» Recenzje » DeathSpank: Thongs of Virtue

DeathSpank: Thongs of Virtue

DeathSpank: Thongs of Virtue
Podjęcie się wydania kontynuacji na miarę pierwowzoru, który okazał się być czymś oryginalnym, jest naprawdę trudnym zadaniem, wymagającym wielu wyrzeczeń. Idealnym przykładem ilustrującym tę tezę jest kultowa gra Driver czy cyberpunkowa strzelanka Deus Ex. Pierwsze odsłony wciągały ponadczasowymi rozwiązaniami, natomiast ich sequele stanowiły marne kopie, próbujące dodać coś nowego, niestety z kiepskim rezultatem. Jednak to nie dotyczy Rona Gilberta, bowiem on nie ma prawa zawieść. Czy aby na pewno? DeathSpank: Thongs of Virtue odpowiada na to pytanie.


Władca majciochów

Trudne życie bohatera zawiodło DeathSpanka do obozu zagłady. Pokonanie złego księcia otworzyło drogę do następnej przygody. Dzielny wojak dowiaduje się od rudowłosej piękności, że teraz musi stawić czoła wszystkim posiadaczom tajemniczych stringów. Mania wielkości doprowadziła do tego, że jedynym prawowitym właścicielem magicznego artefaktu okazał się protagonista. To on musi teraz zaprowadzić ład i porządek. Brzmi banalnie, ale w przypadku tego dzieła nie ma mowy o utrzymaniu powagi. Wszechobecny komizm jest najmocniejszą kartą przetargową serii. Niesztampowe rozmowy, gry słowne i abstrakcyjne sytuacje to oczywistość przez bite dziewięć godzin.

Mogłoby się wydawać, że świat z dwójki jest kilkukrotnie większy od tego z pierwowzoru, lecz prawdę powiedziawszy, słowo kilkukrotnie jest mocno przesadzone. Większą część mapy zajmuje wielki akwen wodny, na którym znajdują się małe wysepki, z kolei północno-zachodni obszar jest zupełnie niedostępny. Szkoda, bo można było w pełni wykorzystać pomysły drzemiące w głowie Rona, aby w całości zapełnić krainę. Jakkolwiek by nie było, zwiedzimy zarówno zwyczajne tereny, jak i te bardziej surrealistyczne. Chcecie dziki zachód? Proszę bardzo. A może macie ochotę na tropikalną puszczę lub pustynne wydmy? Żaden problem. W pirackiej zatoczce spotkamy znajomego bohaterowi wilka morskiego, od którego pożyczymy okręt, pod warunkiem że spełnimy jego zachcianki. To pozwoli nam dotrzeć do odległych obszarów w głąb morza.


Pirat być spragniony, arrrr!

Niezależne postacie postawią przed DeathSpankiem wiele zwariowanych zadań, zarówno związanych z główną kampanią, jak i pobocznych. Ich liczba przekłada się na około sto pięćdziesiąt questów. Są zróżnicowane, chociaż większość opiera się na utartym schemacie – pójdź gdzieś, zlikwiduj coś i wróć po nagrodę. Przyjdzie nam robić zdjęcia zrujnowanych przez wojnę części miasta, stawiać przed oddziałami banku znaki oznaczające ich zamknięcie, naprawiać stacje radiowe lub zaspokajać konsumpcyjne potrzeby wyżej wspomnianego pirata. Często bywa tak, że wykonując misje, przypadkowo zaliczymy też inną, co raczej budzi radość aniżeli konsternację.

Jeśli nie będziemy mieli pojęcia, co zrobić, ponownie pomocne okażą się ciasteczka pełniące rolę podpowiedzi. W poprzedniej odsłonie z powodu mało szczegółowego dziennika można było się pogubić. Tym razem miałem z tym dużo mniej problemów, dlatego wskazówek użyłem może dziesięć razy, chociaż nie ukrywam, że niektóre zadania zakończyłem niespodziewanie.


Współczesny wojownik, fantastyczni wrogowie

Od samego początku rzuca się w oczy odmienny od poprzedniczki klimat. Oprócz różnorodnych mieczy i młotów dostaniemy pistolety, karabiny maszynowe, bazooki i granaty. Jest to dobra rekompensata, gdyż zabrakło łuków i kusz. Zresztą w broni palnej czuć większą moc. DeathSpank, jako zapalony w boju weteran, może używać jednocześnie dwóch różnych maszyn do zabijania. Tworząc zgrabne kombosy – poprzez atakowanie raz jedną, raz drugą giwerą – ładujemy specjalną maskę, znajdującą się pośrodku paska menu, która pozwoli wykonać spektakularny cios.

