Bro - Władimir Sorokin

Trzysta pięćdziesiąt stron pogardy dla człowieka

Autor: Wojewoda

Bro - Władimir Sorokin
Bardzo lubię wszelkiego rodzaju prequele i opowieści, które pozwalają odbiorcy lepiej wczuć się w klimat opisywanego świata. Coś takiego zaserwował nam Władimir Sorokin, który zamiast kontynuować wątki rozpoczęte w powieści Lód, postanowił pokazać nam historię pierwszego z "nowonarodzonych", czyli Bro, znanego niegdyś jako Aleksander Sniegiriow.

Powieść ma formę klasycznych, fabularyzowanych wspomnień. Narrację prowadzi sam główny bohater. Pokrótce opisuje swoje, brutalnie zbrukane przez Rewolucję dzieciństwo i lata studiów w Moskwie. Opowieść nabiera rozpędu, gdy Sniegiriow podczas ekspedycji na Syberię odnajduje ślady istnienia meteorytu tunguskiego - w tym wielką bryłę Lodu. Nie jest to zwykła woda w postaci stałej. Posiada mistyczne właściwości, które pozwolą Aleksandrowi przejść przemianę w Bro i zrozumieć, iż jest częścią pewnego większego planu. Żeby go spełnić, trzeba odnaleźć pozostałych braci i siostry, którzy nie zostali narodzeni na nowo.

Pomimo, że autorem Bro i Lodu jest ten sam człowiek, zaś obie książki są częściami tej samej trylogii, ta pierwsza jest napisana zupełnie innym stylem. Nie rzucają już się w oczy charakterystyczne dla autora krótkie zdania - jest ich po prostu mniej. Sorokin dokładniej opisuje konkretne sytuacje, przez co fabuła nabiera barw. Warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki autor przedstawia XX wiek z perspektywy nadczłowieka. Jest to mieszanka chłodnej analizy, pogardy i politowania. Zwykli ludzie, nazywani "maszynami z mięsa" są najczęściej opisywani jak zwykłe zwierzęta posiadające nieco rozbudowaną świadomość. Tak, w tej książce Sorokin gardzi ludźmi.

Niestety, tak jak większości książek traktujących o wędrówkach i drogach, tak i tej nie udaje się uniknąć pewnej monotonii. Nudą zaczyna wiać w momencie, gdy czytamy opis poszukiwań nowonarodzonych w latach wczesnego stalinizmu. Kłopoty bohaterów w kolejnych, odwiedzanych przezeń miastach ZSRR stają się banalne. Na szczęście dłużyzny szybko się kończą, zaś chwilę potem rozpoczyna się najlepszy fragment książki - ucieczka "przebudzonych" do przedwojennych Niemiec. O ile Sorokin nie zachwycił mnie ani pomysłami, ani umiejętnościami, jego chłodne rozważania na temat Holocaustu i wojny są napisane po mistrzowsku - z wyczuciem, ale i z bezwzględnością. Oskarżenie rodzaju ludzkiego jest wiarygodniejsze dzięki temu, że narratorem jest osoba nadprzyrodzona, teoretycznie boska. Stoi ona z boku i obserwuje naszą rasę. Jeśli angażuje się w tworzenie historii to tylko we własnym interesie. Myślę, że każdy historyk chciałby się czasem pobawić w granie kogoś takiego.

Bro jest niewątpliwie powieścią lepszą od Lodu - bardziej dopracowaną i po prostu ciekawszą. Mniej jest popisywania się oryginalną manierą stylistyczną, za to więcej sensownych przemyśleń i żywej akcji. Dzięki tej książce, z niecierpliwością czekam na ostatnią część sorokinowej trylogii, zatytułowaną 23 000.