» Blog » Czego zabrakło mi w Gate…
07-05-2016 21:16

Czego zabrakło mi w Gate…

W działach: anime, fantasy | Odsłony: 457

...a co było w Osi Czasi, cyklu Com.pl, World War Z, Bolo Universe, Wojnie Z Posleenami, sadze 1632 oraz zapewne wielu innych military fiction?

Zacznijmy od krótkiego wyjaśnienia. Gate to, mam wrażenie, że dość popularne anime z poprzednich kilku sezonów. Stanowi ono adaptację mangi, będącą z kolei adaptację powieści autorstwa Takumi Yanai o tym samym tytule. Opowiada o oddziałach Japońskich Sił Samoobrony, które trafiają do krainy fantasy, by ustabilizować panująca w niej sytuację oraz uniemożliwić dokonywanie z niej ataków na terytorium Kraju Kwitnącej Wiśni.

Gate jest dość typowym przedstawicielem gatunku, który ostatnimi czasy lubię, czyli military fiction. Niestety moim zdaniem umiarkowanie udanym w porównaniu z konkurencją.

O gatunku:

W skrócie: military (science) fiction jest podgatunkiem fantastyki opowiadającym o fikcyjnych konfliktach zbrojnych. W Polsce jest on raczej umiarkowanie popularny pozostając na uboczu ortodoksyjnego fandomu fantastyki. W tej chwili na rynku reprezentuje go w głównie wydawana przez Rebis twórczość Davida Webera oraz polscy pisarze publikowani przez Warbook.

Na pierwszy rzut oka gatunek ten nie poraża fabułą. Wręcz przeciwnie, opis założeń lub streszczenie wielu jego reprezentantów jest co najmniej zniechęcający, a czasem wręcz wydaje się głupkowaty. Niemniej często są to pozycje wyjątkowo sprawnie napisane, tchnące akcją, dramatyzmem, inteligentne, dowcipne, a momentami też wzruszające. Ich prostota, wobec licznych, przekombinowanych i często pretensjonalnych książek fantastycznych jest niejednokrotnie odświeżająca.

Fabuła większości takich utworów są nieskomplikowana: oto mamy grupę (przeważnie) żołnierzy, którzy uzbrojeni w rację moralną oraz duże ilości ciężkiego sprzętu walczą ze straszliwym, a często też nieziemskim wrogiem. Na tle inwazji rozmaitych kosmitów i podróży w czasie pojawiających się na kartach amerykańskiej pisarzy wyprawa do krainy magii i miecza, jaka przypadła w udziale Japończykom jest wręcz zachowawcza.

O czym w tekście nie będzie:

Zanim przejdę do właściwego tekstu chciałbym zaznaczyć, że bynajmniej nie przeszkadza mi, że za tem temat zabrali się Japończycy. Owszem, nacja ta ma sporo za uszami, a autor znany jest ze swoich poglądów, jednak ani w anime, ani w mandze nie zauważyłem niczego, co zasługiwałoby na potępienie. Powieści nie czytałem. Ale powiedzmy sobie szczerze: Siły Samoobrony to nie armia imperialna. Natomiast jeśli chodzi o treści propagandowe, to amerykanie robią dokładnie identyczne rzeczy.

Tematem będzie czysty odbiór dzieła.

Tak więc czego mi zabrakło w Gate?

Realnego zagrożenia:

Pierwszą rzeczą, której brakowało mi w Gate było realne zagrożenie. Nie chodzi mi tutaj o oderwanie od rzeczywistości scenariusza konfliktu, a raczej o to, że konfrontacja była zbyt nierówna, a jedynym, co tak naprawdę powstrzymywało Japończyków przed podbojem całego świata była dobra wola. Od samego początku widać było bowiem, kto w tej grze rozdaje karty, kto ma miażdżącą przewagę militarną, materiałową i moralną, po czyjej stronie walczą odważniejsi żołnierze i kto ma lepszych dowódców.

Oczywiście zestawienie wróg straszny i zły (o tym później) kontra dobrzy i wszechpotężni wojownicy jest typowe dla military fiction, jednak powiedzmy sobie szczerze: Imperium, mimo oczywistej wrogości nie stanowiło większego zagrożenia dla Japonii. Wręcz przeciwnie: ta była je w stanie bez większego wysiłku zmiażdżyć i to relatywnie małymi siłami.

Prawdę powiedziawszy to nawet trudno zrozumieć, dlaczego tego nie zrobiła. Z dużym prawdopodobieństwem zrzucenie kilku bomb kasetowych lub białego fosforu na stolicę, albo rozjechanie czołgami zbrojnej w miecze piechoty byłoby po prostu szybsze i tańsze niż zabawa w czasochłonny proces dyplomatyczny z lokalnym kacykiem. Następnie należałoby po prostu skazić jakimś fosgenem okolice Wrót Wymiarowych (w planie minimum, jeśli chcemy, żeby nie przechodziły przez nie armie) lub zagnać ludność do kopalń uranu (jeśli chcemy okupować planetę dla kopalin) i byłoby pozamiatane.

