» Blog » Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?
23-04-2015 00:59

Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?

W działach: Wredni ludzie | Odsłony: 2176

Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?

Parę tygodni temu media obiegła straszliwa wiadomość: zaledwie 30% mieszkańców Polski deklaruje gotowość do jej obrony w wypadku wojny. To dwa razy mniej niż w roku 2005. Panika, groza i dramatyczne pytanie: czy duch patriotyczny w narodzie umiera? Oraz drugie, jeszcze ważniejsze: dlaczego tak się dzieje, że 70 procent naszych rodaków nie chce za państwo polskie walczyć.

Jako, że temat jest mi bliski z powodów twórczych spróbuję na nie odpowiedzieć.

Zasadniczo, myślę, że aby to zrobić należy podzielić Polaków na trzy kategorie:

  • 30% ludności, która deklaruje dziś gotowość do obrony Polski i która mnie w tym wywodzie nie interesuje.
  • 30% ludności, która w roku 2005 deklarowała gotowość do obrony Polski, ale do 2015 zmieniła zdanie
  • 40% ludności, która w 2005 roku Państwa nie chciała bronić i w 2015 jej zamiary nie zmieniły się.

Pierwsza grupa z punktu widzenia tego wywodu jest mało interesująca. Zajmiemy się więc drugą i trzecią kategorią.

Zmiana sytuacji między 2005 a 2015 rokiem:

Przyczyny zmiany postawy naszych rodaków między 2005, a 2015 rokiem są oczywiste i w zasadzie każdy, kto ma odrobinę rozumu powinien je sam odgadnąć. Jest nią sytuacja polityczna w regionie i w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Otóż: w roku 2005 nic ciekawego się w nim nie działo. W roku 2015 dzieje się u naszych sąsiadów i to dużo, Ruscy siedzą na Ukrainie i trwa jeśli nie wojna, to coś bardzo do niej podobnego. Co więcej sytuacja jest rozwojowa i możliwe są trzy scenariusze. Albo Ruscy na Ukrainie zęby połamią, na co wszyscy powinniśmy mieć nadzieję, albo nie. W tym drugim przypadku sytuacja może rozwijać się na dwa sposoby: Ruscy pójdą na Mołdawię, co dla Ukrainy zakończy się bardzo niefajnie, dla Rumunii dość nieprzyjemnie, a Węgrzy, Czesi i Słowacy, którzy są dość prorosyjscy dostaną za swoje. Dla nas nie będzie to sytuacja dobra, ale z dwojga złego nie najgorsza.

W drugim wypadku: pójdą na Kraje Bałtyckie, czyli w bezpośrednią strefę wpływów Polski, Niemiec i Państw Skandynawskich. Wówczas NATO albo będzie musiało adekwatnie zareagować, albo ogłosić moralne bankructwo i się rozwiązać. Jeśli NATO odpuści lub zostanie pokonane Rosji zostanie pozostaje trzeci krok: agresja na Polskę i próba forsowania Wisły.

A przynajmniej taką narrację forsują media i ich konsumenci.

Co to zmienia? Otóż: podnosi koszt plecenia bzdur. W roku 2005 można było dość bezpiecznie składać deklaracje patriotyczne, bowiem szansa, że zostaną rozliczone była niewielka. Obecnie stawka jest już dużo większa, a jeśli sytuacja rzeczywiście będzie się pogarszać i ona urośnie. Ludzie się więc przestraszyli, że ich deklaracje doczekają się kiedyś rozliczenia i uświadomili sobie, że mają rodziny, pracę, studia i życie osobiste, które by się zawaliło, gdyby (nie daj Boże) dostali powołanie do wojska. O tym, że mogliby zostać postrzeleni lub nawet zabici lepiej nawet nie myśleć.

