Dark Times #01-05. The Path to Nowhere

Wymarzony start nowej serii

Autor: Jedi Nadiru Radena

Dark Times #01-05. The Path to Nowhere
Nastały mroczne czasy. Rozkaz 66 unicestwił Zakon Jedi i rozproszył jego ocalałych członków po całej galaktyce. Zmechanizowane armie Konfederacji zostały unieruchomione. Bez nich nieliczni pozostali przy życiu bojownicy Separatystów nie mają większych szans w walce ze szturmowcami Palpatine’a. Światy dawnej Republiki powoli dostrajają się do nowej rzeczywistości, w której żelazną ręką panuje nowe Imperium Galaktyczne, w czasie, gdy wiele systemów gwiezdnych pogrąża się w morzu chaosu, bezprawia i rozpaczy.

Na Coruscant Darth Vader oczekuje, by poznać wizję przyszłości swojego mistrza. Ale czy istnieje dla niego coś poza pragnieniem władzy? Na Nowym Plympto Mistrz Jedi Dass Jennir prowadzi oddziały Nosaurian na wojnę, która już została przegrana. Czy właśnie tak powinien czynić Jedi?


Zakończyły się Wojny Klonów, upadła Republika i nastały Mroczne Czasy. To jedno krótkie zdanie tłumaczy, dlaczego długaśna seria Republic, z całym swym bagażem świetnych, ale też i zupełnie zbędnych lub nawet nudnawych historii, została zastąpiona cyklem o nazwie Dark Times. Fakt, zamiany dokonano wyjątkowo późno, bo można było to uczynić już przy numerze siedemdziesiątym ósmym (Loyalties), a w stopce wciąż widnieje "republikańska" numeracja, niemniej chyba nie ma to większego znaczenia. Dobrze – zerwano symbolicznie z okresem Starej Republiki, ale czy zerwano jednocześnie z poziomem prezentowanym przez poprzedni cykl? Jeśli uznać ów poziom za średni, czy nawet dobry, to odpowiedź jest jednoznaczna: tak – pierwsza miniseria Dark Times, czyli The Path to Nowhere (Droga Donikąd), to bowiem malutkie arcydzieło w kategorii gwiezdnowojennych komiksów.

Wszyscy wiemy jak czasem trudno jest dostosować się do nowej rzeczywistości, zwłaszcza, gdy nagle okazuje się, że cały świat dosłownie przewraca się do góry nogami. Nawet jeden z jej architektów, Darth Vader, jest pełen wątpliwości i obaw. Czym będzie Imperium? Co się stanie z klonami? Czy jedynym celem Imperatora jest niszczyć i zniewalać? Czy liczy się tylko władza? Mroczny Lord Sithów wciąż zadaje sobie te pytania i wciąż nie poznaje żadnych odpowiedzi.

Oto największa siła The Path to Nowhere: postacie. Przedstawione wielowymiarowo, na wskroś ludzkie, mają swoje wady i cienie; nawet w najczarniejszym umyśle tkwi odrobina światłości, a w najjaśniejszym jakaś mroczna drzazga. Weźmy na przykład głównego bohatera miniserii, Dassa Jennira. W czasie wojny wszystko było dlań proste, teraz jednak sytuacja się zmieniła. Rozdarty między dawnymi wartościami swojego zakonu, a brutalną rzeczywistością, aby osiągnąć swój cel, albo po prostu przeżyć niejednokrotnie musi przekroczyć granicę, za którą niepodzielnie rządzi Ciemna Strona Mocy. Co rusz targają nim wyrzuty sumienia, co rusz zastanawia się, czy gdzieś nie popełnia błędów. Trzeba przyznać, że to miła odmiana od bohaterów, którzy bez żadnego zmrużenia okiem rozjeżdżają walcem swoich wrogów, a jeżeli już zadają pytania, to w stylu: "Ilu drani dziś załatwiłem?".

