» Opowiadania » Czerwona Elfka. Część 2

Czerwona Elfka. Część 2


wersja do druku

DAKKARTAN

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk
Ilustracje: Agnieszka Rumińska

Czerwona Elfka. Część 2
    Gospoda wypełniona była po brzegi spragnionymi napitku pielgrzymami, kupcami oraz zwykłymi poszukiwaczami zarobku. Pod sufitem unosił się zapach alkoholu, atmosfera gęstniała od sprośnych piosenek i wulgaryzmów pod adresem obcych ras, głównie Madratów ze wschodu, z którymi Pelliar wojował od wielu lat.
    Dallian przebudziła się z krótkiego letargu, lekko zdezorientowana. Spojrzała w lewo i prawo, w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest.
     Dziwne, nigdy nie miałam takich drzemek.
    Znienacka przyszedł potworny ból głowy, intensywny i obezwładniający. Dallian dotknęła dłońmi czoła, miała wrażenie, jakby czaszka miała jej eksplodować. Wszystko w niej pulsowało, gotowało się, elfka z trudem powstrzymywała się od krzyków. Na szczęście jej cierpienie nie trwało długo. Gdy było po wszystkim, chwyciła kufel z winem i wzięła głęboki łyk.
    – Musimy uciekać – Czerwona rzuciła bez ogródek.
    Dallian aż podskoczyła z zaskoczenia, w ogóle nie zauważyła wchodzącej towarzyszki, która zajęła siedzenie obok niej.
    – Jak to uciekać? Byłaś u tego Avrena? – Dali uniosła kufel z trunkiem wprost do ust.
    – Ktoś go zamordował – Kiria przysunęła się bliżej i ściszyła głos. Na głowie miała kaptur. – Zabójca widział mnie i prawdopodobnie spróbuje zaatakować. Nie jestem pewna, czy czasem także straże nie będą się mną interesować.
    – Nieciekawie… najwyraźniej wpadłaś w niezłe bagno – podsumowała Dallian.
    – Raczej ty, to było twoje zlecenie.
    – O nie, to ty chciałaś się spotkać z tym kapłanem. Nie zwalaj całej winy na mnie. Ja swoje już zrobiłam. Czego?! – Dali uniosła się nagle na stojącego obok gospodarza, który bał się przeszkodzić elfce w wywodzie.
    – Proszę o wybaczenie, chciałem spytać: czy podać coś jeszcze?
    – Nie… Albo czekaj, chcemy wynająć pokój.
    – Nie mogę tu zostać – wtrąciła Kiria – musimy natychmiast opuścić Balei.
    – Ja się nigdzie nie wybieram – burknęła najemniczka. – To co będzie z tym pokojem?
    Gospodarz popatrzył dziwnie na Dallian, jakby z dezaprobatą lub podejrzliwością.
    – Mam akurat wolny pokój, to będzie kosztowało…
    Wojowniczka rzuciła na stół kilka srebrnych monet, z życzeniami co do ciepłej kąpieli i czystej pościeli. Oberżysta naprędce zebrał pieniądze, nisko się pokłonił i powrócił obsłużyć resztę gości.
    – Wyjeżdżam. Nie będę na ciebie czekać – w głosie Czerwonej słychać było gorycz odrzucenia.
    – Nikt cię nie prosi. Świetnie sobie poradzę, nie potrzebowałam twojej pomocy wcześniej, teraz też się obejdzie – odparła Dali, nie patrząc nawet na towarzyszkę.
    Kirianel odeszła bez pożegnania. Po prostu wstała od stolika i wyszła, nie zatrzymując się, nie oglądając za siebie.
    Dallian nadal siedziała obojętnie, dotykając palcem po brzegu kufla. Następnie położyła głowę na blacie stołu i przymknęła powieki.
    Wtem usłyszała stukanie.
    – Przepraszam – przemówił ciężki, chrapliwy głos – szukam dziewczyny o czerwonych włosach, odwiedziła naszą świątynię godzinę temu.
    – Wątpię człowieku, byś zastał ją jeszcze w mieście, potrzebujesz czegoś? Może interesuje cię zatrudnienie miecza?
    – Jest pani znajomą tej elfki?
    – To zależy, co mi masz do powiedzenia. Siadaj naprzeciw i mów w czym rzecz.
    Nieznajomy w długiej szacie, skrywający oblicze pod kapturem, przystał na prośbę dziewczyny. Położył ręce na stole, by okazać pokojowe zamiary, i zaczął wyjaśniać.