Zadziałał więc instynkt samozachowawczy i spora część z tych, którzy dziesięć lat temu deklarowali gotowość do obrony kraju teraz przemyślała swoją postawę i uznała, że w sytuacji urealniającego się zagrożenia jednak walczyć nie chce. Nie ma w tym nic dziwnego. Nawet w czasie II Wojny Światowej z okupantem w ten czy inny sposób walczyło co najwyżej 10% ludności. Reszta dbała wyłącznie o biologiczne przeżycie. Biorąc pod uwagę, że liczba bohaterów wojennych rośnie wraz z upływającym czasem powiedziałbym, że faktycznie była to połowa albo i mniej z tej liczby.

Pokłosie POP-NOP czyli jak świat widzi pozostałe 40 procent:

Pozostaje nam 40% ludności, które państwa nigdy nie chciały bronić. Aby wytłumaczyć taką postawę należy zrozumieć, czym jest państwo. Zasadniczo państwo można definiować na dwa sposoby:

  • Z punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego, wedle którego państwo jest wspólną własnością obywateli, stworzoną po to, by dbać o ich kolektywne interesy i rozwiązywać spory pomiędzy nimi
  • Z punktu widzenia społeczeństwa autorytarnego, wedle którego państwo jest biurokratyczno-administracyjną nadistotą, a celem jego poddanych (bo nie obywateli) jest służba mu.

Państwo rozumiane w ten drugi sposób ma swoich, licznych kapłanów i dworzan, których opromienia łaskami oraz swoich pańszczyźnianych chłopów, których celem i drogą do zbawienia i życia wiecznego w przyszłym świecie amen jest wierna służba mu. Natomiast każdy, kto wyłamuje się z hierarchii społecznej, ten jest bandytą i abnegatem.

Druga grupa to wszyscy zatrudnieni w sektorze pozapaństwowym, czyli przedsiębiorcy, prywaciarze, korpoludki, drobni handlowcy, niebieskie kołnierzyki, sklepowe etc.

Druga to politycy, urzędnicy, wojskowi, policja i sądownictwo, pracownicy edukacji, przedsiębiorstw państwowych, wszelkich instytucji samorządowych i firm nastawionych na ich skubanie, emeryci i renciści oraz wszystko inne, utrzymywane pośrednio i bezpośrednio z budżetu państwa.

Do grupy tej należy wliczyć także dziennikarzy, aktorów i innych ludzi kultury, którzy żyją głównie z pisania o Państwie. Podobnie włączyć do niej trzeba rodzinę, krewnych i przyjaciół osób opisanych powyżej, tym bardziej, że w szczególności na prowincji praca jest formą łapówki. Bo jak starosta zatrudni moją sąsiadkę w starostwie, to będę namawiał swoich kuzynów, żeby głosowali na niego, bo inaczej sąsiadka straci pracę. W małych miejscowościach właśnie na tym polega polityka.

Spora część polskiego społeczeństwa, a zwłaszcza tak zwane elity patrzy na kraj właśnie w ten sposób. Grupę tą nazywać będę POP-NOPem od skrótowców tworzących ją, najgłośniejszych i najbardziej aktywnych narratorów życia publicznego. Tych narratorów stanowią partie polityczne Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość oraz Narodowe Odrodzenie Polski. Dyskusja, jeśli się pojawia to najczęściej skupia się nie na tym, czy taki obraz polski jest błędny, tylko raczej na tym, jaki jego aspekt powinien być eksponowany jako obowiązujący. Tak więc:

