jak szewc jest źle wychowany.

EDIT: a w ogóle określenie "klnie jak szewc" jest niepoprawne politycznie. Niemniej jego szkodliwość uważam za na tyle małą że nie widzę szkody w jego używaniu. Przyznaję, że jest w tym jakieś ziarno hipokryzji ;).

Nie mylmy nierozmytych, kategorycznych określeń z brakiem poprawności politycznej. Jeśli ktoś coś ukradnie, nazwę go złodziejem i nie ma w tym nic niepoprawnego politycznie. Poprawność polityczna to nie unikanie jak ognia negatywnych określeń, tylko nieużywanie określeń, które są pejoratywne w sytuacji, gdy nie mamy prawa deklarowania, że dana postawa, osoba czy grupa jest "zła".

A co do koszerności mięsa - nie mam pojęcia, o co Ci chodzi. Czy to ma być ironiczny żart, czy pytanie na serio? Żydzi nie jedzą pewnych rodzajów żywności ze względów religijnych. Nie ma nic niepoprawnego politycznie w niejedzeniu wieprzowiny ani w jej jedzeniu. To kwestia osobistych religijnych przekonań. Obrażanie żydów ze względu na fakt, że nie jedzą pewnych rzeczy (albo katolików za to, że nie jedzą mięsa w piątki) jest niepoprawne politycznie.

Nie ma czegoś takiego, jak "strona bardziej/mniej politycznie poprawna". Gej nie jest "politycznie poprawny", jakby jakaś nieziemska siła uświęciła go specjalną właściwością. Gej mówiący na heteroseksualnych mężczyzn "breederzy" jest w danym momencie cholernie niepoprawny politycznie. Żyd mówiący na katolików "katole" - tak samo. To, czy jada szynkę nie ma nic do rzeczy.
01-02-2013 11:41
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1
@ oddtail - przypuszczam, że w pytaniu o koszerne mięso chodziło raczej o kwestię rytualnego uboju.
01-02-2013 11:49
oddtail
   
Ocena:
0
@AdamWaskiewicz: cóż, jeśli tak - to krytykowanie metod owego uboju nie jest w żadnej mierze niepoprawne politycznie. Nie muszę przecież automatycznie się godzić na wszystko, co robią inni ludzie dlatego tylko, że dla nich jest to ważne.

Ale przecież mogę, hipotetycznie, być przeciwny brutalnemu traktowaniu zwierzęcia jako konsekwencji przekonań religijnych bez agresji w stosunku do wyznawców tej religii.
01-02-2013 11:52
Aure_Canis
    Edit 3
Ocena:
+1
@down Normalni ludzie piszą Aure.

Dziękuję bardzo za przedstawienie bardzo sensownego stanowiska odnośnie pojęcia "homofob". Plusik.

Nie rozumiesz problemu dyskusji o koszernym mięsie, ale to zrozumiałe, że Ciebie może to nie interesować.

Trwają, także w Polsce, inicjatywy mające uniemożliwić żydom (niekoniecznie Żydom) dokonywanie tak zwanego rytualnego uboju, który uwzględnia zawieszenie żyjącego i świadomego zwierza na drągu (czy czymśtam) i poderżnięcie mu gardła. Makabryczny rytuał, pozwalający zwierzakowi umierać przez nawet kilkadziesiąt sekund.

Więcej tutaj: szechita na wiki,

Dyskusja więc toczy się między obrońcami praw zwierząt (głównie weganami, dziwne, nie?) a zwolennikami suwerenności mniejszości religijnych. Co jest cenniejsze z perspektywy politycznej poprawności - prawo do zachowania tożsamości religijnej czy prawo do zachowania jakże cenionego nurtu o ograniczaniu niepotrzebnego (z perspektywy większości) cierpienia?

Znajoma ze Stanów opowiadała, że w szkole jej syna istnieje zakaz np. wystawiania Biblii na wierzch, modlenia się czy w inny sposób ujawniania upodobań chrześcijańskich. Za to sama dyrekcja / nauczyciele mają prawo do zaproszenia na przykład native-american szamana, który opisze swoją wiarę w ramach zajęć kulturoznawczych. To jest sprawiedliwość dyktowana obroną mniejszości i uciskania potencjalnie agresywnej większości. Chyba. Inni nazwą to polityczną poprawnością. A inni głupotą.
01-02-2013 11:52
oddtail
   
Ocena:
+2
@Aure_Canis: po pierwsze, jak najlepiej się do Ciebie zwracać, zamiast Aure_Canis? Tak na przyszłość.

