» Blog » Dlaczego bać się feminizmu (+ bonusowy gwałt)
29-01-2013 14:44

Dlaczego bać się feminizmu (+ bonusowy gwałt)

W działach: flejm, WTF | Odsłony: 226

Nowa edycja femiflejma w pełni, więc modnie jest mieć swoją spamnotkę w tym temacie. Dostosuję się zatem do mainstreamu, inaczej ponoć grozi posądzenie o bycie hipsterem z tabeli spotkań losowych. Ale moja spamnotka będzie wbrew pozorom dość serio. Czujcie się ostrzeżeni.

Co nie jest prawdą o antyfeministach

Etykietka oczywiście wybitnie umowna i myląca, ale jakoś flejmowe stronnictwa trzeba dla wygody określić.
 
Jeszcze mały disclaimer - cytaty pochodzą z wpisu MEaDEi. Nie dlatego, żebym akurat z tym wpisem się jakoś szczególnie nie zgadzał. Ale jest po pierwsze dość reprezentatywny dla dyskusji, po drugie szeroko polecany, a po trzecie napisany na poziomie umożliwiającym polemikę, czego nie można powiedzieć o wszystkich innych głosach.

"(...) Reakcja na powstanie wyizolowanego środowiska sugeruje, że istnieje jednak konflikt płci - czyli w męskiej-normie uobecnienie się grupy dziewczyn powoduje reakcje obronną, agresywną i kwestionującą jej zasadność. (...)"

Po prostu fałsz. Jak podnoszono i na panelu, i później kilkakrotnie w dyskusji, inna grupa kobieca jak dotąd spokojnie sobie istniała, i żaden szowinista nie zachował się ani obronnie, ani agresywnie. Obronnie i agresywne reakcje wywołują inne fakty z grupą pośrednio związane, ale mało kto poza ewidentną trollerką kwestionuje samo jej istnienie.

"(...) Argumenty, że powstanie grupy męskiej, do której nie miałyby wstępu kobiety, wywołałby III Wojnę Internetową są delikatnie mówiąc arcy-zabawne. Przede wszystkim: taka grupa istnieje: „erpegi są dla chłopaków (...)”. 

Arcyzabawne to jest pominięcie faktu, że grupa chłopaków powstała później, w bezpośredniej reakcji na powstanie grupy kobiecej. Skrytykowanie jej powstania w tym momencie dowiodłoby modelowej hipokryzji i byłoby takim strzałem w stopę, że chyba nawet ostatnia ofiara zdaje sobie z tego sprawę. Aż tak uprzedzony do feministek nie jestem, by je o podobną głupotę podejrzewać.

"(...) To jedynie dowód na uprzedzenie wobec feminizmu oraz sygnał, że aktywizacja dziewczyn jest postrzegana jako swojego rodzaju sytuacja kryzysu/zagrożenia. (...)"

I to w pewnym sensie jest prawda, o czym będzie właściwa treść niniejszej notki.


Kto się boi feminizmu i dlaczego

Femflejm mamy na polterze regularnie od dłuższego czasu. Stali bywalcy pamiętają, choć pewnie nie wszystko, nowe koleżanki zarejestrowane na fali ostatniej "edycji" prawdopodobnie nie.

Zatem, k10 przypominajek, tak dla ilustracji.
 
Mieliśmy liczne przykłady oceniania zupełnie neutralnych treści jako seksistowskie i niedopuszczalne (vide apel do moderacji wiszący wciąż na forum). Upominanie konkretnych użytkowników o zmianę rozmaitych treści na prywatnych blogach (vide anegdotyczne już zastępowanie gwałtu nekrofilią), krytykowanie ciekawych i udanych projektów przez doszukiwanie się w nich seksizmu za wszelką cenę (vide Mini War Eliasha), oklepane już niemal doszukiwanie się seksizmu w ilustracjach (vide rysunki Rysi), pretensje o "niedostateczne" potępienie nagannego w rzeczy samej zjawiska (vide opisywana bodajże u też u Rysi paskudna historia z pewnego Orkonu), czy nawet o oczywisty dla dobrze wychowanego faceta gest przepuszczenia kobiety w drzwiach na konwencie (tu już nie pomnę, o kogo chodziło). Wszystko okraszone pretensjonalnym tonem, demonstracyjnym poczuciem wyższości i cenzurowaniem głosów sprzeciwu.

Główna bohaterka powyższych anegdotek nie była na polterze osobą decyzyjną, ale wszystko powyższe dobrze pokazuje, czym mógłby stać się fandom, gdyby taka osoba uzyskała w nim rzeczywiste wpływy. Lub choćby uprawnienia moderatorskie na Polterze.

Tego można się bać.
 
