Czego nie lubię w Planescape
W działach: Planescape, gry fabularne | Odsłony: 95Welcome, addle-cove! Welcome to the worlds beyond your world, the great wheel of the cosmos. This is a great place!
D. Cook, "A Player's Guide to the Planes"
Dzisiaj z ograniczeniem grafomanii do niezbędnego minimum. Mam nadzieję, że będzie się dało czytać. :-)
Czego nie lubię w Planescape? Kilku rzeczy.
(kolejność przypadkowa)
1. Siedzicie sobie w karczmie. Gdy nagle otwierają się drzwi i wchodzi balor z papugą na ramieniu, 5 mefitów przebranych za klaunów, modron z akordeonem, przypominające glut nie wiadomo co z planu śluzu, gith w szpiczastej, różowej czapce i pijany krasnolud.
„Piwo imbirowe z Dwutopii dla moich kumpli” krzyczy balor!
Wiecie co najbardziej zaskoczy w tym opisie graczy? Ten pijany krasnolud, który wszedł na końcu. Typowy krasnolud jest tak „zwykłym” elementem tego niezwykłego świata, że jest absolutnie zadziwiający. Gdyby to był chociaż krasnolud - wysłannik boga Thora, to OK. Albo krasnolud z planu żywiołu ziemi. Albo krasnolud - członek jakiejś frakcji. Ale... zwykły krasnolud? Strasznie podejrzana sprawa.
W Planescape nie lubię podejścia, które u graczy dobrze znających setting objawia się często poprzez „Byłem. Widziałem. Nawet kilka razy.” Ich postacie są absolutnie nie do zaskoczenia. Wszyscy to cwaniacy, którzy zapalają cygaro magicznym płomykiem i każde zdanie komentują cynicznym „Serio?”
Cholera, czemu się zresztą dziwić?
Nieskończona góra? Mamy nawet kilka. Miasto na wewnętrznej powierzchni torusa? Heh, żeby to było najdziwniejsze. Absolutnie nie do ruszenia, silniejsza od bogów władczyni miasta, zabijająca wszystkich swoim cieniem? Jest w komplecie. Świat z samego ognia? Czemu nie. Trwająca od niepamiętnych czasów wojna, zabierająca miliony istnień rocznie? Jasne. Możliwość wypicia drinka z bogiem śmierci? Pewnie.
Byłem. Widziałem. Nawet kilka razy.
Spróbujcie pokazać graczom coś wspaniałego.
Może piękny wodospad? Opis leci tak:
Widzicie piękny wodospad. Za wodospadem... Czemu jest piękny? Eee... Nie jest oczywiście tak wysoki jak wodospady z Elizjum. Woda nie skrzy się tak magicznie wśród skał jak ta z wodospadów Celestii. Nie jest tak dziki i nieokiełznany jak wodospady z Ziem Bestii. Nie ma... No dobra, cofam ten „piękny”. Widzicie wodospad, który w ogóle was nie wzrusza. Za wodospadem...
Spróbujcie graczy wystraszyć.
- Wyskakuje na was zombie! - Zombie to ja widuję na setki w Sigil. Pracują jako pokojówki.
- Wyskakuje na was demon! - Z demonem to ja kiedyś w karty grałem. Oszukiwał, ale wygrałem.
- Wyskakuje na was mackowate cośtam! - Nie takie mackowate cośtam się w Limbo widziało, co chłopaki?
Czego nie lubię w Planescape? Tego, że gracze po kilku sesjach są nie do zaskoczenia/wystraszenia/rozbawienia. Niezwykłość jest zwykła.
2. Kiedyś istniały 52 frakcje lecz Pani Bólu stwierdziła, że to za dużo i ogłosiła: „Z rozkazu Pani Bólu w Sigil będzie tylko 15 frakcji. Zorganizujcie się – lub gińcie.”
Zorganizowali się i rządzą miastem.
Są to kolejno: ateiści; szaleńcy-pesymiści; zawodowi mordercy; grupa solipsystów; zwolennicy absolutnego chaosu; zrzeszenie niezrzeszonych; frakcja „szpiedzy-w-innych-frakcjach” złożona tylko i wyłącznie ze szpiegów w innych frakcjach itd.
Podział jest jasny i klarowny.
Jabłka dzielimy na: jabłka zielone, jabłka zjedzone, jabłka odmiany Szara Reneta, tanie jabłka, śliwki itd.
Podział równie sensowny.
Pani Bólu spojrzała zapewne na listę 15 frakcji, którą jej dostarczono i stwierdziła:
„Fajnie się podzielili!
Dobrze, że od razu napisali, że jedną z frakcji jest frakcja anarchistów, którzy chcą zniszczyć panujący w mieście porządek. Frakcja „nie jesteśmy kurde frakcją” też mi się podoba. Nawet grupy, które jawnie ze sobą rywalizują są na miejscu. A ci, którzy wierzą w całkowity chaos też są spoko.
No... wreszcie będzie miał kto rządzić moim miastem!”
Na poziomie „gry” frakcje są super. Serio, bardzo mi się podobają. Ale na poziomie „świata” są bezsensowne. I co najciekawsze – nikogo tam nie dziwią.
Czego nie lubię w Planescape? Bezsensownego podziału na frakcje, który jest powszechnie akceptowalny „wewnątrz świata”.
3. Śmiertelnie ranny demon upada na ziemię i krzyczy: „Daruj życie, a wynagrodzę cię bogactwem, sławą i potęgą o jakich nie śniłeś!” Odziany w lśniącą zbroję paladyn przykłada mu ostrze magicznego miecza do szyi i odpowiada z godnością: „Nie kłap trumną trepie! Chcesz mnie wpędzić w ślepaki? Odszpicuj się! Nie dostanę od ciebie ani brzdęku ani niczego innego. Prędzej pójdę w labirynty niż cię wypuszczę! Zaraz wpiszę cię do księgi umarłych, ty skurlu!”
