Co tam, panie, u was słychać?

Pogwarki z miejscowymi o tym i owym

Autor: bjorn

Co tam, panie, u was słychać?

Dla zapominalskich, bądź nowych Czytelników kilka słów tytułem przypomnienia. Artykuł z maja 2003 roku pt. Co tam panie słychać? w zamierzeniu pomagał Mistrzom Gry w ożywieniu karczemnego życia. Obecny artykuł stanowi kontynuację tego pomysłu - miast wkładać w usta Bohaterów Niezależnych improwizowane teksty – które, powiedzmy sobie szczerze, nie zawsze nam wychodzą - możesz po prostu skorzystać z opisanych poniżej historyjek. Rzecz jasna, każda z nich może być wprowadzeniem do mini-przygody.

Spór rodzinny

Co słychać, pytacie? Burda będzie, panie, jakich mało! Jak już pewnieście zauważyli, w dolinie znajdują się dwie wsie. Niegdyś należały one do dziedzica Wilhelma – Świeć Sigmarze nad jego duszą! – ale wyzionął on ducha jakie dwa lata temu. Jego synowie, Hubert i Otto, nie znoszą się, panie, jak pies i kot! Hubert – to zabijaka jakich w Imperium mało, ma na koncie już dwadzieścia trzy pojedynki, a ile mniejszych, pijackich rozrób było – tego to już nie pomnę. Otto jest zupełnym przeciwieństwem brata – ciągle w księgach siedzi, czyta, panie, i czyta. Stolzdorf – ta wieś przy borze – jest Hubertowa, Waltdorf zaś, nasza wieś, jest dziedzictwem mości pana Otto. Odkąd zmarł ich ojciec, nie szczędzą sobie wzajem razów – cięgiem się ino procesują, skargi na się wzajem zakładają. Hubert, który w górze doliny siedzi, chciał raz nawet bieg rzeki zmienić, i stosowne zabiegi ku temu uczynił – przed sianokosami zagnał chłopów do kopania kanałów. Cale szczęście, że pan Otto znajomości ma u grafa i Hubert plan swój rychło porzucić musiał. Wszystko to jednak nic w porównaniu z tym, co się niedawno zdarzyło! Tego lata była powódź, ciężko Waltdorf dotkła . Pan Otto był zrozpaczony, pożyczki myślał zaciągnąć, a tu nagle zjawia się giermek Huberta. Przekazał on wiadomość, że pan jego na tragedię brata patrzeć nie może, w niepamięć puszcza wszelkie wcześniejsze waśnie, a jako pomoc przesyła dziesięć miar ziarna i koce. Jakeśmy się radowali – a najbardziej mości Otto, że brata odzyskał! W parę dni jednak wszyscy poczęli chorować. Znachora zatem zawołano z miasta, a ten zawyrokował bez zająknięcia – koce, cośmy dostali, po trędowatych były, a ziarno – zbożowym wołkiem zarażone! Pan Otto kupił wszelkie potrzebne medykamenta, ziarno i koce spalił, ale wiele to nie pomogło, ćwierć domów pusta stoi, świeże mogiły nakopane. I tak Hubert znów nam naszkodził, a przed sądem wyznał, że dary dla brata na targu kupił i nic o ich pochodzeniu nie wiedział. Prawda to rzecz jasna nie jest, ale co nam robić? Mości pan Otto się na pewno zemści, a wtedy – biada Stolzdorfowi!

