» Recenzje » Brothers in Arms: Hell's Highway

Brothers in Arms: Hell's Highway


wersja do druku
Redakcja: Aki, Miszcz Czarny

Brothers in Arms: Hell's Highway
Po pierwszym obejrzeniu Kompanii braci w całości, moje wymagania względem drugo-wojennych FPS gwałtownie wzrosły. Zacząłem szukać czegoś w stylu interaktywnego filmu, dramatu wojennego, którego fabuła wciągałaby gracza – zachęcała do dalszego jej poznawania. Oczywiście obowiązkowy powinien być również realizm. Równie istotne jest dla mnie uchwycenie bezsensu wojny... Pierwszą taką grą było rozpoczynające serię Brothers In Arms: Road to Hill 30. Potem doszedł jeszcze sequel, w postaci Earned In Blood. Następnie długo nic, aż w końcu pojawiło się Call of Duty 4, które spełniło prawie wszystkie powyższe kryteria. Prawie, bo gra nie była osadzona w czasach drugiej wojny, a w przyszłości. Na szczęście, niedługo potem zaczęły pojawiać się coraz to konkretniejsze wiadomości na temat trzeciej części Brothers In Arms. Wszystkie te informacje złożone w całość prezentowały się iście znakomicie. Słowa jednak to jedno, a gra to drugie. Czy produkcja Gearbox Software podołała wszystkim obietnicom złożonym jeszcze przed premierą gry?


Every man has to die


Gra jest bezpośrednią kontynuacją poprzednich części. Sierżant Matt Baker wraz ze swoim oddziałem przeżywa jeszcze to, co wydarzyło się w Normandii. Tymczasem pada rozkaz ofensywy na Holandię – tak, chodzi tu o słynną operację Market Garden. W celu uzupełnienia strat, do "trzynastki Bakera" dołączają: obyty już w boju anglik Mike Dawson, żółtodziób Frank Laroche, nowy radiotelegrafista Nathan Holden oraz drużyna obsługująca broń ciężką, w której skład wchodzą Timothy Connor i Gary Jasper. Nie pozostaje więc nic innego, jak wyruszyć w bój. Jak się potem okaże, piękne krajobrazy Holandii prędko przeistoczą się w piekło.

Muszę przyznać, że fabuła to mistrzostwo. Jestem gotowy zaryzykować nawet tezę, że przedstawiona w Hell's Higjway historia jest najlepszą, z jaką miałem styczność w grach komputerowych. Najważniejszą rolę w wydarzeniach przedstawionych w grze odgrywa stan psychiczny żołnierzy, a w szczególności Bakera, który zaczyna widzieć duchy zmarłych towarzyszy, najczęściej poprzedniego radiooperatora - Kevina Leggeta, za którego śmierć się obwinia. Kolejnym motorem napędowym jest wątek miłosny, o którym nie będę pisał, by nie ujawniać za wiele. Mogę się nawet przyznać, że na zakończeniu się popłakałem, tak się, kurczę, zaangażowałem!

Sposób prowadzenia rozgrywki nie uległ zmianie. Ponownie obejmiemy dowodzenie nad maksymalnie trzema jednostkami, mianowicie – dwoma drużynami (szturmową i wsparcia) oraz sekcją broni ciężkiej. Rozkazy wydaje się dziecinnie łatwo – by w pełni opanować sztukę dowodzenia, musimy płynnie operować dwoma klawiszami. Jak to możliwe? Otóż jeden klawisz odpowiada za komendę "za mną!" a za pomocą drugiego wydajemy polecenie ruchu w dane miejsce lub rozkaz otwarcia ognia. Co ciekawe, w przeciwieństwie do poprzednich częśc,i nie mamy opcji wydania rozkazu szturmu.

Warto dodać, że tym razem można obyć się bez flankowania i walczyć za pomocą prowadzenia ognia zza osłon. W poprzednich epizodach było to niemożliwe, co niestety było strasznie nużące.


