Czemu żadna cię nie chce?
Odsłony: 11Dałam się raz namówić na granie przez internet. Pograłam trochę i nie polecam. Były sesje gorsze i lepsze (pozdrowienia dla Kelliego z lastinn), ale chodzi o samą formę grania. Nigdy nie wiesz kto czyha po drugiej stronie!
Niemniej jednak wyniosłam z tych sesji garść historyjek, którymi jak myślę warto się podzielić. O ile bowiem na prawdziwe sesje różne przykre typy trafiały od święta, tak kiedy grałam sieciowo w każdej grupie trafiał się jakiś toksyczny osobnik. Może ma to coś wspólnego z tym, że na żywo co bardziej niedomyte jaszczury można odsiać już na progu (a później tacy niechciani gracze trafiają właśnie do drużyn internetowych, pozostających w błogiej nieświadomości z kim grają).
Bohater dzisiejszej opowieści uprzyjemniał nam sesje w D&D 3.5 - i prawdę mówiąc niemal mnie do systemu zniechęcił. Dlaczego? No cóż, zacznijmy od jego ulubionego powiedzonka: "druid wygrywa D&D". Przez lata żyłam w przekonaniu, najwyraźniej błędnym, że w grach fabularnych nikt nie wygrywa. Oto jednak dzięki niemu przejrzałam na oczy. Tak, jego wykokszony druid Supełek miał najlepszą kartę postaci, a jego długi wąż Boa też był najdłuższy i najlepszy. Albowiem druidzi w D&D nie mogą używać długich mieczy, więc kompensują to sobie długimi wężami. A kto czytał "Małego Księcia" ten wie, że wąż Boa nawet i słonia w całości połyka na śniadanie. Taki ten druid Supełek był wykokszony, a jego wąż to już w ogóle och i ach.
A tak naprawdę to tylko w jego (bogatej) wyobraźni, bo ta postać bardzo kiepsko współpracowała z resztą drużyny.
Odchodząc jednak od Supełków, sesje uprzyjemniało nam też "Na Wspólnej", gdyż albowiem warunki lokalowe u niego były jakie były i telewizor stał tuż przy komputerze. I tak się nieszczęśliwie składało, że kiedy my odpływaliśmy w świat Lochów i Smoków, rodzicielka naszego bohatera odpływała w świat swojej ulubionej telenoweli. Na pełny regulator oczywiście, jak to starsi ludzie mają. Na początku nawet szkoda nam było kobiety. To było trochę niezręczne, że nasze sesje mogą jej przeszkadzać. Do czasu...
Pewnego razu staliśmy się mimowolnymi świadkami małej wojny domowej i do naszych uszu dotarł taki oto wianuszek: "Tylko te twoje gry... Znajdź sobie w końcu kobietę i wynoś się do niej do mieszkania! Niech ja się w końcu od ciebie uwolnię! Trzydzieści lat chłopak! Czemu żadna cię nie chce?"
I już mi tej kobiety nie było szkoda. Zrobiło mi się szkoda biednego supełkowego gracza, i tak trochę smutno mi się zrobiło. Ale tylko na chwilę. Potem się nawet cieszyłam, że on nie wiedział, że też wtedy mieszkałam w Warszawie. No bo dotarło do mnie, że chyba nie bez powodu żadna go tam nie chciała.
Długo z nim zresztą nie pograliśmy, gdyż albowiem nawet nasz MG miał w końcu dosyć manczkinowskich druidów z długimi wężami. Może to i lepiej.
Na koniec krótka piosenka dedykowana fanom D&D w podobnej sytuacji życiowej. Może pomoże wam zmienić stan cywilny?
(Nie, tego ostatniego zdania nie pisałam na serio. Nie próbujcie tego w domu chłopcy, w prawdziwym świecie to wcale tak nie działa.)