Gwara w Planescape jest fajna. Przez 20 pierwszych minut sesji. Po dwóch piwach. W innych przypadkach te wszystkie skurle, śpiewki, krwawniki, pierwszaki, itd. tylko nudzą i śmieszą.
Nie da się tego języka używać przez dłuższy czas, bo jest zbyt ubogi. Nie da się go używać do opisywania czegokolwiek, bo jest za płytki (Czy „kłapiący trumną skurlony trep” mówi cokolwiek o opisywanej osobie?). Nie jest charakterystyczny, bo używają go praktycznie wszyscy w biedym Sigil.
Gracze mają też brzydką tendencję do używania tego języka zawsze i wszędzie. A że jest kiepski, to dyskusje wewnątrz drużyny zaczynają przypominać kłótnie przedszkolaków: „Ty jesteś głupi!”, „Ty jesteś brzydki!” tylko w wersji: „Ty skurlu!”, „Ty trepie!”. A że każdy należy do jakiejś frakcji i z definicji „ma rację”, to tego typu wymiany zdań są na porządku dziennym.
Czego nie lubię w Planescape? Jego płytkiej gwary, która jest przez graczy nagminnie nadużywana.
4. Sigil – miasto tysięcy portali. A i tak przejdziesz tylko przez ten, do którego klucz da ci Mistrz Gry.
Co więc daje ci reszta portali? Nic. Równie dobrze mogłoby ich nie być. Wieloświat jest olbrzymim miejscem, ale i tak zwiedzisz tylko te fragmenty, które Mistrz Gry będzie chciał ci pokazać. Reszta świata mogłaby równie dobrze nie istnieć, skoro nie masz do niej żadnego dostępu.
Tak wygląda sytuacja na niskich poziomach. A na wysokich? Gracze obwieszeni toną magicznych przedmiotów i znający setki zaklęć, które pozwalają im skakać po planach jak pijane króliki to niezły sprawdzian dla Mistrza Gry.
Pamiętasz co było na drugiej płaszczyźnie Acheronu? Rzucisz szybciutko zgrabnym opisem trzeciej warstwy Celestii? Jaki bóg ma siedzibę na szesnastym poziomie Otchłani? Kto poza modronami zamieszkuje Mechanus?
Albo wiesz takie rzeczy, albo opis cudownych i przepięknych planów wygląda tak: „Trafiacie do piekła. Jest jak zwykle. Nooo... czerwono i ogień. I diabły są...”
Gracze mogą w końcu teleportować się gdziekolwiek tylko chcą. Dziesiątki razy. W czasie jednej sesji. Ćwicz więc pamięć, rób tony notatek i znaj podręczniki na wyrywki. Innego wyboru nie masz.
MG: Ranny smok mówi do was: „Przyjaciele, musicie mi pomóc! Nie mam wiele czasu. Posłuchajcie...”
Gracz 1: „Hej, chłopaki, skoczymy sobie do Sigil na kielicha?”
Gracz 2: „Czemu nie! Co nas tu trzyma?”
Zachaczki muszą być naprawdę mocne. W innym świecie smoka posłuchaliby choćby z braku możliwości pójścia sobie. Tutaj nie posłuchają. Jeśli zrobisz zbyt słabe haki – już po sesji.
Czego nie lubię w Planescape? Wolności, która albo jest pozorna albo przeszkadza Mistrzowi Gry w prowadzeniu.
5. Fajne elementy w Planescape to między innymi Pani Bólu, Wojna Krwi, Marsz Modronów.
Zabij Panią Bólu. Zakończ Wojnę Krwi. Przerwij Marsz Modronów.
Nie da się. Nie da się. Po prostu się nie da.
Możesz mieć pierwszy poziom. Możesz mieć dwudziesty poziom. Zawsze jest ktoś potężniejszy od ciebie. Nieważne, co zrobisz – zawsze będzie ktoś lepszy od ciebie.
Owszem, we wszystkich systemach są elementy, które wydają się na pierwszy rzut oka „nie do ruszenia”. Ale po pewnym zastanowieniu dochodzi się do wniosku, że w sumie można je zmienić. Odbicie jakiejś krasnoludzkiej twierdzy w Warhammerze? Po dłuższej przygodzie – czemu nie? Zabicie Strahda von Zarovicha w Ravenloft? Cholernie ciężkie – ale to całkiem niezły pomysł na kampanię! Walka z Molochem w Neuroshimie? Na pierwszy rzut oka bez sensu – ale sami twórcy podrzucają kilka sposobów na ukatrupienie bydlaka. Może któryś zadziała?
A zabicie Pani Bólu? Zakończenie Wojny Krwi? Przerwanie Marszu Modronów?
Nie da się.
Gdzie indziej możesz w pewnym momencie usiąść na tronie (z czaszek?) i stwierdzić: jestem najbardziej wypasionym (mrocznym?) rycerzem na świecie! Ha! A w Planescape? „Zawsze jest większa ryba”. Niestety.
Nic nie znaczysz. Niczego nie możesz tak naprawdę zmienić. Nie ma się po co rozwijać.
Czego nie lubię w Planescape? Tego, że na wiele elementów świata postacie nie mogą mieć żadnego wpływu. Nie mogą z nimi nic zrobić i już.
---
To niektóre z rzeczy, których nie lubię w Planescape.
A wy? Czego w nim nie lubicie?