    – Jeśli obawiasz się, że posądzam ją o to, co się stało, to się mylisz. Zapewne wiesz, po co przyszła do świątyni. Chciałbym z nią porozmawiać, gdyż to mnie tak naprawdę szukacie.
    – Czerwona szukała Brata Avrena, a ponoć on nie żyje. Zresztą, ty też nie podałeś swego imienia – Dallian wyciągnęła ku nieznajomemu palec wskazujący, wyglądało to na ostrzeżenie. Mnich natychmiast złączył dłonie w serdecznym geście, podkreślając raz jeszcze, iż nie ma złych intencji.
    – Proszę o wybaczenie, nazywam się Brat Gamariel. Byłem przyjacielem Avrena. Czy twoja znajoma miała mu coś do przekazania?
    – Nie pamiętam w tej chwili, musiałabym sobie przypomnieć.
    – Rozumiem – kapłan wyjął z szerokiego rękawa malutki mieszek i włożył go ostrożnie w dłoń Dallian, tak aby nikt inny tego nie widział. Mieszek nie był duży, ani nawet wypchany, co w pierwszej chwili elfka przyjęła jako afront. Kiedy jednak zajrzała do środka, dostrzegła, że znajdowały się tam cztery złote gryfiny, równowartość stu srebrnych. Używano więcej walut, mosiężnych, brązowych, jednakże utrudniały wymianę handlową w zamorskich portach oraz różnorakie operacje finansowe, przy których posługiwano się dużymi sumami. Dlatego Gildia Chertynów dołożyła wszelkich starań, aby usprawnić system monetarny na Zachodzie. Pozostano przy złocie i srebrze, które były pieniądzem wymiennym w każdym królestwie. Co się tyczyło pozostałych nominałów – wykorzystywane były w handlu detalicznym i na małą skalę, często w połączeniu z handlem wymiennym.
    W kąciku ust najemniczki pojawił się nieznaczny uśmieszek, oczy błysnęły zainteresowaniem.
    – Jak bliskim przyjacielem był ów Avren?
    – Bardzo bliskim. Dzielił się ze mną wszystkimi tajemnicami.
    Dallian skrzyżowała na piersiach ręce i zaczęła powoli wykładać przed Gamarielem powody ich przybycia do Balei.
    – Czerwona chciała przekazać, że pewien podróżnik, któremu przewodził Avren, nie mógł niestety się z nim spotkać.
    – To musiał być ważny podróżnik, skoro się tak trapiła.
    – I był. Obawiam się, że teraz może osobiście przekazać Avrenowi swoje przeprosiny.
    – Rozumiem. Jesteś najemnikiem Kompanii Fladandzkiej?
    Dali przytaknęła.
    – Podobno przywiozłaś do strażnicy więźnia, czy to ma coś wspólnego ze spóźnionym podróżnikiem?
    – W pewnym sensie. I nie jest prawdą, że przywiozłam więźnia. Widocznie sam sfrunął do lochu jak ptak. – Najemniczka oparła się o ławę.
    – Widzę, że cię to oburza – w głosie mnicha słychać było nutkę uradowania.
    – Nie lubię, gdy ktoś załatwia sprawy za moimi plecami. W naszym fachu istnieje takie coś jak reputacja, a ciężko jest ją budować, nie mogąc się pochwalić rzeczywistymi sukcesami. Pieniądze nie deszcz.
    – Święta prawda, siostro. Widzisz… – Gamariel przerwał na chwilę i pochylił się w stronę najemniczki, ściszył głos i dodał – ta sytuacja dla nas obojga jest, jak by to ująć…
    – Niewygodna – wypowiedź dziewczyny brzmiała raczej jak pytanie, niż stwierdzenie.
    – Z ust mi to wyjęłaś. Pragnę być z tobą szczery, Avren był tylko moim zastępcą, to ja prowadziłem tego agenta.
    – Skąd wiesz, że agent akurat ze mną rozmawiał?
    – Gdyby twoja przyjaciółka zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, nie szukałaby Avrena. Swoją drogą, naraziłaś ją na niebezpieczeństwo.
    – Nie kazałam jej iść do świątyni.
    – Nie, ale także nie ostrzegłaś. Chyba spodziewałaś się, że wykonanie prośby członka Agendum wiąże się z niebezpieczeństwem?
