» Recenzje » Call of Juarez: Gunslinger

Call of Juarez: Gunslinger


wersja do druku

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie

Redakcja: Marigold

Call of Juarez: Gunslinger
Po świetnych dwóch pierwszych częściach kolejna odsłona serii Call of Juarez okazała się niezbyt udana. Wydawało się, że potencjał marki został wykorzystany i niewiele da się już z niej "wycisnąć". Na szczęście ekipa Techlandu dzięki Gunslingerowi pokazała, że rewolwerowcy Dzikiego Zachodu nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

____________________



Jest początek XX wieku. Czasy nieogolonych, pachnących tytoniem i whisky łowców nagród bezpowrotnie minęły. W obskurnej knajpie siedzi podstarzały człowiek podający się za Silasa Greavesa – jednego z najsłynniejszych najemników. Greaves zachęcony darmowymi trunkami zaczyna opowiadać o swoich przygodach. A jako że jest doskonałym gawędziarzem, ku uciesze zgromadzonych słuchaczy trochę kufli wypija. Rozmach opowieści rośnie razem z liczbą promili u narratora. Dowiadujemy się więc jak "naprawdę" było z Jesse Jamesem, braćmi Dalton czy Billym Kidem. Podczas retrospekcji w skórę Silasa wciela się gracz i sieje postrach wśród ówczesnych rzezimieszków. Podczas kampanii tu i ówdzie poukrywane są "okruchy prawdy", które zawierają informacje na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń.

Chylę czoła przed autorami pomysłu. Dzięki takiemu podejściu gra jest pełna humoru, nie trzeba przejmować się realizmem, a świetna narracja sprawia, że Gunslinger naprawdę wciąga. Wisienkę na torcie stanowi rewelacyjne zakończenie, podczas którego poznajemy kolejną legendarną amerykańską personę – jej tożsamość musicie jednak poznać sami. Zabrakło mi jedynie gościnnej wizyty Raya i Thomasa McCallów, czyli głównych bohaterów Więzów Krwi – spojrzenie na ich historię z perspektywy Greavesa idealnie nadawałoby się na poboczne zadanie albo nawet cały etap.


W samo południe

Pod względem gameplayu gra jest twórczym rozwinięciem pomysłów z poprzednich części. Akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a naszym zadaniem jest strzelanie. Im bardziej efektowne, tym lepiej – za wyeliminowanie wroga z dużej odległości, strzał w głowę czy przestrzelenie osłony zdobywa się punkty, za które można dokupić rozmaite wzmocnienia. Te układają się w trzy drzewka umiejętności: pierwsze skupia się na walce z użyciem dwóch rewolwerów naraz (Desperado), drugie pomaga w walce na dystans (Łowca), natomiast trzecie poprawia zdolności związane z potyczkami twarzą w twarz z przeciwnikiem. Zwieńczeniem każdego jest dostęp do dedykowanej broni, zauważalnie silniejszej niż podstawowy oręż. Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, by zdobywane umiejętności łączyć – a niektóre doskonale do siebie pasują. Pod koniec Silas dysponuje siłą ognia równą niemal całej armii, jednak dzięki odpowiednio dozowanemu poziomowi trudności rozgrywka ani na chwilę nie przestaje być emocjonująca. W zdobywaniu punktów bardzo przydatny jest tryb koncentracji, po aktywowaniu którego czas zwalnia, antagoniści zaznaczeni są na czerwono, a unikanie kul staje się dużo łatwiejsze. Oprócz tego w sytuacji, kiedy Silas jest na krawędzi śmierci, co jakiś czas miewa swoistą wizję, podczas której może uchylić się przed pociskiem i zlikwidować wrednego przeciwnika.

By strzelanie zbyt szybko się nie znudziło, gra co jakiś czas zaskakuje różnymi urozmaiceniami. Koniec każdego poziomu wieńczy pojedynek z "głównym złym" tego etapu. Można go zakończyć w honorowy (i trudniejszy) sposób, atakując dopiero po pierwszym ruchu oponenta, lub nie przejmować się tym i po prostu go zastrzelić. Pierwsze rozwiązanie jest oczywiście o wiele bardziej satysfakcjonujące, choć niekiedy moja frustracja po którymś z kolei powtórzeniu sięgała zenitu. Dla fanów starć jeden na jednego pozostaje tryb pojedynków, w którym trzeba po kolei honorowo pokonać wszystkich 15 bossów. Dostępny jest również tryb akcji, gdzie liczy się jak najszybsze przejście etapu i zgromadzenie jak największej liczby punktów. Zabrakło jednak multiplayera – a szkoda, bo możliwość pojedynkowania się z kolegami to świetna opcja.


Mają rozmach!

Pod względem graficznym twórcy postanowili zastosować znaną między innymi z XIII czy Borderlands technikę cel-shadingu, która sprawia, że świat wygląda jak rodem z komiksu. Na szczęście filtr jest nienachalny, dzięki czemu idealnie pasuje do konwencji i nie powoduje wrażenia przerostu formy nad treścią. Żadnych zastrzeżeń nie można mieć do warstwy dźwiękowej – aktorzy dobrze wykonali swoją pracę, a odgłosy otoczenia brzmią tak, jak powinny.

Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić Gunslingera każdemu fanowi strzelanin. Pomimo pewnych ograniczeń to naprawdę świetna produkcja, która zapewnia kilka godzin bardzo przyjemnej rozrywki.

Plusy:
  • świetny klimat
  • dynamika
  • pomysłowe ulepszenia
Minusy:
  • brak trybu dla wielu graczy
  • długość


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
9.75
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Call of Juarez: Gunslinger
Producent: Techland
Wydawca: Ubisoft
Data premiery (świat): 22 maja 2013
Data premiery (Polska): 22 lutego 2013
Nośnik: 1 DVD
Platformy: PC



Czytaj również

Call of Juarez: Więzy krwi
Pewnego razu na dzikim zachodzie
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.