Po drugie: to, że toczy się dyskusja nie ma moim zdaniem nic wspólnego z poprawnością polityczną. Wiele jest kwestii kontrowersyjnych, w których obie strony mają lepsze albo gorsze racje. Poprawność polityczna jest jednym z narzędzi, by te dyskusje toczyły się troszkę mniej irracjonalnie (because let's face it, dyskusje w kwestiach ideologicznych rzadko oparte są na sensownym dyskursie, i to nieusuwalna właściwość ludzkiego mózgu).

To, że staram się być poprawny politycznie nie zmienia na przykład faktu, że jestem niemal bezwarunkowo przeciwny aborcji, którą liberalne środowiska zasadniczo popierają. I wielokrotnie byłem z tego tytułu atakowany, zresztą zwykle w sposób niepoprawny politycznie ;).
01-02-2013 11:57
Senthe
   
Ocena:
+3
@oddtail
Ja bym chciała wiedzieć wobec tego, czym się różni poprawność polityczna od uprzejmości i zwykłej troski o dobre samopoczucie innych ludzi. Może być w punktach.
01-02-2013 12:55
oddtail
   
Ocena:
+8
@Senthe: tym, że troska i uprzejmość są kwestiami bardzo subiektywnymi i bardzo trudnymi do zdefiniowania.

Wracając do mojego przykładu: niemal nikt, kto używał przy mnie słowa "pedał", niemal nikt kto nazywał mnie "pedałem" nie twierdził, że robi to żeby mnie obrazić. Zawsze było sto powodów dla używania takiego określenia. Bardzo często okazywało się, że oni są uprzejmi i używają zupełnie akceptowalnego, neutralnego słowa. A ja się czepiam.

Co to z mojej perspektywy oznacza? Jedną z dwóch rzeczy:

1) Kłamią, że aż furczy, bo nie mają żadnej intencji, by maskować swoją pogardę i agresywny język. Więc będą udawać, że to ja jestem źródłem problemu. Lub też:
2) Wierzą, że słowo "pedał" nie jest obraźliwe, czyli ignorują że mnie ono krzywdzi i uważają, że moje zdanie w tej kwestii jest nieistotne. W efekcie, według mnie, stawiają swoją wygodę i swoje osobiste widzenie świata ponad moimi uczuciami.

Oczywiście, mogę się zgodzić, że ani punkt 1), ani punkt 2) nie świadczy zazwyczaj o specjalnej empatii i liczeniu się ze mną. Jednak widzę tutaj też ślady ignorancji oraz reakcji obronnej na coś, co uważają za atak i narzucanie ("zmuszanie" ich, by nie używali danego słowa). Zatem oprócz złej woli mogę założyć, że kwestią jest też brak pewnych norm, pewnej wiedzy czy świadomości, że różni ludzie różnie wartościują to co widzą i słyszą, w tym dobór słów.

Czym zatem różni się polityczna poprawność od dobrego wychowania i empatii? Tym, że dobre wychowanie i empatia to coś subiektywnego, osobistego i niemożliwego do całkowitego zdefiniowania oraz wyegzekwowania.

Polityczna poprawność jest zaś zbiorem jasnych zasad, które niektórzy ludzie promują jako propozycję norm, które mają zapewnić szacunek i nowego standardu dobrego wychowania. Ponieważ uważają, że istniejące normy i standardy nie nadążają za ludzkimi relacjami i wrażliwością.

Przez analogię: każdy niby wie, że podczas rozmowy należy stosować się do pewnych zasad. I teoretycznie to wystarczy. Ale po to są zdefiniowane pewne reguły retoryki czy zasady dyskusji, bym mógł jasno, konkretnie pokazać komuś "to jest argument ad personam, to jest argument ad baculum, to jest kartezjańskie błędne koło", zamiast musieć walczyć kłem i pazurem z kimś, kto te wredne sztuczki stosuje (niekoniecznie świadomie).