Znachor

Wyście światowe ludzie, widzicie – Grunewald to mała mieścina. Ot, kilka ulic na krzyż, mur drewniany, wszystko. W zeszłym roku jednak zawitał do nas pewien młody człek, Martin się przedstawiał, żak z altdorfskiego uniwersyteta. Wykupił od kowala naszego komórkę i tam chorych zaczął przyjmować. Bardzo nas to wszystkich ucieszyło, trzeba nam było znachora od dawna – wiadomo, zawsze ktoś na jakie choróbsko zapadnie czy przy pracy krzywdę sobie zrobi. Martin pieniędzy brał mało, do biednych domów darmo nawet chodził. Niezbyt podobało się to miejscowym kapłanom, którzy do tej pory na leczeniu zarabiali niemałe pieniądze. Najpierw napadli na Martina jakoweś zbiry, cudem uszedł wówczas z życiem. Potem zjawił się łowca czarownic na zapleczu komórki żaka znalazł pokrojone trupy. Martin bronił się, że potrzebne były mu ciała do jakiejś, panie, sykcji, ale oskarżono go o nekromancyję i zamknięto w piwnicy pod klasztorem Sigmara. I choć w winę Martina nikt tu chyba nie wierzy, to stos go chyba czeka. Żal chłopaka!

Oby na brodach wyłysieli!

Cholerne pokurcze! Pies ich zajął! Pytacie, czego się pieklę? O, mam powody! Świekr mój, Hans, buduje domy. Pracuje w mieście od dwudziestu bodaj lat, nigdy nikt na niego złego słowa nie powiedział. A teraz, od pół roku, nic, żadnego zamówienia! Wszystko przez te kaprawe gnidy z przetłuszczonymi brodami! Przywiało tu kilkunastu krasnoludów, z jakiejś zajętej przez gobliny twierdzy. Zaczęli stawiać kamienice, tem swoim sposobem – z reliefami, kolumnami z marmuru, oknami z tafli górskiego kryształu. Każden teraz chce, żeby mieć dom budowany przez krasnoludy, a nie przez naszych chłopców! Ale, długo to nie potrwa. Powiem wam, panowie, w sekryjecie, że żeśmy kilku robotników krasnoludzkich kupili. Przy następnej kamienicy mają wstawić belki inaczej, niźli w planach stoi – i budynek ani chybi się zawali, a krasnoludów z miasta wygonią. No, to kolejeczka – na mój rachunek! I na pohybel pokurczom!

Jego Świętobliwość

Ano, prawda, pusto tu. Czego chcecie? Piwa? Nie ma. Wina? Też nie ma. Hola, hola, panie krasnoludzie, schowajcie ten topór – wcale sobie z was żartów nie robię! Odkąd w mieście rządzić zaczął imć Johann, to jest – Jego Świętobliwość Johann – alkoholu żadnego sprzedawać nie mogę, ino wodę i sok z brzozy. Jak to było? Ano, nasz graf im starszy, tym bardziej się robił religijny – wiadomo, jak się nad grobem stoi, to i częściej w niebo się spogląda… Niedawno zjawił się u niego ów Johann – wysuszona starowina, a wredne to… szkoda gadać! Szybko zaczął we dworze porządki robić, skończyły się bale i polowania, teraz tylko cięgiem minutki z pałacu słychać. Zachwycony Graf uczynił go swym osobistym spowiednikiem, a nasze miasto – Wederhof – dał mu jako lenno. Jego Smrodliwość postanowił uczynić tu „oazę prawości”. Nikt, panie, nie wie, co ta oaza, a jedno wiem – nikt w niej mieszkać nie chce! Nie można teraz alkoholu sprzedawać, weselisk hucznych czynić, festynów robić. Wesoły domek madame Terezy – co się w tym przybytku leciwej Bretonki działo, mówić chyba nie muszę – zrównany został z ziemią, a na jej miejscu stawiają teraz kolejną świątynię - tak jakby dwie nie wystarczyły! Ach, chętnie byśmy się tego Johanna pozbyli – ale jak? Trzeba nam czekać, aż graf wyzionie ducha, a władzę syn jego przejmie, ten kaznodziei nie znosi i na pewno nadanie ziemi cofnie! A póki co… Nie macie może przypadkiem buteleczki czegoś mocniejszego na sprzedaż? Dobrze zapłacę!



Powiązane z tym tekstem: Co tam, Panie, słychać? - plotki z karczmy podstawą do poprowadzenia przygody
Egzamin wiadomości - motyw egzaminacji bohaterów, który ubarwni sesję
Święto wiosny - scenariusz poruszający kwestie nietolerancji rasowej
Plotki o krasnoludzicach - dyskusja na forum