» Blog » Co moje to twoje
19-01-2013 21:59

Co moje to twoje

W działach: książki, rozterki czytacza | Odsłony: 12

Co moje to twoje
...czyli kilka słów o rozterkach RPG-owca/ czytacza po raz dwunasty.

Z przykrością wyznaję, że jestem osobą obdarzoną silnym instynktem terytorialnym. Przypuszczam, że to właśnie z tego względu nigdy nie byłam małą, słodką dziewczynką. Kiedy tylko jakieś dziecko próbowało bawić się moim pluszowym misiem, natychmiast wprowadzałam w życie procedury obronne – krzyk i płacz, zaś w wyjątkowo poważnych przypadkach, w ruch szły pięści, zęby i paznokcie.

Jeśli spojrzeć na sprawę z odpowiednio dalekiej perspektywy okaże się, że wyjście z wieku dziecięcego niewiele w tej kwestii zmieniło – ot, szczegóły. Instynkt terytorialny, oczywiście, pozostał, jednak pluszowe zwierzątka, jakkolwiek słodkie i urocze, ustąpiły miejsca książkom – niekoniecznie słodkim i uroczym, ale za to mającym zdecydowanie większy potencjał tak intelektualny, jak rozrywkowy. Wykształciłam też nowy arsenał narzędzi, mających chronić moją kolekcję przed niecnymi zakusami intruzów – modeli zachowań obronnych, dzięki którym żadna z moich cennych książek nie wpadnie w niepowołane ręce.

Przede wszystkim, musiałam zupełnie wyzbyć się odruchu charakterystycznego dla chyba każdego kolekcjonera, to znaczy przestać chwalić się publicznie czego to ja nie mam na półkach. Ze szczególnym uwzględnieniem tych sytuacji społecznych, w których mój długi monolog dotyczący tej, czy innej powieści poprzedzało wypowiedziane przez kogoś zwiastującego katastrofę zdania: "chciałbym to przeczytać". To bowiem nieuchronnie prowadzi do tragedii – oto powietrze między mną i moim rozmówcą, niczym topór katowski, przecina pytanie: "czy możesz mi to pożyczyć?".

Chwała mojej mamie, że wychowała mnie na osobę względnie asertywną upartą, jak osioł – w przeciwnym razie w każdej takiej sytuacji byłabym skazana na porażkę. Na szczęście, zwykle potrafiłam odmówić, pomagając sobie przy tym kilkoma morderczymi spojrzeniami. Zwykle, bo przecież nie z każdym człowiekiem można postąpić tak samo – bywali i tacy, którym odmówić nie mogłam.

Rzecz jasna, na nich również znalazłam sposób.

Na początek proponowałam – ach, jakże niewinnie to brzmi! - wymianę: skoro ja pożyczam Tobie moją książkę, odwdzięcz się tym samym, ja również z przyjemnością przeczytam coś ciekawego. Później wystarczyło już tylko zadbać, aby zakładnik był odpowiednio drogi sercu swojego właściciela. To, w połączeniu z właściwym pilnowaniem swoich skarbów – na przykład poprzez codzienne dopytywanie się, tak telefonicznie, jak i osobiście, o wrażenia z lektury – zazwyczaj dawało świetne efekty. Pożyczona pozycja wracała w ciągu dwóch tygodni, podczas których należało zawzięcie powstrzymywać myśli o kawie i tłustych palcach.

Łatwo domyślić się, że w takiej sytuacji związek z kimś, kto również kolekcjonuje książki to sprawa co najmniej trudna. Zasady "gospodarowania" książkami należało ustalić natychmiast – ze względu na szacunek dla własnego zdrowia. Zarówno psychicznego, jak i fizycznego.

Bo to, że nie możemy funkcjonować zgodnie ze zbyt ogólną i niebezpiecznie swobodną zasadą "co moje to twoje" od początku było oczywiste. Przynajmniej dla mnie. Z drugiej strony, należało wypracować jakiś wspólny model działania w tym zakresie, bo książek – a więc zarzewi ewentualnych konfliktów – przybywało z każdym dniem.

Wyprzedanie powtarzających się egzemplarzy, w celu całkowitego połączenia naszych kolekcji nigdy nie wchodziło w grę. To znaczy, nimdilowi przez chwilę chodziła po głowie taka myśl, porzucił ją jednak, kiedy tylko przestałam się odzywać i zaczęłam promieniować nienawiścią. Dostatecznie wymownie dałam do zrozumienia, że konieczność przekazania komuś któregoś z moich RPG-ów, nawet za odpowiednią opłatą, złamałaby mi serce. Jemu zaś – jakąś kończynę.