  • Platforma obywatelska: Jest w moim odczuciu partią zadowolonych z siebie beneficjentów państwa oraz stabilnych karier w budżetówce. Jej wyborcy chcą świętego spokoju, nie pragną natomiast jakiekolwiek zmian. Ich zdaniem niczego zresztą zmieniać nie trzeba, bowiem jest świetnie (im). Państwo działa dobrze, bo jakże mogłoby być inaczej, skoro oni (swoim zdaniem) wykonują świetną robotę, jak (ponownie swoim zdaniem) wykonują. Jeśli coś w państwie działa źle, to (jak w Konfucjanizmie) jest to wynikiem przypadku, osobistych wad albo niedopatrzenia jakiegoś, pojedynczego osobnika, a nie systemu, który to jest z definicji doskonały.
  • Prawo i Sprawiedliwość: Jest partią niezadowolonych beneficjentów państwa, którzy zostali w ten czy inny sposób pokrzywdzeni. Słusznie czy niesłusznie wnikać nie będę (a komentarze próbujące to robić skasuję). Ważne jest, że w ich pojęciu system nie działa. Nie wynika to jednak z jego wad i niedoskonałości, a głównie z tego, że miejsca w biurokratycznej machinie obstawione są przez ludzi posiadających nieodpowiednie cechy moralne. Należy więc ich wylać oraz zastąpić ludźmi o lepszym systemie wartości.

Należy w tym miejscu powiedzieć, ze PiS i PO to elementy w dużej mierze wymienne. Jeśli PiS obejmie władzę, to on stanie się partią Zadowolonych Z Siebie Beneficjentów Państwa i uzna, że wszystko jest w nim idealne, natomiast PO stanie się obrońcą pokrzywdzonych, uważającą, że maszyna jest dobra, tylko obsługują ją ludzie niekompetentni. Działać tak będzie w kółko, jak długo te partie będą istnieć.

  • Narodowe Odrodzenie Polski i ugrupowania pokrewne: NOP, który nie jest siłą liczącą się w sejmie, ale bardzo aktywną na ulicach, charakteryzuje ją natomiast podejście zbliżone do PiSowskiego, ale różniące się ważnymi szczegółami. Otóż: Państwo i wszystkie jego trybiki są święte i doskonałe (plus-minus kilka zardzewiałych). Nie działają jednak dobrze, bowiem sterują nimi nieodpowiedni ludzie. Tych należy wylać i zastąpić Prawdziwymi Patriotami. Patriotów od niepatriotów rozpoznawać mogą wyłącznie inni patrioci na zasadzie „swój pozna swego”. Po objęciu władzy owi Patrioci powinni zadbać o sprawiedliwość w kraju: to jest zabrać wszystko wszystkim i rozdać tym, którym się należy, czyli innym Patriotom.

Oprócz nich istnieje jeszcze kilka pomniejszych sił: Partia Zadowolonych Z Siebie Posiadaczy Rolnych, kilka Partii Skrzywdzonych Bardziej Niż Reszta Beneficjentów Państwa, Partia Emerytowanych Działaczy Komunistycznych, Partia Dziwaków, Dziwolągów I Korwina Mikke, Partia Niezadowolonych Artystów Cyrkowych dowodzona przez Kobietę Z Brodą oraz kilka Związków Niezadolonych Przedsiębiorców Zbyt Zajętych Interesami, By Na Serio Bawić Się W Politykę ze szczególnym uwzględnieniem Związku Wyznaniowego Przywoływania Na Daremno Imienia Zbawiciela Naszego Adama Smitha. Wymieniać można długo, jednak z różnych powodów nie należą one do głównego nurtu.

Ciekawym zjawiskiem są też dziennikarze. Wbrew opinii laików i podtrzymywanej przez wszystkie strony legendzie dziennikarze ważniejszych mediów wliczając w to Gazetę Wyborczą, TVN, Uważam Rze czy inne W Sieci żyją w symbiozie z wszystkimi dużymi partiami. Biorą tez udział w ich przedstawieniu, nawet jeśli nie jest to zgodne z zasadami dziennikarskiej rzetelności. Wynika to z faktu, ze dziennikarze w naszym kraju żyją głównie z powtarzania plotek. No niestety, nie jesteśmy USA, gdzie najbardziej poczytnym dziennikiem jest Wall Streat Jurnal, ani tez Francją, gdzie funkcję tą spełnia Le Monde Diplomatique, ale Polską, gdzie najchętniej czyta się Fakt. A co jest najlepszym źródłem plotek, krwi i cycków? Wiadomo, że celebryci! Przy czym w Polsce nie żyje się jakimiś półnagimi skandalistkami, tylko Tuskiem i Kaczyńskim.

