» Artykuły » Inne artykuły » Człowiek skrojony na miarę. Część pierwsza

Człowiek skrojony na miarę. Część pierwsza

Człowiek skrojony na miarę. Część pierwsza
Człowiek skrojony na miarę


Wstęp

Science fiction, to ponadczasowe, do którego możemy wracać nawet po wielu, wielu latach, które upłynęły od jego napisania, zazwyczaj w centrum swojego zainteresowania stawia człowieka. Jego postawy wobec obcych ras, pustki kosmosu, nowinek technicznych, radykalnych zmian stylu życia – to wszystko mamy okazję obserwować przez futurologiczną dziurkę od klucza, którą otwierają nam autorzy. Nierzadko jednym z najistotniejszych problemów staje się sama istota człowieczeństwa – gdzie się "zaczyna" a gdzie "kończy", co decyduje o ludzkiej kondycji, jak daleko człowiek może się posunąć w przekształcaniu samego siebie.

Czytając książki poszczególnych pisarzy SF, natknąć się można na pewne powracające (w zmienionych formach, kształtach i rodzajach) motywy odnoszące się do powyższej tematyki. I chociaż detale techniczne zmieniają się wraz z postępem nauk (bo przecież fantastyka naukowa najszybciej podlega dewaluacji, jeśli tylko ściśle trzyma się stanu wiedzy znanej lub ekstrapolowanej), to ogólne koncepcje i trendy pozostają względnie stałe. Czy świadczy to o pewnych tendencjach cywilizacyjnych, które są tak oczywiste, że przez całe lata pozostają w centrum zainteresowania futurologów? Czy może są to po prostu chwytliwe dekoracje, używane raz za razem jako sprawdzone elementy scenografii powieściowej? Zapewne i to, i to pozostaje po trosze prawdą. Niniejsze zestawienie, oparte na przykładowych utworach, ma za zadanie pokazać najczęstsze sposoby, w jakie bohaterowie powieści poprawiają (czy rzeczywiście?) naturę. Ile z tego może być prawdą? Ile z tego już się sprawdziło?


1. Narkotyki

Wspomagające właściwości pewnych substancji psychoaktywnych nie są żadną nowością. To fakt powszechnie znany. Nic więc dziwnego, że w rozlicznych książkach science fiction napotykamy szeroką i głęboką rzekę narkotyków i stymulantów o najrozmaitszej proweniencji.

Najbardziej chyba znana z nich wszystkich jest przyprawa, czyli melanż, odgrywający centralną rolę w Diunie Franka Herberta. Cała galaktyczna cywilizacja jest tam gospodarczo uzależniona od dostaw tego surowca. Zdanie Spice must flow… pada wielokrotnie z ust bohaterów całej sagi, opartych na niej gier komputerowych i filmów. Oprócz swoich czysto narkotycznych właściwości przyprawa potrafi znacząco przedłużać życie, a w połączeniu z restrykcyjnym treningiem zapewnia niebywałą sprawność intelektualną. Używają jej mentaci (doskonali doradcy, ludzie-komputery) i nawigatorzy gwiezdni, na których barkach spoczywa stabilność międzyplanetarnego obrotu towarowo-pasażerskiego. Używanie melanżu ma też oczywiście swoje ciemniejsze strony – bardzo silnie uzależnia, a przyjmowany w formie gazu przyprawowego prowadzi do mutacji.

Znacznie bardziej prozaiczny charakter mają wszelkiego rodzaju wzmacniające używki tak charakterystyczne dla cyberpunku. William Gibson, Bruce Sterling, Richard Morgan – wszyscy oni każą swoim bohaterom zażywać znaczne ilości wspomagaczy. Ciekawe rozwiązanie wprowadził Tomasz Kołodziejczak w Kolorach Sztandarów, gdzie farmakoterapia jest nieodzownym elementem poprawnego funkcjonowania wszczepów bojowych, indukującym odpowiednie reakcje organizmu.


2. Modyfikacje chirurgiczne i wszczepy mechaniczne

Motyw ten powraca jak bumerang, pomimo faktu, że tak długo oczekiwana rewolucja w tej dziedzinie nie nastąpiła, a postęp raczej przesunął ciężar badań na inne dziedziny. Niemniej jednak niemal stereotypowy jest wizerunek cyborga o mechanicznych kończynach i kablach (drutach/wejściach/stykach – niepotrzebne skreślić) wystających z głowy.

