Co wam siedzi w głowach

Autor: narsilion

Co wam siedzi w głowach
- No, młoda, startuj do niego! - rozchichotana Eliza popchnęła ją w stronę upatrzonego celu. Monika popatrzyła na młodego ucznia kolegium światła.
- Jest ładniutki, aż szkoda go do hierofantów - dodała Eliza. Wesołe iskierki błyskały w jej oczach.
- Za to ty świetnie trafiłaś do płomienistych magów.
- Wiem, bo jestem ognista! - puściła do niej oko.

Monika ruszyła w stronę chłopaka, czerwona sukienka falowała na zgrabnym ciele. Światło latarenek wypełniające salę podkreślało jej kształty powabnymi odblaskami.

"Magiczna" była jedyną knajpką, gdzie mogli bawić się uczniowie kolegiów. Wprawdzie oficjalnie nie mieli czasu na przyziemne rozrywki jakie mogła oferować, ale im więcej obowiązków wymyślano, by ich zająć, tym więcej mieli sposobów, by wygospodarować jednak wolny wieczór. Wypadkową tych dążeń była więc stosunkowo stabilna równowaga. Ważną rolę w jej utrzymaniu pełniła ku uciesze właściciela właśnie "Magiczna". Nieoficjalnie tolerowana jako miejsce wypadów, stała się kompromisem, dzięki któremu bandy niewyżytych magów-żaków nie włóczyły się bez kontroli po całym mieście, lecz – cytując Verspasiana Kanta, patriarchę Kolegium Światła - "kanalizowały nadmiar energii w tym intelektualnym szambie".

Cel Moniki był już blisko, siedział w kącie naprzeciw wejścia na piętro. Uśmiechnął się, ale nie odwzajemniła uśmiechu. Niech się od razu zmiesza.

Cała zabawa była mocno ryzykowna i właśnie dlatego obie tak ją sobie upodobały. Początkowo przeraziła się słysząc, że Eliza wykradła z biblioteki opis zakazanego czaru. Można było za to stanąć przed obliczem patriarchy Kolegium Płomienia arcymaga Gormanna, którego bały się... jak ognia. Jednak przyjemność użycia Myśloczytania była zbyt duża, aby martwić się odległą groźbą kary.

Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, jak Eliza pognębiła swego byłego chłopaka, który prowadzał się już z nową panienką. Oboje po chwili rozmowy byli czerwoni jak buraki, a w efekcie rozstali się i nie spotkali już nigdy więcej...

Zabawa była przednia, ale potem dziewczyny znalazły kolejne zastosowanie dla złośliwego czaru: konkurs na najpiękniejszą piwonię. Rzecz polegała na tym, że podchodziły do kolejnych, wskazanych sobie nawzajem osób, które należało w jak najkrótszym czasie sprowokować i tak zmieszać, żeby zaczerwieniły się jak wspomniany kwiatek i zrejterowały czym prędzej. Czytanie w myślach dawało rozkoszną przewagę.

Tym razem ofiarą był uczeń kolegium światła. Cel był zarazem wymagający, jak i prosty. Hierofantów uczono opanowania emocji, jednak musieli przecież zachowywać wstrzemięźliwość, co czyniło ich wyjątkowo podatnymi na bolesne docinki urodziwych kobiet.

- Witaj ogierze - powiedziała, opierając łokcie o blat przed nim. Oczywiście jego wzrok powędrował w wyeksponowany dekolt. Ale nie zarumienił się. Cóż, rekordu nie będzie - skonstatowała.
- Na co tak patrzysz?

...jakie piękne cycki, jakie piękne cycki, jakie piękne cycki, jakie piękne cycki - nadawał jego umysł zadziwiająco intensywnie. Monice wydało się jednak, że pod tą natrętną myślą przemyka coś jeszcze. Sięgnęła dalej, ostrożnie, żeby nie pogmatwać mu myśli i nie zdradzić się...

Wredna suka, specjalnie mnie prowokuje.

- Dajesz się sprowokować, chłopczyku... - powiedziała, czekając na zamęt w jego głowie, by wyłuskać wtedy coś, co będzie podstawą do zadania decydującego ciosu. Tymczasem druga myśl też się nie zmieniła, powtarzając w kółko "wredną sukę". Co u licha? Czy kryło się tam coś jeszcze? Spróbowała nacisnąć mocniej. Trochę wysiłku i... Tak, dotarła.

Pięknie chodzisz, śliczna, nie tak wulgarnie jak twoja koleżanka; idziesz i wydaje się, że zaraz zatańczysz...

- Oj, bo zaraz to ja spiekę raczka - przemknęło jej przez myśl. – Zaraz zatańczysz... zatańczysz... zatańczysz... ZATAŃCZYSZ... - kołatało się w jej głowie. O czym to myślała?

ZATAŃCZYSZ... zatańczysz... ZATAŃCZYSZ... zatańczysz... ZATAŃCZYSZ...

Biodra zakołysały się niemal same.

Zdumiona Eliza zobaczyła, że jej przyjaciółka wskoczyła na stół i zaczęła pląsy, ku ogólnej uciesze obecnych. Co ona wyczytała w jego głowie? To ma chłopaka peszyć, czy jak?

Tymczasem przez głowę zaczepionego przez Monikę młodzieńca kolejno przefruwały kolejne myśli. Tym razem już nie niepokojone, mogły przepływać swobodnie:

Ciekawe, skąd zna Myśloczytanie ta małpa w czerwonym?

Zdolna mała, przeszła obie moje pętle ochronne...

Dobrze, że jej przerwałem, gdyby mnie zmusiła do pojedynku woli, mógłbym jej wypalić umysł i znowu byłoby wygaszanie.

Wygaszanie i wygaszanie, już piaty raz w tym roku, wściekli się z tym wygaszaniem...

I znowu musiałbym zmieniać ciało.

Ile to się trzeba nakombinować, żeby dotrzeć do pism w zamkniętych księgozbiorach kolegium światła?

Ta dziewuszka naprawdę jest śliczna, a ciało chłopaka sprawuje się nad wyraz dobrze... więc właściwie, czemu nie?

Jak to, czemu nie? Potem będą mnie badać na okoliczność zachowania czystości, sondować, przesłuchiwać...


Ale potem czarnoksiężnik Drachenfels przypomniał sobie mizerne umiejętności Mistrza Przesłuchań. Dopił więc piwo i wstał z uśmiechem, by ściągnąć Monikę ze stołu, zanim jej koleżanka otrząśnie się ze zdziwienia i cokolwiek zrobi.