Serio. Ekspansywny feminizm, filtrujący wszelkie przejawy aktywności fandomowej przez pryzmat "seksizm / nie seksizm" jest niepokojąca wizją. I to niestety nie dla rzeczywistych szowinistów, damskich bokserów, molestujących seksualnie sekretarki szefów, zamykających kobietę w kuchni apodyktycznych mężow, czy gwałcących maniakalnie postacie graczek MG - im to akurat zwisa i powiewa. To jest rzeczywisty margines, do potępienia którego nie trzeba być feministką, wystarczy być po prostu przyzwoitym człowiekiem.

Niepokoją się normalni, przyzwoici goście, którzy koleżankę z fandomu traktują po prostu kulturalnie, jako człowieka najpierw, i jako kobietę w dalszej kolejności.
 
Niepokoją się czytelnicy Poltera, że dostaną bana za skomplementowanie nowej szefowej działu, że oprócz bycia kompetentną jest również atrakcyjna. Niepokoją się MG, że będzie im groził środowiskowy ostracyzm za niedopuszczenie postaci kobiety-rycerza w settingu historycznym. Niepokoją się autorzy ilustracji, że ich prace zostaną odrzucone, gdy komuś średnia ilość piersi na osobę nie będzie się w nich zgadzać. Niepokoją się autorzy tekstów, że zostaną odgórnie zmuszeni do używania łamanców językowych w stylu "mistrzyni lub mistrz gry", tudzież "rycerka", "żołnierka" i "marynarka". Niepokoją się wreszcie wszyscy, którzy coś powiedzą, zrobią czy napiszą z konkretną niewinną intencją, a na to mogą usłyszeć, że ich zdanie istotne nie jest, bo ich rzeczywiste intencje lepiej znają i potępią inni. 
 
Przesada? Oby. Wszystko powyższe ma jednak oparcie w faktycznych postulatach, na szczęście nie popartych rzeczywistym wpływem na decyzje.
 
I nie ma tu nawet znaczenia, czy wszystko powyższe jest w gruncie rzeczy słuszne, czy nie. Chodzi o to, że większość wzbrania się przed koniecznością ważenia każdego swojego działania pod względem tego, czy nie będzie ono potępione przez punkt widzenia jakiejkolwiek ideologii. 

 
Co to ma z tą całą grupą wspólnego?

Niewiele. Flejm, w którym tak entuzjastycznie bierzemy udział, zarówno jego aktualna "edycja", jak i wszystkie poprzednie, wynika w istocie z obawy przed agresywną odmianą aktywności feministek w fandomie. Grupa oberwała rykoszetem, przez utożsamienie jej istnienia z postawami prezentowanymi przez założycielkę.


Czy "grupa kobieca" w ogóle jest feministyczna?

A tego, oczywiście, nie wiemy. Zdania samych uczestniczek są sprzeczne - są głosy, że jest to wręcz feministyczne kółko wzajemnej adoracji, inne dyskutantki zaś wskazują na przewagę zupełnie nieideologicznych treści.

W każdym razie, osoba Petry jako założycielki i moderatorki z oczywistych powodów wskazuje, że można się tego obawiać, nawet jeśli ostatecznie obawy nie okażą się uzasadnione.

Jeśli istotą grupy jest rzeczywiście wspólnota doświadczeń, po prostu kobiecych, a niekoniecznie w założeniach feministycznych, to oczywiście nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Rozmowa o sposobie dopasowania gorsetu rzadko zahacza o męską wspólnotę doświadczeń. Podobnie jak wiele innych. Nic szczególnie kontrowersyjnego nie ma w powstaniu grupy, w której kobiety grające w RPG chcą w swoim gronie porozmawiać.
 
 
A jeśli jest feministyczna jak cholera, to trzeba się bać?
 
Nie mam specjalnych złudzeń co do osoby założycielki, ale wierzę za to w rozsądek większości innych dziewczyn. Nawet więc hipotetyczna przemiana grupy w ośrodek feministycznego prania mózgu nie powinna poskutkować masową mutacją grupowiczek w oddział ideologicznej partyzantki.
 
Zatem nie bójmy się grupy i wyimaginowanego feministycznego spisku. Uważajmy jednak na fanatyzmy i fanatyków - ogólnie w życiu fandomu, i w życiu w ogóle. 

 
Bonus - dygresja o gwałtach na graczkach i logice

"(...) Jeśli pada problematyka gwałtów postaci na sesji to nie trzeba wyjaśniać, że to w ogóle jest problem – tak niestety przebiega to w gronie mieszanym, gdzie nagle ktoś (najczęściej mężczyzna, ale także taką opinię głoszą kobiety) stwierdza: u mnie tak nie ma, nie było, nie zdarza się, a skoro u mnie nie to nigdzie nie, to żaden problem. Nie będę analizować bzdurności tej logiki – wynikałoby z niej, że skoro nigdy nie widziałam dziobaka in personam to znaczy, że nie istnieje. (...)"

