20-10-2008 16:43
Ciocia Halinka, czyli jak uratowałem wesele Kasi i Tomka od zagłady
W działach: Polter | Odsłony: 26
Tydzień temu padła mi karta sieciowa, więc odpłaciłem sieci pięknym za nadobne i zrobiłem sobie urlop. Odstawienie przyszło tym łatwiej, iż ciekawsze rzeczy działy się na dalekim wschodzie, gdzie na noc światłowody się zwija.
Istnieją dobre kony, ale najlepsze są Ślubkony. Kto organizował lub był, ten wie. A kto nie wie, ten się nie zna. Ostatnimi czasy w społeczności Polterowej Ślubkonów obrodziło, a w minioną sobotę przyczynił się do tego Tomasz Pudło, pieszczotliwie Kaduceuszem zwany. Wspaniałą panią, która od tej pory będzie się z nim użerać na równi z redakcją erpegową i moderatorami, jest Kasia Trochimiuk. Sto lat młodej parze!
W dużym skrócie – było super, bend ciął od ucha, trunek lał się w rytm wyznaczany przez wodzireja, a państwo młodzi dbali, by nikt z gości nie czuł się zaniedbany. Wesele pełną gębą, co się zowie, etcaetera. I to wyjątkowe wydarzenie byłbym przypadkowo unicestwił nieoszlifowanym krakowsko-bucowskim wicem (nauki moich nauczycieli poszły w las). A było to tak.
Ciocia Halinka (ciocia w pełnym tego słowa znaczeniu: siła wieku, włos czarny i suknia czerwona) podeszła do Kasi, która nieopodal nas stała, i wręczyła jej kronikę, do której wszyscy goście weselni wpisać się mieli. Myślę: "Super ciocia, genialny pomysł", ale (obejrzawszy niedawno Szymon Majewski Show) mówię:
- Ekstra, proponuję: "Zajebista impreza. – Misiek Koterski".
Ciocia Halinka przeszyła mnie spojrzeniem zdolnym przeciąć Mount Everest na pół, cisnęła słowem nagany, po czym się oddaliła. Powiało grozą.
Do kroniki się wpisaliśmy, świadectwo picia miodu daliśmy, wszystko cacy, ale stoję w świątyni dumania i mnie sumienie dręczy. A co, jak ciocia Halinka będzie wypominać, że przyjaciele niewychowani? Albo przejdzie do czynów i zamiast się weselić będą tu za chwilę Przybłędę z Lublina grzebać?
Wracam na salę z mocnym postanowieniem poprawy, szukam Cioci Halinki wzrokiem, a tu nagle przysiada się do naszej kompanii suknia czerwona.
- Wpisali się wszyscy?
- Wpisali, a jakże.
- Jako Misiek Koterski?
- Nie, no, normalnie, to taki żart był, głupawy przyznaję.
- No, bo żeś mi bratku tak podpadł, że myślałam, że cię palnę.
Uf, pojednanie dokonane, losu gorszego od śmierci uniknąłem. A i do końca wieczora nie raz i nie dwa spojrzenie filuterne od Cioci Halinki otrzymałem. Cóż, tak to jest, że szczególnie miłe memu sercu są kobiety starsze (czytaj: siebie świadome i dla płci głupszej wyrozumiałe). I vice versa. A komentarza w tej kwestii autorstwa imć Tarkisa nie przytoczę.
--
Pozdrowienia za wspólną eksplorację Kresów dla: Katarzyny, Kamili, Joseppe, neishina i Tarkisa. Oraz żony mej, która teraz radośnie sobie pokasłuje i posmarkuje, tak, tak, herbatka z miodkiem do stolika numer jeden, już się robi.
Specjalne podziękowania dla: Jacka, młodszego brata Kadu, dzielnego pilota autokaru z gośćmi. Nie martw się, ja z każdym przystojniakiem, który przysiada się do mojej lubej, witam się zwyczajowym: "Przystawiasz się do mojej żony!?"
