» Blog » Diabłu ogarek - Kolumna Zygmunta
25-04-2012 12:55

Diabłu ogarek - Kolumna Zygmunta

W działach: Recenzje | Odsłony: 36

Diabłu ogarek - Kolumna Zygmunta

Wstęp, czyli „klasyczny funkcjonalny analfabetyzm”

I połowa XVII wieku. Woźny sądowy, pan Lawendowski, przybywa do Warszawy, celem rozeznania się w snutej przez władze kościelne intrydze. Trzeba bowiem wiedzieć, że w rodzinnych stronach imć Lawendowskiego można spotkać przeróżne istoty, zgoła nie z tego świata. Nie w smak jest to hierarchom i jezuitom, co znowu gniew wzbudza u miejscowych, którzy żyją z czartami po sąsiedzku. Sprawa jest niebłaha, ktoś dość poważnie naprzykrzał się Lawendowskim w pierwszej części historii („Czarna wierzba”), zatem pan woźny wsiada na wiernego Grocha i rusza do Warszawy.

Na miejscu wstępuje do straży marszałkowskiej, aresztuje infamisa, lawiruje miedzy ścierającymi się w Warszawie wojskami magnackimi, równolegle wpada na trop zakazanych praktyk magicznych. Wspierają go: młody pisarz, postrzelona i temperamentna dwórka, a także żydowska czarownica. Starcie będzie trudne, bo pan woźny mierzyć się musi z wojskiem kniazia Jaremy, literą prawa a także… złośliwymi włoskimi zaklęciami.

 

Ocena, czyli „wyrachowana zła wola recenzenta”

Przyznam szczerze, jestem bardzo rozczarowany. O ile część pierwsza „Ogarka” była napisana lekko, a lektura dostarczała wiele zabawy (m.in. żywymi, dowcipnymi dialogami czy zabawnymi opisami, np. nadawania imion w zaścianku), tak druga została, że użyję kolokwializmu, „wymęczona”. Mało oryginalne, humorystyczne (niestety, tylko w założeniu) motywy (np. ghulo-wampirza rodzina), dość prosta fabuła, dialogi już nie te… No i brak pomysłów na konstrukcję wydarzeń. Pojawia się na przykład kilka mało wiarygodnych scen, typu pojawiający się samotnie (choćby przez moment, cóż z tego że za rogiem czeka oddział?) nawet bez sługi u boku, książę Jeremi Wiśniowiecki (prowadzący w dodatku negocjacje z chudopachołkami! Argumentacja przygotowania "podstawy prawnej" dość mizerna), wprowadzanie na pole walki (w zasięg, że tak powiem, strzału) osoby królewskiej w charakterze rozjemcy czy przymusowe obłóczyny. Nieprzemyślane to, niestety i sprawia wrażenie jakby było dopisywane „na siłę”.

Wyszła z tego w miarę poprawna opowiastka, ale gdzież jej tam do części pierwszej. Zmieniła się też nieco konwencja, ale reklamowanie „Kolumny…” jako kryminału jest sporym nadużyciem – Lawendowski dostaje wszystkie informacje jak na tacy, nie ma żadnych zwrotów akcji, a kto czeka na „ostatnim levelu” wiadomo od połowy książki. Wielka szkoda, bo historia miała potencjał, można ją było opisać o wiele lepiej – zarówno pod względem logiki wydarzeń jak i żywszej pisarskiej „gawędy”.

 

Podsumowanie, czyli „dostarczyłem Wam odrobinę poczucia wyższości”

Czy zatem warto sięgnąć po „Kolumnę Zygmunta”? Przyznam szczerze – nie wiem. Kryminał z tego żaden, zbyt dużo błędów (a raczej – za mało przygotowania) jak na powieść historyczną. Najbardziej żałować należy że nie pojawiło się to, co stanowiło o dobrym poziomie części pierwszej, a więc wspomniane dialogi, humor i ogólna zadzierzystość opisów. Czyżby więc pojawiała się właśnie w polskiej fantastyce kolejna trylogia spod znaku „równamy w dół”? Mam nadzieję że nie. Ale – wszystko przed nami.

 

Tutaj zakończyć można recenzję. Fanów historii zapraszam natomiast do ostatniego akapitu.

 

Błędy, czyli „historią się inspirowałem i nic ponadto robić nie zamierzam”

Nazwisko „Lewandowski” nie figuruje co prawda w Liber Generationis Plebeanorum, ale po lekturze „Kolumny Zygmunta” nabrałem przekonania że to poważne niedopatrzenie. Tak karygodnych błędów nie uczyniłby bowiem potomek rycerskiego rodu:

- Autor myli dwie funkcje: marszałka sejmu (którym podówczas był Władysław Kierdej) z marszałkiem wielkim koronnym (czyli, w dużym skrócie, odpowiednikiem ministra spraw wewnętrznych. W owym czasie urząd ten pełnił Łukasz Opaliński). W „Kolumnie…” regularnie wspominany jest Kierdej (nazwany też błędnie Kierejem), tytułowany marszałkiem wielkim koronnym.

