Czemu Cthulhu, czyli rachunek sumienia
W działach: Cthulhu w II RP, De Profundis, RPG-rozważania ogólne, Setting historyczny, Zew Cthulhu | Odsłony: 24Opublikowany dzisiaj mój tekst o konwencji lovecraftowskiej za Mikołaja II otworzy, mam nadzieję, cały cykl artykułów poświęconych grozie w burzliwym okresie poprzedzającym i przypadającym na I wojnę światową. Interesuje mnie przede wszystkim bardzo szeroko rozumiany Wschód, choć niewykluczone, że zajrzę i do nawiedzonych dżungli kolonialnej Afryki, czy zrealizuję swój zamysł opisania wojny tybetańsko-chińskiej w duchu lovecraftowskim. Wszystko to jednak wymaga dużego dokształcenia się z mojej strony. Tę krótką notkę poświęcam zatem mojemu spojrzeniu na nadprzyrodzoną grozę rodem z Providence. Możliwe, że dla części czytelników będzie to ostrzeżenie, by moich tekstów nie czytać (bo po co zajmować się wariatem :)), a to z kolei pozwoli uniknąć nieporozumień.
Historyczny horror, jedna z najbardziej moralnych konwencji
Konwencję w jakiej rozgrywam swoje scenariusze osadzone w grozie lovecraftowskiej nazwałem roboczo "historycznym horrorem". Nadprzyrodzone zjawiska stanowią tło dla przygód opartych na burzliwych okresach dziejowych. Często element Mitów w ogóle sprowadza się do wspomnienia konkretnych "przeklętych ksiąg" czy "prastarego Leng", a główna nić scenariusza zakłada zupełnie niezwiązane z kanonem tajemnice.
Czemu zatem w ogóle nazywam to konwencją lovecraftowską, jeżeli tak często bardzo swobodnie do niej podchodzę? Otóż, żeby jasno zasygnalizować graczom, jakich postaci oczekuję i jaką historię chcę z nimi wspólnie opowiedzieć. Mitologia Cthulhu ma swój znany wśród mojej grupy kanon (utwierdzony poza książkami chociażby Horrorem w Arkham czy Munczkinem Cthulhu), więc nawiązanie do konkretnych elementów stanowi drogowskaz dla pozostałych uczestników rozgrywki w jaką stronę chcemy skierować akcję przygody.
Poza tym, bardzo lubię tę konwencję przez jej moralność. To bardzo przewrotne i kontrowersyjne stwierdzenie, ale uważam, że Zew Cthulhu to najbardziej chrześcijański w duchu system RPG w którym miałem okazję rozgrywać swoje przygody. W żadnym innym nie budowała się aż tak współpraca w drużynie i poświęcenie dla większego dobra; w żadnym innym zło nie wydawało się tak absolutne. Stwierdzę na marginesie, że najgorsze pod tym względem są Dzikie Pola - tam premiuje się niemoralność, warcholstwo, sobiepaństwo i sprzedawanie duszy diabłu :P (co nie zmienia faktu, że i ten system bardzo lubię, choć z zupełnie innych powodów :)).
Drugim elementem przez który bardzo lubię omackowane klimaty jest wryta w jego naturę pokora bohaterów. Ludzkość okazuje się okruchem wobec niewyobrażalnych sił kosmosu, nie ma możliwości wygrać ostatecznie, a jednak, na własny niedoskonały ludzki sposób, Badacze stają do walki z tą obcością.
Filtr patrzenia na rzeczywistość
Skoro już rozsądny czytelnik zwątpił w koszerność mojej wiary katolickiej, czas wystawić na ciężką próbę kolejny z filarów mojej Poczytalności, mianowicie patriotyzm. Pod moim dzisiejszym tekstem pojawił się komentarz tyldy: "Jedyne co boli, to te wstawki "historia narodu polskiego" i podobne. Poza tymi elementami, obecnymi w tekstach Cooperatora (...)" i prawdopodobnie jest to najlepsze podsumowanie. Podoba mi się Cthulhu za to, że rozgrywa się w rzeczywistym świecie i mogę tam umieszczać miejsca oraz postacie z którymi odczuwam jakąś emocjonalną więź. Owszem, łatwo mi się zgodzić, że opisywanie, jak to w czasie podniesienia zwłok nieznanego żołnierza na Cmentarzu Obrońców Lwowa pod trumną znaleziono wejście do jakiegoś tunelu pochodzącego z grodu łyczakowskiego (i tu cała przygoda w konwencji) to bardzo dziwne podejście do patriotyzmu. Ale z drugiej strony, ja naprawdę sporo doczytuję, a żeby szczegóły moich własnych Mitów brzmiały prawdopodobnie. Moja znajomość Warszawy dzięki Lovecraftowi się powiększyła dosyć znacznie, a przechodzenie w okolicach dawnego Cmentarza Świętokrzyskiego teraz zawsze wywołuje odpowiednie skojarzenia.
To, co tyczy się historii Polski, ściśle wiąże się z historią powszechną. Często, gdy wpadają mi do głowy ciekawostki na przykład dotyczące religii starożytnych, przefiltrowuję je w konwencji lovecraftowskiej, tworząc im drugie, mroczne dno. Zanurzeni w prastarej religii zaratusztriańskiej manichejczycy wszak oddziaływali mocno na chociażby nestorian, a ci odgrywali dużą rolę u Kara-Kitajów i innych ludach wielkiego stepu. A skoro step syberyjski stał się dla mnie wylęgarnią mrocznego folkloru, nic nie stoi na przeszkodzie, by tworzyć "śmiałe teorie, których wygłaszanie rujnowałoby reputację poważnych uczonych" (i słusznie :P), ale będące w sumie zbiorem rzeczywistych faktów, tylko ułożonych tak, by wskazywały konkretny, nawiedzony kierunek. A że dla ludzi nieznających historii Azji fakt istnienia turecko-chińskiego państwa z dużymi wpływami chrześcijaństwa we wczesnym średniowieczu wydaje się nieprawdopodobny, przy okazji popularyzuję wiedzę historyczną w przystępnej formie. Same plusy, jakby to zauważył optymista na cmentarzu.
Na marginesie
Na marginesie, Listy z jądra ciemności zaczną się dalej ukazywać, jak tylko mój korespondent przepisze resztę swoich listów, bo ja na to nie mam czasu. :P
Niech Gwiazdy będą w porządku.