Carcassonne
Odsłony: 64Mamy nową planszówkę Carcassonne. Pierwszy testing gry skończył się o 2.49 po kilku partiach, więc gra się podoba. W wolnej chwili zapraszam drużynę do wspólnej gry.
Mógłbym ich zaprosić w formie: Cześć. Mamy nową planszówkę Carcassonne, daj znać kiedy masz czas, pogramy. Na razie.
Wolałem tak:
Rozmowa wieczorna przy stole:
-Ziemi Ci u nas w bród, jakiś zameczek by też się znalazł.
-A dla kogóż to?
-Dla naszych krewniaków drogich, wolę swoje gardło karmić, niż obcych co to nam Książę z wysyła jako panów na włościach.
-Krewniak drogi owszem, ale czy nie dla naszej kiesy?
-Głupstwa gadasz, krewniak to krewniak, zawsze ród silny będzie, jeżeli zaraz obok swój będzie miał wojska niż jaki obcy pan.
-A po Ci wojska, skoro spokój u nas? Może książęcy stolec, Ci się marzy co?
-Tyś to powiedział, nie ja! Książę nas drogi niech panuje, ale książę wsakże swoje lata ma... na dziatki choroba może najść... a wtedy co się stanie z ziemią i zamkami? Strach w ludu, gdy nie mają oparcia znacznego, a ród silny nasz, takie oparcie daje.
-Niech będzie. Ślę listy do naszych braci we krwi. Niech się zjawią.
-A wtedy my ród wzbogacimy.
-Tak będzie! Gońca!
*** Drogi kuzynie! Śpieszę Ci donieść, żebyś rzeczy spakował i czym prędzej ruszał w moje strony, mapę masz w drugim pergaminie. Jestem teraz w okolicach miasta Carcassonne i muszę Ci przyznać powodzi mi się nieźle. To jest też szansa dla Ciebie, gdyż jest tutaj dużo ziemi, a stoi ona odłogiem. Mnisi, chłopstwo, a nawet zbójnicy są nieruchawi i nie ma w nich woli życia. Wolę, którą my możemy wlać w nich, a wyciągnąć parę mieszków złota. Ba! Może nawet ładny zameczek postawić. Śpiesz się, bo nie mamy czasu dużo, a niedługo także inni mogą się zjawić i chcieć przejąć to co nam się należy. Przybywaj bez zwłoki
twój drogi Kuzyn
***
Damazy stał niespokojny na moście. Trzymał w ręku list, który mówił o ziemiach, które można zdobyć bez wysiłku znacznego, jeno trzeba rękę wyciągnąć. Co zrobić, czy ruszać daleko, gdy tutaj dzieci są? Co z nimi może się stać, przecież drogi takie niebezpieczne. Strumyk poniżej płynął szybko, szum wody nie pozwalał się namyślić dostatecznie.
Nagle zaniepokojony doznał nieprzyjemnego uczucia. Rozchylił kurtkę, żeby sięgnąć po sztylet, w razie czego, ale dotknął tylko pochwy przywieszonej u pasa. Pustej pochwy. Niepokój był w pełni uzasadniony. Stał na moście w lesie a ku niemu szło trzech zbójców z wyciągniętymi mieczami.
Obrócił się do nich szybko i zawołał:
-Co chcecie zrobić?!
-Co tylko każesz ojciec.
Zbójcy stali wokół niego.
-To szykujcie konie, ogień zagaście, baby pożegnajcie. Jedziem w dalekie strony. Konia mi przyprowadźcie. Z okrzykami zachwytu rozbiegli się wokół.
-Ach dzieci, dzieci- pomyślał Damazy- radość życia i największe zmartwienie. A gdzie mój sztylet? Rozglądał się wokół zmartwiony.
-Ojej! Tutaj jest! Herszt bandy Damazy pochylił się nad ciałem gońca i opierając butem o jego głowę wyciągnął sztylet z piersi. Wytarł krew z ostrza jego suknem i ciało zrzucił do rzeki. Podśpiewywał sobie jeszcze idąc w stronę jednego ze swoich synów.
-Pojedziemy na łów, na łów towarzyszu mój.