Polityczna poprawność to takie Mojżeszowe tablice, na które mogę wskazać i powiedzieć "ej, tak nie wolno". Jak wszystkie reguły, czasem mogą być nagięte albo zignorowane. Ale jakkolwiek chcę wierzyć w dobrą wolę innych, chcę mieć coś, na co się powołam gdy albo brakuje dobrej woli, albo dobra wola jest niedoinformowana i podszyta ignorancją lub złymi przyzwyczajeniami.

W najgorszym przypadku, nawet ktoś pozbawiony dobrej woli musi przestrzegać pewnych reguł ze względu na presję społeczną. Na przykład źle jest widziane ubliżanie komuś, więc ktoś kto ma ochotę mi ubliżać czasem ugnie się pod presją i dostosuje się do pewnego standardu, który ogranicza stosowanie słów "K" i "CH" w rozmowie. Polityczna poprawność to podobne reguły, które promuję, bo może pewnego dnia moje dzieci albo wnuki nie będą musiały znosić słowa "pedał" ze strony ludzi, którzy we własnym przekonaniu są dobrze wychowani, mili i grzeczni.
01-02-2013 13:08
Nit
   
Ocena:
0
Może zamiast 'homofob' używać 'homosceptyk' :D
01-02-2013 13:09
Senthe
   
Ocena:
+3
@oddtail
Zasadniczo bardzo podoba mi się, co piszesz. :)

Zatem oprócz złej woli mogę założyć, że kwestią jest też brak pewnych norm, pewnej wiedzy czy świadomości, że różni ludzie różnie wartościują to co widzą i słyszą, w tym dobór słów.
Fakt, brak wyczucia i świadomości jest konkretnym problemem.
01-02-2013 13:21
Hastour
   
Ocena:
+8
Ee, znowu cała debata wynikająca z tego, że nie zgadzacie się do końca w kwestii definicji debatowanego pojecia. I do tego oczywiście każda strona wskazuje odpowiednio przykłady niewątpliwych zalet / niewątpliwych wypaczeń. Rozumiem, taktyka ;)

Oddtail przedstawia poprawność polityczną jako regululatora tak banalnych kwestii, jak niewyzywanie kogoś od pedałów. A to żadnej ideologii nie wymaga. Określa użytkownika określenia jako buca, i tyle. Taka "PP" od zawsze jest obecna jako element kultury, którą dopiero współczesna nowomowa określiła w ten sposób. Choć oczywiście zbiór tego, co za bucówę uchodzi, zmienia się w czasie.

I nie, nie ogranicza to wolności słowa. Bo powiedzieć wolno. Ale licząc się konsekwencjami, na przykład - można dostać w pysk. Lub wyrok sądu (ale cywilnego) może nakazać przeprosiny i zadośćuczynienie. To zresztą ogólny problem w wielu rozumowaniach - nie da się rozpatrywać wolności w oderwaniu od odpowiedzialności, bo jedno bez drugiego nie istnieje.

PP natomiast robi się groźna, jeżeli jest zinstytucjonalizowana. Na przykład, gdy wystąpienie konsekwencji nie zależy już od aktywności samego obrażonego, tylko zaczyna być ścigane karnie z urzędu. Drastyczny przykład - władze Amsterdamu rozważają właśnie prawo eksmitowania z mieszkania osoby wykazujące się niewłaściwym stosunkiem do mniejszości seksualnych. Z własnego, uważacie, mieszkania. W trybie administracyjnym, nie cywilnym ani karnym chociaż - czyli według widzimisię urzędnika.

PP jest również czasem groźna, a czasem tylko zabawna, gdy jest niekonsekwentna (zwykle jest, w mniejszym lub większym stopniu.). I tak można tylko zrobić facepalma nad przykładami podwójnych standardów np. odnośnie chrześcijan i innych religii, o właśnie coś takiego, co przywołał Aure. Albo zastanowić się, że skoro II WŚ wywołali "naziści" , to jak to jest, że w Iraku jakoś nie walczyli Republikanie z Baasistami.

PP jest często groteskowo nadużywana, jeżeli obrona hipotetycznych urażonych i skrzywdzonych przez niewłaściwy język staje się hobby lub zawodem osób nie mających żadnej legitymacji, by w imieniu tej grupy się wypowiadać. Pewna organizacja zaprotestowała swego czasu przeciwko używaniu określenia "głusi", domagając się konsekwentnego używania "osoby niesłyszące". Ze zdziwieniem przeciwko owej działalności zaprotestowały właśnie "osoby niesłyszące", reprezentowane przez Polski Związek Głuchych...