A ja dla odmiany chętnie zanalizuję bzdurność tej logiki.

a) w gronie mieszanym kwestionuje się istnienie problemu
b) na grupie kobiecej - nie, ta kwestia uważana jest za oczywistą i dyskusji nie podlega
c) ale przecież "taką opinię także głoszą kobiety" ?

Ergo:
 
a) na grupie kobiecej kobiety głoszące odmienną opinię w tej kwestii nie istnieją, lub boją się wypowiadać
b) odcięcie od dyskusji osób kwestionujących istnienie problemu powoduje, że zagadnienie to staje się oczywiste i już nie trzeba go wyjaśniać

W zasadzie, owszem, to się logicznie trzyma kupy. Z pewnością łatwiej dyskutuje się na przykład o przysłowiowej ilości diabłów mieszczących się na główce od szpilki, jeśli wcześniej wyeliminowało się z dyskusji osoby kwestionujące istnienie diabła. Nie wydaje mi się jednak, aby można było z czystym sumieniem stwierdzić, że jej efekty są dzięki temu bardziej wartościowe.

"(...) Kolejnym etapem przez który należy przebrnąć chcąc dyskutować o problemie gwałtów jest stwierdzenie: to zjawisko się pojawia, ale jest marginalne. Kolejny wywołujący opad rąk argument z gatunku „gadajmy tylko o tym co dotyczy mnie... (...)"

W zasadzie prawda, ale pomijająca istotne zastrzeżenie.

Marginalność zjawiska oczywiście nie jest powodem do kwestionowania zasadności dyskusji, co najwyżej do nie wzięcia w niej udziału.

Natomiast jest istotna przy rozważeniu, na ile zaproponowane środki zaradcze są adekwatne do problemu. W tym przypadku mieliśmy akurat bardzo wdzięczny przykład, gdy fandomowa feministka w autorytatywnej formie domagała się zmiany mało istotnego szczegółu erpegowego opisu, gdyż sugerował w podtekście zaistnienie w świecie gry zjawiska gwałtu. Zaproponowane środki zaradcze obejmowały między innymi zastąpienie go neutralną i niekontrowersyjną nekrofilią. I nad takimi przykładami strzelania z armaty do muchy można i należy nie tyle dyskutować, co obśmiać szczerze.

Komentarze


de99ial
   
Ocena:
+1
@Repek
Od kiedy to tolerancja oznacza milczenie?

@Adam
Groteska i absurd to z tego co mi wiadomo nietożsame ze sobą rzeczy.

To chyba wolność słowa jest, prawda? Bo gadać głupoty i bzdury to w sumie może każdy na każdy temat - problem zaczyna się w chwili, kiedy bzdury forsuje się jako jedyną słuszą drogę - co ma miejsce teraz z poprawnością polityczną.

EDYTA

Jeszcze dodam - za gadanie bzdur można wyłapać po papie, co jest naturalną konsekwencją. W rzeczywistości politycznej poprawności nie ma miejsca na walenie po ryju - chyba, że w "słusznej" sprawie.
01-02-2013 00:07
earl
   
Ocena:
0
Drzewiej bywało? A kiedy? Chyba tylko za czasów okupacji?
01-02-2013 00:11
Aure_Canis
   
Ocena:
+5
@Adam, earl
Jestem tak daleki od bycia znawcą, jak to możliwe, ale wydaje mi się, że Żydzi w czasie średniowiecza i renesansu dobrowolnie zasiedlali dość zwarte tereny (podstawę dla późniejszej idei getta), gdyż było to związane z realizowaniem różnorodnych praw Talmudu, nakładających na przykład ograniczenia na dystans, jaki można przebyć w czasie szabasu lub odległość, na jaką można podczas szabasu oddalić się od domu (a może to chodziło o synagogę). W każdym razie: o ile te informacje są prawdziwe, należy uznać żydowskie getta za wewnętrzną i dobrowolną inicjatywę, dopiero później obróconą w narzędzie do łatwiejszego sprawowania kontroli nad niezbyt rozproszoną ludnością. Wydaje mi się, że izolowanie się od świata gojów wewnątrz getta nie było wynikiem jedynie strachu przed terrorem.

Just sayin.

W gruncie rzeczy, skoro jesteśmy przy Żydach i żydach: w dyskusji o koszerne mięso która strona jest bardziej politycznie poprawna? : P
01-02-2013 00:26
de99ial
   
Ocena:
0
Z ciekawostek na temat gett - zgodnie z założeniami getta stanowiły przechowalnię dla żydów (a ich pomysł wynikał z faktów przytoczonych przez Aure), których poddawano przymusowej emigracji z terenów Rzeszy. Problem zaczął się robić w momencie, w którym Rzesza utraciła możliwość przeprowadzania takowych - dlatego nazywa się to "Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej".
01-02-2013 00:35
Siman
    @banracy
Ocena:
+2
"Zachód rozwijał się bo można było (w kulturalny sposób oczywiście) krytykować wszystko."

