» Recenzje » Cicha wojna

Cicha wojna


wersja do druku
Cicha wojna
Cicha wojna to kawał porządnego science fiction. Paul McAuley stworzył wciągającą powieść z wartką akcją, a wykreowany przez niego świat potrafi zaskakiwać. Jeżeli tęsknicie za przeżyciami towarzyszącymi lekturze wydanego niespełna rok temu 2312, to z pewnością powinniście sięgnąć po recenzowaną pozycję.

Jedno z największych marzeń człowieka – dotyczące podboju kosmosu – doczekało się spełnienia. Niestety, tylko część ludzi opuszczała Ziemię dobrowolnie. Większość uciekała, ponieważ kolejne klimatyczne katastrofy sprawiły, że olbrzymia część naszej planety stała się niezdatna do życia. Jak to jednak zwykle bywa, niegdysiejsze problemy przemieniają się w przyszłą motywację – aby skolonizować Księżyc i Marsa tak zwani Zewnętrzni musieli dostosować ziemskie organizmy do innych warunków, co pozwoliło im niesamowicie rozwinąć inżynierię genetyczną. Ziemskie władze nie były zadowolone z rosnącej niezależności kolonistów, co doprowadziło do wojny i zniszczenia obu habitatów; zewnętrzni przetrwali jednak i przenieśli się na księżyce Saturna oraz Jowisza. Niestety, dawne konflikty nie zostały zażegnane – widmo wielkiej kosmicznej wojny znów pojawia się na horyzoncie.

Na samym początku recenzji przywołałem tytuł nagrodzonej Nebulą i nominowanej do wielu innych nagród powieści Kima Stanleya Robinsona – oczywiście nie bez powodu. Cichą wojnę i 2312 łączy bardzo bliskie pokrewieństwo. Poczynając od świata przedstawionego (w jednym i drugim przypadku u jego fundamentów leżą inżynieria genetyczna i terraformowanie), przez łudząco podobnych głównych bohaterów (którzy w dodatku trudnią się niemal identycznymi zawodami), aż do pewnego podobieństwa stylu łączącego obszerne opisy z quasi-naukowym żargonem. Największą i najbardziej znaczącą różnicą między tymi książkami jest położenie nacisku na inne aspekty ludzkiej przyszłości – w wizji Robinsona dominuje poetyckie zderzenie malutkiego człowieka z wielkim kosmosem, trudne, lecz piękne; McAuley natomiast dostrzega możliwość eskalacji konfliktów ksenofobicznych i popada w skrajny pesymizm: choć tyle się zmieniło, to ludzkość wciąż grzebie się w bagnie własnych wad.

Fabuła kręci się wokół nadchodzącej wojny, o której nikt nie chce głośno mówić, choć i mieszkańcy Ziemi (z władzami Wielkiej Brazylii na czele), i Zewnętrzni coraz intensywniej się do niej przygotowują. Pisarz skupia się na punktowaniu hipokryzji obu stron konfliktu: pokazuje populizm najważniejszych włodarzy, dwulicowość ludzi decydujących o polityce zagranicznej (czy może międzyplanetarnej) i jawne przykłady łamania wszelkich obietnic, kiedy tylko stają się one niewygodne. Jednocześnie kpi z prowadzącej do absurdalnych sytuacji ksenofobii: ludzkość, która mogłaby dokonać wielkich rzeczy, gdyby potrafiła połączyć rozwiniętą inżynierię kosmiczną jednej strony z możliwościami oferowanymi przez inżynierię genetyczną drugiej, woli tracić siły na kolejne niepotrzebne starcia. Cichą wojnę wypada zaliczyć do hard science fiction, ale jej wielką zaletą jest coś, co powinno się nazwać aktualnością czy celnością; powieść doskonale krytykuje wszystkie nasze niedoskonałości, szczególnie te, które zatruwają życie publiczne.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Niestety, książka na pewno nie jest idealna. Największą wadę powieści McAuleya stanowi mało atrakcyjne rozłożenie fabularnych akcentów. W Cichej wojnie jest kilku ważnych bohaterów, spośród których zdecydowanie najciekawsi są Dave/Ken Shintaro oraz Avernus. Niestety, pisarz obojgu poświęca bardzo mało miejsca, skupiając się na wątkach Macy Minnot, co wypada nieźle, gdyż w jej życiu cały czas coś się dzieje, oraz Sri Hong-Owen, co zupełnie się nie sprawdza. Jej utyskiwania nużą, chora relacja z synem żenuje, a nadęta postawa zwyczajnie denerwuje. Gdyby czytelnik mógł darzyć ją po prostu czarną nienawiścią, McAuley zasłużyłby na aplauz za wykreowanie charakterystycznego bohatera (wszyscy przecież do dziś świętujemy pogrzeb Joffreya Baratheona). Niestety, Sri wywołuje tylko tę niestrawną mieszankę znudzenia i irytacji, która potrafi zepsuć przyjemność z najlepszej nawet lektury.

Cicha wojna to powieść, która z pewnością trafia do wszystkich miłośników fantastyki naukowej. Paulowi McAuleyowi udało się połączyć niezłą fabułę i bardzo ciekawą, choć zasmucającą wizję przyszłości. Ta książka nie oferuje takich wzruszeń jak 2312 – jest konkretniejsza i mniej rozpoetyzowana, co dla niektórych może być wadą, a dla niektórych zaletą. Bez względu na ten szczegół warto po nią sięgnąć – na pewno się nie zawiedziecie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Cicha wojna (The Quiet War)
Cykl: Cicha wojna
Tom: 1
Autor: Paul McAuley
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawca: MAG
Data wydania: 11 kwietnia 2014
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka
Format: 135x202 mm
ISBN-13: 978-83-7480-430-1
Cena: 39 zł



Czytaj również

Ogrody Słońca
- recenzja
Cicha wojna
- fragment

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.