Czy jestem oszustem?
W działach: gry komputerowe | Odsłony: 26Oszukiwanie jest w porządku. To właściwie uczciwe. Rozumiesz, każdy może oszukiwać.
Niana Ogg (T. Pratchett, „Wyprawa czarownic”)
Cześć!
Rozmawiałem ostatnio z kolegą o tym, w jaki sposób gram w gry komputerowe. No i dowiedziałem się, że jestem oszustem. Odrobinę mnie to zaskoczyło, gdyż nigdy się za oszusta nie uważałem.
Niestety, dyskusji nie udało nam się dokończyć, co pozostawiło mnie w stanie poważnego dysonansu. Z jednej strony – uważam się za uczciwego, z drugiej – ktoś mnie za uczciwego nie uważa. Ponieważ rzeczony kolega został ostatnio porwany przez kosmitów i w najbliższym czasie nie mam szans na dokończenie rozmowy, pomyślałem, że najrozsądniej będzie przedstawić tutaj swój sposób grania w gry. I zdać się na osąd ogółu.
Poniżej kilka przykładów jak gra mój kolega i jak gram ja. Większość przykładów przenosi się łatwo także do innych gier, ale dla ustalenia uwagi...
1) Neverwinter Nights
Kolega:
Dobrze wie, że potwory atakują tylko wtedy, kiedy jesteś w pewnym kole, którego środek znajduje się w miejscu, w którym aktualnie przebywa potwór. Stara się więc załatwiać przeciwników pojedynczo – wchodzi w „obszar potwora” a kiedy ten zacznie biec w kierunku bohatera, zaczyna uciekać (wciąż będąc w kole). Zatrzymuje się, kiedy ma pewność, że nie znajdzie się w obszarach należących do innych przeciwników. Ubija potwora. Powtarza proces.
Według kolegi jest to uczciwe.
Ja:
Przypadkiem wiem, że bossowie (szybka definicja: boss to taki potwór, z którym rozmawiasz przed walką) mają dwa koła – o większym i mniejszym promieniu. Kiedy znajdziesz się w większym kole – boss biegnie w twoim kierunku, kiedy znajdziesz się w mniejszym – zaczyna rozmowę. Po rozmowie rozpoczyna się walka.
Bossowie najczęściej znajdują się w takich lokalizacjach, żeby niemożliwe było zabijanie ich „na raty”, tzn. walka, odpoczynek, walka. (Nie można odpoczywać, znajdując się w większym kole bossa.) Przykładowo, ostatni przeciwnik z pierwszego dodatku do gry znajduje się na środku latającej w powietrzu, kwadratowej platformy. Jego „większe koło” zajmuje prawie cały obszar owego kwadratu. Po wejściu na platformę nie możesz już z niej zejść.
Jak go ubijam? Uzbrajam się w jakiś czar ochronny i resztę czarów rozpraszających magię, obniżających odporności, etc. Wbiegam w większe koło przeciwnika i zaczynam uciekać, by przypadkiem nie znaleźć się w mniejszym. Zwiewam w róg kwadratu. Tym samym, boss nie zacznie już walki w centrum kwadratu – będzie mocno „przesunięty”.
Rozpoczyna się walka, w której boss obrzuca mnie różnymi czarami (spływają po mojej obronie). Ja ściągam jego kolejne magiczne tarcze, rzucam wyssania poziomów itd. Gdy widzę, że moja obrona nie wytrzyma już długo, czekam aż boss zacznie rzucać jakiś czar (nie może się wtedy ruszać) i wybiegam z jego większego koła. Ponieważ po zakończeniu czarowania nie ma mnie już w jego większym kole, boss nie biegnie w moim kierunku a ja mogę spokojnie przenocować. Zmieniam komplet czarów na ofensywny. Ponieważ boss nie ma już tarcz i ma wszystkie odporności zredukowane, moje uzupełnione do pełna zaklęcia wchodzą jak w masło.
Według kolegi jest to oszukiwanie.
2) Neverwinter Nights
Kolega:
Dobrze wie, że należy zdobywać jak najwięcej doświadczenia – posiłkując się solucją (żeby niczego nie przeoczyć) bierze więc wszystkie dodatkowe questy, zabija wszystkie potwory.
Według kolegi jest to uczciwe.
Ja:
Przypadkiem wiem, że doświadczenie „za potwory” jest skalowalne a doświadczenie „za zadania” nie jest. Oznacza to, że za zabicie goblina na pierwszym poziomie dostaniesz x doświadczenia a za zabicie go na piątym x minus ileś. Za zrobienie danego zadania na pierwszym poziomie dostaniesz y doświadczenia a za zrobienie go na piątym... także y.