Through these fields of destruction


W gameplayu zawartych zostało kilka nowych elementów. Pierwszym z nich jest nowa sekcja, o której już wspomniałem – mianowicie ta odpowiadająca za broń ciężką. Jest ona wyposażona zazwyczaj w karabin maszynowy M1919 lub też Bazookę (nazwaną przez Jaspera "Stellą"), dzięki czemu doskonale nadaje się do przyciśnięcia przeciwnika ogniem. Na dodatek, przy pomocy wyrzutni rakiet zniszczyć możemy niektóre trwalsze osłony (np. wieżę kościelną). Niestety, zniszczalne elementy otoczenia policzyć możemy na palcach dwóch rąk i są one z góry ustalone przez twórców. Szkoda – zniszczalne otoczenie jest tym, czego zabrakło mi do pełni realizmu.

Kolejnym elementem jest system osłon. Otóż za pomocą odpowiedniego klawisza Baker chowa się za wybraną przeszkodą, a widok wtedy zmienia się z FPP na TPP. Dzięki temu mamy szansę spokojnie przemyśleć plan działania. Na dodatek ogień prowadzony zza osłony jest bardzo skuteczny, a nas samych jest trudniej trafić. Generalnie, pomysł jest dobry, lecz nie do końca przemyślany. Dlaczego? Otóż, dlatego że na najwyższym poziomie trudności, gdzie nie mamy celownika, staje się to zupełnie niepraktyczne.

O osłonach trwalszych pisałem kilka linijek wyżej, przejdźmy zatem do tych mniej trwałych - otóż jest możliwość zniszczenia niektórych z nich, głównie tych drewnianych. Tym samym po oddaniu odpowiedniej serii w taką osłonę rozleci się ona, a osobnik, który się za nią krył, trafi na otwartą przestrzeń, skąd już tylko jeden krok do śmierci.

Zmianie uległ także system obrażeń zadawanych bohaterowi, prowadzonego przez gracza. Zamiast symbolu sylwetki naszej postaci, której kolor zmieniał się w zależności od otrzymywanych obrażeń, mamy system znany np. z drugiej części Call of Duty. Polega on na tym, że jeśli przyjmiemy na siebie dużą ilość pocisków, ekran robi się krwistoczerwony. Zadaniem gracza jest w takim momencie szybko znaleźć osłonę, by "zregenerować siły". Jak najbardziej jest to dobre rozwiązanie.

Mamy też dwa rodzaje misji, których nie spotkaliśmy w poprzednich odsłonach. Są to mianowicie poziomy, w których Baker musi radzić sobie sam, bez pomocy sekcji ogniowych oraz takie, w których przyjdzie nam się wcielić w dowódcę brytyjskiego shermana. O ile te pierwsze nie dają zbyt wiele przyjemności, to już kierując czołgiem miałem wiele frajdy. Praktycznie każdy oddział wroga zatrzymywałem jednym celnym strzałem z działa. Resztę załatwiał karabin maszynowy. Takich etapów w grze mamy dwa i – mimo wszystko – tyle wystarczy.


And we have just one world


Dużo dobrego można powiedzieć na temat oprawy wizualnej. Gra korzysta z silnika Unreal Engine 3 i trzeba przyznać, że grafika stoi na bardzo wysokim poziomie. Najlepszym przykładem jest poziom „Czarny piątek” – deszcz wygląda wyjątkowo efektownie, zwłaszcza, że widać jego skutki zarówno na mundurach postaci, jak i ich broni. Również etap „Chrzest ogni”a dużo zawdzięcza grafice – nadała mu niepowtarzalny, piekielny klimat. Warto również dodać, że wraz z rozwojem fabuły zaobserwować możemy np. coraz większy zarost Bakera.

Gra otrzymała znaczek 18+ i nie ma wątpliwości co do słuszności jego przyznania – pełno wszędzie krwi, kończyny latają, żołnierze przeklinają i jest tu wiele okrucieństwa. Na dodatek wymierzając celny strzał w głowę, z bliska i w zwolnionym tempie obejrzymy skutki trafienia. Jednak wróćmy na chwilę do przekleństw…