Czas rzec coś o samej fabule. Z początku jest odrobinkę schematyczna: dwóch uciekinierów – Jedi i dawny Separatysta – wyrywa się wrogom, sprzymierza ze zgrają dziwnych indywiduów i rusza w pościg za uprowadzonymi w niewolę krewnymi tego drugiego. Na tym jednak przewidywalność opowieści się kończy. Bohaterowie napotykają na drodze wiele przeszkód, z których większość to ich własne słabości, nieufność i sprzeczność charakterów. Muszą podejmować wiele trudnych decyzji, czasem moralnie sprzecznych z tym, w co wierzą. Często też nie wiedzą jak zareagować.

W The Path to Nowhere nie brak zaskakujących zwrotów akcji, zadziwiających wydarzeń i świetnych dialogów, które nie tylko brzmią naturalnie, ale też doskonale podkreślają różnice w charakterach postaci. Autorzy na całe szczęście nie zapomnieli o istnieniu humoru – jest on subtelny i wyważony, co idealnie pasuje do mrocznego tonu tej historii i nadaje jej specyficzny klimat.

Trzecim wielkim atutem pięcioczęściowej wejściówki do Dark Times są bez wątpienia rysunki. Doug Wheatley, znany bodaj najlepiej z komiksowej adaptacji Zemsty Sithów, wzniósł się na wyżyny swojego talentu. Tak jak do tej pory miałem zastrzeżenia co do jego stylu, tak teraz nie śmiałbym rzec o nim złego słowa. Oprawa graficzna tej miniserii zniewala swą urodą. Postaci są pięknie zobrazowane, najbardziej zaś zachwycają zbliżenia na ich twarze, na których świetnie widać nawet najdrobniejsze emocje. Statki, maszyny i budynki to już czysty majstersztyk: takiego natężenia szczegółów moje oczy jeszcze chyba nie widziały w żadnym komiksie Star Wars. Dynamika ruchów została oddana w realistyczny sposób, bez niepotrzebnego fantazjowania, które niekiedy biło po oczach w wielu numerach Republic. Do tego szerokie plenery i większe sceny wprost olśniewają.

Świetne obrazki dopełniają niewiele gorsze kolory, które idealnie wpasowują się w nastrój opowieści i, choć tu i ówdzie mogłyby być nieco bardziej stonowane, tworzą wraz z rysunkami niesamowity klimat – oglądając The Path to Nowhere nie mamy żadnych wątpliwości, że widzimy przed sobą rozległe i barwne uniwersum Star Wars.

"Rozległe i barwne", no właśnie, nic dodać, nic ująć. Tym, co sprawia ogromną radość podczas czytania pierwszych pięciu zeszytów Dark Times, jest ich łączność z szeroko pojętym Expanded Universe. A da się na czym zawiesić oko, bo twórcy postanowili całymi garściami czerpać z dorobku swoich poprzedników. Dzięki temu mamy w komiksie osławiony 501 Legion, parę nawiązań do rozgrywających się w tym samym czasie wydarzeń z powieści Mroczny lord: Narodziny Dartha Vadera, kilka ciekawych maszyn (w tym znany z Battlefrontów czołg TX-130) i całą galerię obcych ras, które gdzieś tam niegdyś zagościły we wszechświecie Gwiezdnych wojen, ale nigdy nie doczekały się intensywniejszej "eksploatacji" (np. istoty szczuropodobnej rasy Tintinna). Na przykładzie tej obrazkowej opowieści możemy przekonać się nie tyle o wielkości Expanded Universe, co raczej możliwościach jego szerokiego wykorzystania przez twórców komiksów. W tej kategorii The Path to Nowhere powinno stanowić wzór do naśladowania.

Komiksowe Mroczne Czasy otwierają się przed nami lepiej, niż można sobie to było wymarzyć. Mamy świetne postacie, świetną fabułę, świetne obrazki i świetny klimat, a do tego zakończenie wielce adekwatne do atmosfery pierwszych miesięcy rządów Imperium. Razem to wszystko składa się na unikatową magię Star Wars, którą mogą się poszczycić tylko najlepsze dzieła spod tego złocistego znaku – dzieła takie właśnie jak miniseria The Path to Nowhere.