Wniosek jest prosty – najpierw czyszczę całą planszę z potworów, z nikim nie rozmawiając (jeszcze mogliby mi dać jakieś zadanie, które by się po drodze samo wykonało!). Potem dopiero rozmawiam z wszystkimi BNami, zgarniając doświadczenie za questy. Sumarycznie, zgarniam znacznie więcej PDków niż mój kolega.
To nie wszystko. Ponieważ różne potwory dają różną ilość XPków, staram się je ustawiać w takiej kolejności, żeby tych poważniejszych kasować tuż przed przeskoczeniem o poziom. Co to daje? Jeśli do kolejnego poziomu brakuje mi 1 PDka, a mogę zabić albo kobolda (5 PD) albo smoka (100.000 PD), to jeśli ubiję najpierw kobolda, to po całej operacji dostanę 5 + 100.000 * ileś doświadczenia. Jeśli ubiję najpierw smoka, to dostanę 100.000 + 5 * ileś. Ileś oczywiście należy do przedziału (0,1).
Grając w taki sposób, np. gdy muszę walczyć z bossem pierwszego aktu, jestem wyżej o jakieś 4-5 poziomów w stosunku do poziomu zalecanego w instrukcji.
Według kolegi jest to oszukiwanie.
3) Age of Mythology
Kolega:
Dobrze wie, że jednostki przeciwnika są „triggerowane” (jeśli zachodzi coś – zrób coś). Gdy więc ma zaatakować wrogów, to podchodzi do nich najbliżej jednostką, która jest na ich ataki najbardziej odporna (rzucą się właśnie na nią). Do tego wymienia jednostki w walce wycofując do tyłu rannych (przeciwnik przerzuca się z atakiem na najbliższych, zostawiając rannych w spokoju), etc.
Według kolegi jest to uczciwe.
Ja:
Przypadkiem wiem, że większość gry jest w ten sposób oskryptowana. Np. na początku pierwszej misji atakuje nas kraken. Ubijamy bydlaka (jest to naturalne, bo przecież niszczy nam budynki!). Budujemy jakąś armię, ulepszenia, itd.. W tym czasie przychodzi dalszy atak przeciwników. Wszystko to jest tak płynne, że nie widać tego, iż atak przeciwników jest uruchamiany zabiciem krakena.
Ponieważ wiem jak to działa, nie zabijam krakena (odsuwam wszystkie jednostki). Wodna bestia niszczy mi stocznię, jakieś dwie wieżyczki i tyle. Potem zaczyna bezładnie pływać przy moim brzegu. W tym czasie wynajduję wszystkie udoskonalenia i buduję największą armię jaką się da. Morduję krakena i spokojnie czekam na resztę przeciwników. Zabicie ich to pestka. (Z taką armią? Z wszystkimi ulepszeniami? Pffff...)
Gra oczywiście stara się ukrywać te wszystkie „if coś then cośtam”, bo znając je, część misji nawet na najwyższym poziomie trudności staje się banalna. Przykładowo, rozpoczynamy misję a nasi robotnicy kończą stawiać jakieś budynki. Nie widać, że triggerem uruchamiającym ataki przeciwników jest dokończenie budowy jednego z budynków. Jeśli jesteśmy dość szybcy, zdążymy przerwać budowę i przeciwnicy nigdy nie zaatakują.
Według kolegi jest to oszukiwanie.
---
Dobra, wystarczy tyle przykładów (jeśli nie – dajcie znać, podrzucę więcej). Myślę, że jest już zrozumiałe, jak gram. Pytanie brzmi: czy jestem oszustem?
Seria pytań pomocniczych:
Jeśli jestem oszustem – to dlaczego? No i kogo dokładnie oszukuję – siebie? Grę? Twórców? Innych graczy?
Jeśli nie jestem oszustem – to jak blisko oszustwa stoję? O ile mogę się jeszcze zbliżyć do granicy i wciąż jej nie przekraczać? Gdzie dokładnie leży ta granica?
Czy grając w taki sposób mogę chwalić się, że skończyłem grę na najwyższym poziomie trudności? Czy gdybym brał udział np. w konkursie „kto szybciej przejdzie grę” i używał tego typu metod byłbym uczciwy? A gdybym stosował takie sztuczki w multiplayerze?
Bardzo ciekawi mnie co myślicie na ten temat. Zapraszam do dyskusji.
Na zakończenie dodam, że opinie w stylu „jaki jest sens w takim graniu?”, „gdzie tu radość z grania?”, „po co sobie jeszcze bardziej ułatwiać te banalne gry?” raczej mnie nie interesują. :]