Za podobnie absurdalną uznałam koncepcję oddania mu podręczników, będących częściami zbieranych przez niego linii wydawniczych. Wprawdzie teoretycznie miałabym do nich dostęp, byłby on jednak mocno ograniczony – przede wszystkim przez bolesną świadomość, że już nie jestem ich właścicielką, a magiczna liczba na Library Thing zmniejszyła się znacząco.

Krótko mówiąc, nie zgodziłam się na nic, co zakładało jakiekolwiek zmiany bieżącego stanu rzeczy.

Słyszałam gdzieś jednak, że związkach ważne są kompromisy, zgodziłam się więc na pewne ustępstwa względem przyszłości, po cichu licząc na to, że nie zostaną w rzeczywistości zastosowane. W ten sposób została wprowadzona zasada dotycząca niedublowania nowych pozycji.

Niestety, przestrzegana.

Ach, jakże byłam naiwna! Początkowo wydawało mi się, że to bezpieczne rozwiązanie. Nie wymagało ode mnie pozbywanie się żadnej z wcześniejszych zdobyczy, co stanowiło niewątpliwą zaletę pomysłu, która, niestety, przysłoniła jego wady. Poza tym, biorąc pod uwagę, że nimdil jak szalony kolekcjonuje tylko stary Świat Mroku uważałam, iż pozostałe interesujące RPG-i jestem w stanie jakoś wywalczyć.

Sprawa Dresden Files pokazała, że sytuacja wcale nie wygląda tak różowo, jak mi się wydawało, a także ujawniała podstawową trudność związaną z powziętym zamysłem. Mowa, oczywiście, o różnych wersjach językowych, a właściwie – ich braku. W przypadku pozycji tłumaczonych problem w zasadzie nie istnieje – wtedy każde z nas może zaopatrzyć się we własny egzemplarz. To sytuacja idealna, w której wilk jest syty, a owca cała. Niestety, to zdarza się niesamowicie rzadko. W przypadku dużych amerykańskich tytułów można łudzić się naiwną nadzieją na rodzime wydanie, zazwyczaj jednak sprawa jest beznadzieja.

W ten sposób do niezwykłej rangi urosła, wydawałoby się, zupełnie banalna kwestia. Kto pierwszy powie "mój!". Zawsze trzeba mieć się na baczności!

- Czyje to jest? Te Armie?
- Autorów Poza Czasem, chyba tyle można powiedzieć.
- Ojej. Moje czy Twoje. Co mnie obchodzi, kto to napisał. Doprawdy.
- Proste, że moje. Skoro nawet nie wiedziałaś, że wychodzi.



photo credit: green_is_in via photopin cc

[Można przeczytać również tu. Wygląda ładniej, co jak wiadomo dla kobiet jest niezmiernie istotne.]

Komentarze


Z Enterprise
   
Ocena:
+1
Jest opcja - rozejśc się i niech każde zbiera sobie to co lubi, skoro książki ważniejsze od obupólnego szczęścia.
Poza tym, kompromisy są głupie - powodują tylko, że żadna ze stron nie jest zadowolona. Już lepiej "raz ty, raz ja" - wtedy każde przez chwilę stawia na swoim.
19-01-2013 22:06
Blanche
   
Ocena:
+3
Opcja "raz ty, raz ja" zaowocowałaby rozbiciem linii wydawniczych - niedopuszczalne. ;)
19-01-2013 22:10
nimdil
    @Z
Ocena:
+7
Ale dobrą radę rzuciłeś. To co proponujesz jest znacznie głupszym kompromisem. Powodzenia w życiu, jeżeli kierujesz się zasadą "kompromisy są głupie". Choć podejrzewam, że to już trolling.
19-01-2013 22:15
Nuriel
   
Ocena:
+4
Świetna notka. Bardzo życiowa ;) Chyba każda para bibliofilów przez coś takiego przechodzi ;) Polecam felieton Anne Fadiman "Zaślubiny księgozbiorów" ze zbioru "Ex libris". Wy przynajmniej unikniecie problemu pt. "Co zrobić z dublującymi się książkami?"

