Diuna. Dżihad Butleriański - Brian Herbert, Kevin J. Anderson

Diuna bez filtraków

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Diuna. Dżihad Butleriański - Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Ciężko byłoby mi recenzować którąkolwiek część Kronik Diuny. Jest to mój ulubiony cykl fantastyczny. Nie potrafiłbym wskazać, co jest w nim najlepsze: niezwykli bohaterowie, wspaniały klimat, intrygująca wizja przyszłości czy też wspaniały styl Franka Herberta. Nie dziwię się więc, iż jego syn, Brian Herbert, zdecydował się wykorzystać przebogate uniwersum Diuny. W jakim stylu to uczynił?

W książce przybliżone zostały czasy, gdy ludzie żyli pod uciskiem wszechumysłu zwanego Omniusem. Owy twór wykształcił się dzięki działaniu Tytanów, czyli ludzi, którzy obalili Stare Imperium, państwo gnuśne i pogrążone w marazmie. Tytani, których do współczesnych czasów przeżyło zaledwie kilkoro, ciągle marzą o odwróceniu ról i powróceniu do władzy nad myślącymi maszynami. Wolni ludzie zjednoczyli się w Lidze Szlachetnych, wciąż odpierających ataki robotów. Walka między nimi będzie jednym z najważniejszych wątków tej obszernej powieści.

Nie będę ukrywał, że na każdym kroku porównuję Dżihad Butleriański do Kronik Diuny. Między nimi pojawiają się istotne różnice: tym razem sama Diuna została zepchnięta do mało istotnej roli. Stwarza to istotny kontrast – kiedyś główne miejsce akcji (a czasami, choćby przez samum, jej uczestnik), teraz pozostaje jedynie krajobrazem niezbyt istotnych wątków. Łączy się to poniekąd z czasem: handel melanżem dopiero kiełkuje, natomiast nazwa Fremen nie pada ani razu – teraz są to jedynie "lepiej przystosowani" zensunnici. Świat przedstawiony, mimo wszystko, przedstawia się ciekawie: główną kwaterą Ligi jest Salusa Secundus (która w Kronikach... przedstawiana jest jako planeta więzienna), maszyn natomiast – Ziemia. Zapoznanie się z wizjami technicznymi sprzed czasów zniszczenia maszyn daje dużo zabawy – tym bardziej, iż największego naukowca tamtych czasów, Tio Holtzmana, poznajemy całkiem dobrze.

Jeśli chodzi o fabułę, a raczej o jej przedstawienie, mam mieszane uczucia. Książka składa się z ogromnej liczby kilkustronicowych fragmentów, które poukładane są w ten sposób, aby czytelnik skakał z miejsca na miejsce. Kilka razy służy to wytworzeniu ciekawego suspensu, jednak w większości wypadków męczy. Sam całkiem inaczej wyobrażałem sobie czasy Dżihadu (który wielokrotnie wspominany jest w Kronikach Diuny), jednak autorzy przekonali mnie do swojej wersji (tj. stwierdziłem, że "tak mogło być"). Ogólnie mamy tutaj niezbyt wiele akcji, choć niektóre fragmenty powalają jej ilością.

W dziełach Franka Herberta bohaterowie pełnili ogromną rolę. Byli fantastycznie wykreowani, czasami można było pomylić ich z żywymi ludźmi. Autor wiele miejsca poświęcał na opisywanie ich wyglądu, zachowania, przekonań czy przemyśleń. W Dżihadzie... poznajemy postacie równie ciekawe, jak w innych książkach z Diuną w nazwie. Poczynając od Xaviera Harkonnena, najprawdopodobniej pierwszego "historycznego" przodka potężnej dynastii, przez Serenę Butler, młodą, energiczną panią polityk, aż do Voriana Atrydy, kolejnego z założycieli wielkich rodów. Zadziwiło mnie to, jak autorzy wykorzystali wątek tego ostatniego, gdyż urealnili nieco jego potomków, udowadniając, że i Atrydzi nie są idealni. Podobnie sprawa ma się zresztą z Harkonnenami – ich protoplasta jest dobrym człowiekiem, najlepszym żołnierzem Ligi, a do tego gotowym na to, by poświęcić swe życie za innych. Niezwykłe odwrócenie ról. Dużą rolę odgrywają także wspomniany już Tio Holtzman, cierpiący na manię wielkości, czy Zufa Cenvo, czarodziejka, która martwi się o swoje dziedzictwo. Tutaj mała uwaga: niezbyt pasują mi do wyrafinowanych praktyk psychicznych z Kronik Diuny czarodziejki rzucające błyskawicami czy miotające ogniem.

Można się spodziewać, co napiszę o wydaniu – w końcu jest to edycja dla kolekcjonerów. Cieszą przede wszystkim wspaniałe ilustracje Wojciecha Siudmaka, świetnie wykonana twarda oprawa i bardzo dobra jakość papieru. I do tego ten zapach, który zawsze będę kojarzył z Diuną. Nie można określić tego wydania inaczej niż cud. Legend Diuny nie tłumaczy Marek Marszał, więc mogą się pojawić pewne nieścisłości. Zobaczymy w przyszłości. Na razie dostrzegłem zmianę głosek w nazwie jednej z planet.

Dżihad Butleriański, otwierający cykl Legendy Diuny, to całkiem dobra powieść science-fiction. Bliżej jej co prawda do tradycyjnych historii fantastyczno-naukowych niż do boskich Kronik Diuny, aczkolwiek książka nieźle wyjaśnia dawne konflikty. Warta przeczytania przez każdego fana twórczości Franka Herberta.