[De Profundis]Listy z jądra ciemności #2
W działach: Cthulhu w II RP, Zew Cthulhu, De Profundis | Odsłony: 20
Rozpoczynamy przedstawianie korespondencji między podróżnikiem Ignacym Hodolewskim a artystą Franciszkiem Taszefem w których życie wparowały mroczne tajemnice rodem z Mitów Cthulhu.
Postanowiłem, że w każdym odcinku rozpoczynać będę wstępem tłumaczącym pewne wykorzystane przeze mnie motywy. Przez to, że przyjaźnię się prywatnie z drugim graczem mogę wielu rzeczy nie tłumaczyć w listach (bo zanudzam go nimi przy innych okazjach :P), ale pewne objaśnienia czytelnikowi się przydadzą.
Białość groźniejsza od kiru
H. P. Lovecraft w poszukiwaniu mroźnego piekła w opowiadaniu "W górach szaleństwa" umiejscowił nawiedzone ruiny miasta Starszych Istot na Antarktydzie. Dla polskiej kultury narodowej o wiele bardziej na to miejsce pasuje Syberia, pełna zesłańców z różnych okultystycznych kultów jak skopcy czy chłyści, zamieszkana przez potomków prymitywnych ludów dalej oddającym cześć mrocznym personifikacjom sił natury, niosąca w sobie ból i śmierć tysięcy ludzi. Syberia to odpowiednie miejsce na tło niejednej historii grozy.
Dlatego też Ignacy Hodolewski urodził się na Wschodzie. Wprawdzie Chabrin (dzisiejszy Habrin, w Chinach) można umiejscawiać na Syberii tylko w ujęciu potocznym, niemniej pierwotna tajga władana przez "księcia tych ziem" (tygrysa), gdzie wiatry targają dzwoneczkami kumirni (małych ołtarzy), a po lasach włóczą się trędowaci i margines społeczny stanowi dobry podkład pod wychowanie człowieka pogranicza. Osobiście także, nawiązywanie do kraju ussuryjskiego jest moim hołdem złożonym kapitanowi Władymirowi Arseniewowi, rosyjskiemu odkrywcy, którego być może czytelnik zna z oscarowego filmu "Dersu Uzała" Akiro Kurosawy.
Ostatecznie wreszcie, Wschód mi był potrzebny dla ukazania tragedii polskiego tułacza. Bracia Hodolewskiego zostali skazani na twierdzę i zesłanie za udział w demonstracjach na rzecz rewolucji 1905 roku w Królestwie Kongresowym. Mój Badacz jak setki innych rzeczywiście istniejących postaci przeszedł niesamowicie długą drogę, by walczyć o kraj, którego nigdy nie widział, w imię ludzi z którymi nic go nie łączyło.
"Szkice z wojny kaukaskiej"
Hodolewski, który studiował nauki przyrodnicze we Władywostoku, wydał po wojnie książkę "Szkice z wojny kaukaskiej". W tych wspomnieniach zawarł tragedię wojny światowej na tym froncie, świadectwo ludobójstwa dokonanego przez Turków, Azerów i Kurdów na Ormianach, a także krótką historię barona Ungerna-Sternberga, inflanckiego Niemca, opętanego wizją stworzenia aryjskiej cywilizacji i zagorzałego monarchisty. W czasie wojny domowej zajął on czasowo terytorium Mongolii, przyjął lamaizm i traktowany był jako wcielenie Czyngis-chana. Jego poglądy mistyczne oraz fatalistyczne przekonanie o przeznaczeniu przy jednoczesnym okrucieństwie i skłonnościach do masowych mordów ustawiają go w pierwszym rzędzie tych zbrodniarzy wojennych, których życie może zainspirować do niejednego horroru.
