Położony obok szkoły plac rekreacyjny otulony był mieszaniną słońca i opadłych kolorowych liści. Od frontu otaczał go kamienny murek, zwieńczony zieloną kratą, przez który przeskoczyłby przeciętny uczeń tego liceum. Z pozostałych trzech stron cały teren okalała skarpa usiana gęstymi krzewami, za którymi z łatwością można było ukryć się w czasie przerwy na papierosa, i gęstą plątaniną ścieżek. Wzdłuż budynku biegła wysypana czarnym żużlem szeroka ścieżka, oddzielająca szkołę od placu. Prostopadle do niej, wzdłuż murka, były ustawione ławki. Najwięcej miejsca zajmowało boisko do piłki nożnej otoczone tymiż ławkami, ścieżką, a z pozostałych stron bieżnią i rozbiegiem do skoku w dal. Na pozostałym terenie znalazło się miejsce na dwa stoły do ping-ponga oraz małe boisko do siatki. W samym rogu placu postawiono ceglany mur, za którym znajdowała się hałda węgla.
Tam właśnie usiadł.
Mur był wąski, ale wygodny. No i dawał możliwość swobodnej obserwacji całego placu razem z wejściem do szkoły. Zawsze tu na nią czekał. Od dwóch lat, za każdym razem, gdy była na zajęciach, odbierał ją. Była jego rodziną, której nigdy nie miał. Dobrze pamiętał tamten zimowy dzień, kiedy się poznali. To ona mu pomogła. Gdyby nie ona, nie poradziłby sobie. Od tamtej pory stali się przyjaciółmi. Tak to czasem bywa, że ciężkie zdarzenia zbliżają do siebie dwie dusze. Opiekowali się sobą nawzajem. Tak jak teraz, gdy czekał na nią w pewnym napięciu. Murek był wąski, ale przyzwyczaił się do niego. To w sumie był taki trening, którym wypełniał sobie czas. Starał się utrzymać równowagę, wykonując jak najmniejszą ilością ruchów. Dziś szło mu gorzej, bo podmuchy wiatru co chwila wytrącały go z pionu. Jego czarne oczy czujnie wypatrywały jakiegokolwiek ruchu na placu. Dokładnie słyszał wykład nauczycielki historii. Był maksymalnie skupiony. Gotowy do działania w każdej chwili. Tego nauczyło go życie – być w ciągłej gotowości. Nie umiał pojąć, do czego się przygotowywał. Wiedział tylko, że to coś wielkiego i związanego z nią.
Właśnie po raz kolejny musiał zrobić krok, ratując się w ten sposób przed upadkiem, gdy okolice wypełnił dźwięk szkolnego dzwonka. Kilka chwil później przed budynek wysypała się grupa licealistów. Część szybkim krokiem skierowała się na skarpy, by zdążyć, zanim dyrektorka wejdzie po zajęciach do swojego gabinetu i będzie mogła obserwować przez okno to, którzy z jej wychowanków palą. Inni zaczęli rozsiadać się na ławkach, rozmawiając o ciuchach, imprezach i randkach. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Wyszła jako jedna z ostatnich. Zgrabnie zbiegła ze stopni przed wejściem. W ręku trzymała pasek od zielonego plecaka. Obróciła się wokół siebie, jakby kogoś szukała. Jej ciemnoblond, lekko pofalowane włosy zawirowały na wietrze i opadły pojedynczymi kosmykami na twarz. Czarny golf z rozciągniętym kołnierzem sięgał jej do połowy ud. Miała na sobie obcisłe i za długie dżinsy, które niedbale podwinięte, opadały na wysłużone trampki. Nie ruszył się z miejsca. Chciał, aby przez chwilę szukała go. Chciał się przekonać, czy zacznie go wołać. W tym momencie podszedł do niej jakiś chłopak. Białe adidasy, szare spodnie i koszula w ciemną kratę. Jeszcze nigdy go nie widział. Kim jest i czego od niej chce? Coś do niej mówił, ona coś mu odpowiedziała, oboje się zaśmiali. Jednocześnie ona nerwowo się rozejrzała. Gorzkie uczucie zazdrości, pulsujące w jego piersi, lekko zelżało. Skoro ciągle się za nim rozgląda, to znaczy, że się o niego martwi. Ruszył z miejsca. Wiatr lekko muskał jego ciało. Chłodne powietrze wypełniało mu płuca. Za długo siedział bez ruchu. Szybkim zwrotem ominął maszt z flagą państwową i przysiadł na jej ramieniu.
- Co to jest? – krzyknął chłopak, starając się złapać równowagę. – To jest kruk!
Ona tylko się uśmiechnęła. Ale nie do tego chłopaka. Uśmiechnęła się do niego. Wiedział to. To był ten specyficzny, porozumiewawczy uśmiech przeznaczony tylko dla niego.
- To jest Aku – powiedziała spokojnie, podsuwając mu pod dziób kawałek bułki. Złapał go i delikatnie wyjął kęs z jej palców. – Mój diabeł stróż.