Jeśli było się białym, wykształconym mężczyzną z arystokratycznej rodziny, mieszkającym w Wielkiej Brytanii, to owszem, mogło się krytykować wszystko. Oprócz majestatu króla, oczywiście. Oraz białych wykształconych angielskich arystokratów.

EDIT: Bylbym zapomnial: temat wolnosci dla kolonii albo, nie daj Boze, Irlandii, tez radzilbym pominac.

@earl
"Czyli sam potwierdziłeś, że polityczna poprawność to jest wstęp do totalitarnych praktyk jednej słusznej ideologii - czyli akceptuj albo się zamknij. Taką polityczną poprawność stosowano w nie tak zamierzchłych czasach III Rzeszy i ZSRR i mam nadzieję, że te czasy nigdy nie wrócą."

Argument z cyklu "reductio ad extremis" w klasycznym, internetowym wydaniu "reductio ad Hitlerum", do tego zastosowany błędnie. Totalitaryzm do którego się odwołujesz tym się różni od innych systemów politycznych, że nakazuje obywatelom absolutną aprobatę obowiązującej ideologicznej wykładni, a nie jedynie jej milczącą tolerancję.

Skoro już odwołujesz się do historii, odpowiedz mi na proste pytanie: czy jesteś w stanie wskazać jakiekolwiek państwo w jakimkolwiek okresie dziejów, w którym nie istniałyby albo zjawiska z życia politycznego, religijnego lub kulturalnego objęte zakazem krytyki albo też grupy społeczne lub etniczne pozbawione możliwości swobody wypowiedzi? Zastanów się nad tym dobrze.

01-02-2013 03:33
earl
   
Ocena:
0
@ Siman
Oczywiście, w przeszłości były takie tematy i były takie grupy objęte zakazem krytyki. Ale co z tego wynika? Uważasz, że wtedy było lepiej? Że mamy nadal kopiować te wzorce?

A co do totalitaryzmu - formalnie tak powinno być, w rzeczywistości realnej totalitaryzm (zwłaszcza w krajach europejskich) zadowalał się często tym, że przeciętny człowiek nie staje im na drodze.
01-02-2013 08:05
oddtail
   
Ocena:
+5
Zaskakuje mnie, że przeciwnicy politycznej poprawności tak konsekwentnie mówią, że ogranicza ona wolność słowa, swobodę wypowiedzi.

Oczywiście, że ogranicza.

Są rzeczy, których wedle pewnych zasad się nie mówi. Do takich zasad należy polityczna poprawność. Polityczna poprawność nie byłaby, zapewne, potrzebna w świecie gdzie wszyscy wszystkich kochają i dbają o siebie wzajemnie i poklepują po pupci. Metaforycznie.

Natomiast tak nie jest, i ludzie mają tendencję do nieliczenia się z innymi. Nie zwracają uwagi na życzenia i uczucia innych, zasłaniając się swoją osobistą wolnością. Jeśli zwraca się im uwagę, że wkraczają - chociażby tylko zachowaniem, słowami - w czyjąś przestrzeń wolności, że kogoś krzywdzą czy ranią - używają takich czy innych argumentów, żeby to usprawiedliwić. Chociażby "mnie to nie przeszkadza, więc i tobie nie powinno".

Pierwszy z brzegu przykład, dość osobisty - wielokrotnie stykałem się z ludźmi, którzy swobodnie i regularnie używają defaultowo słowa "pedał" na określenie homoseksualisty. Takie określenie jest dla mnie osobiście przykre i raniące. Zwykle, gdy pada to określenie, możliwie uprzejmie staram się wyjaśnić, że to słowo ma wydźwięk negatywny i niezależnie od etycznego czy ideologicznego zapatrywania na homoseksualizm prosiłbym, by rozmówca unikał takiego określenia.

Wiecie, jaka jest typowa reakcja? Zazwyczaj albo "JA nie uważam, żeby to słowo miało wydźwięk negatywny" (co budzi mój sceptycyzm, bo moje doświadczenie z takimi osobami zwykle sugeruje, że mają do homoseksualistów stosunek dość pogardliwy) albo "mam to w dupie, będę mówił co chcę". Następnie zwykle następuje zasłonięcie się wolnością słowa i zarzut, że narzucam swój światopogląd innym. Reakcją w co najmniej połowie przypadków jest używanie tego słowa *więcej* niż do tej pory. Wolność czy nie wolność, to jest świadome krzywdzenie mnie dzięki nowozdobytej wiedzy, w jaki sposób można mnie łatwo skrzywdzić. Fakt, że ja się ze swoim światopoglądem nie narzucam, tylko proszę o sposób komunikacji, który nie krzywdzi mnie osobiście emocjonalnie (a nie dzieje się to żadnym kosztem dla drugiej osoby) jest ignorowany.

