Demo The Force Unleashed II

Rzut oka na demo

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Demo The Force Unleashed II
Z uwagi na zbliżająca się premierę The Force Unleashed II niedawno odświeżyłem sobie jej pierwszą odsłonę, a teraz przyszła pora na demo. Czego się po nim spodziewałem? W sumie niczego – liczyłem, że mnie czymś zaskoczy, starałem się opanować ekscytację wywołaną obiecującymi zapowiedziami, filmikami i trailerami. Czasami lepiej nie obiecywać sobie zbyt wiele.


Dead or Alive?

Oczywiście fabularnie zbyt wiele się nie dowiadujemy. Ponownie wcielamy się w Starkillera, a dokładniej Starkillera 8, będącego klonem bohatera z części pierwszej. Przynajmniej tak twierdzi Lord Vader oraz głos wydobywający się z głośnika. Jednak jak na klona ma on zbyt wiele własnej woli, poza tym czy można zrobić kopie Jedi? Tak czy inaczej to pytanie pozostaje bez odpowiedzi, przynajmniej do wydania pełen wersji. Wiemy natomiast, że nasz numer 8 nawiedzany jest przez wizje, wspomnienia wydarzeń z poprzedniej część. Przez to nie potrafi wykonywać do końca rozkazów swojego mistrza - staje się dla niego bezużyteczny. W tym miejscu mamy szybki backflash wspomnień, pełny nawrót własnej silnej woli i rozpoczyna się właściwe demo – ruszamy do boju.


Stary nowy Jedi/Sith

Od razu muszę potwierdzić spełnienie obietnicy twórców, że z jednej strony system rozgrywki jest podobny do poprzedniej części, ale już na pierwszy rzut oka można poczuć, że to coś nowego. Po pierwsze pojawiają się mini gry, takie jak wolne spadanie z unikaniem/niszczeniem przeszkód, czy ucieczka przed zawalającym się korytarzem, znane choćby z takich gier jak X-Men Origins: Wolverine. Reszta rzeczywiście wydaje się działać tak jak wcześniej, ale jakby płynniej i nie chodzi mi tutaj o grafikę. Jeśli ktoś, jak ja, grał chwilę wcześniej w pierwszą część, mocno odczuje różnicę. Przede wszystkim kamera pracuje delikatnie inaczej i poprawiono sposób, w jaki się skacze. O ile wcześnie zdarzało mi się kląć jak szewc, bo Starkiller zamiast wylądować tam gdzie chciałem spadł w innymi miejscu, tutaj tego nie było. Delikatnie inaczej reaguje też postać na klawisze i ruchy drążkiem pada.

Z uwagi na to, że tym razem posługujemy się dwoma mieczami świetlnymi, zmienił się styl walki bronią. Jest przede wszystkim szybszy - co nie powinno dziwić nikogo, kto miał wcześniej styczność z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Całość sekwencji ruchu i ciosów została stworzona od nowa i to widać. W oczy od razu rzuca się sposób, w jaki kończymy z przeciwnikami. Nie padają już na ziemię tak jak stali, bo końcu miecze świetlne robią to, co do nich należy, czyli tną, rozczłonkowują, ucinają głowy, itp. Machanie nimi sprawiało mi dużo więcej frajdy.

Oczywiście równie często jak mieczy będziemy używać mocy. W końcu mamy do dyspozycji kontrolę nad umysłem, choć „jedyne”, do czego możemy zmusić kogokolwiek, to żeby popełnił samobójstwo. Pytanie, jak ta umiejętność będzie się sprawdzać na silniejszych wrogów, bo szkoda jej na podrzędnych przeciwników z uwagi na ilość mocy jaką zużywa, a działa tylko na jedną osobę na raz. Niestety nie ma już mojej ulubionej umiejętności, czyli Lightning Shield. Zmienił się również sposób, w jaki używa się Force Grip - i w tym miejscu wystąpił pierwszy zgrzyt między tym, co mówili ludzie z Lucas Arts, a rzeczywistością. Chwytanie i rzucanie przedmiotami jest trudniejsze niż w pierwszej części, przynajmniej jeśli chodzi o otoczenie w trakcie walki. Rzucenie szeregowym szturmowcem nie stanowi problemu, ale chwycenie skrzyni i ciśnięcie nią we wrogów jest już mocno utrudnione. Wszystko z uwagi na to, że namierzanie celu jest (chyba) głównie nastawione na przeciwników, a nie na rzeczy. Przez to często sam obrót kamery nic nie daje i podświetlony nadal jest przeciwnik, a nie to, czym chcemy w niego rzucić.

Wszystkich chyba ucieszy fakt, że gra jest delikatnie łatwiejsza niż poprzednia część. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Co prawda maksymalny poziom trudności w demie to Hard (Unleashed zapewne zostaje odblokowany po pierwszym przejściu gry), ale nie sprawił mi on większych trudności.


Nowa gra, nowa grafika

Muszę przyznać, że pod względem graficznym gra prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Tak naprawdę to inna liga w porównaniu z poprzednią odsłoną. Na pełną ocenę przyjdzie jeszcze czas, ale TFU II może okazać się lepszy pod tym względem niż God of War 3. Pozytywnie zaskoczyły mnie przede wszystkim efekty związane z wodą i dymem. W pewnym momencie idziemy przez przeszklony korytarz, na zewnątrz leje, a efekt wody spływającej po szybach jest naprawdę świetny. Oczywiście animacja postaci jest bardzo dobra, ruchy są płynne i nie widać żadnych niedociągnięć. Grafika w grze jest na tym samym poziomie co filmiki, ale obecnie jest to standard.


Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Wersja demonstracyjna TFU II na pewno spełnia swoje zadanie – to znaczy zachęca do kupna gry. Wszystko wygląda co najmniej dobrze i wydaje się, że poprawiono rzeczy, które przeszkadzały w pierwszej części. Całkiem zgrabnie wybrnięto z trudności, jakie nastręczały obydwa zakończenia, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tytuł ma szansę na bycie jednym z najlepszych w swojej klasie. Czy tak będzie naprawdę, czy może to tylko dobre złego początki, wyjdzie w praniu. Teraz pozostaje nam tylko czekać.