Czarna bandera - Jacek Komuda

Komuda w najlepszym wydaniu

Autor: Piotr 'Rebound' Brewczyński

Czarna bandera - Jacek Komuda
Jacek Komuda – pisarz, historyk, fantasta, autor kilku dobrze znanych easternów, który to gatunek ciągle uważany jest za jego osobistą domenę. Jakiś czas temu Komuda wypłynął jednak, prawie że dosłownie, na nieco szersze wody i zajął się powieścią marynistyczną, czyli kolejnym gatunkiem, który – zdawałoby się – najlepsze lata ma już za sobą. Jego Galeony wojny zostały jednak przyjęte zaskakująco dobrze, a na forach internetowych aż wrzało od oczekiwania na drugi tom tej dylogii. Osobiście nie miałem okazji zetknięcia się z tym miksem powieści marynistycznej, historycznej i fantastycznej, w której pobrzmiewają także nutki tak ukochanego przez Komudę easternu, jednakże – skuszony nieodmiennie pochwalnymi komentarzami – postanowiłem sięgnąć po najnowsze dziecko pisarza spod znaku masztu i armaty, kotwicy i szpady czy też... czarnej bandery.

Wrażenia? Powiem krótko: najnowsza książka Jacka Komudy niczym kula armatnia łamie maszty konwencji, roztrzaskuje relingi wyobraźni i pozostawia na pokładzie jedynie krwawe ochłapy zdrowego rozsądku. Jednym słowem – wymiata na całej linii.

Czarna bandera to zbiór sześciu opowiadań osadzonych w realiach znanych z Piratów z Karaibów czy Karaibskiej krucjaty Marcina Mortki. Dziewicze wyspy, zatopione galeony, chętne dziewki, twardzi mężczyźni i tak dalej – znajdziemy tutaj to wszystko... I o wiele, wiele więcej. Myli się bowiem ten, kto myśli, że Komuda idzie na łatwiznę i wykorzystuje popularny ostatnio temat do tego, by zarobić trochę uczciwego złot... uczciwych złotych.

O nie! Panie i panowie, muszę powiedzieć to głośno i wyraźnie: do tej pory nie miałem w rękach zbioru opowiadań, w którym każdy, dosłownie każdy tekst wbijałby mnie w fotel i powalał na kolana – czy to pomysłem, czy klimatem. Ta pora jednak nadeszła i Czarna bandera jest właśnie taką pozycją. Każda opowieść to kawał prawdziwie soczystego "mięcha", w które człowiek wgryza się z prawdziwym apetytem, a kiedy to się kończy, wyje do księżyca z rozpaczy.

Co stanowi o tym, że Czarna bandera tak okrutnie mi się spodobała? Przede wszystkim – pomysł na każde z opowiadań. Najczęściej wszystko zaczyna się prosto i bardzo sztampowo – czy to wyprawą na nieznaną wyspę, czy to nocną przygodą w karczmie, czy wreszcie wywaleniem za pokład wyjątkowo upierdliwego członka załogi. Na tym jednak typowa piracka rutyna się kończy. Ledwo bowiem pierwsze akapity znikają za przewróconą kartą, coś nagle idzie nie tak, a spokojna dotąd wyprawa staje się koszmarem, jakiego nie powstydziłby się najsmętniejszy z czarnowidzów. I nie – bynajmniej nie chodzi o to, że ktoś tam dostaje kulkę w łeb czy cięcie w bebech. To by było za proste. Komuda poszedł o krok dalej i w każdym z jego opowiadań ogromną rolę gra zawsze jakiś wątek fantastyczny, który na potrzeby Czarnej bandery wypadałoby nazwać raczej "mrocznym" czy wręcz "demonicznym".

Czarna bandera nie jest bowiem książką dla mięczaków. Tu krew zawsze leje się gęsto i jest tak czarna, jak smoła do uszczelniania kadłuba. Trudno się temu dziwić, skoro nawet spośród głównych bohaterów niełatwo byłoby wyłowić kogoś, kto nie miałby na sumieniu jakichś mniejszych lub większych (a przeważnie tych drugich) grzeszków. Zresztą, nawet tym "w miarę dobrym" nie jest lekko. Przeważnie to właśnie oni pierwsi padają martwi albo przynajmniej półżywi z przerażenia, kiedy tajemnicze moce zaczynają zbierać swoje żniwo. Tak po prawdzie, to Czarną banderę spokojnie można by określić mianem "pirackiego horroru" pierwszego sortu.

Nie będę tu streszczał żadnej z opowieści, to bowiem mogłoby zepsuć zabawę komuś, kto już przekonał się do sięgnięcia po najnowszą książkę autora Galeonów wojny. Pozostałym powiem tylko, że jeśli do tej pory uważali Jacka Komudę za dobrego pisarza, to po lekturze Czarnej bandery radykalnie zmienią zdanie. Ta książka udowadnia bowiem, że Komuda to nie pisarz dobry, lecz wręcz wyśmienity, który tym świetnym i zupełnie dla niego niecharakterystycznym zbiorem opowiadań wywalczył sobie miejsce w pierwszej trójce mojego osobistego zestawienia polskich pisarzy fantasy.