Na miejscu przywitał nas piękny poniemiecki dworzec oraz miła aura Wrocławia. Wojewoda zadbał o przewodnika, który poprowadził nas na przystanek i do odpowiedniego autobusu. Tymże środkiem lokomocji dotarliśmy na prawie ostatni przystanek linii, do miejsca docelowego, czyli na ul. Morelowskiego. Lokalizacja była chyba jednym z największych mankamentów konwentu. Do centrum Wrocławia było co najmniej 30 minut jazdy autobusem, co skutecznie przekreślało jakiekolwiek pomysły wypadu na starówkę.
Akredytacja przebiegała w miarę szybko i sprawnie, i po otrzymaniu żółtej plakietki prelegenta udałem się do sypialni sygnowanej plakatem Poltera. Zostawiliśmy rzeczy i ruszyliśmy na prelekcje.
Zacznę od zalet - był to chyba jeden z lepiej zorganizowanych konwentów, jakie widziałem i o jakich słyszałem; pomimo kilku dziwnych sytuacji z programem (kilka prelekcji się nie odbyło, jednak orgowie szybko zapełnili luki). Cóż, konwent to zazwyczaj prelekcje. Nie tym razem. Byłem chyba na zaledwie kilku - dwie o Monastyrze, przedstawienie Eberronu oraz nieśmiertelna wolsungowa prelekcja Garnka. Udało mi się też załapać na MonKon w pobliskiej knajpie Eldorado, która swoim wystrojem przypominała bardziej komunistyczny bar mleczny z zarośniętym panem po 60-tce - brakowało tylko sztućców na łańcuchach.
Warto wspomnieć także o Games Roomie, który okupowało chyba trochę zbyt wielu konwentowiczów. Mimo to wszystko działało sprawnie, a obsługa zawsze była gotowa udzielić wskazówek.
Pierwszy dzień konwentu minął raczej nieciekawie - sporo ludzi dopiero przyjeżdżało. Dopiero drugi dzień - sobota - był właściwą częścią imprezy.
Oprócz prelekcji odbywały się konkursy, pokazy bitewniaków i niezliczone rozmowy na każdy temat. Atmosferę konwentu oceniam na 100 w skali 1 do 10. Było świetnie. Wszyscy byli kulturalni, nikt nie przesadzał z alkoholem. Po prostu wzorowo.
Pora powiedzieć coś o samej szkole, która była chyba największą atrakcją konwentu. Jest to nowo wybudowany, nowoczesny budynek - piękne łazienki, ogromny hol, prysznice, sala gimnastyczna, sprzęt wideo. Wszystko, czego dusza zapragnie. Po raz pierwszy spotkałem się z RPG Roomami, w których ludzie mogli na spokojnie pograć wieczorami w swoje ulubione systemy, nie przeszkadzając nikomu w sali sypialnej.
Obsługa od początku konwentu była, jak już mówiłem, miła i profesjonalna co udowodniła radząc sobie z brakami w programie, czatując na zmarzniętych uczestników przy akredytacji oraz utrzymując wszystko w czystości. Później, wraz ze zmęczeniem, powoli zwalniali tempa. Na pochwałę zasługuje tez bufet (otwarty nawet po drugiej w nocy) za świetne posiłki i (zazwyczaj) miłą obsługę.
Było miło, ale niestety - nie tylko zaletami człowiek żyje. Główny problem według mnie to ilość prelekcji jednocześnie. Pięć naraz to za dużo. Mimo, że nie bywałem na wielu, to jednak widać było pustki w salach prelekcyjnych. Kolejny, trochę mało estetyczny problem, to kosze na śmieci. Pod koniec drugiego dnia śmieci po prostu się z nich wylewały.
Cokolwiek bym nie naskrobał i tak będzie więcej zalet niż minusów.
Rzadko bywam na konwentach, ale ten pozostanie w mojej pamięci jeszcze długo. Konwent odwiedziło ponad 300 (!) osób, co jak na pierwszy CoolKon jest wynikiem co najmniej poprawnym. Kogo nie było, niech żałuje - zapraszam za rok.