Crysis 2

Było dwóch braci: Ramzes i Kryzys

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Crysis 2
Crysis to gra, która odniosła ogromny sukces i była powiewem świeżości w lekko skostniałym segmencie FPS-ów. Pomijając samą rozgrywkę, dzieło ludzi z Crytek zachwycało przede wszystkim grafiką. Do tego zakończenie jasno dawało do zrozumienia, że to dopiero początek, a nie koniec historii, i niedawno światło dzienne ujrzała druga odsłona gry.

Akcja rozpoczyna się trzy lata po wydarzeniach z pierwszej części. Nowy Jork znajduje się w stanie oblężenia, choć mało kto o tym wie. Wszystko z uwagi na kwarantannę, jakiej poddano metropolię, i nie jest to tylko zgrabna przykrywka dla obecności wojska, gdyż atak rozpoczął się od zarazy dziesiątkującej jej mieszkańców. W tym miejscu należy zatrzymać się i przyjrzeć warstwie fabularnej Crysis 2. Na pierwszy rzut oka wygląda ona naprawdę dobrze, ale im dalej do przodu, tym więcej nieścisłości zaczyna się ujawniać. Oczywiście zarówno gracz, jak i kierowana przez niego postać nie mają pełnej wiedzy na temat tego, co tak naprawdę się dzieje, ale nie zmniejsza to poczucia niespójności. Zarzut ten dotyczy szczególnie ostatnich rozdziałów oraz zakończenia, które nawet jak na "heroiczne SF" zdaje się mało realne. Dodam, że po obejrzeniu końcowego filmiku zastygłem z padem w ręku oraz wyrazem lekkiego ogłupienia na twarzy, nie do końca rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło. To nie jest chyba wrażenie, jakie powinna pozostawiać po sobie gra.

Kolejną decyzją, którą trudno mi do końca zrozumieć, jest zmiana głównego bohatera. O ile w Crysis oraz Crysis: Warhead jest to zrozumiałe, gdyż te gry pokazują wydarzenia na Lingshan z różnej perspektywy, o tyle w Crysis 2 jest to już delikatnie naciągane. Mało tego: w tej odsłonie ani Nomad, ani Psycho nie są nawet wspomniani. Jedyną postacią spinającą fabuły obydwu odsłon w całość jest pojawiający się na chwilę Prophet. Jestem w stanie zrozumieć, że to ukłon w stronę osób, które nie grały w poprzednie odsłony serii, niemniej czułem się przez to lekko zdezorientowany. Są to może szczegóły, ale dla mnie dość istotne, stanowią skazę na historii stworzonej przez ludzi z Crytek.


Koniec pieprzenia, robota czeka

O ile scenariusz pozostawia trochę do życzenia, to w tego rodzaju grach nie jest on najważniejszy - podstawą jest sama rozgrywka. Pod tym względem pierwszy tytuł ustawił poprzeczkę naprawdę wysoko, dając graczom co najmniej satysfakcjonujący gameplay. Coś dla siebie mogli tutaj znaleźć zarówno miłośnicy dynamicznej akcji, wycinający hordy nieprzyjaciół, jak również ci lubujący się w przemykaniu niezauważonym pośród wrogów i ich cichej eliminacji. To nie było coś często spotykanego w tym segmencie, szczególnie w kampaniach dla pojedynczego gracza.

Na szczęście tutaj twórcy Crysis 2 postanowili niczego nie zmieniać. W zależności od preferencji gracza i jego umiejętności mamy dostępnych kilka możliwości rozgrywki i pozbywania się (lub omijania) przeciwników. Choć ludzie z Crytek delikatnie przesadzili z ułatwieniami, gdyż prawie zawsze po wejściu do nowej lokacji słyszymy komunikat tactical options available i po przełączeniu wizji w odpowiedni tryb zostają nam podane jak na dłoni najlepsze miejsca do osiągnięcia pewnych celów (np. flankowanie czy ominięcie grupy). Jest to zbyt duże uproszczenie i musiałem nauczyć się je ignorować, bo nie było możliwości wyłączenia tej opcji, a przynajmniej ja takiej nie znalazłem. Może po prostu się czepiam, ale nie lubię aż tak nachalnego prowadzenia za rączkę. Nie zmniejszało to jednak przyjemności z eksterminacji indywiduów czyhających na nasze życie.