William Gibson w Neuromancerze i kolejnych powieściach wielokrotnie wprowadzał postaci zmodyfikowanych zabójców, agentów lub zwyczajnych ulicznych gangsterów, w których ciałach ukryte były śmiercionośne bronie. Kiedy zawodzi grawitacja G.A. Effingera podsuwa nam z kolei wizje osób poddanych drastycznym operacjom, kompletnie zmieniających swoją płeć, wygląd bądź masę poszczególnych składników ciała (najczęściej mięśni, choć nie zawsze). Jeff VanderMeer, zabierając czytelnika w podróż po Podziemiach Veniss, zabawia się konwencją – chirurgiczne modyfikacje zwierząt i ludzi uzyskują w powieści demoniczny, iście diabelski charakter. Niesamowita atmosfera książki potęguje niepokojący nastrój, jaki wytwarzają takie pomysły.

Alastair Reynolds w uniwersum Migotliwej wstęgi umieszcza między innymi grupę Ultrasów, kosmicznych żeglarzy i podróżników, tak zmodyfikowanych mechanicznie, że nieraz zupełnie pozbawionych cech ludzkich. Do podobnego motywu odwołuje się także Peter F. Hamilton w swoim wielotomowym cyklu Świt ciemności, gdzie chyba najbardziej przekształconymi żołnierzami są najemnicy walczący w szeregach zwaśnionych stron.

Przykłady można by mnożyć niemal w nieskończoność – kultura popularna oraz literatura pełne są tego rodzaju rozwiązań. Błyszczące ręce, nogi, sztuczne oczy (najlepiej ze świecącym, obowiązkowo czerwonym, punktem na końcu) to znak rozpoznawczy cyborgów, jak zwykle nazywani są posiadacze udogodnień. Co ciekawe, nowoczesna SF coraz częściej odchodzi od mechanicznych wszczepów. Proza Dukaja, transhumanistyczne technologie Przybyłka, cyfrowy świat Egana, nierzeczywisty świat kwantów Harrisona, nanonika na wielką skalę u Wawrzyńca Podrzuckiego – to nasuwające się od razu przykłady. Rozwój nanotechnologii, biotechnologii i genetyki dostarczył wyobraźni świeżej pożywki dla przewidywań dotyczących zmiany ludzkich ciał. Dodatkowo w świetle dzisiejszej wiedzy dużo bardziej wiarygodnie wyglądają modyfikacje uzyskane na drodze hodowli lub z udziałem mikroskopijnych robotów, niż elementy brutalnie podczepiane. Nie oznacza to oczywiście, że ta ścieżka "drzewka technologicznego" jest zamknięta – przecież inżynieria biomedyczna raz po raz informuje o sukcesach na polu protezowania wzroku czy narządów ruchu. W tym jednak właśnie tkwi szkopuł – protezowanie, owszem. Ale nie zabójcze, dające nadludzkie możliwości implanty.


3. Piloci i ich maszyny

Ludzka fascynacja maszynami (najlepiej wielkimi, szybkimi i robiącymi dużo hałasu) nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Idąc tym tropem, fantastyka naukowa stworzyła rozliczne obrazy pilotów i operatorów dosłownie sprzęgniętych ze swoimi stalowymi potworami. Wizje to tym bardziej przekonujące i trafiające do wyobraźni, że takie rozwiązania przynoszą bohaterom wymierne korzyści – bezpośrednia kontrola i wzmożone zdolności percepcyjne to nieocenione atuty.

Okablowani Waltera Jona Williamsa to pod tym względem prawdziwy majstersztyk. Śledzimy tam poczynania bohatera o wymownym pseudonimie "Kowboj", a jego nieodłącznym rumakiem jest pancerka – wielki, zabójczo groźny pojazd, którym mężczyzna potrafi kierować z nieludzką precyzją. Książka pełna jest bogatych opisów wirtualnej rzeczywistości i interface'u towarzyszącego pilotowi. Pozwala na bardzo precyzyjne wyobrażenie sobie, jak taka łączność musiałaby wyglądać.

Światło M.J. Harrisona proponuje nam inny obraz. Tam operator jest nieodłączną częścią swojego pojazdu. Chirurgicznie przystosowany, zamknięty w szczelnym zbiorniku stanowiącym serce statku, staje się praktycznie nieodróżnialny od innych jego elementów. Oczywiście, wirtualna rzeczywistość i sieć dają mu sporo rozrywki, ale fakt pozostaje faktem.

We wzmiankowanym już Dominium Solarnym Tomasza Kołodziejczaka piloci zanurzeni są w neurożelu, ułatwiającym odbieranie wrażeń zmysłowych oraz poprawiającym przewodnictwo nerwowe pomiędzy maszyną a człowiekiem. Takie rozwiązanie ma jeszcze jedną zaletę: zabezpiecza przed przeciążeniami, a to dzięki zmiennej strukturze mazi, która amortyzuje wzrosty naprężeń.

Zagadnienie maszyn i ich pilotów niewątpliwie obejmuje kwestię wszelkiego rodzaju egzopancerzy (egzo- znaczy "zewnętrzny"), stanowiących kroczący odpowiednik pojazdów opancerzonych naszych czasów. Ich wersja XXXL – mechy – zawładnęła wyobraźnią wielu Azjatów (choć nie tylko), utrwalając obraz gigantycznego robota, we wnętrzu którego siedzi człowiek. Istnieją rozmaite odmiany tego motywu, przy czym niektórzy puryści przyznają miano mecha tylko i wyłącznie wąskiej kategorii pojazdów: tych NAPRAWDĘ największych. Po rozwiązania – z braku lepszego słowa – mechopodobne sięga wielu pisarzy, ujmujących problem po swojemu i w rożnej skali.

Żołnierze kosmosu Roberta A. Heinleina w przekonujący sposób prezentują proces szkolenia i przystosowywania rekrutów do używania egzopancerzy. Ogromny potencjał bojowy i zapewnienie kompleksowego wspomagania dla użytkownika decydują o morderczych możliwościach tych kombinezonów.

Alastair Reynolds w poszczególnych tomach swojego cyklu raz za razem pozwala nam się spotykać z zaawansowanymi technicznie pancerzami, które mają zdolność "morfowania", tj. dzięki wykonaniu z odpowiednio plastycznych i inteligentnych nanomateriałów mogą przekształcać swoje części w zależności od potrzeb. Z podobnym rozwiązaniem spotkać się możemy w książce Siergieja Łukjanienki Genom, gdzie bohaterowie zakładają kombinezony żelowe. Marcin Przybyłek w cyklu Gamedec prezentuje całe szerokie spektrum maszyn zniszczenia, choć część z nich stanowi sztuczne ciała dla cyfrowych osobowości i omówiona zostanie nieco dalej.

W opowiadaniu In partibus infidelium, zamykającym tom W kraju niewiernych, Jacek Dukaj dość szczegółowo opisuje procedurę zakładania pancerza bojowego, z uwzględnieniem kolejnych warstw. Bezpośrednio do ciała użytkownika przylega miękka, przepuszczająca substancje odżywcze, ale jednocześnie zabezpieczająca, pianka. Na niej umieszczane są cięższe elementy egzoszkieletu i serwomechanizmów ułatwiających poruszanie. Dopiero na samym końcu zakładane są elementy o charakterze czysto obronnym.

Kombinezony i egzopancerze wydają się nieco bardziej realistyczne niż wszczepy o charakterze mechanicznym. W magazynach naukowych i portalach poświęconych tej tematyce odnaleźć można relacje z eksperymentów i prac nad wynalezieniem środków ułatwiających przenoszenie ciężarów, szybsze poruszanie i lepsze zabezpieczenie przed urazami, bez krępowania ruchów. W połączeniu z nanotechnologią (o której dalej) i ultralekkimi materiałami zagadnienie to zdaje się coraz bliższe realizacji. Natomiast mechy jako gigantyczne maszyny kroczące oddalają SF od członu "science". Odprowadzanie ciepła, konieczność utrzymania pionowej pozycji ciała, odpowiednie wyważenie – wszystko to decyduje o wysoce nieekonomicznym charakterze wielkich robotów. Co nie zmienia faktu, że świetnie się prezentują i bitwy w ich wykonaniu pobudzają wyobraźnię.


4. Modyfikacje genetyczne i przedłużanie życia

Bliskie współczesnym trendom i modzie naukowej są koncepcje związane z ingerowaniem w genom ludzki oraz próbami wydłużania życia. Niejako przy okazji pojawia się szereg intrygujących problemów na tle pamięci autobiograficznej.

