Charakternik - Jacek Piekara

Nowe demonów szaty

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Charakternik - Jacek Piekara
Można by ironicznie stwierdzić, że jaki Jacek Piekara jest, każdy widzi. Wydaje mi się, że to jeden ze słynniejszych polskich fantastów. Opinie na temat jego twórczości wahają się od skrajnych zachwytów do psioczenia na jedyny – według wielu – ważniejszy aspekt jego twórczości: liczne kontrowersje. Tym razem jednak pisarz nie pisze o Chrystusie schodzącym z krzyża – w Charakterniku zabiera nas bowiem w podróż po siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej.

Pan Żytowiecki żyje tak, jak wielu szlachciców w jego wieku: podróżuje od województwa do województwa, odwiedzając krewniaków i dawnych przyjaciół. Majątek, który udało mu się zdobyć przed czternastu laty pod Wiedniem, pozwala na dostatnie życie – całkowicie wystarczające naszemu bohaterowi. Jednak któregoś dnia spotyka dwóch panów braci, którzy są aż nazbyt zainteresowani nawiązaniem z nim znajomości. Jak się okaże, mała awantura w karczmie będzie tylko początkiem wielkiej przygody.

Wcześniej za fantastycznego specjalistę od dawnej Rzeczypospolitej uchodził Jacek Komuda. Muszę jednak przyznać, że pan Piekara radzi sobie z ówczesnymi realiami równie dobrze (mowa o warstwie rozrywkowej, nie stricte naukowej) – klimat powieści jest dosyć mroczny, ale wyraźnie został naznaczony przez atmosferę sarmackiej wolności. Temu wszystkiemu posmaku dodają liczne anegdoty, świetnie pasujące do panów braci (przede wszystkim Żytowieckiego, bardzo przypominającego Onufrego Zagłobę).

Z drugiej strony wspomniany mrok nie pozostawia najlepszego odczucia. W twórczości Piekary to trochę odgrzewany kotlet – Komuda świetnie potrafi radzić sobie bez epatowania wątkami nadnaturalnymi, dlaczego więc nie zdecydował się na to autor Charakternika? Straszna szkoda, że nagle okazuje się, iż zza sarmackiej scenografii spogląda na nas uniżony sługa, tępiciel wszelkiego plugastwa. Jeśli jednak tęskniliście za aniołami i demonami w wydaniu Piekary, nie zawiedziecie się.

Fabule nie można odmówić jednego: jest najzwyczajniej w świecie przyjemna. Z panami Żytowieckim, Myszkowskim i Szczurowickim czas spędza się po prostu miło. Autor snuje opowieść dosyć powoli, ale zdecydowanie przyspiesza w kluczowych momentach. Trochę boli pojawiający się w pewnym momencie łącznik fabularny, który chyba tak doświadczonemu pisarzowi nie przystoi, ale nie psuje on ogólnego odbioru tekstu. Wolałbym co prawda powieść bardziej rozbudowaną, gdyż poza wędrówką trzech szlachciurów Piekara zbyt dużo wątków nie porusza, ale tak spójna opowieść także ma swój urok.

Bez komentarza nie można pozostawić tego, co jest chyba najbardziej charakterystyczną cechą książki: stylizacji językowej. Ta jest wręcz idealna: na tyle delikatna, że przez książkę pędzi bez najmniejszych problemów, ale zarazem na tyle mocna, że bez trudu można poczuć sarmackiego ducha. Pan Szczurowicki i jego pokrętne wywody oraz świetne, sarkastyczne docinki to bardzo mocny element powieści. Siedemnastowieczna Rzeczpospolita nie mogła obejść się bez łacińskich wtrętów – są i te, choć pojawiają się niezbyt często. Dla tych, którym mowa Rzymian – choćby w najmniejszym stopniu – jest obca, autor przygotował przydatny słowniczek.

Dosyć mocnym aspektem książki są bohaterowie, chociaż i ci czasami nazbyt przypominają swoich "krewniaków" z inkwizytorskiego uniwersum. Żytowiecki, jak już wspomniałem, mocno kojarzy się z sienkiewiczowskim Zagłobą – widać, że pisarz wzorował się na tej postaci, ale – niestety – w pojedynku na krotochwilę szlachcic z Charakternika swojemu pierwowzorowi by nie sprostał. Myszkowski ukrywa swoją tajemnicę długo i to dopiero ona przekonała mnie do tego bohatera – gdyż przez większą część powieści taki burkliwy mściciel niezbyt dobrze sprawdza się w roli najważniejszej postaci. Ostatnim, o którym warto wspomnieć, jest pan Szczurowicki – największa ozdoba utworu. Ten pan, początkowo jawiący się jako piąte koło u wozu, szybko okazuje się świetnym komentatorem zdarzeń.

Fabryka Słów idealnie trafiła w mój gust, jeśli chodzi o wydanie. Świetna okładka, lekko stylizowane kartki, czytelna czcionka i dobry papier to standard dla tego wydawnictwa, ale już niesamowite ilustracje – nie zawsze. A te w Charakterniku wręcz powalają – nie wyobrażam sobie, żeby ta powieść mogła być zilustrowana w inny sposób.

Najnowsze dokonanie Jacka Piekary polecałbym przede wszystkim zadeklarowanym fanom Komudy. Charakternik może umilić Wam oczekiwanie na nową powieść specjalisty od spraw Sarmacji. Książki nie powinni natomiast czytać ci, których znudził Cykl o Inkwizytorze – możecie tutaj spotkać zbyt wiele znajomych zabiegów, aby w pełni docenić kunszt powieści.