Hodolewski na Kaukazie zetknął się z pozostałościami po przedmuzułmańskiej religii perskiej, zaratusztrianizmem. Czciciele ognia należą do najstarszej wiary indoeuropejskiej, której wierzenia odnośnie Sądu Ostatecznego, zmartwychwstania ciał i przyjścia zbawiciela wpłynęły na rozwój judaizmu, a przez to chrześcijaństwa oraz islamu. Zaratusztrianizm, w swoim pojęciu dualistyczny, zakładający odwieczną walkę równych sobie sił Dobra i Zła, stanowił inspirację dla późnego pogaństwa w Imperium Rzymskim, przyczyniając się do rozwoju herezji gnostyckich i manichejskich.
Hodolewski, jak informuje w pierwszym liście, zetknął się na ocalałych płaskorzeźbach z wyobrażeniami różnych ziół, które miały służyć do wprowadzania się w trans przez zaratusztriańskich kapłanów. Hymny Zaratusztry zostały spisane dopiero w momencie, gdy po najeździe Aleksandra Macedońskiego liczba zabitych kapłanów groziła utratą części teologicznej spuścizny - wcześniej tradycja ustna wystarczała do zachowania świętych tekstów, tak jak hinduizm do dnia dzisiejszego przechowuje Wedy. Rozwinięcie wątku zaratusztriańskiego nastąpi w późniejszych listach i wtedy też opiszę wszystko dokładniej.
Biali Rosjanie
Ignacy w listach często nawiązuje do "swoich rosyjskich przyjaciół" we Francji. Walcząc w wojskach Denikina przeciwko komunistom w latach 1918-20, poznał wielu Rosjan, którzy po zwycięstwie bolszewików przedostali się na Zachód, tworząc tzw. białą emigrację. Oczywiście, najważniejszy, i póki co jedyny znany z imienia rosyjski przyjaciel Hodolewskiego to profesor Domeyko, badacz niepokojącego folkloru wschodniej Syberii. To typowy, razem z Piotrem Konaszewiczem, lwowskim uczonym zajmującym się folklorem Rusi Czerwonej, bohater lovecraftowski pokroju Armitage'a z "Koszmaru w Dunwich". Jego wiedza o Mitach ma naprowadzać akcję na konwencję horroru lovecraftowskiego. Przy okazji jednak to po prostu szlachetny człowiek, który dopomógł w ciężkim położeniu mojemu Badaczowi. Jeden z mickiewiczowskich "braci Moskali".
Ostatnia rzecz - autorem przypisów do listów Franza jest prowadzący go gracz.
LIST I
Dakar, 25. stycznia 1926
Drogi Franciszku,
przyjmij ode mnie spóźnione życzenia bożonarodzeniowe: w czasie mego pobytu w Casablance wielce mnie aferowały sprawy wyprawy, bo, jak zapewnił mnie mój przyjaciel w Paryżu, profesor Domeyko, był to ostatni port, gdzie po afrykańskich cenach mogłem nabyć towar o niemal europejskiej jakości. Dziwnie to, gdy w styczniu człowiek śnieg tylko ogląda przez lunetę, przyglądając się szczytom Atlasu. W ciągu mego dziecięctwa i wojny częściej miałem do czynienia z mrozem niż z gorącem, po Charbinie i Kaukazie nawet wyjątkowo ostre wielkopolskie zimy zdały mi się ciepłymi. Tu zaś, pomimo zimowej pory, pot ze mnie ścieka jak gdybym miał się rozpuścić na podobieństwo bałwanów, lepionych teraz przez polskie dzieci.
W moim liście z Krakowa zrelacjonowałem Ci rozmowę z lwowskimi uczonymi, którzy mi zlecili obecną misję. Kwota, jaką wsparła wyprawę rodzina Czartoryskich była dla mnie niemałym zaskoczeniem, a moje zdumienie wzrosło, gdy w Paryżu profesor Domeyko powiedział mi, że nalegano na mój osobisty udział, ponoć ze względu na moje wspomnienia z wojny światowej. Owszem, uważam „Szkice z wojny kaukaskiej”[1] za udane dziełko. Po tym, jak pan Ossendowski[2] wydał swe wspomnienia z ucieczki przez Mongolię[3] udzieliłem nawet kilku wywiadów odnośnie barona Ungerna-Sternberga[4], niemniej raczej rozczarowałem tych nieszczęsnych dziennikarzy. Dla mię Sternberg okazał się nie wcieleniem Czyngis-chana, a zwykłym zbrodniarzem wojennym, a o jego buddyjskim zakonie niczego nie potrafiłem powiedzieć. Ogółem, o całej mej epopei lat 1916-20 rzec mogę tylko tyle, że udało mi się przeżyć. Zatem, jeśli Czartoryscy szukali bohatera wojennego, winni szukać dalej. Powiedziałem to profesorowi.
//Wiecie, Ignacy Pawłowiczu//, odparł na to Domeyko, //gdy przyszedł do mnie człowiek od nich pytać o was, odniosłem osobliwe wrażenie, iże wcale nie chodzi o wasze męstwo wojenne, a o rękopis waszej ksiązki.//
To już było ciekawe. Dostrzegłem cień na twarzy tego starego, kochanego człowieka, który niejednokrotnie narażał życie, by mi pomóc, gdy Staszek i Karol[5] znaleźli się na zesłaniu, a nad moją przyszłością zawisło piętno politycznego przestępcy. Smutno patrzeć było, jak ten uczony, który kochał Rosję całym sercem, musi dokonać żywota tyle kilometrów od tajgi – wiedz, że nie ma takiego drugiego na świecie, kto by bardziej poznał ludy i roślinność ussuryjską. Teraz widocznie miał mi do powiedzenia ciężkie wyznanie.
Domeyko przypomniał mi, że to on odradził umieszczenie w //Szkicach z wojny kaukaskiej// rozdziału poświęconego zaginionym ziołom, używanym przez starożytnych zaratusztrian do wprowadzania się w trans modlitewny. W tymże transie mieli wizje końca świata i widzieli Ducha Zła, Angrę Mainju, i jego hordy. Pamięć o tych ziołach zaginęła wraz z najazdem Aleksandra Wielkiego[6], kiedy to zabito wszystkich kapłanów znających treść hymnu Zaratusztry, gdzie wyjawiał stosowny przepis. Gdy walczyłem w Armenii, trafiłem na wiele płaskorzeźb, które dały mi pewne wskazówki co do odtworzenia mieszanki.
Pamiętam, jak wielce krzywdzące wydało mi się, gdy profesor zaklinał mnie, abym nie ogłaszał tego rozdziału drukiem. //Zbyt wiele teozofii powstało w naszych czasach//, powiedział ten przesądny badacz folkloru, //aby nie znaleźli się ludzie, którzy nie potrafiliby z tego skorzystać na zgubę ludzkości//. Widząc jego determinację, obiecałem solennie, że wydam tylko przeżycia wojenne. Rękopis tego rozdziału mu przekazałem, jedyna zaś kopia znajduje się u Was w domu, w moim dzienniku.
//Udałem, że nie wiem o niczym, Ignacy Pawłowiczu//, zapewnił mnie Domeyko, a ja ze zdumieniem zobaczyłem łzy w jego oczach. //Ale zemściła się nade mną młodość, głupiego, pysznego człowieka//.
Opowiedział mi nieskładną, nieprawdopodobną wręcz historię. Wedle jego słów, mój rękopis zniknął – to jedyny fakt, któremu daję wiarę, a ukradła go według słów profesora jego nieżyjąca żona, która przeszła przez lustro! Wydarzyło się to w kilka dni po przybyciu owego wysłannika Czartoryskich, mniej więcej wtedy, gdy dotarły do mnie pieniądze za wyprawę do Egiptu i zaproszenie do Krakowa na rozmowę z uczonymi z Uniwersytetu.