Pewnej aktualizacji i rozbudowaniu uległ również bestiariusz. Będziemy mogli obić mordki nie tylko żywym istotom, ale także tym bardziej zmechanizowanym. Zrujnowane miasto opanowane jest przez różnej maści orków, górzyste połacie pilnowane są przez kamienne olbrzymy, cmentarzyska zamieszkują kościotrupy i duchy, a teren przemysłowy jest dobrze strzeżony przez kilka wersji robotów. Każde nowe miejsce oferuje typowych dla swojego klimatu przeciwników.


Trudny wybór

Pomaganie postaciom niezależnym i likwidowanie oponentów pozwala bohaterowi awansować na wyższe poziomy doświadczenia. Niestety jak na RPG-a ten patent jest bardzo ograniczony, podobnie jak miało to miejsce w poprzedniczce. Gdy level postaci wzrośnie, możemy wybrać jedną z sześciu kart, która wpływa na ilość zbieranych pieniędzy, szybkość poruszania się czy zadawane obrażenia. Jak widać, nic w tej kwestii się nie zmieniło, ale jak wiadomo seria DeathSpank nie ma być typową grą danego gatunku. Druga sprawa to fakt, że znowu zbyt szybko osiągamy maksymalny próg i jakiś czas przed ukończeniem kampanii gramy już napakowaną postacią.


Kulisty jest ten świat

Motyw kuli, na której umieszczony jest świat gry, w dalszym ciągu daje radochę. Żadnych nowych efektów graficznych raczej nie uświadczymy, ale to w niczym nie przeszkadza. Słodka, ręcznie malowana otoczka stoi na odpowiednim poziomie i z pewnością zadowoli nawet najtwardszych malkontentów. Ciekawy dobór podłożonych głosów również stanowi niezły smaczek. Gra aktorska jest wyśmienita i jest jednym z większych atutów produkcji.


Wsparcie wojownika ninja

Podobnie jak w poprzedniej odsłonie otrzymamy tryb kooperacyjny. Jednak jest on tylko małym smaczkiem, zwłaszcza gdy nie chcemy, by drugi gracz biernie przyglądał się jak gramy. Tym razem niepokonanego DeathSpanka wesprze Steve, który był w dzieciństwie wychowywany przez wojowników ninja. Jeżdżąc na swoim małym, wiernym jednorożcu, umiejętnie posługuje się mieczami. Zupełnie jak czarodziej Sparkles, nowy pomocnik posiada swój zestaw ciosów. Kwestia rozszerzenia współpracy nie została rozbudowana, więc Steve nie może pozyskiwać nowych broni i uczyć się kolejnych umiejętności.


Stary dobry DeathSpank

Za niespełna pięć dych otrzymujemy całkiem dobrą gierkę przepełnioną humorem, która umili kilka długich wieczorów. Jeśli ktoś jest fanem protagonisty nie może sobie odmówić kolejnych jego przygód. Zmian w stosunku do poprzedniczki jest niewiele, toteż końcowa ocena jest sprawiedliwa.


Plusy:

  • nadal śmieszy
  • świetne dialogi
  • zróżnicowane lokacje
  • nowe uzbrojenie
  • barwni przeciwnicy
  • sporo zadań

Minusy:

  • mizerny tryb kooperacji
  • ograniczony rozwój postaci
  • pozornie duży świat
  • chciałoby się więcej zmian
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Deathspank: Thongs of Virtue
Producent: Hothead Games
Wydawca: Hothead Games
Data premiery (świat): 30 listopada 2010
Data premiery (Polska): brak
Wymagania sprzętowe: System operacyjny: Windows XP/Vista/Windows 7, Procesor: Intel Pentium 4 1.7 GHz lub wyżej, Pamięć: 1 GB ram, 1.5 GB (Vista and Windows 7), Dysk twardy: 2 GB wolnego miejsca, Karta graficzna: ATI Radeon X1900 GT 256MB I Nvidia GeForce 6800 Ultra 256MB (lub wyżej)
Nośnik: Steam
Strona WWW: www.deathspank.com
Platformy: PC

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.