„Fakt” ma nawiasem na naszym rynku wiele odmian. Mamy więc „Fakt” dla pseudo intelektualistów, coś ze trzy „Fakty” dla prawakow, „Fakt” dla feministek i lewaków, parę wydań kato-Faktu oraz program telewizyjny, w którym „Fakt” czytany jest 24 godziny na dobę.

A wszystko to żyje z przepisywania i układania pod gusta swoich odbiorców plotek generowanych przez POP-NOP.

Owszem ta symbioza momentami przyjmuje bardzo przewrotne postacie. Przykładem jednej z nich może być osoba Kukiza, faceta, który raz śpiewa, że pobór do wojska to rzecz straszna, a raz, że wspaniała i żyć bez niej nie potrafi. Wyjaśnić to prosto: Kukiz to zawodowy buntownik, który żyje z tego, że śpiewa, że w Polsce jest do dupy i bez jej krytykowania poszedł by na bezrobocie.

Jak to ma się do obronności piszę na Blogu Zewnętrznym.

Ps. Normalny post będzie w piątek lub sobotę. Tym razem będzie o budownictwie mieszkaniowym w starożytnym Rzymie. Spróbuję znaleźć jakieś plany budowli na potrzeby RPG-owców.

Komentarze


Adeptus
   
Ocena:
0

Obecnie poziom technologiczny nawet w niezbyt innowacyjnie rozwiniętym Wojsku Polskim jest zbyt duży, by był sens powoływać pod broń ludzi, którzy albo nigdy albo kilkanaście lat temu służyli w wojsku poborowym. To tylko strata karabinu i munduru.

Jako regularnych żołnierzy nie, ale jako formę obrony cywilnej... i w ostateczności partyzantki, już tak. W historii najnowszej mamy sporo przypadków, kiedy to mocarstwo błyskawicznie zmiatało o wiele mniej liczną i słabiej wyposażoną armię jakiegoś państewka, a potem musiało się wycofać, bo nie dawało sobie rady/nie opłacał mu się walka z partyzantką.

27-04-2015 14:01
Cherokee
   
Ocena:
0

W historii najnowszej mamy sporo przypadków, kiedy to mocarstwo błyskawicznie zmiatało o wiele mniej liczną i słabiej wyposażoną armię jakiegoś państewka, a potem musiało się wycofać, bo nie dawało sobie rady/nie opłacał mu się walka z partyzantką.

Tyle, że to mocarstwo działało w pewnych ramach etycznych, które utrudniały mu skuteczną walkę z partyzantką oraz prowadziło te działania dosłownie po drugiej stronie kuli ziemskiej, co prowadziło to bardzo dużych wydatków na logistykę. Obydwu tych problemów nie miały hitlerowskie Niemcy w Polsce i putinowska Rosja w Czeczenii i z partyzantką poradziły sobie dobrze. Niemców przegoniła dopiero Armia Czerwona, a Czeczenia stała się de facto rosyjskim protektoratem.

 

27-04-2015 14:35
Adeptus
   
Ocena:
+1

Tyle, że to mocarstwo działało w pewnych ramach etycznych, które utrudniały mu skuteczną walkę z partyzantką

Nie mówiłem o jednym mocarstwie. ZSRR to też było mocarstwo, a w Afganistanie sobie nie poradziło. A jeśli chodzi o USA, to w Wietnamie przecież spuszczano napalm i pacyfikowano wioski sprzyjające komuchom, więc ramy etyczne były mocno elastyczne (żeby było jasne, uważam, że walka z komunistami zawsze i wszędzie jest słuszna, co nie znaczy, że wszystkie metody stosowane w tej walce były humanitarne).

27-04-2015 15:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.