» Recenzje » Książki » Czarnoksiężnik Drachenfels

Czarnoksiężnik Drachenfels

Czarnoksiężnik Drachenfels
W 1995 roku w Polsce światło dzienne ujrzało pierwsze dzieło Jacka Yeovila osadzone w świecie Warhammera. Prawdziwe imię i nazwisko autora, znanego głównie z serii horrorów Anno Dracula, brzmi Kim Newman. Jest on laureatem kilku nagród, między innymi The Horror Writers of America's Bram Stoker Award i The Dracula Society's Children of the Night Award. Czarnoksiężnik Drachenfels otwiera trylogię luźno połączoną osobą głównej bohaterki, wampirzycy Genevieve Dieudonne. Jest to pierwsza część cyklu obejmującego również wydane później Bestię w aksamicie oraz Wieczną Genevieve.

Książka wydana jest w formacie kieszonkowym. Grafika na okładce, autorstwa Dava Gallaghera, może nie należy do najpiękniejszych, ale z całą pewnością dobrze ilustruje zawartość powieści. Bez problemu rozpoznamy Drachenfelsa oraz Genevieve, a po chwili z dużą dozą prawdopodobieństwa zidentyfikujemy pozostałe dwie postacie: Oswalda i Detlefa. Przeszło dwieście pięćdziesiąt stron wypełnionych jest tekstem zapisanym bardzo miłą dla oka czcionką. Styl wydania został utrzymany w konwencji dramatu, a zatem zamiast tytułów rozdziałów mamy podział na akty. Każdy z nich został dobrze wydzielony i opatrzony niewielkimi ilustracjami przestawiającymi powykręcane stwory. Spoglądające z kart potwory jak najbardziej oddają klimat powieści, przecież bohaterowie to śmiałkowie, którzy weszli do zamku samego Drachenfelsa!

Po lekturze pierwszych stron prologu czytelnik może nabrać przekonania, że trzyma w ręku książkę o przygodach wesołej grupki awanturników. Przewodzi im dobrze znany książę elektor Ostlandu, Oswald von Konigswald. Zebrał on iście stereotypową drużynę, w której szeregach znalazła się również główna bohaterka cyklu - Genevieve. Razem wyruszają, by pokonać tytułowego antagonistę, Constanta Drachenfelsa – znaną fanom Warhammera ikonę Starego Świata. Zaskoczeniem jest, że walka z czarnoksiężnikiem odbywa się już na pierwszych stronach książki. Nie znaczy to jednak, że reszta została dopisana na siłę. Na kolejnych kartach powieści przenosimy się wraz z jej fabułą o dwadzieścia pięć lat do przodu, poznając dalsze losy poszukiwaczy przygód oraz zamieszanego w całą sytuację Detlefa Siercka, który otrzymuje zadanie napisania sztuki, mającej upamiętnić pokonanie czarnoksiężnika. Dzięki takiemu zręcznemu zabiegowi do końca nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidzieć, co wydarzy się w trakcie epickiego zakończenia.

Typowe dla Jacka Yeovila jest swobodne podejście do realiów Warhammera, co prowadzi czasem do kuriozalnych pomysłów, dość mocno niepasujących do świata, w którym osadzona została powieść. Książka utrzymana jest w lekkim klimacie, a czytelnicy obeznani z literaturą fantastyczną i grami fabularnymi wyłapią pewne smaczki, z których autor - może nieświadomie – naśmiewa się. Powyższe zarzuty nie dotyczą jednak samej postaci Drachenfelsa i jego zamku. Przemawia za tym choćby fakt, że autorzy oficjalnego dodatku do I edycji, Zamek Drachenfels, konstruując prezentację lokacji i jej historię, zdecydowali się oprzeć jego treść na powieści Jacka Yeovila. Przykładowo, zawarty w książce opis komnaty tronowej czarnoksiężnika niczym nie odbiega od tego przedstawionego w dodatku. Dla tych Mistrzów Gry i graczy, którzy znają wspomniany suplement, lektura powieści stanowi doskonałą okazję, by znów wrócić do mrocznych komnat zamku i odświeżyć związane z grą wspomnienia. Zaś tym osobom, które dopiero chciałyby umieścić wątek czarnoksiężnika w swych przygodach, książka umożliwia poczucie tajemniczego klimatu jednej z najsłynniejszych lokacji Warhammera.

Powieść może i nie obfituje w zaskakujące pomysły na sesje - zwłaszcza w świetle istnienia Zamku Drachenfels, dodatku w całości poświęconego przygodom w tej lokacji - ale jest nieocenionym uzupełnieniem przy rozgrywaniu scenariuszy, w których pojawia się wątek jednego z bardziej znanych czarnoksiężników Starego Świata. Można poczuć klimat ponurej i niebezpiecznej rezydencji Drachenfelsa, poznać jego charakter, styl działania i wypowiedzi oraz poczuć grozę spotkania z nim. Autor uchyla nawet rąbka tajemnicy na temat przeszłości czarnoksiężnika. Można pokusić się o stwierdzenie, że Jack Yeovil jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu: tylko ktoś tak głęboko zakorzeniony w literaturze horroru mógł tak umiejętnie wykreować Constanta Drachenfelsa.

