» Recenzje » Czarna ikona. Tom 2 - Mieszko Zagańczyk

Czarna ikona. Tom 2 - Mieszko Zagańczyk


wersja do druku

Kalikst powraca w dobrym stylu

Redakcja: Michał 'oddtail' Sporzyński

Czarna ikona. Tom 2 - Mieszko Zagańczyk
Na początku całość miała ukazać się w jednym tomie. Nie udało się, w efekcie czego na drugi tom Czarnej Ikony trzeba było czekać dokładnie rok bez jednego dnia. Tak długi okres oczekiwania nie jest nigdy niczym dobrym. Przede wszystkim dlatego, że – w ciągłym zalewie nowych pozycji – czytelnik po prostu zapomina wiele z tego, o czym czytał dwanaście miesięcy temu. Z tego samego powodu mało kto ma czas na przypominanie sobie każdej książki, której kolejny tom trafia do sprzedaży. Niemniej jednak, do lektury drugiej części powieści Mieszka Zagańczyka usiadłem z entuzjazmem. Nawet pomimo tego, że z pierwszego tomu pamiętałem zaledwie główne wątki.

Tym razem nie ma mowy o tym, co było główną wadą pierwszej Czarnej Ikony, bowiem akcja od razu rusza z kopyta, nie poprzedzana żadnym nudnawym wstępem. Już na pierwszych stronach trafiamy w ogień (dosłownie) bitwy, a Kalikst Belzebub – przemieniony przez niegodziwego Czarnego Mnicha w istną maszynę do zabijania – skutecznie ów ogień podsyca. Wątek samego Kaliksta zdecydowanie dominuje w drugim tomie, co nie zawsze służy powieści. Razi to zwłaszcza w przypadku Atanazego i złodziejskiej gildii, która na dobrą sprawę przestaje odgrywać w całej historii jakąkolwiek rolę.

Kalikst Belzebub dokonuje istnych cudów w szeregach wojska basileusa, do którego został przymusowo wcielony. Robi to wszystko wyłącznie po to, aby dostać się jak najbliżej swojego celu – samego Romana Diogenesa. Aby nie zapomniał o swoim zadaniu, Czarny Mnich przydzielił mu nader zacnego, acz mocno śmierdzącego śledziami kompana, którego elementem charakterystycznym (prócz rybiego smrodu, oczywiście) jest fakt, że posiada dwie głowy i ogólnie jest... demonem. Cóż, żyć jakoś trzeba, a Kalikst doskonale zdaje sobie sprawę z tej uniwersalnej prawdy. Takie życie wydaje mu się nawet nader godziwe, aż do momentu, kiedy jego cel zostaje niemal osiągnięty. Wtedy do gry miesza się inny mnich, tym razem z czerwieni, co skutecznie psuje głównemu bohaterowi humor.

Drugi tom Czarnej... naprawdę kipi od akcji i to trzeba powieści szczerze przyznać. Problem polega na tym, że duża jej część wydaje się wciśnięta nijako na siłę, li tylko po to, aby sztucznie oddalić od siebie poszczególne kluczowe momenty. Jednym słowem – można odnieść wrażenie, że pomiędzy owymi elementami mogłoby wydarzyć się absolutnie wszystko, a i tak nie miałoby to większego wpływu na fabułę. To niepokojące zjawisko występuje na szczęście przede wszystkim na początku książki, by zniknąć pod koniec całkowicie. Być może autor chciał w ten sposób uprawdopodobnić opisywane w książce wydarzenia (wszak wiadomo, że nie każde machnięcie skrzydełek motyla wywołuje huragan), jednak wyszło to w sposób sugerujący, że Mieszko Zagańczyk najpierw wpadał na jakiś pomysł, po czym zarzucał jego realizację, obcinając wątek w mało oryginalny sposób.

Trzeba natomiast przyznać, że pozostałe elementy, które z pierwszego tomu Czarnej Ikony czyniły naprawdę niezłą powieść, autor zawarł także w tomie drugim. Na szczególną uwagę zasługuje ponownie warstwa językowa, a zwłaszcza świetnie oddany slang bizantyjskich mętów i złodziejaszków, kipiący od podwórkowej łaciny i niezwykłych, choć zazwyczaj niezbyt chlubnych porównań.