    Dallian poczuła się, jakby kapłan próbował podważyć jej odwagę, więc pochyliła się w jego stronę i stanowczym tonem przywróciła Gamariela na właściwe tory rozmowy.
    – Mieliśmy rozmawiać o zleceniu.
    – W porządku. Opowiedz, jak było.
    – Grupa podstawionych strażników chciała przejąć przesyłkę i dopilnować, aby nigdzie nie dotarła. Ja miałam złożyć raport, jakoby misja została wypełniona, a w tym czasie w więzieniu pojawił się podstawiony agent.
    – Właśnie… podstawiony. Nie wiesz, dla kogo może pracować? – mężczyzna zaczął mówić szeptem.
    – Nie. Chcesz, bym to zbadała?
    – To niemożliwe – Gamariel pokręcił głową. – Dziś w nocy zostaje wysłany pierwszym statkiem za morze. Potrzebuję cię, abyś go zabiła, nim trafi na pokład.
    – Ile za to dostanę?
    – Drugie tyle co w tym mieszku.
    Dallian lekko pochyliła w bok głowę i zapytała:
    – A gdzie jest haczyk? To strasznie dużo pieniędzy…
    – Będzie eskortowany przez straże. Prawdopodobnie będziesz musiała się od razu wynieść z miasta.
    – Tylko tyle? Czemu nie załatwisz tego ze strażą?
    – Powiedzmy, że to będzie bardziej dosadna wiadomość dla ludzi, którzy weszli nam obojgu w drogę.
    – W takim razie płać z góry – oczy najemniczki błyszczały z chciwości, a na ustach pojawił się drapieżny uśmieszek. Jej przenikliwy wzrok powędrował na rękaw kapłana, w który z całą pewnością coś ukrywał.
    – Dlaczego?
    – Na wszelki wypadek, mogę już nie mieć okazji wydania twoich pieniędzy.
    – W takim razie weź także to – kapłan rzucił na stół kolejny mieszek, ukryty w drugim rękawie, a spod sutanny wyjął mały worek z bliżej nieokreślonym przedmiotem w środku. Dallian zajrzała z ciekawości do środka, uniosła wysoko brwi i spojrzała na zleceniodawcę. Ten pokłonił się nisko i wyszedł.
    Do stolika natychmiast podszedł oberżysta, przynosząc kolejny napitek. Zdziwił się jednak, kiedy najemniczka odstawiła naczynie na bok i chwyciła go za koszulę.
    – Alkoholu już mi nie podawaj, przygotuj posłanie oraz kąpiel. Długo tutaj nie zabawię.
    Gospodarz ukłonił się i zniknął za ladą baru. Tymczasem zabawa w tawernie rozgorzała na dobre, przychodziło coraz więcej gości, nie tylko ludzi, ale także krasnoludzkich rzemieślników, niziołków – handlarzy tytoniu, a nawet orków, którzy pracowali zazwyczaj na okrętach jako ochrona przed piratami.
    W takim gronie łatwo było o zwadę, każda szanująca się tawerna musiała być gotowa na rozróby, zwłaszcza, kiedy gościli w niej orkowie i krasnoludy.
    – Można się dosiąść? – rzucił śpiewnym głosem elfce młody handlarz, mocno już podpity.
    Cuchnęło od niego winem już z daleka, a że Dallian nie miała ochoty na takie towarzystwo, odpowiedziała:
    – Gdybym chciała tak śmierdzieć to bym szukała portowego ścieku. – Najemniczka nawet nie spojrzała na mężczyznę.
    Kupiec tylko zarechotał, po czym przylgnął do dziewczyny jak lep. Uśmiechnęła się. Nieznajomy odpowiedział kolejnym głośnym śmiechem, następnie Dali lekko chwyciła go za kubrak, odchyliła głowę w tył, po czym z całej siły uderzyła go w czoło.
    Handlarza odrzuciło, wprost na niosącego kufle piwa orka. Szaroskóry z kolei wpadł z trunkiem na stół krasnoludów, wywracając cały ich posiłek na podłogę.
    – O ja pierdzielę – elfka złapała się za rozbolałą głowę.
    Rozjuszeni klienci rzucili się sobie do gardeł. Choć nie używali broni, jak głosiła niepisana zasada każdej rozróby w tawernie, krew lała się soczyście. Dallian okładała nieznajomych pięściami, donośnie krzycząc i śmiejąc się. Do czasu, aż przybyła straż.