Język powieści jest prosty, ale przez to książka jest bardzo przyjemna w odbiorze. Postacie są stereotypowe i w większości mało wyraziste. Warto się jednak z nimi zaznajomić, zwłaszcza jeśli chce się sięgnąć po pozostałe części trylogii, gdyż bohaterowie powieści pojawią się w kolejnych książkach. Pozycja doskonała na jeden deszczowy, jesienny wieczór, gdy chce się na chwilę odetchnąć i rozluźnić. Autor nawet nie próbuje przekazać jakichkolwiek morałów, czy nadać powieści ponadczasowy charakter.

Powieść sama w sobie jest mało oryginalna, lecz zaskakuje pomysłem na ukazanie starcia bohaterów z groźnym antagonistą. Pokazuje również, że nie wszystkie książki muszą posiadać "ciężki klimat", by stać się dobrą lekturą. Można dobrze bawić się przy mało ambitnej powieści, wszystko zależy od tego, na jaką rozrywkę ma się w danym momencie ochotę. Tym, którzy mają chrapkę na awanturniczą powieść z mrocznym zamczyskiem w tle, serdecznie polecam Czarnoksiężnika Drachenfelsa.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
6.63
Ocena użytkowników
Średnia z 15 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 7
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Czarnoksiężnik Drachenfels
Cykl: Wampirzyca Genevieve
Tom: 1
Autor: Jack Yeovil
Tłumaczenie: Agnieszka Dołęgowska
Autor okładki: Jarosław Musiał
Autor ilustracji: Dave Gallagher
Wydawca: Games Workshop
Miejsce wydania: Nottingham
Data wydania: 1995
Liczba stron: 255
Seria wydawnicza: Warhammer Fantasy
ISBN-10: 83-86572-36-1
Cena: 12,00 zł



Czytaj również

Unboxing: WFRP - Signs of Faith
Otwieramy dodatek dla kapłanów
- recenzja
The Enemy Within
Stary wróg w nowej szacie
- recenzja
Black Fire Pass
- recenzja
Faith of Sigmar
Drukować czy nie drukować?
- recenzja
Lure of Power
- recenzja
Creature Vault
- recenzja

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jakie to pomysly JY niepasujace do WFRP 1ed. tam wstawil? "Konrad" to bylo momentami kuriozum. "Drachenfels" i reszta dziel JY byly zgodne z WFRP.
15-12-2010 22:59
Furiath
   
Ocena:
+3
Ooo, ta książka zapadła mi szczególnie w pamięć. To było grafomaństwo do potęgi, oczy mi krwawiły podczas czytania z rozpaczy :P
16-12-2010 00:25
~Raziel

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A ja mam z nią związane bardzo dobre wspomnienia, głównie dlatego że czytałem ją wraz z Podręcznikiem Podstawowym do WFRP 1ed. podczas pierwszych kroków w RPG ;)
16-12-2010 01:21
Repek
   
Ocena:
0
Grafomaństwo nie grafomaństwo, ale mnie wzięła. :)

Pozdr.
16-12-2010 03:47
~Anioł Gniewu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo klimatyczna książka, z czasów gdy powieści ze Starego Swiata nie koncentrowały się na opisach wielkich scen batalistycznych z obowiązkowym udziałem maruderów chaosu i kislewitan. Być może prosta, ale zgrabnie skonstruowana intryga, czarny, warhammerowy humor. A także sztandarowe przesłanie Starego Świata - Chaos może kiełkować w każdym z Was! Być może to kwestia sentymentu związanego z pierwszymi krokami w świecie Warhammera a może oznaka niewysublimowanego gustu, ale Czarnoksiężnik Drachenfels, Bestia w Aksamicie, Jeźdźcy Wilków i Śmiech Mrocznych Bogów pozostaną moim ulubionymi czytadłami

Ps. Kuriozalny pomysł to zapewne w odczuciu autora recenzji postać bretońskiego ambasadora - krasnoluda zboczeńca, ponieważ nie zauważyłem innych odstępstw od realiów WFRP 1ed.
16-12-2010 10:24
~Twein

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zgadzam się z przedmówcami. Ta książka była dla mnie i w sumie nadal jest, chociaż w mniejszym stopniu, kwintesencją Starego Świata.
17-12-2010 11:28
Vukodlak
   
Ocena:
+1
Książka tragiczna, jeśli patrzeć z punktu widzenia konesera literatury, czy kogoś szukającego poważniejszej lektury. Ale taki jest los większości "dzieł" ze stajni WFRP czy D&D.

Może nie pasuje do II Ed., ale w czasach, gdy ją wydano (nie licząc tego ambasadora Bretonii i krasnoludzkich wampirów), to był wprost kanon I Ed. i idealnie wpasowywała się wświat. Dobrze ją wspominam. Szczególnie czarodzieja i drzwi - "Ach, spodziewałem się więcej po Wielkim Czarnoksiężniku". =D
17-12-2010 21:42
Martinez_SŚ
   
Ocena:
0
Myślę, że dla większości osób czytających ją w roku w którym się ukazała była świetna. Ja przeczytałem ją niemalże za jednym zamachem, jak do niej wróciłem po kilku latach oczywiście już tak nie przyciągała.

Recenzja dobra, zwraca uwagę na ważny fakt - książka jest napisana w realiach "lekkich" a na pewno o wiele za lekkich wobec świata jaki ja kreuje.
21-12-2010 11:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.