Profesor utrzymywał, że w młodości praktykował krystalomancję – rodzaj okultyzmu w którym wywołuje się duchy w odbiciach – czy to luster, czy to wypolerowanych sreber. Domeyko z drżeniem w głosie przyznał mi się, że wykorzystał te techniki, by dopomóc sobie w badaniach, dopóki nie spostrzegł, że widzi odbicia //istot, które nigdy nie umarły// i nie mających niczego wspólnego z człowieczeństwem. Profesor utrzymywał, że zarzucił praktyki, gdy dokonał odkrycia, że i duchy zmarłych, i te istoty mogą przenikać do naszego świata, a i on sam we śnie może oglądać //bluźniercze obrazy młodej Ziemi//.
Po wyjściu z mieszkania profesora byłem wzburzony zuchwałą kradzieżą, ale także zasmucony, że mój drogi przyjaciel popada w coraz większe zdziecinnienie. Zanim jeszcze opuściłem Francję, otrzymałem list od moich rosyjskich przyjaciół, że stan Domeyki stale się pogarsza i tylko patrzeć, aż odejdzie z tego świata. Czy połączy się ze swoją żoną po drugiej stronie lustra? W każdym razie, telegramem poinformowałem przyjaciół, aby po moim wyjeździe z Europy kontaktowali się ze mną przez Ciebie, bo tylko Ty będziesz znał mój aktualny adres korespondencyjny.
W Marsylii i Casablance byłem zbyt zajęty przygotowywaniem wyprawy, aby na poważnie zająć się tą sprawą, ale proszę Cię, abyś zabezpieczył moje notatki w sposób, jaki uznasz za najlepszy.
Zdaję sobie sprawę, że wszystkie te //sprawy nadprzyrodzone// o których tu piszę, mogą pobudzić Twoją nazbyt rozwiniętą wyobraźnię do poszukiwań na własną rękę. Prosiłbym Cię jednak o najdalej posuniętą ostrożność. Wiem, że Crowley[7] i jemu podobni tylko czekają, byś dołączył ich do inspiracji swoich dzieł. Rozejrzyj się jednak – czy wśród //szklanych domów// nie można znaleźć bardziej ortodoksyjnych muz?
Kwestia materialna powinna zostać na jakiś czas rozwiązana – połowę zaliczki przesyłam Wam, bo to, co otrzymałem, z nawiązką starczy na pokrycie moich skromnych potrzeb.
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na wieści z Kraju. Podobno w polityce wrze jak w ulu.
Ignacy
PS. Ta cała historia wpływa na treść moich snów. Przekaż proszę część pieniędzy na msze gregoriańskie za duszę Karoliny.
[1] I. Hodolewski //Szkice z wojny kaukaskiej//, Lwów 1922.
[2] Ferdynand Antoni Ossendowski (1875-1945), podróżnik i antykomunista, najczęściej tłumaczony po Sienkiewiczu przedwojenny polski pisarz.
[3] F.A. Ossendowski //Zwierzęta, ludzie, bogowie//, Poznań 1923.
[4] Roman von Ungern-Sternberg (1886-1921), Niemiec bałtycki, jeden z dowódców Białych w czasie rosyjskiej wojny domowej. Dowodził w Mongolii, przeszedł na buddyzm i zajmował się lamajskim okultyzmem, połączonym synkretycznie z teozofią. Ossendowski widział w nim //buddyjskiego krzyżowca//, uznawany za wcielenie Czyngis-chana. W czasie I wojny światowej, podobnie jak autor listu, służył na Zakaukaziu, gdzie według własnych słów miał stworzyć buddyjski zakon złożony ze szlachetnie urodzonych Niemców w służbie carskiej.
