» Recenzje » Call of Juarez: Więzy krwi

Call of Juarez: Więzy krwi


wersja do druku

Pewnego razu na dzikim zachodzie

Redakcja: Marta 'Denae' Matyjewicz

Call of Juarez: Więzy krwi
Rasowy first person shooter polskiej produkcji to zjawisko jeszcze rzadsze od gier osadzonych w konwencji westernowej. Na premierę drugiej części Call of Juarez czekałem więc z podwójną ciekawością. Początek cyklu miał sporo wpadek, widać jednak, że autorzy nie marnowali czasu. Więzy krwi to porządny FPS, który bez obciachu może reprezentować możliwości polskiej myśli informatycznej w szerokim świecie.

Zanim doszło do premiery drugiej części, załoga z Techlandu miała nad czym pracować i co poprawiać. Pomijając szybkość działania jedynki na pecetach, oraz jej grafikę, która nie wykraczała ponad przyzwoitą, wątpliwości budziła sama rozgrywka. Niby fajnie - dziki zachód, prerie, rewolwerowcy, miasteczka bezprawia, ale coś nie grało. Męczące okazało się choćby podzielenie zabawy na rozdziały, gdzie gracz wciela się w pastora-rewolwerowca oraz te, gdzie głównym bohaterem jest zwinny Meksykanin. Grając tym pierwszym, można było sobie postrzelać. Potem trzeba było się przemęczyć w sekwencjach 'skradanych'. I znowu. W efekcie pierwszy CoJ przepadł w starciu z konkurencją 'z Zachodu'. Po trzech latach polscy koderzy udowodnili, że błędy to dla nich cenne doświadczenie.


Dobry, zły i brzydki

O ile Więzy krwi nie oszałamiają oprawą wizualną, czy nowatorskimi rozwiązaniami, to na pewno nie można im w tym temacie wiele zarzucić. Wartość tej gry leży w czymś innym. To szeroko rozumiany klimat, ciekawi bohaterowie oraz skuteczne w swojej efekciarskości operowanie fabułą.

Akcja cofa się o parę lat w stosunku do części pierwszej. Trwa wojna secesyjna. Bracia Ray i Thomas McCall walczą po stronie Południa, jednak bez większego przekonania. W momencie zagrożenia ich własnej farmy zwyczajnie dają nogę. Jak nie polubić dwóch wyszczekanych degeneratów o silnym, południowym akcencie, którzy na samym początku gry dezerterują z woja? W pierwszym rozdziale autorzy ubierają gracza w buty Raya – twardego rewolwerowca o dość parszywej gębie, którego atutem jest między innymi możliwość trzymania dwóch pistoletów naraz. Wyprawa w stronę zagrożonej farmy przebiega w kowbojkach Thomasa - bardziej gładkiego z lica, słabiej zżytego z rewolwerami, sięgającego za to po noże i indiańskie łuki. Na miejscu bracia zastają zburzony dom i najmłodszego z klanu McCall - Williama, który choćby chciał, to nie obronił by gospodarstwa. To pierdoła o kapłańskich aspiracjach i drażniącym głosie, którą na szczęście ograniczono do roli NPC-a.

Od gracza zależy czy chce być tym złym (i zręcznym), czy tym brzydkim (i silnym). Różnice w grze są raczej kosmetyczne, co tym razem można zaliczyć na plus, bo nie trzeba się skradać. W końcu to western - liczą się strzelaniny. Dwaj bohaterowie pozwalają też poznać historię z dwóch odmiennych perspektyw. Fakt, że niezbyt odległych.


W samo południe

Bitwa Północy z Południem to mocne uderzenie na początek. Wyprawa do farmy nieco zmniejsza temperaturę wymiany ołowiu. Autorzy przygotowali dla gracza w dalszej części rozgrywki, niemal wszystkie lubiane patenty, które pojawiły się w westernach od początku istnienia sztuki filmowej. Jest strzelanina w miasteczku amerykańskim, meksykańskim, w okolicy zamieszkanej przez Indian, ostrzeliwanie się z canoe i dyliżansu, jest nawet odbijanie więźnia z aresztu. Mamy wielki skarb, z którym związana jest fabuła i tytuł gry. Zabrakło tylko napadu na bank. Nie brak natomiast pojedynków, kiedy to jednocześnie trzeba chodzić wkoło przeciwnika i utrzymywać krótki dystans pomiędzy dłonią a rewolwerem. Sięgnięcie po pistolet zanim rozlegnie się odgłos dzwonu, jest karane cofnięciem ręki, a zbytnia nerwowość może w efekcie kosztować życie. Podobnie jak brak celności.