***


    – I co ja mam z tobą począć? – rozmyślał kapitan straży, przesłuchując w swoim biurze schwytaną elfkę. Dallian zaczęła rozmasowywać nadgarstki, ciężkie kajdany zdążyły się wpić w jej skórę.
    – Może chłopca? – Uśmiechnęła się zadziornie.
    – Jak na elfa masz niezłe poczucie humoru. Nie myśl jednak, że słodka buźka cię ocali.
    – Nie wiedziałam, że ten facet jest z Gildii Chertynów – wyjaśniała najemniczka.
    – To nie jest żadne usprawiedliwienie, może w tawernach tacy jak ty lubią się zabawiać takimi bójkami, ale prawo jest prawem.
    – Ma pan jeszcze jakieś mądrości, panie kapitanie?
    – Słuchaj dziewczyno, sama dobrze wiesz, że powinnaś trzymać się od walki z daleka, a ciebie nosi jak sukę do psa! Jako, że przysłużyłaś się nam, dostarczając tego więźnia, dobrze radzę, panuj nad sobą.
    Obojętna mina elfki nie przekonała oficera, że cokolwiek z jego słów dociera do sumienia najemniczki. Westchnął ciężko i dodał:
    – Nie widzę innego wyjścia, jak przetrzymać cię na jedną noc w areszcie.
    – Chyba cię bogowie opuścili!
    – Ani słowa, w końcu się doigrałaś i możesz winić za to wyłącznie siebie.
    Wtem do biura kapitana zapukał jego zastępca. Uchylił lekko drzwi i zawiadomił dowódcę, iż czeka na niego ważny gość. Kapitan dobrze wiedział, że w takich sytuacjach nie można zwlekać.
    Bez słowa zostawił Dallian samą w biurze. Mógł być spokojny, okno wychodziło na zamkowy dziedziniec, zaś pod drzwiami czekali strażnicy. Elfka, nieco znudzona, zaczęła przyglądać się wyposażeniu kapitańskiego gabinetu. Nic szczególnego nie dostrzegła, spojrzała więc w stronę uchylonych drzwi.
    Za nimi stał odwrócony tyłem kapitan, rozmawiał z zamaskowaną postacią, kryjącą oblicze pod purpurowym kapturem. Dali nie słyszała, o czym rozmawiają, rozpoznała jednak kobiecy głos, głęboki i chłodny. Jednego mogła być pewna, była to elfka. Tylko elfowie mają tak charakterystyczny akcent i barwę głosu. Kiedy głosy ucichły, natychmiast odsunęła się od drzwi, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
    – Cóż – zaczął kapitan od progu – przypomniałem sobie, że nie mamy wolnej celi, toteż zmuszony jestem cię wypuścić.
    – Ach, cóż za zbieg okoliczności – zauważyła Dallian.
    – Owszem – oficer kiwnął głową – Nie będę cię dłużej zatrzymywał, jesteś wolna.
    – Polecam się na przyszłość, panie kapitanie. Do zobaczenia – najemniczka powoli zamknęła za sobą drzwi.

