Czarna bandera - Jacek Komuda

Anty-Sienkiewicz wciąż na szerokich wodach

Autor: Michał 'M.S.' Smętek

Czarna bandera - Jacek Komuda
Jacek Komuda jeszcze do niedawna kojarzony był przede wszystkim jako twórca książek fantastyczno-historycznych, umiejscowionych w realiach Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Być może postanowił zerwać z tym wizerunkiem, wydając przed kilkoma miesiącami dylogię Galeony wojny, których akcja co prawda także toczy się w czasach, kiedy na polach bitew królowała nasza husaria, jednak nie na Kresach, a na wodach Bałtyku. Najwidoczniej Komuda rozsmakował się w prozie marynistycznej, skoro poszedł za ciosem i spłodził kolejną morską pozycję - Czarną banderę.

Najnowsze dzieło twórcy Diabła łańcuckiego jest zbiorem sześciu opowiadań, którym można nadać miano morskich utworów awanturniczych z wątkami fantastycznymi. Akcja wszystkich tekstów toczy się w XVII i XVIII wieku, gdy po morzach majestatycznie suną żaglowce transportujące liczne dobra z kolonii, oganiające się od czyhających na nie piratów. Dzięki Komudzie dowiadujemy się, jakie niebezpieczeństwa groziły wtedy morskim rozbójnikom, do czego prowadzić mogły przymierza z siłami nadprzyrodzonym, a także jak zakończył się rejs pewnego statku niewolniczego. Żadne z opowiadań nie rości sobie pretensji do bycia czymkolwiek więcej, niż tylko pasjonującą lekturą (może za wyjątkiem genialnego Czarnego hebanu, do którego zaraz wrócę), toteż wszystkich spragnionych okazji do głębszej refleksji zachęcam do dalszych poszukiwań – w tej książce raczej ich nie znajdą.

Każde opowiadanie opiera się na ciekawym i oryginalnym zamyśle fabularnym. Niestety jednak, nie pierwszy raz okazuje się, że dobry pomysł wcale nie musi iść w parze z udanym wykonaniem. Co prawda większość utworów jest na tyle ciekawa i nieprzewidywalna, a do tego fabularnie wiarygodna (oczywiście jeśli założyć, iż zjawiska nadprzyrodzone istnieją), że trudno się od nich oderwać, żaden jednak (poza wspomnianym Czarnym hebanem) nie powala na kolana. Pojawił się też niestety tekst zdecydowanie odbiegający od poziomu reszty. Ark Raleigh, bo o nim mowa, odpycha naciąganą i zupełnie nieprawdopodobną fabułą. Szkoda tym bardziej, że z początku zapowiadał się całkiem nieźle.

Zbiór ma też na szczęście swoją perłę: fenomenalny Czarny heban. Historia młodego abolicjonisty, który zaciągnął się na statek niewolniczy w celu zdobycia dowodu na to, w jak okrutny sposób kapitanowie tych jednostek traktują swój "towar", zwraca na siebie uwagę nie tylko ciekawą, nie pozwalającą oderwać się od książki fabułą, ale przede wszystkim zupełnie świeżym spojrzeniem na kwestię niewolnictwa. Warto zapoznać się ze zbiorem choćby tylko dla tego utworu.

We wszystkich opowiadaniach niepodzielnie panuje poczucie wszechobecnej beznadziei i niesprawiedliwości. Nigdzie dobro (którego zresztą niewiele jest w tej pozycji) nie triumfuje nad złem, w każdym właściwie opowiadaniu brakuje happy endu, zastąpionego co najwyżej gorzką ironią. Wszyscy, którzy poszukują lekkich, "łotrzykowskich" opowieści w stylu Piratów z Karaibów, mogą poczuć się srodze zawiedzeni - sięgając po Czarną banderę, trzeba przygotować się na spotkanie z bezwzględnym światem, w którym nawet najsilniejsi mogą łatwo polec. Usatysfakcjonowani powinni być za to miłośnicy literatury grozy, ponieważ ich ulubiony gatunek odgrywa istotną rolę w tym zbiorze, głównie za sprawą sił nadprzyrodzonych.

Tworząc opowiadania zawarte w Czarnej Banderze Komuda stylizował się na język wilków morskich, co widać zwłaszcza w dialogach pełnych marynarskiej gwary i wulgaryzmów. Na szczęście nie tylko nie przeszkadza to w lekturze, ale wręcz pozwala łatwiej wczuć się w klimat utworów. Niestety, w opisach autor nie stronił od bardzo fachowego słownictwa z dziedziny żeglarstwa, w wyniku czego znakomita część z nich była dla mnie niezrozumiała - i to pomimo trzytomowej wersji Słownika Języka Polskiego pod ręką! Najbardziej rzucało się to w oczy podczas czytania pierwszych opowiadań, później na szczęście tak nie dokuczało. Widać, że Komuda, chcąc pochwalić się swoją ponadprzeciętną wiedzą ze wspomnianej dziedziny, zdecydowanie przesadził, przez co w czasie lektury tej pozycji laik może napotkać spore niedogodności. Pewnym ułatwieniem mogłyby być przypisy przy co trudniejszych słowach, niestety jednak nikt z wydawnictwa o tym nie pomyślał.

Reasumując, Czarna bandera to dobry, ale nie wybitny zbiór opowiadań. Tylko jeden utwór można obdarzyć mianem rewelacyjnego. Reszta trzyma w miarę równy, przeciętny poziom. Mogę polecić go każdemu, kto ma ochotę odprężyć się przy ponurych morskich opowieściach, przyprawionych najprawdziwszą fantastyką.