[5] Stanisław Hodolewski (1880-1914) i Karol Hodolewski (1882-1919), starsi bracia autora. Skazani za udział w manifestacji patriotycznej solidarującej się z rewolucją 1905 w Królestwie Kongresowym na 5 lat twierdzy i 15 lat zesłania. Na mocy amnestii powołani do wojska w 1914. Zginęli na froncie.
[6] Chodzi o najazd Aleksandra Macedońskiego na Persję w latach 334-324 p.n.e.
[7] Aleister Crowley (1875-1947), brytyjski okultysta i teozof.
LIST II
Warszawa, 30.01.1926r.
Najdroższy Ignacy,
doczekałem się wreszcie listu od Ciebie! Dziękuję za życzenia; matka i Paulina również życzą Ci samych najcieplejszych uczuć – chociaż jestt to dosyć niefortunne biorąc pod uwagę Twoje położenie. Wybacz za to, iż ten list dojdzie zapewne z opóźnieniem, ale jest takie włoskie słowo opisujące obecny stan rzeczy w Warszawie – „bordello”. Pocztowcy strajkują, zabierając pieniądze mojej matce i mnie – a moja wielmożna siostra tylko ugania się za podejrzanymi typami i trzepocze rzęsami. Mimo istnej śnieżycy – jadąc tramwajem czuję się zapewnie podobnie jak Ty za słupami Heraklesa. Na ulicach niebezpiecznie – mundurowi grają w karty nie wyściubiając nosa na skute lodem ulice. Ktoś powinien wziąć tu wszystkich za mordę – Ta WARSZAWA!
No właśnie – coraz bardziej obco czuję się w tym mieście. Park Łazienkowski stał się dla mnie obcym miejscem – na Powiślu przeklęta endencja[1] zrobiła nalot na kawiarnię moich przyjaciół. No tak, wierszokleci o żydowskim pochodzeniu są do odstrzału. Na „Zachęcie[2]” nie ukazano moich warszawskich pejżaży – i dobrze, bo w sumie mam dość widoku tego Zamku Królewskiego! Niemniej jednak obrazy gdzieś się poniewierają, a ja zapłaty nie dostałem – skandal! Mam wrażenie, że niewielu ludzi tutaj zna się na SZTUCE.
Planuję przenieść się na stałe w rodzinne strony – do Poznania. Za tydzień wyjeżdżam do Paryża jednak – wpadam w objęcia miłej Francuzeczki, z którą zapoznałem się u p. Witkiewicza[3]. Nie muszę Ci chyba mówić, że jestem pewień wielkości tego przedsiewzięcia. Po ponownej lekturze „Lalki” żywię nadzieję, abym spotkał Geista, który natchnie mnie do działania! Ach, Francja..
Cóż mogę powiedzieć o Twej książce – wiesz dobrze, że dzięki mojemu patronatowi osiągnęła horrendalną popularność! Czekam na jakiś afrykański podarunek w ramach rekompensaty. Niestety po Twoim wyjściu z kraju nie jesteś otoczony należytą popularnością – sam-Wiesz-przez-co. A Twoja medialna osobowość, a właściwie jej brak.. W ostatnich numerach tryumfy świadczą politycy i insze złodziejstwo, popyt maluczkich jest na to duży. Sam już zresztą czuję się przez nie ogłupiony.
To co piszesz istotnie wydaje się być fascynujące, jak zresztą wszystkie Twoje podróżnicze relacje. Znając jednak Twoją szczerość, podczas lektury tego listu – ciężko mi było przełknąć ślinę. Ciekawie się składa – skoro Twój Domeyko mieszka w Paryżu, nie będzie problemem go odwiedzić. Moja przyjaciółka studiuje na Sorbonie i znalezienie go w paryskiej dżungli nie powinno być trudne. Dialog z człowiekiem który wierzy w lustrzane wróżby może być ciekawy – może przepowie mi, czy moje obrazy będą wystawione w Luwrze? Starzy ludzie na koniec swego żywota robią się czasami wręcz nieznośni – aczkolwiek jego obkreślenie o „bluźnierczych obrazach młodej Ziemi” brzmią niesamowicie, zaprząta mi to głowę cały dzień. Mam jednak nadzieję, że nie pogorszę jego stanu swoją wizytą – oczywiście za Twoją permisją.