Ciekawą rzeczą jest zachowanie przeciwników, których AI zdaje się być co najmniej niezrównoważone. Zarzut ten dotyczy przede wszystkim ludzkich wrogów - były fragmenty, gdzie dobrze wykorzystywali otoczenie, a nawet starali się flankować i ogólnie stosować podstawy taktyki. Przez większość czasu jednak zachowywali się jak bezmyślni berserkowie, wystawiając się prosto pod lufę naszej broni. Może taki poziom zróżnicowania był celowy, ale szczerzę w to wątpię. Trochę inaczej sprawa miała się z Cephami, którzy rzeczywiście stanowili większe wyzwanie niż ludzie, ale również w tym miejscu jestem daleki od piania z zachwytu nad ich inteligencją.

Nowym elementem w stosunku do części pierwszej okazała się możliwość wzmacniania i ulepszania naszego nanoskafandra. Za każdym razem, kiedy zabijemy Cepha możemy z jego ciała zebrać nanokatalizatory, za które odblokowujemy nowe możliwości kombinezonu. Jest to zła wiadomość dla snajperów, gdyż po dość krótkim czasie zarówno ciała, jak i zawarta w nich esencja po prostu znikają. Twórcy premiują w ten sposób walkę w zwarciu lub szybkie poruszanie się po lokacjach. Jeśli najpierw będziemy chcieli zdjąć z dystansu wszystkich przeciwników, a dopiero potem ruszyć dalej, nie zbierzemy nic. Dzięki nanokatalizatorom rozwijamy takie funkcje jak mniejszy pobór mocy skafandra podczas bycia niewidzialnym, śledzenie tras przeciwnika, czy lepsza ochrona przed obrażeniami, co w sposób drastyczny zwiększa naszą efektywność w walce.

Zabijanie to jednak nie wszystko, udostępniono nam kilka dodatkowych atrakcji w mieście. Jak przystało na turystów, możemy zbierać pamiątki, poza tym kolekcjonować nieśmiertelniki i szukać kluczyków do rożnego rodzaju pojazdów. Każde takie znalezisko odblokowuje dodatkowe materiały w menu gry, które do arcyciekawych może nie należą, ale stanowią miłe urozmaicenie. Warto też czasami przystanąć na chwilę i posłuchać radia czy rozmów między żołnierzami. Najdziwniejszym elementem jest możliwość otrzymywania mandatów za przekroczenie prędkości, które nie robią chyba nic poza odblokowaniem adekwatnego trofeum. Jak widać, zadbano o odpowiednią zachętę do dokładniejszego zwiedzania lokacji.


Ładna ruina

Jak wspomniałem wcześniej, to, czym zachwycał Crysis, to jakość grafiki. Tym razem jest trochę inaczej. Obsługujący grę CryEngine 3 spisuje się bardzo dobrze i pokazuje całkiem sporo możliwości, ale w porównaniu z różnicą, jaką robiła pierwsza część w stosunku do konkurencji, nie ma o czym rozmawiać. Pod względem wizualnym wszystko prezentuje się ładnie, ale nie ma wodotrysków. Daleki jestem od huraoptymizmu prezentowanego przez niektórych graczy uważających Crysis 2 za najlepiej wyglądającą grę na konsole.

Na chwilę uwagi zasługuje tryb 3D, który tutaj sprawdza się najlepiej spośród wszystkich gier, w których miałem przyjemność z niego korzystać. Programiści Crytek sprawili, że siedząc w okularach na twarzy moje oczy nie męczyły się tak szybko, jak to bywało wcześniej. Widoki rzeczywiście przykuwały moją uwagę na dłuższą chwilę, a odbiór otoczenia w stosunku do trybu 2D różnił się dość znacznie. Sama rozgrywka też sprawdzała się lepiej, niż choćby w CoD: Black Ops, gdzie celowanie z uruchomionym obrazem przestrzennym było dość trudne, a dostrzeżenie niektórych wrogów wręcz niemożliwe. Niemniej 3D nadal należy traktować bardziej jako ciekawostkę niż tryb, w którym można grać od początku do końca.