- Główny bohater chodzi po Warszawie z czekanikiem. Scena absurdalna, czekany były zabronione ustawą sejmową z 1620, cytuję: "postanawiamy (…), aby żaden cujuscunque couditionis, nie ważył się odtąd zażywać, albo nosić czekanów in loco publico, pod winą dwóch set grzywien". Lewandowski jako chudopachołek i znawca prawa na pewno z czekanikiem w ręku, na ulicy (w Warszawie, w czasie sejmu, „pod bokiem” królewskim) by się nie pojawił.

- Autor zrównuje w działaniu szpadę i pałasz szkocki. Oczywiście walczy się nimi zupełnie inaczej, czym innym jest służąca do pchnięć szpada, a czym innym ciężki claymore, przeznaczony głównie do cięcia.

- W żydowskiej karczmie podawana jest szynka, kiełbasa oraz raki. Uprzejmie informuję, że są to rzeczy wedle żydowskich przepisów religijnych niekoszerne, a zastrzeżenie w tekście że są tylko „podawane, a nie przyrządzane” świadczy o sporej niewiedzy. Dla Żydów nieczyste są również naczynia na których podano tego typu jedzenie, nawet dotknięcie takich potraw. Tę lekcję należało odrobić przy „Perkalowym dybuku”.

- Panna nie powinna paradować w czepku, właśnie dlatego że jest panną. Jeśli miała być to natomiast forma kamuflażu… to dość banalna.

- Kapral Kaczka powinien być wachmistrzem. Straż marszałkowska, wzorowana na piechocie węgierskiej, należała do narodowego, a nie cudzoziemskiego autoramentu.

- Namiestnik był stopniem oficerskim, a nie podoficerskim.

- Używanie określenia "ognie świętego Elma" na wyładowania elektryczne, w książce nie będącej marynistyką, jest... zabawne.

- Spirytus, walkę spisą w pomieszczeniu i cytowanie Kitowicza – pozostawię bez komentarza.

 

Zapowiadana jest część trzecia „Diabłu ogarka”. Pozostaje tylko wyrazić nadzieję, że będzie lepiej.

Komentarze


38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Z tym kasowaniem Mistrza to mniejsza frajda, wyglada to jak wojna pozycyjna. Normalnie "Diabłu świeczka w okopie". I klade na to copyrighta :)
25-04-2012 15:42
Malaggar
   
Ocena:
0
Inkwizytor, nie kasuj. ARCHIWIZUJ!
25-04-2012 15:42
~Autor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+11
Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Poniosło mnie.
25-04-2012 15:50
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+5
Up - wow, dobry trolling :)
25-04-2012 15:56
de99ial
   
Ocena:
+3
Iście mistrzowski.
25-04-2012 16:03
Inkwizytor
   
Ocena:
+8
A może to jednak on sam? Może udało nam się zmienić dzisiaj już drugiego, zagubionego może nieco w życiu, człowieka?
25-04-2012 16:05
Tyldodymomen
   
Ocena:
+1
Laveris się odgrywa
25-04-2012 16:06
de99ial
   
Ocena:
+3
@Inkwizytor - moja wiara w ludzi ma swoje granice. Ale myśl iście krzepiąca.
25-04-2012 16:08
Malaggar
   
Ocena:
+4
@T-men: Laveris nie istnieje. Istnieje tylko Autor.
25-04-2012 16:11
   
Ocena:
0
Pałasz szkocki to nie do końca Claymore.
Claymore to może być albe miecz oburęczny, albo jednoręczny pałasz.
25-04-2012 16:39
Marigold
   
Ocena:
+1
Normalnie kawa w dłoń ;)
25-04-2012 16:45
Inkwizytor
   
Ocena:
+1
Slann - wiadomo :)
I jeszcze mina przeciwpiechotna.
25-04-2012 16:51
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
Slann nie był w Bractwie a sie wymondrza :)
25-04-2012 17:19
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+5
T-men, Laveris się nie odgrywa. On nie znosi odgrywania.
25-04-2012 17:52
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+6
No i proszę, 6h i notka o Dziele Autora już na głównej! :)

M.S. ucz się chłopaku, jak sie robi Pi aR i trendsetting swojemu Mentorowi. Tak się to robi, a nie dwie focie z komórki.
25-04-2012 18:17
Tyldodymomen
    moja wcześniejsza i obiektywniejsza recenzja
Ocena:
+2
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ojej, znikło jak sen złoty!

Notki są dzis jak pokemony - znajdz je wszystkie!
25-04-2012 19:32
Malaggar
   
Ocena:
+3
Ktoś ma dziś TE DNI, to ukrywa.
25-04-2012 19:34
Tyldodymomen
   
Ocena:
+4
Przynajmniej poznaliśmy nowe zaklęcie z hoghwartu- powiedz "La-ve-ris" i klaśnij dwa razy i masz coś co w dedekach nazywa się "ulepszona niewidzialność"
25-04-2012 19:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.