Jeśli natomiast Japończycy nie chcieli brudzić rączek, to niezłym pomysłem byłoby wyposażenie czarnych elfów, kreto- lub królikoludzi w kałachy, granatniki przeciwpancerne oraz większą ilość amunicji, a te samodzielnie Imperium by zdemontowały. W Gate niestety podział sił był zbyt nierówny, by ten układ był sensowny. Wyraźnie Imperium zabrakło czegoś, co mogłoby przeciwstawić Japończykom: odpowiednio potężnej magii, dużych, czerwonych smoków w służbie wojskowej, nieumarłych i golemów odpornych na kule lub czegokolwiek innego, co byłoby w stanie przeciwstawić się człowiekowi ze strzelbą.

Dramatyzmu:

Drugi problem Gate to niestety niewielki dramatyzm akcji. Prawdę mówiąc w porównaniu z wieloma innymi seriami tego typu jej poziom jest nad wyraz statyczny. Dla przykładu: w Wojnach Z Posleenami w zasadzie od samego początku wiadomo, że ludzkość czeka piekło. Jeszcze przed setną stroną pierwszego tomu możemy poznać plany obrony Ziemi i dowiadujemy się, że utrzymanie Błękitnej Planety wymagać będzie pogodzenia się z faktem, że całe narody pójdą pod nóż, zmasowanych ataków nuklearnych na lądujących obcych, oddaniem wielu miast, a być może też wywołania z premedytacją nuklearnej zimy. Jedynym gwarantem zachowania ciągłości istnienia gatunku ludzkiego jest natomiast ewakuacja części ludności poza planetę.

W World War Z, w szczególności w okresie miedzy Yonker's Bay, a Wielką Kontrofensywą istnienie ludzkości także zawisło na włosku, a zarówno rządy, wojsko jak i cywile muszą chwytać się desperackich środków, by przeżyć. Powieść na tym etapie tchnie pesymizmem, co szczególnie widać w epizodzie Żółtej Łodzi Podwodnej, Ukraińskiego Czołgisty czy Kanadyjskich Uchodźców. Ogromne połacie lądu są pod kontrolą Zombie, wśród uciekinierów szerzą się choroby i kanibalizm, wojsko jest w stanie bronić jedynie twierdz w górach i zapewnić nieregularne dostawy do odciętych przeciwników. Widzimy strategiczne odwroty oddziałów, gdy dowództwo musi wybierać: ochrona cywili czy zachowanie zdolności obronnych, dochodzi do użycia broni masowej zagłady, zarówno przeciwko zombie jak i roznoszącym zarazę cywilom.

W „Pierwszym uderzeniu” (drugi tom Posleenów) widzimy sceny o innym wydźwięku, choć równie przygnębiające: heroiczną ofiarę wojsk inżynieryjnych, pilotów szkolnej eskadry bojowej, strażaków i cywilnych ochotników, którzy giną osłaniając ucieczkę kobiet i dzieci z oblężonego Frederickburga.

Po wymienionych książkach widać jakim tak naprawdę piekłem jest wojna i czuć ciężar dokonywanych decyzji. W Gate: nie za bardzo.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

2
Notka polecana przez: jakkubus, PK_AZ
Poleć innym tę notkę

Komentarze


   
Ocena:
+3

Następnie należałoby (...) zagnać ludność do kopalń uranu (jeśli chcemy okupować planetę dla kopalin) i byłoby pozamiatane.

Nie do końca rozumiesz koncepcję "postaci pozytywnych", co?

08-05-2016 00:18
ivilboy
   
Ocena:
+1

On generalnie niewiele rozumie. Co i rusz sadzi babola za babolem. Nawet nie ma sensu tego prostować, łatwiej i wygodniej go zignorować.

08-05-2016 12:27
zegarmistrz
   
Ocena:
0

ivilboy ze swojej strony powiem, że ty - nawet jak na obecne standardy Poltergeista - wyznaczasz nowe obszary dna.

08-05-2016 20:32
zegarmistrz
   
Ocena:
0

PK_AZ: no właśnie o tym przecież pisze. Że jedynie fakt, że trafili na postacie pozytywne ratuje Imperium przed totalną masakrą.

08-05-2016 20:52
ivilboy
   
Ocena:
0

Widzę, że trafiłem w czuły punkt "szóstorzędny dziennikarzyno". :)

08-05-2016 20:56
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Nie. Po prostu nie lubię kłamać.

08-05-2016 21:10
   
Ocena:
0

Ekhm. Właściwie to uznałem wizję "tych dobrych" zaganiających ludność do kopalń uranu za całkiem zabawną i chciałem - lekką uszczypliwością - wyrazić moją aprobatę. Zgaduję, że należało wcisnąć emotkę na koniec zdania...