I na papierze wszystko gra. Mój rozmówca ma prawo do swobody wypowiedzi, ja nie mam prawa go zmusić do zmiany używanego określenia. Co więcej, często pada argument mający sprowadzić moją rację do absurdu "to co, jakbyś stwierdził, że [tu pada jakiś neutralny, często używany rzeczownik] to obraźliwe słowo, to miałbym przestać go używać?". Niekoniecznie. Ale są słowa, które są uważane za mniej lub bardziej niewłaściwe. Ludzie skłonni używać słwoa "pedał" ignorują fakt, że naprawdę wielu ludzi ma z tym słowem problem. I teoretycznie? Mają do tego prawo.

Teoretycznie. Posługując się cytatem z filmu Big Lebowski, they are not wrong. They are just assholes.

Tu wkracza polityczna poprawność. Ta ideologia sugeruje, że zachowania, postawy, słowa którymi się posługujemy powinny być możliwie neutralne i tak skonstruowane, by nie krzywdzić innych. Zwłaszcza grup, których głos w społeczeństwie jest słaby i które są bardzo podatne na nacisk, wykluczenie, stłamszenie i (np. werbalną) agresję. Ponieważ odwołanie się do mojego osobistego komfortu i moich uczuć jest ignorowane, mogę się odnieść do jakiegoś consensusu, który stwarza bezpieczny, neutralny grunt dla ewentualnej rozmowy. Polityczna poprawność jest po to, żeby ktoś nie mógł arbitralnie stwierdzić, że coś co obraża ludzi innych niż on nie jest problemem, i on będzie mówił co chce.

Polityczna poprawność, jak zauważył repek, jest nieco pokrewna zasadom dobrego wychowania. Padł w komentarzach już parę razy argument, że ogranicza ona wolność słowa. A ja powtarzam ponownie - OCZYWIŚCIE, że ogranicza wolność słowa. Tak samo zasady dobrego wychowania ograniczają wolność słowa, piętnując słowa na "K" czy "CH". Zamiast słów, które PP uważa za krzywdzące proponuję podstawić słowo na "CH". I powtórzyć wszystkie argumenty przeciw PP - wszystkie świetnie pasują, prawda? Każdy może powiedzieć, że traktowanie tego słowa jako wulgarnego i zniechęcanie do jego używania godzi w jego wolność.

No cóż, whoop-dee-doo. Tak, godzi. I dobrze że godzi. Bo mało kto lubi być nazwany "K" czy "CH" w imię cudzej wolności.

Ideologie czy systemy regulujące komunikację między ludźmi temperują nieco postawę "zrobię, na co mam ochotę, bo nikt mi nie zabroni". Gdyby ludzie byli na tyle cywilizowani, żeby wiedzieć, że najpierw jest "myślę o tym, jak reagują inni i dbam o to, by czuli się bezpieczni i szczęśliwi", nie potrzebowalibyśmy PP. Niestety, ludzie w pierwszej kolejności myślą o swojej wolności. W drugiej kolejności szukają sposobu na zaatakowanie kogoś innego. Chociażby zarzucając przewrażliwienie czy totalitarne podejście. Może osoby LGBT są przewrażliwione, że przeszkadza im słowo "pedał". Ale nieużywanie go przez heteryków jest małym wyrzeczeniem, które nieco zmniejsza niepewność, poczucie bycia odrzuconym, strach i brak poczucia bezpieczeństwa, z którymi na co dzień musi żyć niejedna homoseksualna czy biseksualna osoba. To, że ten problem nie dotyczy Ciebie, heteroseksualny przeciwniku poprawności politycznej, nie znaczy że nie istnieje.

Moim zdaniem to jest główna cecha człowieka cywilizowanego. Najpierw zadbanie o innych, potem dopiero krzyczenie o własnej wolności. Na niektórych żadne prośby i perswazja nie robią żadnego wrażenia. Bo "WOLNOŚĆ!!!". Na potrzebę takich sytuacji stworzono pewne normy społeczne. Polityczna poprawność to po prostu normy, które wykraczają troszkę dalej niż "nie zdziel kogoś, kto ci się nie podoba pięścią w mordę". Co więcej, jest to postawa, na swój sposób, prewencyjna. Określony sposób mówienia o innych, pewne sformułowania czy nastawienie promują postawy wykluczenia i nienawiści. A ponieważ zwolennicy postaw zbudowanych na nienawiści promują je zazwyczaj bardzo aktywnie i z zaskakująco dużym przyzwoleniem społecznym (łatwiej być dzisiaj w Polsce, powiedzmy, seksistą niż feministą), polityczna poprawność jest konieczną przeciwwagą dla tego.