***


         Jest jeszcze widno, więc mam jeszcze chwilę. Po gorącej kąpieli, bogom dzięki za wodę, położyłam się na chwilę, by się zdrzemnąć. Trawa nie jest tak wygodna jak łoże.
    Moja misja uległa pewnym zmianom. Najpierw zabito mojego więźnia, potem ktoś podstawił na jego miejsce innego, człowiek, który mógł to wyjaśnić, zostaje zamordowany, a chwilę potem otrzymuję zlecenie na owego podstawionego skazańca. Z jednej strony sytuacja by się rozwiązała, lecz z drugiej… skąd mam wiedzieć, czy to czasem nie kolejny podstęp?
    Dallian… w końcu się doigrałaś, i teraz musisz sama przez to przebrnąć.
    No właśnie, sama.
    Chyba zaczynam żałować, że wystawiłam do wiatru Kirianel. W sumie uratowała mi życie, a ja postąpiłam z nią jak świnia. Może jak się pospieszę, uda mi się ją dogonić gdzieś na trakcie.
    Może…


***


    Po zmroku ulice były równie zapełnione jak za dnia. Na targowisku roiło się od śpiewaków, tancerek, trup teatralnych i muzyków, zabawiających miejscowe tłumy. Dallian ciągle słyszała w oddali odgłosy dobrej zabawy, szkoda jej było przegapić taką rozrywkę.
    Niestety, zadanie czekało.
    Najemniczka z trudem wspięła się po stromych skałach, okalających zachodnie wejście do więziennego portu, ukrytego tuż pod cytadelą w głębokiej jaskini. Stamtąd właśnie płynęły okręty do Sustes, oddalonej o setki mil kolonii karnej, z której nie było powrotu.
     Trzeba mieć nie lada odwagę, żeby się pchać na tą wyspę, pomyślała Dali, dłonią szukając w ciemnościach wnęki w skale. Delikatna faktura na palcach dziewczyny wyczuwała najmniejszą nieregularność, wskazywała, gdzie się uczepić i przenieść środek ciężkości, tak aby nie stracić równowagi.
    Morze co prawda nie było wzburzone, ale wilgotne i śliskie skały mogły być równie zabójcze jak wysokie fale. Jeden nieuważny krok mógł pozbawić elfkę życia.
    W końcu udało się jej przedostać do portu. Jak zauważyła, tylko niewielka jego część była wbudowana w samą jaskinię. Przystań, przy której cumował okręt, wysunięta była w morze i zasłonięta wyłącznie przez zamkowe mury. Była więc z góry zupełnie odsłonięta. Wystarczyło wspiąć się na mur, ukryć w ciemnym miejscu i wyczekiwać eskorty więźnia. Tak też zrobiła Dallian, choć nie było to wcale prostsze od wspinaczki po skałach.
    Na murach ustawieni byli strażnicy, może nie tak liczni, ale jednak. Patrolowali rejon, co i rusz spoglądając na dalekie światła dzielnicy mieszkalnej gdzie w najlepsze trwała zabawa. Jeśli któryś wytężył wzrok, mógł zobaczyć tańczące na scenie niewiasty, przebrane w egzotyczne stroje. To pozwoliło elfce niepostrzeżenie przekraść się w kierunku kamiennej wieży, której wierzchołek niemalże stykał się z sufitem jaskini. Na szczęście chmury przesłaniały księżyc, toteż Dali nie była widoczna z dołu. W przeciwieństwie do przystani, rozświetlonej przez pochodnie.
    Przyczajona w cieniu jak pająk, niezauważalna dla oka, wyczekiwała na ofiarę.
    Przez długi czas jej cierpliwość wystawiona była na próbę. Nie tylko ona. Dallian musiała być gotowa w każdej chwili do ataku. Wymagało to nie lada koncentracji i wysiłku mięśni. Przez ponad godzinę nie drgnęła ani na chwilę. Jedynie oczy krążyły po porcie, naliczając strażników i zapamiętując trasy ich patroli, wraz z odstępami czasowymi. W Caern wiele tygodni trwało szkolenie zwiadowcze, jak być niewidocznym, bezgłośnym oraz cierpliwym. Starsi w Kompanii nazywali to empiryką. Uważali, że najgroźniejszą bronią jest wiedza o przeciwniku.
    Nauka nie poszła w las.