PP jest niebezpieczna, gdy wpływa na dziedziny, które z ideologią nie powinny mieć nic wspólnego. Ale okazuje się na przykład, że badania czysto naukowe, które pokazują niepoprawne politycznie wnioski, bywają udupiane z zupełnie nienaukowych powodów, a ich autorzy poddawani są ostracyzmowi środowiska.

W każdym razie, o ile stoimy z Oddtailem po zupełnie przeciwnych stronach barykady w debacie określonej jako "za lub przeciw poprawności politycznej", to mam jednocześnie wrażenie, że przy rozmowie o konkretnych jej przejawach punktów spornych byłoby zdecydowanie mniej.
01-02-2013 13:37
oddtail
   
Ocena:
+4
@Hastour: pamiętaj, że "pedał" to przypadek ekstremalny. Są kwestie dużo, dużo bardziej subtelne, które też mogą razić, ranić lub krzywdzić. W sytuacji, w której nawet coś, co Ty i ja uważamy za oczywiste jest albo niezrozumiane, albo ignorowane, promowanie pewnych postaw i standardów jest niestety koniecznością. Jeśli takie odjazdy jak używanie słowa "pedał" jako normalnego są na porządku dziennym (i wbrew pozorom widywałem takie nastawienie także u ludzi poza tym na poziomie, których nie podejrzewałbym o złą wolę), to bardziej subtelne zmiany dokonujące się "same z siebie" są marzeniem ściętej głowy.

Ludzie jadą na inercji. Poza tym tylko osoba która znajdzie się po stronie pokrzywdzonego jest w stanie zrozumieć pewne kwestie. A bez poprawności politycznej regularnie okazuje się, że to nie osoba obrażona/poniżona/skrzywdzona ma definiować, co wolno a czego nie wolno. To strona, która zwykle występuje z pozycji siły ma prawo takich deklaracji/wartościowania. Co jest przykładem marginalizacji.

Gdybym znał sposób walki z marginalizacją bardziej wygodny i skuteczny niż polityczna poprawność, stosowałbym go. Ale nie znam.
01-02-2013 13:53
Siman
    @Earl
Ocena:
+4
"A co do totalitaryzmu - formalnie tak powinno być, w rzeczywistości realnej totalitaryzm (zwłaszcza w krajach europejskich) zadowalał się często tym, że przeciętny człowiek nie staje im na drodze."

Totalitaryzm, w przeciwieństwie do np. komunizmu, nie jest systemem wymyślonym w teorii i potem wdrażanym wg niej. Odwrotnie - jego formalne wyznaczniki zostały opisane wg obserwacji już istniejących systemów, które należało w jakiś sposób określić i zdefiniować. Więc nie rozumiem, jakim cudem mogłyby powstać różnice między teorią a praktyką.

System, który zadowala się siedzeniem cicho przez obywateli, nie jest totalitaryzmem. Nie mogłeś nie popierać ideałów komunizmu albo szkodliwości Żydów dla społeczeństwa jeśli chciałeś zachować pracę/wolność/życie w ZSRR za Stalina/III Rzeszy.


"Oczywiście, w przeszłości były takie tematy i były takie grupy objęte zakazem krytyki. Ale co z tego wynika? Uważasz, że wtedy było lepiej? Że mamy nadal kopiować te wzorce?"

Chodzi o to, że powołujesz się na całkowicie idealistyczne pojęcie wolności, które nigdy nie zaistniało w historii ludzkości. Podpierasz się przy tym, błędnie, skrajnymi przykładami ograniczania tejże i sugerujesz, że brak tego ideału zrównuje rzeczywistość z tymi skrajnościami (co może równie dobrze oznaczać, że można z nimi zrównać wszystkie niemal epoki dziejów) oraz że ten ideał jest formą normalności - niby jak, skoro nigdy w historii ludzkości nie istniał jako norma?