Doskonale rozumiem opory przed pożyczaniem książek. Sam mam takowe - oczywiście w odniesieniu do softcoverów - sama myśl o tym, że jakieś brudne łapska będą dotykać MOICH wydawnictw w twardej oprawie podnosi mi ciśnienie lepiej niż najmocniejsza kawa ;)

Pozdrawiam
19-01-2013 22:34
Blanche
   
Ocena:
+1
@Nuriel:
Dzięki za polecenie, z przyjemnością się zapoznam. :)

Pożyczanie to w ogóle ciężka sprawa - z jednej strony, szkoda się nie dzielić dobrą literaturą, a z drugiej... Cóż, jest jak jest.
19-01-2013 22:36
Z Enterprise
   
Ocena:
0
Nimdilu - to co proponuję, nie jest kompromisem. Bo kompromisy są głupie i nie dają satysfakcji żadnej ze stron - już chyba to wyjaśniłem?

Za "powodzenie w życiu" dziękuję, ale doskonale sobie radzę. Oddam te życzenia natomiast wam - żebyście nie czuli się zbytnio poszkodowani na kompromisach, które sobie wypracowujecie.
Bo jakbyś nie zauważył, właśnie na efekty tych kompromisów Blanche się tu skarży.

Weźcie też pod uwagę dodatkowe problemy, które dojdą wam po ewentualnym ślubie, jeśli planujecie - od tego momentu zacznijcie uważac na coś takiego ja "wspólnota majątkowa". Blanche, masz przewagę, przy rozwodach i podziałach majątku sądy preferują panie - oczywiście dotyczy to tylko tego, co nimdil zakupi po ślubie. Wiesz, będzie wasze wspólne i tak, więc kompromisy niepotrzebne. Będziesz mogła wtedy dyktowac warunki i straszyc rozwodem, jeśli nimdil będzie ci podskakiwał :)

Opcją dla nimdila jest oczywiście rozdzielnośc majątkowa, ale znów Blanche, masz upperhand - możesz wymusic wspólnotę jako warunek ślubu :)
Najważniejsze jest to, byście znali wszystkie opcje. A nagle okaze się, że nie ma się o co kłócic, bo wszystko i tak w końcu będzie należec do Blanche.
19-01-2013 23:25
Cooperator Veritatis
   
Ocena:
+7
Odnośnie kompromisów:
Mądrość żydowska powiada: "dobra umowa to taka, w której obydwie strony są niezadowolone". :P

Notka jak zwykle super :)
19-01-2013 23:34
Blanche
   
Ocena:
+1
@Cooperator Veritatis:
Dzięki! :)

Myślę, że z umowy jednak jesteśmy bardziej zadowoleni, niż niezadowoleni - no, może pomijając te nieszczęsne Dresdeny.
19-01-2013 23:35
Aure_Canis
   
Ocena:
+3
To jest cudowne, że cokolwiek się stanie, ludzie i tak wchodzą w kłótnie z Zigzakiem. Nic to, że takich się tu odbyły setki i po wielokroć mówiono: nie karmić, ignorować, pyskówki unikać. Ciągle dajecie się nabrać. Upolować jak lemingi biegnące zygzakiem do wielkiego pieca z Metropolis.

Tak samo zresztą żeruje na Was Laveris.
19-01-2013 23:49
Z Enterprise
   
Ocena:
0
Aure, ale jakiej pyskówki? Zapoznałem się z problemem, wyraziłem opinię. "Sztuka kompromisu" jest mi znana, m.in. z własnego rozwodu, więc nie uważam jej za metodę efektywną. Ot, taka moja opinia. Jeśli ktoś uważa, że jest "głupia", jego sprawa.

Natomiast nie znam jeszcze przypadku, gdy bagatelizowanie problemu i nazywanie porad dawanych z serca "głupimi" cokolwiek rozwiązało.
20-01-2013 00:11
Repek
   
Ocena:
+5
Ja mam trochę oporów przed pożyczeniam komiksów, ale tylko tych z gatunku "biały kruk". Niestety, nawet jak się pożycza teoretycznie pewnej osobie, to na przypadki losowe niewiele się poradzi. Dlatego - jak najbardziej rozumiem Twój "terytorializm kolekcjonerski". :)

Z drugiej... kurde, lubię pożyczac swoje rzeczy, choćby po to, by komuś sprawić frajdę. Ale zasadę mam żelazną: zapisuję, co komu pożyczyłem. I egzekwuję potem asertywnie uparcie jak osioł zwroty.