PS. Fotka robiona burakiem, więc przepraszam za jakość. Kto na zdjęciu, można zgadnąć, choć rzeczeni nieco się bojali i wstydali.
Istnieją dobre kony, ale najlepsze są Ślubkony. Kto organizował lub był, ten wie. A kto nie wie, ten się nie zna. Ostatnimi czasy w społeczności Polterowej Ślubkonów obrodziło, a w minioną sobotę przyczynił się do tego Tomasz Pudło, pieszczotliwie Kaduceuszem zwany. Wspaniałą panią, która od tej pory będzie się z nim użerać na równi z redakcją erpegową i moderatorami, jest Kasia Trochimiuk. Sto lat młodej parze!
W dużym skrócie – było super, bend ciął od ucha, trunek lał się w rytm wyznaczany przez wodzireja, a państwo młodzi dbali, by nikt z gości nie czuł się zaniedbany. Wesele pełną gębą, co się zowie, etcaetera. I to wyjątkowe wydarzenie byłbym przypadkowo unicestwił nieoszlifowanym krakowsko-bucowskim wicem (nauki moich nauczycieli poszły w las). A było to tak.
Ciocia Halinka (ciocia w pełnym tego słowa znaczeniu: siła wieku, włos czarny i suknia czerwona) podeszła do Kasi, która nieopodal nas stała, i wręczyła jej kronikę, do której wszyscy goście weselni wpisać się mieli. Myślę: "Super ciocia, genialny pomysł", ale (obejrzawszy niedawno Szymon Majewski Show) mówię:
- Ekstra, proponuję: "Zajebista impreza. – Misiek Koterski".
Ciocia Halinka przeszyła mnie spojrzeniem zdolnym przeciąć Mount Everest na pół, cisnęła słowem nagany, po czym się oddaliła. Powiało grozą.
Do kroniki się wpisaliśmy, świadectwo picia miodu daliśmy, wszystko cacy, ale stoję w świątyni dumania i mnie sumienie dręczy. A co, jak ciocia Halinka będzie wypominać, że przyjaciele niewychowani? Albo przejdzie do czynów i zamiast się weselić będą tu za chwilę Przybłędę z Lublina grzebać?
Wracam na salę z mocnym postanowieniem poprawy, szukam Cioci Halinki wzrokiem, a tu nagle przysiada się do naszej kompanii suknia czerwona.
- Wpisali się wszyscy?
- Wpisali, a jakże.
- Jako Misiek Koterski?
- Nie, no, normalnie, to taki żart był, głupawy przyznaję.
- No, bo żeś mi bratku tak podpadł, że myślałam, że cię palnę.
Uf, pojednanie dokonane, losu gorszego od śmierci uniknąłem. A i do końca wieczora nie raz i nie dwa spojrzenie filuterne od Cioci Halinki otrzymałem. Cóż, tak to jest, że szczególnie miłe memu sercu są kobiety starsze (czytaj: siebie świadome i dla płci głupszej wyrozumiałe). I vice versa. A komentarza w tej kwestii autorstwa imć Tarkisa nie przytoczę.
--
Pozdrowienia za wspólną eksplorację Kresów dla: Katarzyny, Kamili, Joseppe, neishina i Tarkisa. Oraz żony mej, która teraz radośnie sobie pokasłuje i posmarkuje, tak, tak, herbatka z miodkiem do stolika numer jeden, już się robi.
Specjalne podziękowania dla: Jacka, młodszego brata Kadu, dzielnego pilota autokaru z gośćmi. Nie martw się, ja z każdym przystojniakiem, który przysiada się do mojej lubej, witam się zwyczajowym: "Przystawiasz się do mojej żony!?"
PS. Fotka robiona burakiem, więc przepraszam za jakość. Kto na zdjęciu, można zgadnąć, choć rzeczeni nieco się bojali i wstydali.