Bardzo ciekawy, choć niewątpliwie nastawiony na widowiskowość, sposób zastosowania opisanych modyfikacji prezentuje Siergiej Łukjanienko we wzmiankowanym już Genomie. "Spece" są w jego uniwersum ludźmi o ponadprzeciętnych możliwościach, hodowanymi do wąsko zakreślonych zadań. Procedura wzrostu i oswajania się z własnymi predyspozycjami jest bolesna i związana z szeregiem nieprzyjemnych doświadczeń, o czym ma okazję przekonać się główny bohater. Abstrahując od fabuły, należy podkreślić, że rosyjski autor eksponuje istotny problem – każdy z genetycznych ekspertów jest mistrzem w swojej dziedzinie, ale też praktycznie tylko w niej może być kompetentny. Nie trzeba chyba dodawać, jak mocno odbija się to na ich życiu.

Walter Jon Williams w Stacji Aniołów oraz Dan Simmons w cyklu Hyperion odwołują się do innej popularnej kwestii: długotrwałe przebywanie w kosmosie, konieczność posiadania idealnych astronautów oraz techników spowodowały powstanie odrębnych grup ludzkich nastawionych na wykonywanie określonej pracy. W pierwszej z tych dwu książek poznajemy sympatycznego, kilkuramiennego młodzieńca, doskonale radzącego sobie w nieważkości. Z kolei u Simmonsa poważne zagrożenie stanowią Intruzi o wydłużonych, szczupłych ciałach zaopatrzonych w ogony. Wszystko to jest wynikiem konieczności zaadaptowania się homo sapiens do gwiezdnych podróży.

Świat przedstawiony w Świetle oraz Nova Swing Harrisona kusi sloganem reklamowym: Wuj Suwak skroi Cię, jak chcesz. Próżno szukać bardziej dosłownego spełnienia takiej obietnicy. Ludzie zamieszkujący okolice Traktu Kefahuchiego mogą bowiem nabywać u wymienionego w sloganie dżentelmena przekształcenia genetyczne, jakie sobie tylko zamarzą. Popularną rozrywką jest stosowanie Kultywarów – bojowych ciał o przerośniętych mięśniach, pazurach i kłach przystosowanych do walki. W razie zużycia gwarantowana wymiana.

Zupełne ekstremum w tej dziedzinie, ale jednocześnie niesamowicie plastyczny opis szeroko zakrojonych zmian ustroju biologicznego, stanowi Rzeka bogów Iana McDonalda. Neutka to osoby, które postanowiły stać się obojnakami, a ich doznania emocjonalne są w znacznej części indukowane przez zewnętrzne biokontrolery. Oczywiście wynika z tego dla takich ludzi sporo problemów – brak akceptacji społecznej i nietolerancja są najmniejszymi z nich. Niewątpliwie ciekawym fragmentem powieści jest ten, w którym poprzez retrospekcję bohater przypomina sobie własną transformację. Narracja w rodzaju nijakim – "wzięłom", "chciałom" – jest bardzo sugestywna. Greg Egan w Stanie wyczerpania jeszcze dalej przesuwa granice płciowości, tam bowiem funkcjonuje aż pięć odmian.

Problem modyfikacji genomu, a więc i coraz większego oddalania się od wersji, jaką dziś znamy, zmusza do postawienia sobie pytania innego typu. Mianowicie do którego momentu możemy uznać konkretną istotę za człowieka (jeszcze), a od którego będziemy mieć do czynienia z odrębnym gatunkiem? Można przyjąć jedno proste kryterium, na przykład możliwość krzyżowania się. Ale czy nie byłoby to zbytnim zawężeniem definicji? Spekulacje na ten temat odnaleźć możemy praktycznie w całym cyklu Dominium Solarne Tomasza Kołodziejczaka oraz w Schismatrix Bruce'a Sterlinga, który kwestię specjacji (czyli wyodrębniania się nowych gatunków z już istniejącego) eksponuje szczególnie wyraźnie. Frapujące wydaje się zwłaszcza poruszenie prawnych aspektów zagadnienia – na ile państwa, imperia czy republiki postludzkie mogą arbitralnie ustalać własne rozumienie homo sapiens? Co, jeśli w jednym habitacie dana istota będzie człowiekiem, a w innym już nie? Czy zabicie lub uszkodzenie kogoś (czegoś?) takiego będzie przestępstwem?