    W końcu na przystani pojawiła się grupa wojów. Nie byli przebrani w zwyczajne pancerze, nosili wyłącznie żelazne kirysy, zawieszone na grubych skórzanych kurtach. Hełmy również nie były okazałe, nieznacznie zakrywały twarze żołnierzy.
    Świadczyć mogło to o miejscu, do którego wyruszali. Gorącym i wilgotnym, gdzieś daleko, za morzem.
    W oddali zaskrzypiały drzwi, a w progu pojawił się postawny wojownik, niosący pochodnię oraz krótki miecz. Za nim szedł związany łańcuchami więzień.
    Skazaniec był młody, pewny siebie, zadbany. Zupełnie jakby poprzedni dzień przesiedział w wygodnej gospodzie. Dali napięła cięciwę łuku refleksyjnego, otrzymanego od mistrza Ronchira. Wypuściła powietrze z płuc i wytężyła umysł. Bicie serca zrównało się z krokiem więźnia. Sprężona do maksimum, wyczekiwała odpowiedniej chwili, a gdy ta już nadeszła, elfka łagodnie zwolniła strzałę. Pocisk bezdźwięcznie poszykował przez port, uderzając skazańca prosto w pierś. Mężczyzna zatoczył się, skulił, ledwo jęknął i wpadł do wody, ciągnąc za sobą strażników trzymających łańcuchy.
    Dali tuż po wystrzeleniu strzały odwróciła się na pięcie, aby jak najszybciej uciec z więziennej stoczni. Znienacka jednak ktoś zarzucił bicze na szyję i nogi dziewczyny, a potem gwałtownym zamachem wywrócił ją na ziemię.
    Duszona przez ciasne więzy, ogłuszona upadkiem, tylko przez chwilę się nie ruszała. Przymknęła mocno powieki, uspokoiła zmysły i błyskawicznie zebrała się w sobie. Uniosła w górę prawą dłoń i odsłoniła karwasz. Z jego boku wysunęło się zębate ostrze, które przecięło linę u szyi Dallian. Złapała głęboki wdech i wymierzyła ramię w stronę ciemnego konturu przeciwnika.
    Z karwasza wystrzeliło krótkie ostrze.
    Po chwili słychać było, jak pocisk przebił się przez krtań napastnika. Mężczyzna wyłonił się z cienia i padł na posadzkę, brocząc krwią. Elfka nie miała czasu przyjrzeć się trupowi, gdzieś w ciemnościach czekał drugi strażnik.
    Wtedy dziewczynę związał kolejny bicz, unieruchamiając tym razem ręce wokół tułowia. Dali padła na ziemię jak sflaczała ryba, nie mogąc uwolnić się z więzów.
    Z mroku wyszła wysoka, odziana w purpurową szatę elfka. Włosy miała błyszczące, białe jak śnieg, a skórę srebrzystą, bladą. Spoglądała na unieruchomioną Dallian błękitnymi oczyma, przeszywającymi najemniczkę na wylot. W prawej dłoni kobieta trzymała bicz, drugą zaś podniosła. Dali poczuła, jak lodowate powietrze unosi ją wysoko. Z przerażeniem spoglądała na oddalające się podłoże.
    Kiedy wisiała nad portem i zaczynała się już żegnać z życiem, czar nagle prysł i elfka runęła w morskie odmęty.
    Woda była przeraźliwa, lodowata. Fala zimna zadziałała na dziewczynę otrzeźwiająco. Próbowała wyśliznąć choć jedną kończynę, rękę lub nogę, ale więzy były zbyt ścisłe. Nagle przypomniała sobie o krótkim nożu, ukrytym w obuwiu. Skuliła się najbardziej jak tylko mogła, aby dłonią wyjąć ostrze. Im bardziej próbowała, tym bardziej brakowało jej tchu. Czuła w płucach potworny ból, kłucie i pieczenie. Spokój zaczął ustępować strachowi i panice. W głowie pobrzmiewało gwałtowne bicie serca, coraz głośniejsze. W ostatniej chwili Dallian miała już krzyknąć z przerażenia, kiedy niespodziewanie ujrzała czerwoną poświatę.
    Kirianel złapała towarzyszkę w pół i przyłożyła swe usta do ust przyjaciółki, by tchnąć w nią nieco wolnego oddechu. Następnie sięgnęła do jej buta i przecięła więzy. Zmęczona elfka trzymała się mocno paska czerwonowłosej. Gdy dotarły na suchy ląd, Dallian przymknęła powieki, podziękowała za ocalenie i pogrążyła się w głębokim śnie.

