» Recenzje » Człowiek widmo

Człowiek widmo


wersja do druku

Człowiek widmo
Jest jeszcze kilka projektów, które muszą poczekać na filmową realizację, ponieważ scenariusz zakłada zastosowanie odpowiedniej ilości efektów specjalnych, które po scenografii często stanowią największą część kosztów produkcji. Efekty i komputery, w których powstają są coraz mniej kosztowne. To pozwoliło Lucasowi dokończyć rozgrzebaną od środka trylogię. Po wielu latach Amerykanie stworzyli swoją wersję Godzilli, którą wreszcie daje się oglądać. Domyślać się można, że istnieje kolejka scenariuszy jeszcze niezrealizowanych z powodów finansowych (czy jest już nowy King Kong ?). Realizacji doczekało się wreszcie zagadnienie niewidzialności człowieka.

Sam pomysł jest autorstwa angielskiego pisarza Herberta George'a Wellsa (1866-1946). Powieść pt. Niewidzialny Człowiek ukazała się w 1897 roku, a więc w czasach, gdy nauka i literatura fantastyczna w zasadzie raczkowały. Wellsa zajmowały takie tematy jak władza kapitału i możliwości wykorzystania nauki do celów niszczycielskich, które dziś po wojnach XX wieku wydają się oczywistością. W roku 2000 niewidzialność człowieka wziął na filmowy warsztat Paul Verhoeven, znany z pola SF z obrazów: Robocop, Pamięć absolutna" i [t]Żołnierze kosmosu. Miałem tego reżysera za solidnego twórcę, dopóki nie obejrzałem Człowieka widmo.

Reżyser potraktował temat z całkowitą swobodą. Nie ma w filmie prawie niczego, co uzasadniłoby przeistoczenie się niewidzialnego w potwora (co udanie zrobił Wells). Niewidzialny nie walczy, jak w powieści, z całą społecznością, a jedynie z garstką własnych podwładnych w laboratorium, co odebrałem jako ucieczkę od wielu wątków, które można było poruszyć. Niewidzialnemu udaje się wydostać z ciasnych lochów laboratorium, po to, by szybko tam wrócić, ponieważ uznaje, że należy zlikwidować naukowców którzy znają sekret niewidzialności. Tak więc temat potencjalnie arcyciekawy został spłaszczony - kończy się zwykłą krwawą jatką.

U Welss'a jest inaczej: bohater stwierdza, że niewidzialność przynosi tylko fizyczne (chłód) i psychiczne (samotność, strach przed ludźmi) cierpienia i próbuje się ratować. Robi to niestety sam na własną rękę, co prowadzi do konfliktu z całym społeczeństwem. Motywacje bohatera filmu jest trudniej uzasadnić: koledzy są naukowcami i mogą pomóc, ale ich szefowi już po 9 dniach odbija szajba i zaczyna się rozkręcona przez niego spirala agresji. Dalej mamy namiastkę powtórki z Aliena: ciemne korytarze, nieuchwytnego wroga w zamkniętym obiekcie i wiadra (raczej worki) krwi.

Film nie posiada właściwie żadnej głębszej wymowy, żadnych podtekstów, fabuła nie ma kilku zwrotów akcji. Nie trzyma on w ogóle w napięciu - można przewidzieć, co stanie się za chwilę, zwłaszcza, jeśli widziało się już kilka namiastek Obcego.

Nie jestem już pewien, czy warto iść na film SF tylko z tego powodu, że użyto tam efektów specjalnych, które pewnie będą nominowane do Oscara. Przecież filmy klasyczne dla tej dziedziny kina powstawały w okresie prehistorycznym w komputeryzacji produkcji filmowej (efekty są tam zwykle bardzo skromne), a i tak są one dziełami kompletnymi.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Furiath
    Ktoś zapomniał wspomnieć
Ocena:
0
że ten film był już kolejną ekranizacją NIewidzialnego Człowieka. Wcześniejszy klasyk był dużo lepszy. Ten film, to niestety fabularna chała.

05-08-2004 01:15

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.