Drugi tom Czarnej Ikony to godny kontynuator części pierwszej. Dylogię jak najbardziej warto przeczytać, nie tylko ze względu na osadzenie akcji w ciekawym i mało wyeksploatowanym okresie historycznym. Mimo iż sama w sobie jest to po prostu klasyczna powieść fantasy z dość standardowym zakończeniem (są wybuchy, walące się mury itd.), to jednak po zamknięciu książki czytelnik może mieć chętkę na to, by kiedyś jeszcze poczytać o losach niepokornego bizantyjskiego złodzieja. A to zawsze dobrze świadczy o powieści.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
6.5
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Czarna ikona
Tom: 2
Autor: Mieszko Zagańczyk
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 30 listopada 2007
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-60505-78-6
Cena: 29.99 zł



Czytaj również

Czarna ikona. Tom 2 - Mieszko Zagańczyk
Losów Belzebuba ciąg dalszy
- recenzja
Czarna Ikona. Tom 1 - Mieszko Zagańczyk
Niewykorzystany potencjał
- recenzja
Czarna Ikona. Tom 1 - Mieszko Zagańczyk
Historii Kaliksta Belzebuba część pierwsza
- recenzja
Allah 2.0 - Mieszko Zagańczyk
Allah akbar!
- recenzja

Komentarze


assarhadon
    Co z tyk kipieniem....?
Ocena:
0
Kipi i kipi...:)W jakim czasie się to dzieje...?
Nie rozumiem chyba z tą łaciną....Bizancjum to się raczej z greką kojarzy.....hehe:)
Pozdrawiam.
23-01-2008 15:12
Avarmael
    Szczególnie w tym okresie...
Ocena:
0
...to powinna być greka. Wtedy już mało kto mówił po łacinie, a już na pewno nie złodziejaszkowie. Pan Zagańczyk najwyraźniej wykorzystał powszechną ignorancję w tej materii żeby zaszpanować, albo recenzentowi się coś pomyliło ;)
23-01-2008 17:14
~tylda

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
a czy w drugiej części też jest potwór porośnięty penisami?
23-01-2008 18:03
assarhadon
   
Ocena:
0
Możliwe, że chodziło tu o łacinę w sensie wulgaryzmów....autor zapewne raczy wyjaśnić:) BO w taką ignorancję Zagańczyka to nie uwierzę.
23-01-2008 18:20
teaver
    ekhem...
Ocena:
0
Przed "łacina" macie przymiotnik: "podwórkowa".
23-01-2008 19:11
M.S.
    @teaver
Ocena:
0
Ale właśnie o to chodzi, że w Konstantynopolu nikt nie mówił po łacinie. Co innego po grecku. ;)
23-01-2008 20:41
Rebound
    ;)
Ocena:
0
Tak, rzeczywiście - trochę się zagolopowałem i ten detal mi umknął. Słowo będące świadectwem pomyłki wywalam ;).
23-01-2008 20:47
8536

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To w koncu chodzi o wulgaryzmy, potocznie zwane podworkowa lacina czy prawdziwa lacine w wykonaniu podworkowym, czyli przeklinanie po lacinie?
23-01-2008 21:00
Rebound
    :)
Ocena:
0
O wulgaryzmy. Przeklinanie w obcym języku też się zdarza, jednakowoż należy domniemywać, że to raczej greka.
23-01-2008 22:28
earl
   
Ocena:
0
Kupiłem sobie drugi tom wczoraj i minie pewnie trochę czasu zanim po niego sięgnę, bo nie mam kiedy. Dlatego interesuje mnie wątek miłosny - czy Kalikst znajdzie drugą połowę, skoro zabił w I części swoją ukochaną?
24-01-2008 22:37
Rebound
    earl
Ocena:
0
Odpowiedziałbym Ci chętnie (chyba że to pytanie retoryczne), ale nie chcę spoilować :).
25-01-2008 17:01
earl
   
Ocena:
0
To nie było pytanie retoryczne, ale masz rację - po co innym psuć przyjemność czytania. Będę musiał chyba uzbroić się w cierpliwość i sam znaleźć odpowiedź.
25-01-2008 18:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.