***


    Ciemnowłosa elfka bardzo ostrożnie stawiała kroki, zapuszczając się w głąb ciemnego zaułka. Choć najemniczka wiedziała, że tuż za nią podąża Kirianel, i tak była pełna obaw. Z dachówek okolicznych budynków co i rusz skapywały krople popołudniowego deszczu. Nawet w ciemnościach Dallian potrafiła dostrzec kontury trzech mężczyzn, czekających na nią na zapleczu portowej gospody. Wiedziała, iż stojący w tyle to najęci ochroniarze.
    – Mam nadzieję, że tych dwóch szermierzy nie przygotowałeś specjalnie dla mnie – zwróciła się do zleceniodawcy. Ten zdjął z głowy kaptur i wystawił twarz na księżycowe światło, dobiegające przez prześwit między dachami.
    – Nie, skąd – zapewnił Gamariel – nie wiadomo, czy nasi purpurowi znajomi nie będą chcieli podziękować nam za zainteresowanie. Dobrze sobie poradziłaś, chyba nie było problemów?
    – Nabrałam ochoty na kąpiel w morzu, nic takiego… – odparła niesfornie Dallian.
    – Tak słyszałem… – zaśmiał się kapłan. – Nie martw się, o świcie nikt nie powinien cię zatrzymywać, jeśli pokażesz ten dokument. Myślałaś już, gdzie wyjedziesz?
    – A czy to ważne? – Elfka rzuciła okiem na przepustkę podpisaną przez urzędnika zamkowego.
    – Ostatnio sporo dzieje się na północy kraju, zakładam także, iż dalsza współpraca by cię interesowała.
    – O ile będzie dobrze płatna…
    – Z pewnością się dogadamy – Gamariel nałożył na głowę kaptur i wraz z kondotierami zniknął za rogiem karczmy.
    Dallian odwróciła się na pięcie i podbiegła do towarzyszki.
    – To pozwoli nam bezpiecznie opuścić mury – pokazała Kirianel glejt. – Chodź, nie mamy dużo czasu.
    – Dali… – Kiria łagodnie chwyciła najemniczkę za ramię. – Czy teraz… mogę ci towarzyszyć ci w podróży?
    Zaskoczona elfka po dłuższym namyśle uśmiechnęła się i przytaknęła głową na znak aprobaty. Wraz z towarzyszką udała się ku wyjściu, nie zwracając w ogóle uwagi na skrytego w mroku Gamariela.
    – Tę elfkę widziałem w świątyni, kiedy zginął Avren – wyszeptał towarzyszący Gamarielowi mnich, który wyłonił się z ukrycia. Drugi kapłan podrapał się po brodzie, uśmiechając się szelmowsko.
    – Intrygujący przypadek… bardzo intrygujący – rzucił cicho pod nosem Gamariel, kiedy elfka zniknęła w ciemnościach.

