» Recenzje » Być może gwiazdy

Być może gwiazdy

Być może gwiazdy
Nie do końca jestem w stanie w to uwierzyć, ale Terra Ignota dobiegła końca. Moje niedowierzanie opiera się na dwóch mocnych fundamentach. Po pierwsze – żałuję, że zamknięty został cykl, który przyniósł mi w ciągu ostatnich lat tyle frajdy i uznawany jest przez wielu za nowego klasyka gatunku; po drugie – nie chcę jeszcze oswoić się z ulgą, jaka mnie zalała po przewróceniu ostatniej kartki tej monumentalnej, niekończącej się powieści. Czy to oznacza, że żałuję choćby minuty z niemal dwudziestu godzin poświęconych na lekturę? W żadnym wypadku.

Ten dzień nadszedł. W świecie, który zapomniał, czym jest wojna, dochodzi do pierwszych starć. Jednak nie to jest dla zatroskanych o losy bezbronnych najpoważniejszym powodem do zmartwień – znacznie więcej niepokoju budzi dzień, gdy cichną lokalizatory do tej pory odpowiadające za codzienną komunikację. W połączeniu z kryzysem transportowym diametralnie zmienia to współczesną cywilizację: jedność, gdzie odległość i czas właściwie nie istniały, gdzie wszystko było tu i teraz, zmienia się w zbiór odizolowanych punktów. A przy tym wszystkim kluczowe staje się pytanie: kto odpowiada za nagłą ciszę w eterze?

Choć lata temu pogodziłem się z marginalną rolą literatury w życiu publicznym i jeszcze mniejszym znaczeniem fantastyki naukowej w ogólnym dyskursie, to przyznaję, że w ostatnim atawistycznym zrywie, kiedy umysł śpi, zastanawiam się: jak to możliwe, że absolutnie nikt nie przejmuje się omawianą tu powieścią Ady Palmer, czy – mówiąc ogólniej – cyklem Terra Ignota? Nawet nie do końca żartuję – w moich oczach seria ta jest w ramach gatunku prawdziwym wydarzeniem. Zaskakuje mnie to, tym bardziej że niektóre teksty science fiction odrobinę atencji otrzymują – choćby Pamięć zwana Imperium w okolicach polskiej premiery było szerzej komentowane. I tak jak tekst Arkady Martine mi się podobał, tak nie mam wątpliwości, iż Terra Ignota przerasta go na wielu, wielu płaszczyznach.

Największą zaletę kolejnych powieści składających się na cykl, łącznie z Być może gwiazdy, stanowi pokazanie, że wciąż można powiedzieć w ramach gatunku coś nowego. Wymagało to w tym wypadku olbrzymiego wysiłku twórczego, nieporównywalnego do tego, jakiego potrzebowały długie opowiadania czy mikropowieści ze złotych lat fantastyki naukowej, ale – da się, zdecydowanie. Palmer stworzyła kompleksową, a przy tym oryginalną wizję przyszłości, używając do realizacji zadania narzędzi z przybornika adepta nauk humanistycznych, przede wszystkim socjologii i historii. To kluczowe stwierdzenie, bo takie podejście zmienia niemal wszystko; ile razy czytaliśmy o tym, że na Ziemi nagle pojawiła się rewolucyjna forma transportu, umożliwiająca de facto teleportację? Milionkrotnie. I jakie najczęściej są tego skutki? Światem rządzi taka lub inna technokratyczna klika, która toczy kolejne wojny – tyle że w kosmosie. Tutaj nie ma o tym mowy. Rewolucja to rewolucja, a technika ciągnie za sobą pozostałe aspekty życia. Dlatego też świat Palmer jest tak atrakcyjny: z jednej strony dziwny i na pierwszy rzut oka niezrozumiały (czym, do licha, są Pasieki? Jak te społeczeństwa działają? Jak ci postludzie właściwie się ze sobą dogadują?), z drugiej, po zagłębieniu się – totalnie racjonalny, oparty o sensowne fundamenty i po prostu inny. I tak powinno być – przyszłość to nie przebrana w neony i wszczepy teraźniejszość, a osobny byt, który wyrósł na bazie nowych okoliczności.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pisarka zdawała sobie oczywiście sprawę z tego, że koniec końców musi mieć coś, co pozwoli czytelnikowi zrozumieć tę wizję. I tym razem także nie poszła na kompromis – uznała, że wykorzysta do tego… dorobek europejskiej kultury? Tak chyba trzeba by to ująć, bo w cyklu podobnym znaczeniem cieszą się Homer, Hobbes i Wolter. To ma olbrzymie wpływ na narrację czy może prezentację, tak w pierwszych trzech, jak i czwartym tomie cyklu. Mycroft Canner, główny i najważniejszy narrator, pisze niezwykle potoczyście, pozwala wtrącać się w wypowiedzi swoim intelektualnym idolom, a za sprawą silnych sugestii, szczególnie w Być może gwiazdy, sprawia, że wojna, do której w końcu dochodzi, zdaje się odtwarzać Iliadę. Co to oznacza? Dużo zamieszania, całe mnóstwo teoretycznie niepotrzebnych słów do przeczytania, niepokojące poczucie anachroniczności towarzyszące lekturze cały czas, w końcu – świeżość, ponownie niezwykłą świeżość. Palmer niekiedy tańczy na ostrzu noża, szczególnie w tomie czwartym, momentami popadając w zalatujące grafomanią gadulstwo, ale koniec końców się broni. W dużym stopniu za sprawą bohaterów – jest ich całe mnóstwo, ale każdy na tyle charakterystyczny, że ciężko byłoby uznać to za wadę. Zaczynając od samego Mycrofta niezwykle charyzmatycznego służącego, przez kolejnych władców świata i herosów, kończąc na uosobionych bóstwach – Terra Ignota to prawdziwa galeria barwnych postaci.

Dochodzę niestety do miejsca, do którego dojść nie chciałem – tego mianowicie, gdzie przyznaję, że literatura Ady Palmer zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Ba, nawet ja – wyczekujący kolejnych tomów jak zbawienia – miałem przy Być może gwiazdy chwile zwątpienia; zwątpienia nieco fałszywego, bo byłem pewny, że warto kontynuować lekturę, ale jednak – niełatwo przebić się przez tę cegłę. To prawie dziewięćset stron druku w niezbyt dużym formacie, na których Dziewiąte Anonim lub Mycroft zachowują się tak, jak nas do tego przyzwyczaili: co chwilę popisują się jakąś kwiecistą apostrofą do Apolla, poświęcają dwa akapity momentowi przerwy w monologu Jehovah, zagłębiają się w długich refleksjach nad kulturową rolą płci czy znaczeniem religii dla życia społecznego. Szczególnie trudna jest pierwsza połowa powieści, dopiero w drugiej bowiem zaczynają pojawiać się najbardziej charyzmatyczni bohaterowie, tacy jak Ganymede czy Cornel MASON. Nie oznacza to jednak, że droga przez ciernie w pewnym momencie się kończy – co jakiś czas pojawiają się wypowiedzi skonfigurowanych z ograniczoną interpunkcją, a jeden rozdział w całości jest stylizowany na komputerowy zapis działania ludzkiej maszyny. Palmer woli pokazać niż opisywać post factum, to na pewno. Ale czy wynagradza wysiłki czytelnikowi? Oczywiście. Kolejne objawienia dotyczące powodów i skutków toczonej przez Pasieki wojny wręcz wstrząsają wszystkim tym, czego autorka uczyła odbiorcę przez poprzednie trzy tomy, ale w stylu wręcz arcymistrzowskim – bez wrażenia łamania światotwórczych zasad, poprzez pomysłowe ich gięcie. Tak jak świat Palmer jest rewolucyjny w stosunku do naszego, tak Być może gwiazdy są rewolucją w jego ramach. Rewolucją, która go dopełnia.

Cóż rzec w podsumowaniu – można by dyskutować o tym cyklu naprawdę długo, przecież nawet nie zająknąłem się na temat tego, jak pięknie giną bohaterowie w czwartym tomie czy o tym, z jaką gracją pisarka przekształca awanturę o paryski burdel w fundamentalne pytanie o kolejne cele cywilizacji, ale nie czas ani miejsce na to. Dobrze, że Terra Ignota kończy się w tym momencie – kiedy powiedziane zostało, co miało zostać powiedziane, a czytelnicy jeszcze nie są śmiertelnie zmęczeni przytłaczającym stylem Palmer. I choć chciałbym, żeby była to lektura dla wszystkich, to wiem, że nieco niszowa Uczta wyobraźni jest dla niej idealny miejscem. Tę szatę graficzną kojarzy się z oryginalnością, świeżością, wyzwaniem – i właśnie tym, w najwyższym stopniu, była ta seria; tym jest Być może gwiazdy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.5
Ocena recenzenta
9.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Być może gwiazdy
Tytuł oryginalny: Perhaps the Stars
Cykl: Terra Ignota
Tom: 4
Autor: Ada Palmer
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: Mag
Data wydania: 13 lipca 2022
Liczba stron: 896
Oprawa: twarda
Format: 140x210 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-67023-46-7
Cena: 89 zł



Czytaj również

Zdecydowani na walkę
Od decyzji do czynu jeszcze długa droga
- recenzja
Siedem kapitulacji
Koniec utopii
- recenzja
Do błyskawicy podobne
Porażające doświadczenie
- recenzja

Komentarze


Henryk Tur
   
Ocena:
0

Hurraoptymistcyzne recenzje zaintrygowały mnie na tyle, że sięgnę po ten cykl.

10-12-2022 11:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.