» Recenzje » Cięcie

Cięcie


wersja do druku
Cięcie
Siedemnasty lutego, godzina druga w nocy. Za oknem zimno, wieje porywisty wiatr. Ze snu budzi mnie gwizd czajnika, w którym właśnie zagotowała się woda na moją kolejną kawę. Leniwie podnoszę się z łóżka i chwiejnym krokiem podchodzę do biurka, na którym stoi laptop. Patrzę na monitor. Ciemność widzę, a w głowie zaczyna przewijać się parokrotnie myśl: "Nareszcie skończył się ten gniot". Idę do kuchni, zalewam kawę i wracam przed monitor. Po chwili namysłu, mówię do siebie po cichu: "Jeszcze jeden. Ostatni" (nie wiem, co mnie wtedy napadło). Sięgam drżącą dłonią do szuflady i wyciągam pudełko z filmem. Moje zaspane już oczy kieruję na okładkę. Niestety, widok piły odcinającej czyjąś dłoń nie wskrzesił w mych myślach nawet iskierki optymizmu.

Przyznaję, że tej nocy wspiąłem się na szczyt masochizmu (od popadnięcia w stan głębokiego obłędu uratowała mnie jedynie świeżo zakupiona paczka ulubionych papierosów). Gdybym mógł, to nie cackałbym się i napisał po prostu: "Drogi czytelniku nie kupuj, nie oglądaj. Daj sobie spokój i zajmij się czymś bardziej wartościowym". Niestety moim zadaniem jest podanie paru słów wyjaśnienia, które, mam nadzieję, przestrzegą cię przed "tym czymś", co, nie wiem jakim prawem, nosi miano horroru. Także najlepiej będzie jeżeli zacznę od przedstawienia tła fabularnego Cięcia.

Grupka uczniów college’u dostaje szansę na poprawienie wyników w nauce. Ich zadaniem jest: przygotować i przeprowadzić badania na pewnej malowniczej wyspie. Na miejscu poznają swoich opiekunów Vinncenta Kinga (w tej roli "znany i lubiany" Sean Kanan, którego mogliśmy zobaczyć w przeszło czterystu epizodach serialu Moda na sukces) i Mary Shelly King (w tę postać wcieliła się aktorka Juliet Landau, znana z seriali: Buffy: Postrach Wampirów i Anioł Ciemności oraz z udziału w filmie Ed Wood). Jak się okazuje młode małżeństwo, które jest zresztą zafascynowane kinem grozy, ma co do przybyłych gości swoje własne plany. Studenci, nieświadomie, stają się aktorami horroru- reality show w reżyserii obłąkanych właścicieli wyspy. Do tego Vinncent i Mary nieustannie czerpią inspirację z klasyków kina grozy takich jak: 13 Duchów, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Hellriser, Ring. Czy któryś ze studentów nie stanie się bohaterem dzieła szalonego małżeństwa?

Cięcie to jeden wielki gniot, który niczym nie różni się od wielu, ale to wielu produkcji tego gatunku. W szczególności przykuł moją uwagę tekst promocyjny na pudełku dvd: "Jak dać się zabić, to z fantazją". Niby spoko, ale gdzie tu fantazja? Toż, jak w co drugim filmie tego typu, latają odcięte piłą lub siekierą kończyny, na wyspie nie działają telefony, a mniej więcej po dwudziestu minutach wiemy, kto jest mordercą. Rzeczą oczywistą jest natomiast, że reżyser, jak przystało na ówczesny horror, musiał zaserwować kilka tak zwanych "barwnych postaci", które mają za zadanie wzbogacić tło fabularne. Tym sposobem poznamy starego wilka morskiego JT Batesa (Burt Young: Rocky I-VI), "zabawnego" szeryfa Stockera i jego głupawego zastępcę Radleya oraz, niezwykle tajemniczą postać , starego Willy’ego (William Forsythe: 88 minut Diamentowa afera, Bękarty diabła, Dawno temu w Ameryce). Nie bez powodu napisałem "tajemniczą", gdyż Willy pojawia się właściwie raptem w paru scenach i... no właśnie tyle. Nie poznamy odpowiedzi na dręczące pytania: "czemu pomaga głównym bohaterom?", "skąd się wziął na wyspie?", "dlaczego aktor pokroju Williama Forsytha wcielił się w tak beznadziejną rolę?". Po prostu – tajemnica goni tajemnicę.

Aktorzy zagrali swoje role na średnim poziomie. Na tle całości są często sztuczni i mało wiarygodni. Momentami odnosi się wrażenie, że nie traktują swoich ról poważnie. Pochwalić mogę jedynie Burta Younga, który, mimo że zagrał niewielki epizod, wypadł dość przekonująco jako kapitan kutra. Pozostali zagrali "na odwal", bez większego zaangażowania, a to jeden z wielu gwoździ do trumny.

Prezentowany w Cięciu humor jest prosty i mało zabawny. Nie wymaga od widza posiadania choćby śladowych ilości inteligencji. To samo można powiedzieć o głównych bohaterach. Charakteryzuje ich całkowity zanik rozumu, na który jedynym lekarstwem zdaje się być zastosowana przez szalone małżeństwo "cięta" kuracja. W niektórych momentach razi w oczy ich kalectwo i niezaradność. Dosłownie potykają się o byle gałęzie, prawie łamią nogi przez zeskok z metrowej skały, a w obliczu zagrożenia zachowują się przerażająco głupio. W szczególności swoją głupotą wykaże się jedna ze studentek kiedy zobaczy małą, czarnowłosą dziewczynkę i znajdującą się obok niej studnię... ta scena powala.

Hmmm... to może chociaż ścieżka dźwiękowa trzyma przyzwoity poziom? Otóż, mówiąc prosto z mostu..., "nie!". Przecież właśnie nastrojowa muzyka ma wprowadzić widza w mroczny stan zakłopotania, niepewności i strachu. Tutaj natomiast ścieżka dźwiękowa jest tylko dodatkiem, na który przez cały czas nie zwraca się uwagi. Można właściwie powiedzieć, że w tym filmie w ogóle nie istnieje, gdyż w żaden sposób nie spełnia swojego zadania.

W ramach podsumowania: Nie będę na siłę szukał jakichś plusów (być może jakieś są, ale tragicznie giną pod naporem wad). Miało wyjść strasznie i śmiesznie, a wyszło strasznie żałośnie. Myślę, że podczas kręcenia, reżyser w pięć minut sklecił fabułę, scenariusz zjadły myszy, prawdziwych aktorów porwano, a ścieżka dźwiękowa... hmmm... no tak, przecież jej nie ma...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


firumu
   
Ocena:
0
ogólnie dałbym 2/10, ale w sumie widziałem gorsze gnioty :P
23-02-2008 18:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.