***


     Kiria przyjęła moje przeprosiny. Jestem jej już podwójnie dłużna, choć nie rozumiem w pełni powodów, dla których po mnie wróciła. Cieszę się jednak, że jedziemy razem.
    Ten karwasz od Gamariela okazał się nieocenionym nabytkiem. Chyba zacznę kolekcjonować takie wynalazki. Będę miała ku temu okazję, mnich był zadowolony z powodzenia misji, zaproponował mi kilka zleceń dla wywiadu królewskiego. Pewnie się skuszę, na pewno nieźle na tym zarobię. Być może będę miała jeszcze szansę wyrównania porachunków z Purpurowymi, jak na razie potyczka skończyła się remisem. Zastanawia mnie, kim są ci zabójcy, ubrani jak mnisi. Ta kobieta, czyżbym widziała ją przed biurem kapitana? Skoro pracuje dla drugiej strony, czemu mnie uwolniła? Czuję w kościach, że trzymając się blisko Gamariela, niedługo będę czekała na odpowiedzi.
    Obecnie wraz z Kirianel ruszamy na północ wzdłuż rzeki Etalii, do miasta Sevon. W tamtejszej siedzibie Kompanii powinnam dostać jakieś nowe zlecenia.
    Gdyby nie Kiria… dziwnie się czuję. Zawsze pracowałam sama, nie angażowałam się w żadne związki z innymi najemnikami. Taki fach – jak ty na kimś się nie wzbogacisz, to ktoś wzbogaci się na tobie. Ale Kiria jest inna… Czy praca z nią będzie możliwa, czy najemne ostrze może się dogadać ze szlachetnym wojownikiem? Zobaczymy…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Z racji wolnego wieczora zabawię się w chirurga. A opowiadanie nadal jest niezłe, ciekawi mnie co dalej się stanie :)
- "Gospoda przepełniona była po brzegi spragnionymi (...) - przepełniona i po brzegi kłócą się ze sobą.
- (...)chwyciła kufel z winem i wzięła głęboki łyk. - w kuflach pija się raczej piwo.
- (...) wyszła przez drzwi (...) - po co pisać, kędy wyszła, jeżeli są to drzwi a nie inny otwór?
- (...)głowę na blacie stołu i przymknęła powieki.
Wtem usłyszała stukanie o blat stołu. - powtarza się, a co, to już widać.
- Dziś w nocy zostaje zesłany pierwszym statkiem (...) - zesłany czy wysłany?
- "Uchylił lekko odrzwia(...) " - odrzwia są nieruchoma częścią drzwi ( tudzież drzwiami zabytkowymi).
- "rozmawiał z zamaskowaną postacią, kryjącą oblicze pod purpurowym habitem. " - habitem czy kapturem?
- "Delikatna faktura na palcach dziewczyny (...) - czy aby nie powinno być "pod palcami"?
- "wysunięta była w morze i zasłonięte (...) - liczba się nie zgadza.
- " (...)jakby dzień wcześniej przesiedział(...) - "poprzedni dzień" lub coś podobnego byłoby lepsze.
- " (...) drugą zaś uniosła w górę. Dali poczuła, jak lodowate powietrze unosi ją w wysoko w górę. " - widać, co się powtarza.
07-01-2011 23:31
Scobin
   
Ocena:
0
Dziękuję za czujność i zainteresowanie! Skontaktuję się z autorem i zaraz po tym odpowiem dokładniej.

___________
PS. Korekty wprowadzone, odpowiem tylko jeszcze w paru pozostałych kwestiach:


- (...)chwyciła kufel z winem i wzięła głęboki łyk. - w kuflach pija się raczej piwo.

Możemy chyba przyjąć, że w takim miejscu oba napoje będą podawane w identycznych naczyniach.


- "Delikatna faktura na palcach dziewczyny (...) - czy aby nie powinno być "pod palcami"?

Zakładamy, że palce były delikatne (i że faktura jest częścią palców), a skała niedelikatna. :-)
09-01-2011 01:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.