A przy okazji - większość ludzi, których dane mi było znać i którzy naprawdę ostro sprzeciwiali się politycznej poprawności była również mocno homofobiczna, seksistowska, a bywało że również rasistowska. Z czego ta korelacja wynika, nie podejmuję się definitywnie powiedzieć, ale z dwojga złego wolę już chyba kogoś, kto nieco się zagalopuje z promowaniem politycznej poprawności niż kogoś, kto broni jak lew, w imię (podobno) wolności słowa, postaw które odczytuję jako marginalizujące, szczujące i zastraszające. Wyraźnie, nawet jeśli czasem subtelnie.
01-02-2013 10:00
dzemeuksis
   
Ocena:
+6
@oddtail

Wszystko fajnie, póki nie dochodzimy do absurdów typu:

Matka siedmioletniego Elliotta, została wezwana do szkoły w celu podpisania zaświadczenia o tym, że jej syn jest rasistą. Chłopiec zapytał o dwa lata młodszego kolegę na placu zabaw, czy "ma brązową skórę, dlatego że jest z Afryki". źródło

Albo że za celowe połamanie komuś nogi dostaje się mniejszą karę, niż za nazwanie "negrito" (casus Suareza vs casus Cantony).

To nie jest w porządku.
01-02-2013 10:34
oddtail
   
Ocena:
+6
@dzemeuksis: nie ma sytuacji, ideologii, nastawienia, prawa, reguły, zwyczaju, zakazu, nakazu, umowy, inicjatywy, manifestu, organizacji, ustalenia, zgody ani ugody, której nie da się wypaczyć albo nadużyć.

Pieniądze przeznaczane na organizacje charytatywne bywają defraudowane. Policjanci - którzy są po to, by bronić ludzi uczciw(sz)ych przed przestępcami - bywają brutalni albo przekupni. Przywódcy religijni, świeccy, polityczni - którzy są po to, by reprezentować większą grupę i jej interesy - bywają amoralni i dbają tylko o własne interesy. I tak dalej.

Ja nie mówię o tym, jak polityczną poprawność należy realizować, ja wskazuję na sens i cel jej istnienia, w kontekście krytyki, że ona "ogranicza wolność". Mój argument jest taki, że ograniczenie wolności jest oczywistą, nieuniknioną i konieczną konsekwencją wszelkich praw, ustaleń i reguł.

To, że polityczną poprawnością można posługiwać się źle albo w złych celach nie jest argumentem przeciw politycznej poprawności jako takiej. Tak samo, jak głupi prezydent czy premier nie jest argumentem przeciwko demokracji jako takiej, a niekompetentny ordynator - argumentem przeciwko istnieniu szpitali.

Tak jak w przypadku demokracji, alternatywa dla politycznej poprawności jest moim zdaniem gorsza. Chociażby dlatego, że polityczna poprawność, jak większość lewicowych ideologii, broni przede wszystkim grupy mniejszościowe, marginalizowane i przez to słabsze. Grupy większościowe, mające głos i przez to silne łatwiej sobie poradzą z nadużyciem, więc ideologie broniące białych, młodych, bogatych wyznawców większościowej religii żyjących w dużych miastach są niespecjalnie potrzebne.
01-02-2013 10:42
etcposzukiwacz
   
Ocena:
0
A jak ta "odrobina" zagalopowania prowadzi np. do tworzenia getta z baraków dla nie poprawnych politycznie. Gdzie można się znaleźć nie decyzją sądu, ale urzędnika. Kto ustali kiedy zagalopowanie zmienia się w totalitaryzm? Kto będzie mógł to skrytykować i zatrzymać?
01-02-2013 10:43
oddtail
   
Ocena:
+3
@etcposzukiwacz: ludzie, którzy uważają że w imię poprawności politycznej godzi się w ich wolności i prawa. Ale powtórzę: prewencyjne martwienie się o to, że grupa silna i większościowa zostanie stłamszona i zaatakowana jest mniej moim zdaniem zasadne niż zatroszczenie się o grupy słabe i mniejszościowe, które są tłamszone i atakowane TERAZ.

Można się z taką lewicową ideologią nie zgadzać i znam i rozumiem ludzi, których wartości nie każą im bronić ludzi i grup słabych. Ale, powtórzę, wypowiedziałem się w kontekście argumentu "ograniczania wolności", które moim zdaniem jest konieczne, gdy część społeczeństwa silniejsza poczyna sobie wedle uznania z częścią w danym momencie słabszą.
01-02-2013 10:48
Nit
   
Ocena:
+3
@Oddtail

To, co nazywasz polityczną poprawnością jest według mnie po prostu zdrowym rozsądkiem – czyli zachowaniem możliwym do logicznego wyjaśnienia. Zgodnie z Twoim przykładem: Nie powinno się używać słowa pedał, ponieważ może być uznane za obraźliwe. Natomiast polityczną poprawnością można, według mnie, nazwać dopiero to, co przedstawił Dzemeuksis.