Wracając jednak do działań i porzucając dywagacje – ruszyłem odwiedzić Twoje mieszkanie z mym przyjacielem Krzysztofem, aby odzyskać kopię Twojego rękopisu. Przysięgam, że wejście do domu niedoszłych Hobolewskich napawa mnie smutkiem i rozpaczą. Siła jednak Twojej prośby przemogła i po pół godzinie poszukiwań udało mi się znaleźć dziennik. Wychodząc, czułem jak po policzkach spływały łzy – nie wiem, czy to od zapachu perfum Karoliny, które zaczęły fermentować, czy może serce dalej nie może znieść tej straty. Przysiągłbym, że zapach jest łudząco podobny do zapachu margaretek, które co tydzień przynoszę na grób Karoliny.
Tej samej nocy przeczytałem niewydany rozdział. Nie będzie to chyba znakiem ignoracji jeśli powiem o mojej niewiedzy dt. tej religii – zaratusztrianizmie. Mimo mojego wrodzonego sceptycyzmu w kwestiach boskich i religijnych – w nocy nie mogłem zasnąć. Uwierz mi, że wiele rzeczy widziałem oczyma wyobraźni – nieraz jej pomagałem w sposób nieczysty, ale wizje końca świata? Zasnąłem wreszcie krótko po obwieszczeniu przez zegar godziny trzeciej nad ranem. Spałem krótko, gdyż już o siódmej obudziła mnie kula śnieżna ciśnięta w okno – pewnie przez jakichś łobuzów. Miałem ogromny ból głowy, a sen nie mógł nadejść ponownie – przed „trzecim okiem” miałem obraz wysokiej, spalonej słońcem wieży. Nie posiadała ona okien, ale przypominała ona minarety jakie wiedziałem na pocztówkach ze Stambułu. Pustynia wokół niej zdawała się poruszać w miarę zbliżania się mroku, a świszczący wiatr brzmiał jak.. modlitwa?
Dzień po tym incydencie w końcu wyrzuciłem przerażające obrazy – nieraz zdawało mi się, że moja wybraźnia płatała mi figle, tak było też teraz.
Cała rodzina dziękuje Ci za pieniądze – nie bój się jednak, całą moją podróż sfinansuję za zysk ze sprzedaży obrazów. Po moim powrocie za miesiąc postaram się o sprzedaż mieszkania i wyjazd do Poznania. A teraz – załatwiam ostatnie sprawy i au revoir!
Zawsze oddany,
Franz
P.S. Zapomniałbym, dołączam adres mojego miejsca pobytu we Francyjej – śmiało pisz tam, będę listy chronił od wścibskiej Francuzeczki.
[1] Endecja – Narodowa Demokracja, polski ruch polityczny o ideologii narodowej. Powstały u schyłku XIX wieku. Głównym ideologiem endecji był Roman Dmowski (1864 – 1939).
[2] Galeria Zachęta – jedna z największych galerii szutki w przedwojennej Warszawie.
[3] Stanisław Ignacy Witkiewicz ps. Witkacy (1885 – 1939) – przedwojenny polski malarz, pisarz, dramaturg i fotografik. Przedstawiciel polskich formistów oraz abstrakcjonistów. Wielki ekscentryk nieukrywający tworzenia swoich dzieł pod wpływem halucynogennych specyfików. Napisał quasi-filozoficzne dzieło „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia”. Przez okres trzech lat malarski mentor Franciszka Taszefa. Popełnił samobójstwo 18 września po dotarciu do niego informacji o sowieckiej inwazji na II Rzeczpospolitą