Co więcej, mimo że powołujesz się na ideał, sam optujesz za jego racjonalnym stosowaniem, racjonowanym tzw. zdrowym rozsądkiem. Czyli np. ograniczonym przez nieobrażanie innych. Tyle że co to dokładnie oznacza i czym się różni od politycznej poprawności? Odwołując się do reszty dyskusji: jeśli uznamy słowo "pedał" za obraźliwe i niestosowne, to jest zdrowy rozsądek, czy poprawność polityczna? A jeśli tak samo uznamy słowo "homofob"?

W praktyce chodzi o to, że budujesz, nie tylko ty w tej dyskusji zresztą, przeświadczenie, że istnieją dwie rozłączne kategorie, które można zdefiniować w tej sposób:

1. ograniczanie wolności, które uznaje za właściwe -> zdrowy rozsądek
2. ograniczenie wolności, które uznaje za niewłaściwe -> poprawność polityczna

Można oczywiście tak postawić sprawę, problem w tym, ze w takiej sytuacji nie istnieje możliwość dojścia do zgody. Bo prawdopodobnie dla każdej z osób uczestniczącej w tej dyskusji granica między tymi dwoma zjawiskami będzie leżała w innym miejscu.

Pomiędzy wolnością, która jest niezbywalna żadnemu człowiekowi, a koniecznością ograniczeń, które są niezbędne dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa istnieje gigantyczna szara strefa, w której punkt ciężkości można, zależnie od poglądów, ustawiać w rozmaitym miejscu wskazując, że w tutaj wolność jest poszanowana należycie.

Tak naprawdę, w zdrowym społeczeństwie ścierają się bezustannie dwie tendencje: zdrowego rozsądku, dążącego do zniesienia nadmiernych ograniczeń oraz politycznej poprawności, dążącej do określenia tych ograniczeń w sposób możliwie najszerzej chroniący godność osobistą obywateli. Obie te tendencje są konieczne, aby nie doszło do nadużyć - z żadnej strony.

Wskazywanie takich nadużyć politycznej poprawności popieram całym sercem. Sugerowanie, że polityczna poprawność jest czymś z gruntu szkodliwym jest moim zdaniem kompletnym niezrozumieniem i negowaniem podstaw współczesnej cywilizacji.
01-02-2013 13:53
oddtail
   
Ocena:
0
Dodam jeszcze, że nastawienie "to, co akceptuję, to jest A, a to co jest nadużyciem z tej samej kategorii - to już B" to tak zwana "no true Scotsman fallacy".

http://en.wikipedia.org/wiki/No_tr ue_scotsman

I jak zauważa Siman, uniemożliwia to jakiekolwiek porozumienie, ponieważ z definicji to, co akceptujemy należy wtedy do tej "dobrej" kategorii, a cała reszta do "złej". A jak już na etapie definicji ustalamy co jest OK a co jest nie OK, posługujemy się założeniami jako tezą. A tego w logicznym wnioskowaniu robić nie wolno.
01-02-2013 13:59
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
0
istnieje zakaz np. wystawiania Biblii na wierzch, modlenia się czy w inny sposób ujawniania upodobań chrześcijańskich

Tak dla porządku - czy dotyczy to tylko i wyłącznie chrześcijan, czy także wyznawców innych religii?
01-02-2013 14:25
Aure_Canis
   
Ocena:
0
W tamtej szkole (PODKREŚLAM: nie pamiętam nawet, w którym to było stanie. Na pewno ta osoba mi mówiła... Ale to miało miejsce z 3 lata temu. A jak wiemy, co stan, to inne prawa.) dotyczyło to chrześcijan. Przy czym w Stanach chrześcijanie to nie jedynie katolicy. Niemniej ta osoba nie mówiła mi nic o muzułmanach. Może w tamtej szkole ich nie było?

EDIT: Przypomniało mi się, że South Park się z tego naśmiewał już w 97.
01-02-2013 14:32
Scobin
   
Ocena:
+4
@oddtail

Proszę, zbierz swoje komentarze i zrób z nich notkę blogową. Możesz nawet nie przetwarzać ich w spójny tekst, tylko po prostu przekleić po kolei. Szkoda, żeby za tydzień zostały zapomniane. :)
01-02-2013 16:07
Siman
   
Ocena:
+1
Obawiam się, że i tak zostaną - taki charakter internetów.
01-02-2013 16:13
Scobin
   
Ocena:
+4
Ale przynajmniej będzie można się do nich łatwo odwołać. :-)
01-02-2013 16:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.