Bracia w ramionach


…A właściwie do całokształtu polskiej wersji językowej. Mamy tu do czynienia z pełnym dubbingiem. I jest to moim zdaniem rzecz, za którą ktoś powinien z Cenegi wylecieć. Dubbing psuje całkowicie klimat gry! Na dodatek mamy tutaj wiele niedociągnięć – niekiedy kwestie są urywane, czasami odnosiłem wrażenie, jakby wypowiedź danej postaci była sztucznie przyspieszana, tak by zmieścić się czasowo. Przy okazji lektorzy mówią nijak, bez emocji – co prawda słychać, że się starali, ale nie do końca im to wychodziło. Byłbym zdecydowanie bardziej zadowolony, gdyby panowie z Cenegi zatrudnili tych aktorów, co w Road to Hill 30 – tam dawali radę. Niestety wydawcy tak nie zrobili. Najbardziej rozbawił mnie fakt, że najstarszy w "trzynastce Bakera" – Zanovich – mówi głosem jakiegoś młodziana, który niedawno przeszedł mutację głosu.
Dało się słyszeć również kilku aktorów, którzy podkładają głosy w kreskówkach, dlatego zamiast dramatu wojennego, przed oczami stał mi Scooby Doo (a właściwie Kudłaty, który najwidoczniej wybrał się na wojnę). Sposób, w jaki mówi członek ruchu oporu, Nicholas, jest chyba całkowitą kpiną i żartem – bo ja tego na poważnie wziąć nie mogę. Na nasze nieszczęście nie mamy nawet możliwości wyboru języka, za co również chętnie zbluzgałbym Cenegę – była taka możliwość, chociażby w pierwszej części BiA. Cenego! Wstydź się!

Co do muzyki: na pochwałę zasługuje główny motyw z gry. Zresztą oprawa muzyczna to właśnie jeden z aspektów, który nadaje grze filmowy charakter. Brawa dla kompozytorów, ponownie świetna robota (tak jak w przypadku RtH 30 i EiB).


We’re fools to make war


Czy gra spełniła moje marzenia o interaktywnym dramacie wojennym? Po części tak, choć nie do końca. Brothers In Arms: Hell's Highway to najlepszy FPS wojenny w jaki miałem okazję kiedykolwiek zagrać – składa się na to zarówno fabuła, jak i gameplay, który w stosunku do poprzedniczek uległ ogromnej zmianie, a na dodatek przez całą grę moje oczy cieszyła świetna oprawa graficzna. Jednak dubbing zepsuł całokształt i to właśnie przez ten karygodny błąd Cenegi gra nie dostanie ode mnie więcej niż 9. Mówiąc wprost – gdybym otrzymał grę w oryginalnej wersji językowej - dałbym jej bez żadnego wahania 10. Brawa dla Gearbox, gwizdy w stronę Cenegi.


Plusy:

  • filmowa, trzymająca w napięciu fabuła
  • klimat!
  • realizm
  • system osłon
  • jazda shermanem
  • zniszczalne osłony
  • grafika
  • ze strony dźwiękowej – główny temat gry
  • sekcja broni ciężkiej



Minusy:

  • dubbing
  • na siłę – chowanie za osłonami na poziomie realistycznym jest niepraktyczne


A oto zwiastun z gry:


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
9.25
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Brothers in Arms: Hell's Highway
Producent: Gearbox Software
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 7 października 2008
Data premiery (Polska): 7 listopada 2008
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 2.6 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 7600 lub lepsza), 8 GB HDD, Windows XP SP3/Vista SP1
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.biagame.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 99,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Gerard Heime
   
Ocena:
0
TommyGun, zrób jakiś filmik z gameplayu i wrzuć na YouTube, co? Bo swoją recką prawie mnie przekonałeś do kupna, tylko jeszcze chciałbym zobaczyć jak to wygląda na żywo :-)
09-09-2009 13:33
Landovsky
   
Ocena:
0
@Gerard

W weekend się tym zajmę. Tymczasem - szkoła wzywa. :)
09-09-2009 20:17
arakin
   
Ocena:
+1
+ za śródtytuły z Dire Straits ;)
09-09-2009 21:51
earl
   
Ocena:
0
A jak stoi kwestia z możliwością zapisywania? Też trzeba dojść do odpowiedniego punktu, by gra zapisała się sama, czy też tym razem autorzy pozwolili graczowi na zapisywanie stanu w dowolnym momencie?
10-09-2009 16:54
Landovsky
   
Ocena:
0
Oh, zapomniałem o tym napisać. Zatem trzeba dojść do odpowiedniego punktu, by gra została zapisana.
10-09-2009 18:48
ashmourne
   
Ocena:
0
10tka nieczęsto się trafia. Może warto zagrać :)
12-09-2009 11:09
Landovsky
   
Ocena:
0
Bardzo przepraszam, ale dosłownie nie mam ostatnio czasu na cokolwiek. Dlatego gameplay musi poczekać.
13-09-2009 18:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.