Z tego powodu mamy zresztą kompromis z Żoną. :) Ona nie ma nawyku zapisywania pożyczek, więc ma absolutny zakaz pożyczania "bardziej moich rzeczy" [czytaj: komiksów, filmów] bez mojej wiedzy. :D

"Bardziej mojszość" określana jest przed to, kto kupił/dostał dane coś. :)

Pozdro
20-01-2013 00:11
Blanche
   
Ocena:
+1
Zapisywanie jest bardzo słuszne. Ja akurat nie zapisuję, ale że pożyczam rzadko i mam pamięć jak słonica nie ma opcji, że coś gdzieś u kogoś zostanie. Gorzej z nimdilem, na szczęście jeszcze nie czuję się odpowiedzialna za jego kolekcję do tego stopnia, żeby stawiać mu zakazy ;)
20-01-2013 00:16
earl
   
Ocena:
+1
Ja mam opory przed pożyczaniem książek naukowych i popularnonaukowych, które u mnie zajmują honorowe miejsca na półkach. Kupuję je zazwyczaj jako pomoce w pracy lub dla przyjemności czerpania wiedzy, więc rozstawanie się z nimi zawsze jest bolesne (i dlatego niezbyt często to robię).

Natomiast wobec powieści mam już mniejszy opór, chyba, że są to naprawdę wyjątkowe pozycje. Nie wiem z czego to wynika - może z tego, że są one zazwyczaj o połowę albo 2/3 tańsze niż książki wspomniane wyżej, więc utrata/zniszczenie jednej nie bolałoby tak jak w przypadku pozycji naukowych.
20-01-2013 00:24
Blanche
   
Ocena:
+1
@earl:
A jakieś super piękne wydania powieści - pożyczasz? Czy może z zasady kupujesz powieści w wersji paperback, jeżeli jest dostępna? Bo ja np. dopłacam za ładny papier i twarde oprawy, więc powieści mnie bolą.
20-01-2013 00:40
earl
   
Ocena:
+2
To jest tak - nie pożyczam klasyki (typu Sienkiewicz, Dumas, Scott, Kraszewski, Prus, Dickens, Hugo), bo zazwyczaj klasykę kupuję w twardych okładkach i ładnych wydaniach. Natomiast literaturę fantastyczną i powieści inne kupuję w miękkich (ze względu na cenę), stąd nie mam w stosunku do ich pożyczania czy oddawania komuś (jak np. ostatnio, kiedy dałem naszej bibliotece osiedlowej ponad 30 pozycji) większych oporów.
20-01-2013 00:54
Blanche
   
Ocena:
+2
@earl:
Podziwiam Cię.
Ja kocham wszystkie moje książki tak samo :P
20-01-2013 00:56
Kamulec
   
Ocena:
+3
Dziwne są te ludzie.
20-01-2013 01:33
Szponer
   
Ocena:
0
Mam parę takich cudownych książek, których za żadne skarby nie pożyczyłabym, bo są to moje małe cudeńka :P

Z innymi nie mam problemu, chyba że akurat je czytam ;)
20-01-2013 03:07
earl
   
Ocena:
+2
@ Blanche
To nie jest kwestia podziwu - wychodzę po prostu z założenia, że są książki, które chciałbym mieć u siebie i takie, które mógłbym, ale niekoniecznie muszę. A jeśli mogę podzielić się częścią książek, które mam, z kimś innym, by i on mógł zapoznać się z ich treścią, to robię to. :)
20-01-2013 09:14
Cooperator Veritatis
   
Ocena:
+4
A ja nie mam oporów przed pożyczaniem książek. Większość z nich i tak kupiłem po antykwariatach i są w różnym stanie, a że czytam głównie w podróży albo w pracy, to nawet nowe pozycje bardzo szybko noszą nieuniknione ślady użytkowania. Jak jeździłem jeszcze na obozy, to już w ogóle - a tu wilgoć, a tu pobrudzenie, a tu wyszło, że akurat na tej książce siedziałem na korytarzu w pociągu przez 4 godziny... Ot, specyfika koczowniczego trybu życia :P

Natomiast mam duże opory przed pożyczaniem książek od kogoś - bo te ze względu na powyższe czytam tylko w domu i często dużo wody upływa, zanim je przeczytam. :P
20-01-2013 09:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.