Oprócz modyfikacji genetycznych przedmiotem spekulacji wielu autorów fantastycznych są różnego rodzaju kuracje przedłużające życie. Książką w całości im poświęconą jest Święty płomień Sterlinga. Uwidacznia on problemy ekonomiczne i polityczne, których na co dzień nie łączylibyśmy z matuzalemowym trwaniem i które zaskakująco zbliżają się do przedmiotu debaty publicznej w naszym własnym, realnym świecie. Gerontokracja to ustrój, w którym dominacja starych ludzi nad młodymi rozciąga się na większość dziedzin. Podniesienie średniej wieku przesuwa jednocześnie granicę adolescencji, co skutkuje opóźnieniem wejścia w dorosłe życie. Odbija się to na gospodarce, to z kolei na polityce, i tak dalej. Państwo długowiecznych mogłoby być narażone na wiele zagrożeń niemających nic wspólnego z biologią.

Kim Stanley Robinson w trylogii Mars przestrzega także przed labiryntami ludzkiej pamięci. Zbyt długie życie, które wykraczałoby poza naturalne ramy, mogłoby się wiązać z poważnymi problemami. Zacieranie najwcześniejszych wspomnień, przekłamania, efekty typu flashback (pojawianie się krótkotrwałych halucynacji, swoistych migawek sprzed lat) – wszystko to przyprawia bohaterów kolejnych tomów o zaburzenia psychiczne albo nawet prowadzi do śmierci. W tej sytuacji może niegłupim pomysłem jest przymusowe weryfikowanie co jakiś czas własnej biografii i wykreślanie z niej budzących niepokój elementów, jak proponuje Charles Stross w Szklanym Domu? Amnezja dla kurażu.

Druga część artykułu
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Science Fiction - antologia
Antologia twarda jak diament
- recenzja
Poszukiwacze z Drzewoświata
Niepełny obraz świata
- recenzja
Droga bez znaczenia. Ekspres Ares
Planetarna epopeja
- recenzja
Kajko i Kokosz – Złota Kolekcja. Tom 3
W wojach Mirmiła nadzieja
- recenzja
Skaza na niebie
Światotwórcze popisy
- recenzja

Komentarze


~Rudolw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
dobry tekst. Czy nie dałoby się kiedyś na poltrze zebrać te wszystkie teksty i je jakoś sensownie poumieszczać?
19-08-2011 21:19
Scobin
   
Ocena:
0
Dzieki za dobre slowo. Jesli chodzi o drugie zdanie komentarza: czy mozesz opisac nieco dokladniej, o jakim rozwiazaniu myslales? Na razie mamy baze danych, ktora mozna przeszukiwac pod roznymi katami – na przyklad spis artykulow niebedacych recenzjami (tudziez felietonami, wywiadami, opowiadaniami) znajduje sie tutaj.
19-08-2011 22:04
Aravial Nalambar
   
Ocena:
+1
Niedokońca tego spodziewałem się po dyskusji z komentarzy do Szpaletów Cesarza. Niemniej to dobry, ciekawy artykuł. Nieco zabrałko mi obiecanej krytyki bardziej "hardcorowych" powieści transhumanistycznych spod znaku Ślepowidzenia i Perfekcyjnej Niedoskonałości.
19-08-2011 23:07
Dark One
   
Ocena:
0
Hej!
Ja również, nawet tym bardziej :P, dziękuję za dobre słowo :) Tekst nie jest typową recenzją przekrojową ani analizą krytyczną tekstów spod znaku transhumanizmu. Starałem się raczej zaprezentować trendy, które funkcjonuję w SF, a związane są z wątkami poprawiania człowieka.

Miłej lektury :)
20-08-2011 08:16
~Dudi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Co do użycia mechów na polu walki.
Krótką, ale bardzo celną ich krytykę (ze względów taktycznych) sformułował John Ringo w "Pieśni Przed Bitwą".
Na polu walki to po prostu wielki, piękny, kosztowny i doskonale widoczny zewsząd cel, który za chwilę zamieni sie w kupę bardzo drogiego żelastwa - każdy przeciwnik w zasięgu horyzontu będzie go miał na muszce. Za chiny ludowe nie wytrzyma takiej nawały ognia.
Nie bez przyczyny projektanci pojazdów bojowych starają się nadać swym dziełom jak najniższą sylwetkę.
Sam artykuł ciekawy, czekam na kontynuację.
20-08-2011 18:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.