Czy można uciec od tak zwanego "zła"?
W działach: chrześcijaństwo, domorosła filozofia, muzyka, II wojna światowa | Odsłony: 405Długo zastanawiałem się jaki dać tytuł, aż w końcu zadałem pytanie w nim, a nie postawiłem tezę. Nad zdjęciem też trochę myślałem, bo może ono być uznane za propagandę, choć jest jak najbardziej prawdziwe.
Nie wiem jakie zdanie ma czytelnik, może poznam to z komentarzy, ale dla mnie nie ma ucieczki od tak zwanego "zła". Z dwóch powodów:
a) ludzka natura jest co najmniej dwoista
b) wszystko, co robimy ma na dalszą metę różne konsekwencje, nie tylko dobre
A święci? Może ktoś zapytać. Przecież im się ponoć udało uniknąć zła. To też mnie frapowało, aż w końcu uznałem, że skoro około połowa świętych miała przed świętością grzeszne życie, a ich czyny mogły prowadzić na dalszą metę również do złych skutków, to ciężko tu mówić o całkowitym odcięciu się od "zła".
Z piosenki Renaty Przemyk, "Święte":
Która z nich byłaby najlepszą świętą?
Co znaczy życie bez skazy?
Kto w niebie zostać ma, a kto wyklęty?
Kto winy powinien zważyć?
Czy któraś może powiedzieć o sobie,
Że lepiej już się nie dało?
Co jest ważniejszą za życia ozdobą -
Czy dusza czy może ciało?
Jedna przy winie pełna goryczy - za co tak?
Uczynków dobrych by się zebrało cały szmat...
Kto to doceni, kto prawdę zna?
Poza tym ja powiedziałem już jakiś czas temu samemu sobie, że istnieją szarości, ale, jak na szarości przystało, są one niezauważane. Zjedzenie kremówki to czyn moralnie neutralny. Nawet, jeśli to kremówka papieska. Oglądnięcie serialu, przeczytanie gazety, niepójście na wykład. Jest tego cała masa, ale ludzie lubią kontrasty i skrajności, a to, co ciężko zaklasyfikować jako moralnie dobre czy złe, jest często bagatelizowane. A przecież z takich "szarości", powiedzieć można, że "pierdół", składa się większość naszego życia.
Na zdjęciu jest pop prawosławny, który wygłasza jakąś mowę nazistowskim żołnierzom. Nie żebym miał zadrę do prawosławnych, katoliccy kapelani wśród hitlerowskich żołnierzy byli normą. Polecam ciekawe zdjęcia (najlepsze są moim zdaniem te "z obowiązków służbowych): http://panzerlehr.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1040&highlight=kapelani
Jak to się ma do tematu? Otóż chrześcijaństwo bazuje na tym, by odcinać się od zła, za co przewidziana jest nagroda. Jednak ogólnie wiadomym jest, że ani Kościół Katolicki, ani Prawosławny, ani inny, nie jest od tego zła "wolny". Doszło np. do beatyfikacji osoby (José de Anchieta, jezuita), która twierdziła, że "miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje", lub, jak mówią inne źródła: "dla tych ludzi nie ma lepszego kaznodziejstwa niż miecz i żelazny pręt" (chodzi o Indian). Nie szokuje mnie to aż tak, skoro chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu, w którym barbarzyńskie jak dla mnie ukamienowanie było normą... Całość można sprowadzić do filmu "Święci z Bostonu" - "zniszcz zło, by dobro mogło zakwitnąć" itp.
Czy nie lepszym wyjściem jest pogodzić się z tym, że zło jest nieodłączną częścią życia i zacząć od poprawiania siebie? Bo takie usprawiedliwianie swojego zła i dodawanie mu szlachetnej ideologii jest dla mnie okropieństwem. Odarło mnie ze złudzeń czytanie o drugiej wojnie światowej. Jakie są z tego wnioski? Owszem, trochę pocieszające, jak wywnioskowali niektórzy komentatorzy literatury XX wieku: "człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach", ale jest i druga strona medalu, gdyż w ludzkich warunkach również bywa nieludzki, choć to się dzieje (dzięki ludzkim warunkom) nieco rzadziej...
Podczas wojny niemal każdy myśli wyłącznie o przeżyciu, lub, nieco optymistyczniej - większość myśli głównie o tym. Można powiedzieć: "nie wiesz, jakbyś się zachował w sytuacji tego popa, też byś służył hitlerowcom". I jest to słuszna wypowiedź, gdyż "tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" (Wisława Szymborska). Chociaż druga wojna światowa to nie tylko przykłady bestialstwa, ale i bohaterstwa. Niektórzy ugięli się pod presją okoliczności i robili rzeczy, jakich nie zrobiliby w ludzkich, normalnych warunkach, inni zaś nie ugięli się pod tym pręgierzem. Dla jednych bratobójstwo, wydanie przyjaciela SSmanom, albo inne okropności były bliskie, dla innych liczył się jakiś honor. Ale wiemy już, że człowiek pozbawiony jedzenia, w obozie koncentracyjnym potrafi myśleć o drugim człowieku jak o obiekcie do zjedzenia. Wojna zburzyła całkowicie wartości, o jakich niektórzy nadal chcą dyskutować. Najsmutniejsze jest to, że niektórzy ważą sobie lekce cały bagaż doświadczeń, jaki przetrwał w literaturze, został przekazany dalej. Moim zdaniem takiej lekcji się nie powinno zapomnieć.
Wrócę do tematu, który już poruszałem - dużo zależy od warunków i okoliczności. Święty, nie święty, głodzony tygodniami - może stać się kanibalem... Albo odprawiać mszę i prawić kazania hitlerowcom, odprawiać im pogrzeby i wygłaszać mowy ku serc ich pokrzepieniu. Istny "efekt Lucyfera".
Na koniec dodam link do dzieła, które wzbudza we mnie jakąś ambiwalencję. Nie może mi to dać spokoju, choć sądzę, że gdybym miał inne doświadczenia życiowe, lub żył w innych warunkach, dzieło to olałbym wyjątkowo wartkim strumieniem moczu...
http://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/1342-tadeusz-rozewicz-zostawcie-nas.html