Autorzy wprowadzili też smaczny pomysł, który z braku lepszego określenia można nazwać 'wjazdem na chatę', lub też 'wejściem na rympał'. Bracia stają po dwóch stronach drzwi, zamiast klamki używają własnej nogi, wchodzą - czas zwalnia. Dwa celowniki suną z boków ekranu, a zadaniem gracza jest lekko wpływać na ich ruch i w odpowiednich momentach ciągnąć za spusty swojego pada. Slow motion występuje też w wersji solo, która dla każdego z braci jest inna. Rayowi trzeba namierzyć do dwunastu celów, a gdy mija dostępny czas - żaden z pocisków nie chybia. Zabawniej jest z Thomasem, który automatycznie namierza kolejnych sześciu przeciwników. Rolą gracza jest tylko pociągać za gałkę na padzie tak, jakby odciągało by się kurek pistoletu. Niby drobiazgi, ale przyjemności sporo.

Klimat tej gry to jednak nie tylko bohaterowie z charakterem, świetny voice-acting, filmowe sekwencje akcji i ogólna inspiracja twórczością Sergio Leone. To także oprawa. Sama grafika spełnia swoją rolę, wyglądając po prostu dobrze. Dużo większe znaczenie od ilości detali czy jakości tekstur ma w Więzach krwi paleta barw, rzadko wychodząca poza sepię. Od razu czuć pustynny wiatr i piasek na języku. Jeszcze istotniejsze w tworzeniu atmosfery ma w tej grze muzyka. Za znajome frazy rodem z dorobku Ennio Morricone - niby odtwórcze, ale przecież skomponowane od zera i wpadające w ucho – Pawłowi Błaszczakowi należą się głośne brawa. Tak, nad tą grą zdecydowanie unosi się duch Leone, który przygląda się z wysoka i stwierdza, że dziś nie byłby reżyserem filmowym, a lead designerem. Tylko że jego produkcje były by lepsze.


Dzika Banda

Produkt ekipy z Techlandu, jak niemal każdy współczesny shooter, obdarzony jest trybem multi. Gracze spragnieni grupowej wyżynki z użyciem broni bębenkowej znajdą tu na pewno coś dla siebie - zwłaszcza że trybów gry jest mnóstwo i różnią się od tych powszechnie znanych. Zamiast zabawy w terrorystów i spec-opsów, wprowadzono podział na drużynę wyjętych spod prawa i szeryfów. Można ganiać się w grupach. Można pojedynczo, gdzie uziemienie najlepiej poczynającego sobie gracza punktowane jest najwyższą nagrodą. Można też grać w trybie 'Wild West Legends', który proponuje proste scenariusze, a sama rozgrywka przypomina uproszczonego Wolfenstein: Enemy Territory. Jest miło... A potem i tak sięga się po Call of Duty.


Za garść dolarów więcej

Call of Juarez: Więzy krwi to kawał porządnie sporządzonego kodu, nie roszczącego sobie pretensji do tytułu gry roku, ale z polotem. Autorom udało się zmajstrować grę, której poziom broni ją przed ocenianiem według 'polskich możliwości', a to już coś – i tak zresztą powinno być zawsze. Mówiąc o mankamentach, mogę chyba wskazać tylko jeden, za to poważny. Jeśli ktoś nie lubi westernów, to klimat go nie ujmie. Samo zacięcie do strzelanin nie wystarczy, by w pełni rozkoszować się tą grą. Smaczki będą niestrawne. Nawiązania do klasyki nieczytelne. Pozostali mogą jednak liczyć na solidną rozrywkę. Nie za długą, nie za krótką, taką w sam raz, za to przyjemnie odmienną od kolejnych starć w mundurach aliantów, czy też amerykańskich oddziałów antyterrorystycznych. Polacy potrafią. Warto wysupłać z kieszeni tą przysłowiową garść dolarów, czy po prostu złotówek i zwyczajnie dać im szansę.

Przemysław Pawełek jest dziennikarzem Polskiego Radia
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.62
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Call of Juarez: Więzy Krwi
Seria wydawnicza: Call of Juarez
Producent: Techland
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor polski: Ubisoft
Data premiery (świat): 30 czerwca 2009
Data premiery (Polska): 3 lipca 2009
Platformy: PS3, Xbox 360
Strona WWW: www.callofjuarez.pl/



Czytaj również

Gamescom 2023 – Część I
Święto gier w Kolonii
Dying Light 2: Stay Human
Znakomite deja vu
- recenzja
Metro Exodus
Kiedy Metro przestaje wystarczać
- recenzja
E.T. Armies
Przetrwają jedynie najwięksi?
- recenzja
Shadow Warrior 2
Wejście Wanga
- recenzja
Stasis
Ciemność za rogiem
- recenzja

Komentarze


Duke Kris
   
Ocena:
0
Zachęciła mnie ta recenzja, a że wspieram polskie produkty :p po obejrzeniu trailera gry w połączeniu z recką jestem na tak jeśli chodzi o zakup ;]
31-01-2010 01:37
beacon
   
Ocena:
0
Recka jest super, ale po demie gry byłem maksymalnie zniechęcony. Ten gameplay jest jakiś niepoukładany.
31-01-2010 01:50
Gonz
   
Ocena:
0
Tak jak piszę - gameplay nie rewelacja, acz IMO spokojowy, całość jednak klimatem nadrabia.
31-01-2010 04:32
XLs
   
Ocena:
0
mam i gram:D niesamowita gra
31-01-2010 19:24

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.