Może to tylko kwestia nomenklatury, ale określenie poprawność polityczna jest dla mnie równie negatywnie nacechowane jak slowo pedał.
01-02-2013 10:51
oddtail
   
Ocena:
+5
@Nit:

"Political correctness (adjectivally, politically correct; both forms commonly abbreviated to PC) is a term which denotes language, ideas, policies, and behavior seen as seeking to minimize social and institutional offense in occupational, gender, racial, cultural, sexual orientation, certain other religions, beliefs or ideologies, disability, and age-related contexts, and, as purported by the term, doing so to an excessive extent."

To, że polityczna poprawność jest często określeniem używanym w sposób negatywny nie przekreśla definicji tego terminu. Jedyne, co ma negatywną treść to "doing so to an excessive extent", ale to jest kwestia baaaaaardzo subiektywna.

Mówienie, że definicji politycznej poprawności nie realizuje to, co ja opisuję jest demonizowaniem i przedefiniowywaniem terminu tak, aby dojść do apriorycznej konkluzji, że polityczna poprawność jest zła.

To trochę tak, jakbym zdefiniował gry RPG jako "rytuały magiczne mające na celu kontakt z Szatanem przy użyciu kości, podręczników magii i rytualnych, grupowych spotkań", a potem mówił, że to, co broniący RPGów nazywają RPGami to "nie gry RPG, ale zwykła zabawa w odgrywanie ról w gronie kolegów".

Z tego co piszesz wynika, że zwolennicy ideologii poprawności politycznej stawiają sobie za CEL antagoniizowanie grup większościowych i szkodzenie im. Dlaczego ktoś miałby robić coś takiego?

To, że przyjąłeś tak restrykcyjną i negatywną definicję politycznej poprawności nie jest, moim zdaniem, efektem postulatów tej ideologii, tylko Twojej niewiedzy na jej temat. Co zresztą jest moim zdaniem główną przyczyną krytyki PP, podobnie jak chociażby mocno ostatnio flejmowanego na Polterze feminizmu.

Tylko zastanów się przez chwilę - czy wyobrażasz sobie, że ludzie deklarujący się jako politycznie poprawni patrzą, en masse, na przykład jak ten podany przez dzemeuksisa i kiwają głowami, myśląc "tak, dobrze się stało'? Jeśli tak, to mało masz wiary w ludzi ;).

Zwrócę też uwagę, że Twoja interpretacja jest, jeśli uciekniemy się do analogii historycznych, mało prawdopodobna. Historycznie wszelkie grupy dążące do zmian w ustalonym porządku były interpretowane kompletnie na opak - wąska, elitarna grupa budowała ten wizerunek, a przeciętny człowiek z ignorancji w niego wierzył. Pierwsi protestanci byli wprost oskarżani o czarne msze i służenie Szatanowi. Pierwsi socjaliści mieli rzekomo sypiać z cudzymi żonami, kraść (bo rzekomo nie wierzą we własność prywatną) i zniszczyć wszelkie reguły społeczne tak, aby zapanował całkowity chaos. Feministki - nawet te pierwsze, których postulaty dziś mało kto uważa za radykalne - paliły staniki i ogólnie wszczynały chaos i anarchię, dziś chcą stworzyć świat rządzony przez kobiety. Poprawność polityczna - też nie bardzo wiadomo po co jest, ale najwyraźniej po to, by można było oskarżać ośmioletnich chłopców o rasizm.

Widzisz pewien pattern?
01-02-2013 11:06
dzemeuksis
   
Ocena:
+4
@oddtail

nie ma sytuacji, ideologii, nastawienia, prawa, reguły, zwyczaju, zakazu, nakazu, umowy, inicjatywy, manifestu, organizacji, ustalenia, zgody ani ugody, której nie da się wypaczyć albo nadużyć.

Ale są takie, które sprzyjają nadużyciom (np. polskie prawo podatkowe - setki stron przepisów, co US to inna interpretacja) i takie, które do nadużyć niemal nie zostawiają pola (w Estonii, czy Finlandii, nie pamiętam dokładnie, prawo podatkowe mieści się na dwóch stronach formatu A4).

Polityczna poprawność tak, jak jest obecnie rozumiana i realizowana w krajach anglosaskich, rodzi więcej złego, niż dobrego. Potwierdzają to jakieś badania (zabij, nie znajdę teraz linka, ale czytałem gdzieś ostatnio ciekawe rzeczy na ten temat).

Jest alternatywa dla politycznej poprawności. Zbyt szeroki to jednak temat, żeby tu o tym dyskutować. Może kiedyś przy jakimś piwku będzie prościej. ;)
01-02-2013 11:06
etcposzukiwacz
   
Ocena:
0
"Z tego co piszesz wynika, że zwolennicy ideologii poprawności politycznej stawiają sobie za CEL antagoniizowanie grup większościowych i szkodzenie im. Dlaczego ktoś miałby robić coś takiego?"

Bo może? ;)
Pytanie dlaczego ktoś stosuje taktyke/strategie: dziel i rządź jest troche śmieszne (bez urazy). A dlaczego zawsze się ja stosuje? Z miłości bliźniego? Nie! Dla władzy.
01-02-2013 11:11
oddtail
   
Ocena:
+4
@dzemeuksis: cóż, moja wiedza i obserwacja sugeruje, że świat bez poprawności politycznej jest dużo, dużo bardziej podatny na nadużycia. Dominujący klimat intelektualny w Polsce zbudowany jest na konserwatyzmie, homofobii, seksizmie, nie dookoła politycznej poprawności. Co więcej, przejawy tych nadużyć w dzisiejszym społeczeństwie i dzisiejszych warunkach są naświetlane jedynie marginalnie.

Gdyby z moją, podobno zdroworozsądkową, wizją politycznej poprawności zgadzali się w swojej masie ludzie dookoła mnie, może bym się z Tobą zgodził. Natomiast postaw, zachowań i zjawisk pokazujących, że ludzie nie są skłonni trzymać się reguł przeze mnie uważanych za nienegocjowalne widzę na co dzień mnóstwo. Nadużyć wynikających z nadmiaru politycznej poprawności nie widzę wcale albo prawie wcale.

Oczywiście, to doświadczenie osobiste. Ale nieporównanie częściej słyszę słowo "pedał" niż ataki wymierzone przeciw biednym, niewinnym heteroseksualnym ludziom.

EDIT: @etcposzukiwacz: ja trzymam się reguł poprawności politycznej i wyznaję stojącą za nimi ideologię. Twoje "bo może? ;)" implikuje, że mam cokolwiek wspólnego z nadużyciami, o których pisał dzemeuksis. Albo że mają cokolwiek wspólnego inni ludzie, którzy deklarują umiłowanie do poprawności politycznej. Ja pojedyncze przypadki przesady uważam za zbyt słaby argument, by wystawić taką laurkę czemuś, w co wierzę i co bardzo obszernie wyjaśniłem.

I powtarzam, do znudzenia - gdyby moja wersja politycznej poprawności była taka zdroworozsądkowa, to ludzie by się jej trzymali. Nie trzymają się, więc najwyraźniej trzeba o nią walczyć. Albo zaakceptować fakt że jej nie ma, na co zgodzić się nie mogę ze względów moralnych, osobistych oraz wrodzonego poczucia sprawiedliwości.
01-02-2013 11:11
Aure_Canis
   
Ocena:
+3
Czy nazywanie kogoś homofobem jest naruszeniem politycznej poprawności?

Powtarzam też moje pytanie: dyskusja o koszerne mięso. Która strona jest bardziej politycznie poprawna?
01-02-2013 11:26
Nit
   
Ocena:
+2
@Oddtail

To, że polityczna poprawność jest często określeniem używanym w sposób negatywny nie przekreśla definicji tego terminu.

Niestety mi będzie się ona chyba już zawsze kojarzyć negatywnie, podobnie jak swastyka – pomimo, że wiem, że to hinduski symbol szczęścia.

PP pomimo, że jest szlaczetna w swoich założeniach, często jest używana niepoprawnie – czasami także jako narzędzie do osiągnięcia własnych celów (podobnie z resztą jak wszelkiego rodzaju –izmy). Zbyt łatwo i wygodnie jest zasłonić swoje postępki taką ideologią, dlatego pozostanę w stosunku do niej sceptyczny… Może faktycznie mam mało wiary w ludzi ;)
01-02-2013 11:28
dzemeuksis
   
Ocena:
+2
Ale nieporównanie częściej słyszę słowo "pedał" niż ataki wymierzone przeciw biednym, niewinnym heteroseksualnym ludziom.

Ja akurat częściej słyszę "ty ch...", albo "ty sk...", ale nie w tym rzecz. Nie należy obrażać ludzi, to nie podlega wątpliwości. Ale takie kwestie nie powinny być ścigane z urzędu, czy wiązać się z podpisywaniem jakichś zaświadczeń o byciu rasistą z powodu opacznie zinterpretowanej wypowiedzi. Takie kwestie powinny być rozstrzygane na drodze cywilnej. Koniec kropka.

Oczywiście obraza obrazie nie równa i być może rzeczywiście nazwanie kogoś ciemnokolorową częścią od roweru powinno być - z takich, czy innych względów - traktowane surowiej, niż nawiązania do prowadzenia się czyjejś matki. Nadal jednak powinny być to sprawy do postępowań cywilnych.
01-02-2013 11:29
etcposzukiwacz
   
Ocena:
0
@ Oddtail
"Bo może" było żartem. Sensem mojej wypowiedzi było określenie czemu ludzie stosują "dziel i rządź". Czy tutaj możesz zaprzeczyć mojemu zdaniu?
01-02-2013 11:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.