Brain Games pojawili się nagle na tegorocznych targach w Essen, oferując niezależne językowo karcianki w niewielkich pudełkach i z krótkim czasem rozgrywki. Jednym z czterech tytułów, którymi zadebiutowali, jest Central Market. Jednocześnie jest to najbardziej rozbudowana pozycja nadbałtyckiego wydawcy. Strategia z podbijaniem… niższego wyniku. Zapraszam po szczegóły do recenzji.
Wielkością pudełko do Central Market przypomina produkcje ze stajni wydawnictwa Amigo. Zrobione jest z wyjątkowo grubego kartonu, a do tego posiada specjalne zaokrąglenia na palce celem łatwiejszego ściągania wieczka. W środku znajdziemy wypraskę, do której idealnie zmieszczą się wszystkie elementy gry. Karty są wyjątkowo dobrej jakości i do tego pokryte specjalnie zabezpieczającą siateczką – powinny wytrzymać mnóstwo rozgrywek. W pudełku znajdziemy jeszcze gruby, kartonowy tor punktacji i znacznie cieńsze kolorowe, okrągłe znaczniki. Całości dopełnia jeszcze niemiecka i angielska instrukcja, niestety, mocno przegadana przez co banalne zasady Central Market wydają się mocno skomplikowane. Oprawa graficzna tytułu, za którą odpowiedzialna jest Linda Ārende, na myśl przynosi siermiężne czasy PRL-u. W czasach, gdy gra to produkt, a głównymi odbiorcami są dzieci wychowane na kulturze obrazkowej, to wizualną stronę Central Market można określić co najwyżej jako estetyczną. Ilustracje próbują być raz naturalistyczne, raz dowcipne – niestety, zwłaszcza postacie ludzkie wychodzą karykaturalnie, a nawet wręcz brzydko. Brawa za jakość wykonania, bura za oprawę wizualną.
Central Market to pozycja, w której staramy się sprzedać jak najwięcej warzyw w jak najlepszej cenie, jednocześnie psując szyki przeciwnikom. Każda runda rozgrywki składa się z 3 faz:
Dostarczania produktów – każdy z graczy otrzymuje 4 losowe karty z talii produktów o wartości od 2 do 4 kilogramów. Nie mamy, niestety, żadnego wpływu na to co się nam trafi.
Sprzedaż – odbywa się poprzez licytację. Rozpoczyna pierwszy gracz, który wybiera warzywo (jednak jeszcze nie ujawnia karty/kart z ręki) i kładzie swój znacznik na karcie licytacji (pola od 9 do 1). Kolejni mogą spasować lub przebić przeciwnika, obstawiając niższą wartość. Gdy wszyscy spasują, nadchodzi czas sprzedaży produktu. Pierwszy pozbywa się swoich warzyw ten, kto wylicytował najniżej, a potem ci, którzy obstawiali wyższe wyniki. Ilość produktu mnożymy przez obstawioną wartość – są to zdobyte przez nas punkty dochodu (zaznaczamy je na naszej, specjalnej karcie dochodu). Każdy z graczy ma prawo rozpocząć licytację jednego, innego typu produktu. Obowiązuje limit (na turę) sprzedaży 10 kg każdego warzywa i każdy uczestnik rozgrywki może sprzedać maksymalnie 10 kg produktów łącznie – dlatego kolejność w licytacji jest tak ważna.
Koniec rundy – czyli przygotowanie do następnej kolejki. Każdy z graczy, jeśli chce, może odłożyć jedną z pozostałych na ręce kart na bok (w finałowej, ostatniej kolejce nie ma fazy Dostarczania produktów, więc to jedyny sposób na zebranie warzyw na nią). Reszta kart zostaje odrzucona. Ten, kto miał w mijającej rundzie najwięcej punktów dochodu otrzymuje tyle punktów zwycięstwa, ilu jest uczestników zabawy. Każdy kolejny otrzymuje o jeden mniej. Gracz posiadający najmniejszą ilość punktów zwycięstwa zostaje pierwszym graczem na kolejną rundę.
Central Market posiada bardzo ciekawy mechanizm licytacji. Wylicytowanie niższej wartości pozwala rozpocząć sprzedaż. Jeśli posiadamy wystarczającą ilość produktu, jesteśmy w stanie pomieszać szyki przeciwnikom. Natomiast jeśli mamy mało warzyw określonego typu, to tylko mu pomożemy – sprzeda je drożej i otrzyma więcej punktów dochodu. Niewiele jest miejsca na strategię, gdy karty dochodzą na rękę losowo i… nie możemy zatrzymać żadnej na kolejną turę. Sprawę mają ułatwiać karty specjalne. Cheat pozwala licytować produkt, którego nie mamy i sprzedać inny jakby był właśnie tym licytowanym warzywem. Tourists umożliwia dodatkową sprzedaż, która może przekroczyć limit 10 kg w obu kategoriach. Rot zagrany na kartę produktu zmniejsza jego wartość wagową o połowę, oznaczając, że reszta jest zepsuta i nie nadaje się do jedzenia. Niestety, przeciwnicy dysponują dokładnie tym samym zestawem zdolności, a każda karta jest jednorazowa. Runda finałowa to kolejne nieporozumienie – nie daje ekstra punktów, a rozgrywamy ją kartami zbieranymi przez całą rozgrywkę. W żaden sposób nie nadrobimy więc strat z poprzednich rund zabawy.
Central Market to pozycja, która w żaden sposób nie trafiła w moje gusta. Choć mechanizm licytacji o coraz niższe stawki na papierze jest arcyoryginalny i ciekawy, w praktyce nie przynosi specjalnych emocji. Za mało kart specjalnych, wątpliwy walor edukacyjny i do tego siermiężna grafika. Pomysł był, jednak sporo zabrakło do tego, by gra stała się więcej niż przeciętnym tytułem.
Plusy: