Bulletstorm

Autor: Tomasz 'kaduceusz' Pudło

Bulletstorm
W ostatniej aktualizacji Playstation Store trafiła się pozycja, jakiej żaden miłośnik strzelanek przepuścić nie może. Mowa o demie Bulletstorm – najnowszej produkcji warszawskiego studia People Can Fly. Pytanie brzmi – jak gra rokuje i czy zapowiada się na najbardziej kozackiego shootera tego roku?

W demie Bulletstorma autorzy proponują jeden etap Ech. Echa (Echoes) to arcade’owy tryb gry, wykorzystujący fragmenty poziomów z kampanii dla pojedynczego gracza. Celem jest nabicie jak najwyższego wyniku na liczniku punktów. Te dostaje się za wykonywanie słynnych skillshotów (pol. strzałów popisowych) oraz za czas, jaki zajmuje nam przejście Echa. Za zwyczajne zabicie jednego z licznych przeciwników dostajemy 10 punktów. Za popisowe zabicie – kilka do kilkadziesiąt razy więcej.

Do dyspozycji mamy następujący arsenał – zwykły karabin maszynowy, pistolet, wyrzutnię miotającą parą granatów połączonych linką, energetyczny bicz oraz, last but not least, cios z buta. W dodatku otoczenie pełne jest kolców, wystających ze ściany prętów (na które można nadziać) oraz dziur (w które można zrzucać). Jest gdzie i czym poszaleć – bez problemu jestem w stanie wyliczyć ponad 20 różnych strzałów popisowych, które udało mi się wykonać podczas dwugodzinnego posiedzenia (z czterdziestu pięciu dostępnych w demie).

Gra się bardzo dobrze. Początkowo miałem trudności z przestawienia się na to, że nie muszę dusić lewego grzybka, by biec (domyślnie jest tam przysiad). Na lewym spuście mamy elektroniczną smycz, na prawym - przełączenie na drugi tryb broni (ilość specjalnych strzałów jest ograniczona), kopniak na kółku. Do tego dochodzi wślizg (dwa razy X), którym można się naprawdę szybko przemieszczać. Naszego bohatera stosunkowo trudno zabić, a użycie kopniaka i bicza energetycznego spowalnia czas, co pozwala nam pobawić się przeciwnikami, którzy w mniejszym stopniu są tutaj przeszkodą, a w większym okazją do zarobienia kilku okrągłych setek punktów. W Bulletstorm gra się inaczej niż w dowolnego innego shootera i czuć to na każdym kroku.

Gra hula na silniku Unreal Engine i wygląda bardzo dobrze. Można się przyczepiać do ząbkowanych krawędzi na ekranie menu, ale szybko idą w niepamięć – w ruchu wszystko wygląda kapitalnie – kolorowo i dynamicznie. Trochę gorzej ma się strona techniczna. Dwukrotnie udało mi się zaklinować w niewidzialnych ścianach, a raz gra zwiesiła moją peestrójkę. Bardzo mi to nie przeszkadzało, ale jeżeli People Can Fly celują w szczyty list przebojów, takich błędów być nie powinno.

Dużym, naprawdę dużym zawodem jest dla mnie fakt, że dystrybutor gry, Electronic Arts, nie zdecydował się na pełną lokalizację gry. Główny bohater, w którego wcielamy się w trybie fabularnym oraz w Echach, Grayson Hunt, to kawał buraka. Myślę, że ogólna przaśność naszego języka (i inny ton głosu lektora) mogłaby poprawić odbiór jego (zasadniczo rzecz biorąc) kwasowych tekstów. Niestety, EA zafundowało nam polską wersję kinową. Kto, do diaska, ma czas czytać jakieś napisy w grze takiej jak Bulletstorm? Dlaczego gra tworzona przez studio z Warszawy nie ma pełnej polskiej wersji, a Crysis 2 tak? W efekcie mamy nazwy strzałów popisowych po polsku i gadki Graysona po angielsku. Dodam jeszcze, że dopatrzyłem się dwóch literówek, w tym jednej w irytującej i zupełnie niepotrzebnej notce pokazującej się po odpaleniu dema, która to notka ostrzega, bym… nie piracił dema. Nie wiem, co za mózgowiec kazał ją tam wstawić, naprawdę.

Drugą rzeczą, która mnie zirytowała, była pewna opieszałość serwerów (serwera?) we wczytywaniu wyników. Nabiłem nowy high-score, sprawdzam, kogo ze znajomych pobiłem, a tam co? Nic, mój wynik ani drgnął. Okazało się, że wyniki wczytują się z pewnym opóźnieniem (powiedzmy kwadransa), co moim zdaniem jest nie do pomyślenia w trybie gry takim jak Echa. Trzymam kciuki, żeby w dniu premiery gry wszystko było już w porządku.

Za przejście proponowanego w demie Echa w czasie poniżej 6 minut dostajemy bonus. Ja spędziłem przy demie jakieś 2 godziny – jakby nie patrzeć będzie to ponad 20 prób. Teraz ze swoimi dziesięcioma patykami dumnie prężę muskuły na szczycie swojej listy znajomych. Ale niech mnie – jeżeli któryś z nich mnie przeskoczy, to z przyjemnością spędzę kolejne 2 godzinki, żeby pokazać chojrakowi, kto tu rządzi. Krótko mówiąc – gra zapowiada się bardzo miodnie. Na mojej liście zakupów błyskawicznie awansowała z "kupi się potem" na "albo Killzone, albo Bulletstorm".