A tak na marginesie dyskusji. Jest w Gate jeden zły, dla którego warto oglądać to anime. Ten byt - biorąc oczywiście poprawkę na luźną konwencję - może być stawiany za wzór Neutralnego Złego. Jest zdeterminowany i twardo dąży do zamierzonego celu, nawet jeśli bywa opieszały. Nie jest idiotą, jak Zolzal. Nie jest sadystą, jak standaryzowany animcowy zbir. To bardziej biznesmen, który wywietrzył okazję i teraz zamierza ją chwycić oburącz, żelazną pięścią i jedwabną rękawiczką. Jest czymś więcej, niż Człowiekiem. Jest Ideą, za którą wierni słudzy rzucą swe losy na stos. Jest Barwą, w którą przyodziani żołnierze maszerują na front jak na paradę. Jest posiadaczem najpotężniejszej broni i Moralnej Racji, za którą nawet przed sobą ukrywa fakt, że jego działania to w istocie swojej branie słabszego w niewolę.

O potędze gate'owskiej wersji Państwa Japońskiego niech świadczy fakt, że zdołało przedstawić siebie jako bohatera pozytywnego.

09-05-2016 21:12
zegarmistrz
   
Ocena:
+1

Inna rzecz, że można było dać większą rolę Królicy, która koniec końców wypadała raczej średnio.

13-05-2016 18:49
   
Ocena:
0

Dużo można było zrobić, ale mam wrażenie, że wątek rządów Zolzala jest skopany na poziomie koncepcji. Wydaje mi się, że dopóki kamera idzie za Itamim, Gate utrzymuje standardowy animowy poziom dramatyzmu (czyli niski, ale jednak). Mimo wszystko przeciętny żołnierz z przeciętnym uzbrojeniem osobistym nie ma szans ze smokiem. Gdyby operować na bardziej lokalnym poziomie, pewnie dałoby się zredukować JSDF do roli kawalerii przychodzącej z odsieczą - jak w Italice - i jakoś ten dramatyzm utrzymać

 Ale kiedy dochodzi do konfrontacji na poziomie regularnego wojska - wybacz, powtarzam twoje tezy - no po prostu nie ma bata, cesarscy nie mają żadnego mocnego atutu - męstwo i skłonności samobójcze legionistów to trochę mało. Dlatego cały wątek Zolzala jest w pewien sposób sztuczny. To taki Zolzal Czerkowa - jeśli w odcinku szóstym mówi, że zamierza walczyć z Japonią, to najpóźniej w odcinku dwunastym musi zostać przez tę Japonię rozjechany czołgiem.

Skoro już reformujemy Geito, wojny nowe zwodzim, to dorzucę taką koncepcję. Zolzal ucieka w góry. Zostaje Łotrem, Który Myśli. Stwierdza, że kawaleria konna to kiepska kontra na kawalerię pancerną, więc rozpoczyna prawdziwą wojnę generacji IV+. Gdzieś w tle pojawia się przepowiednia o potężnym artefakcie zdolnym obrócić całe armie w pył, bo w fantasy zawsze są takie przepowiednie. Oddział wydzielony Itami+wojsko+haremetki ścigają się z rycerstwem Zolzala, przezbrojonym w kałachy, które jak wiadomo można kupić w każdym sklepie z kałachami. Nie wiedzą jeszcze, że ich śladem ruszyła specgrupa wyznawców Hardy.

15-05-2016 13:09
jakkubus
   
Ocena:
+1

@zegarmistrz

Według mnie najgłupszą rzeczą w imperium Zolzala (a wcześniej także i jego ojca) jest to, iż nie zmilitaryzował on magii. Przecież jest ona na tyle potężna, iż czarodzieje są w stanie zranić ognistego smoka, a co za tym idzie prawdopodobnie również i pojazdy pancerne. No dobra, może Lelei jest nieco wyjątkowa, ale jej walka przeciwko siostrze pokazuje, że pozostali magicy też nie są jacyś ułomni.

@PK_AZ

Zorzal nie może zostać Łotrem Który Myśli z jednego powodu. Jest on po prostu debilem.

15-05-2016 16:49
   
Ocena:
+1

Przecież jest ona na tyle potężna, iż czarodzieje są w stanie zranić ognistego smoka, a co za tym idzie prawdopodobnie również i pojazdy pancerne.

Nieeee, tylko nie space marines (tfu, magowie) z polami siłowymi (tfu, zaklęciem tarczy) i działami plazmowymi (tfu, magicznym pociskiem). Jeśli chcemy mieć pakerną magię(a chcemy), to zróbmy ją porządnie. Wróżbiarstwo, Ordery i inne Geassy, magiczne kontrakty, komandosi teleportujący się za linie npla, wojska zombie-desantowe przerzucane za mury twierdz trebuszami, pomniejsze bóstwa stwierdzające "sorry, koleś, na najbliższy tydzień zaplanowałam intensywne opady deszczu".

Zorzal nie może zostać Łotrem Który Myśli z jednego powodu. Jest on po prostu debilem.

Oczywiście masz rację. Posunę się nawet dalej: jedynym sposobem, by zrobić z niego Łotra, Który Myśli jest wykorzystanie traumy to upadku stolicy.

15-05-2016 23:32
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Łotra, który myśli można było zrobić z tego jego brata.

16-05-2016 18:38
jakkubus
   
Ocena:
0

Hmm, na mnie brat Zorzala również sprawiał wrażenie niepełnosprytnego.

16-05-2016 21:23
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Też. Ale na bezrybiu i rak ryba.

16-05-2016 21:50

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.