Pochwała należy się też za udźwiękowienie, które stoi na wysokim poziomie. To, że Nowy Jork jest wyludniony, nie oznacza, że jest on cichy. Zwiedzając i walcząc w metropolii na skraju zagłady rzeczywiście możemy poczuć się tak, jakbyśmy sami tam byli. Polski dubbing jest niezły, ale trochę gorszy od oryginalnego, przy którym spędziłem większość czasu. Widać postęp w podejściu polskich dystrybutorów do lokalizacji gier, a choć tej jeszcze daleko do ideału, to rokowania na przyszłość są dobre.


To jest wojna, żołnierzu

Kampania dla pojedynczego gracza jest dla większości zaledwie rozgrzewką przed głównym daniem, czyli rozgrywką wieloosobową. Biorąc pod uwagę związane z nią przechwałki EA, można było spodziewać się czegoś więcej. Podstawowym zarzutem pod tym względem jest brak jakiejkolwiek - poza nanoskafandrem - innowacyjności. W rzeczywistości mamy tutaj dostępnych tylko kilka trybów, które są powszechne we wszystkich tego typu grach, zarówno jeśli chodzi o rozgrywkę drużynową jak i "każdy na każdego". Lokacje nie należą do największych - pod tym względem najbliżej im do tych z Call of Duty, a z mapami w Battlefield: Bad Company 2 nie ma nawet sensu ich porównywać. Od razu pokazuje to, że rozgrywka nastawiona jest na dynamikę.

Ze wszystkich FPS-ów sieciowych, w jakie ostatnimi czasy grałem, związek pomiędzy posiadanym poziomem a możliwościami gracza największy jest właśnie w Crysis 2. Nie chodzi mi tutaj o broń, ale o dostęp do opcji nanoskafandra, którego efektywność bardzo rośnie wraz ze zdobywanymi punktami doświadczenia. Postacie na wysokich poziomach mają znaczną przewagę nad pozostałymi. Na szczęście dla początkujących twórcy przewidzieli możliwość gry z przeciwnikami do 10. levelu, która pozwala w rozsądny sposób rozwinąć postać tak, by nie mieć większych kompleksów przy innych uczestnikach gry.

To, czego najbardziej brakuje mi w multiplayerze, to tak mocny nacisk na taktykę i zróżnicowanie sposobów prowadzenia walki, jak w trybie single. Podstawą jest tutaj ruch i szukanie przeciwnika - często się zabija i często ginie. Oczywiście, jeśli ktoś się uprze i będzie chciał kampować, to może to robić, ale raczej szybko zostanie za to skarcony. Niestety, nie mogłem w pełni wypróbować potencjału gry drużynowej, gdyż żaden z moich znajomych nie posiada tego tytułu, a drużyny, na jakie trafiałem niekoniecznie były chętne do współpracy przy pomocy headsetów. Mimo tego zabawę w sieci oceniam na równi, jeśli nie delikatnie wyżej od tej z Call of Duty: Black Ops, co jest już naprawdę dobrym osiągnięciem.


Pewnym krokiem w przyszłość

Ekipie z Crytek udało się stworzyć prawie bardzo dobry produkt. Ma on oczywiście swoje mocne i słabe strony, ale zdecydowanie więcej jest tych pierwszych. Na pewno czasu, jaki spędziłem w zrujnowanym Nowym Jorku, nie uważam za stracony i jestem przekonany, że jeszcze do tego miasta wrócę. Pomimo nieznacznie zmarnowanego potencjału fabularnego, Crysis 2 wybija się, momentami nawet bardzo mocno, ponad przeciętną. Prawie pewne jest to, że w przyszłości czekają nas kolejne heroiczne misje z wykorzystaniem nanoskafandra i jest to pozytywna wiadomość. Ramzes może i umarł, ale, jak widać, Kryzys żyje i ma się dobrze.