» Artykuły » Uniwersum » Brionne

Brionne

Brionne
Trudno nie przyznać racji Briończykom nazywającym swoją dziedzinę "Klejnotem Bretonii", gdyż jest to jedno z najpiękniejszych miast w całym królestwie. Urokliwe domy z białego piaskowca, kryte czerwoną dachówką pną się na otoczonym morzem wzgórzu, uwieńczonym, niby koroną, wspaniałym zamkiem będącym siedzibą władcy księstwa. Krajobraz sprawia wrażenie jakby był wręcz żywcem wyjęty z rycerskiego eposu. Warto jednak wiedzieć, że Brionne znane jest również pod inną, mniej oficjalna nazwą – Miasto Złodziei.

Kradzieże, oszustwa, zabójstwa, wymuszenia, rozboje i żebractwo są tu zjawiskami powszechnymi. Książę Teodoryk, choć zdaje sobie sprawę ze skali bezprawia panującego w mieście, ma na głowie zarządzanie całym księstwem i mimo podejmowanych wysiłków nie jest w stanie zapanować nad szalejącą przestępczością, wszak nie urządzi rzezi całego grodu. Co gorsza Teodoryk nie wie, że markiz Luis de Plagett - jego oficjalny przedstawiciel - niczym nie różni się od najgorszych i najbardziej zatwardziałych przestępczych królów.

O mieście słów kilka

Brionne położone jest na półwyspie u ujścia rzeki Brienne, od której to wzięło nazwę. Naturalna zatoka powstała między stromymi wapiennymi klifami stała się wymarzonym miejscem na założenie morskiego portu. Mało tego, wspaniały drobny piasek pokrywający deltę rzeki i plażę okazał się istną kopalnią złota i źródłem bogactwa mieszkańców. Wybornie nadaje się do produkcji szkła, a puchary, kielichy i inne wyroby z Brionne cieszą się zasłużonym powodzeniem od Norski aż po Arabię.

Domy w całym mieście wznosi się z białego piaskowca, w który obfitują pobliskie kamieniołomy. Dachy pokrywane są glinianymi dachówkami i nawet domy biedoty, choć wznoszone z gorszego jakościowo kamienia, budowane są tak by utrudnić rozprzestrzenianie się pożarów. Zaś do pokrycia dachu nie wolno używać torfu, drewna ani słomy. Nawet niezbyt bogatych mieszczan stać na szyby w oknach, co jest ewenementem nie tylko w Bretonii, ale i w ogóle w Starym Świecie. Zasady wznoszenia domów i planowania ulic są jasno określone w książęcym dekrecie.

Jak przystało na "Klejnot Bretonii" ulice są proste, dobrze zaplanowane i czyste, może za wyjątkiem najbiedniejszych kwartałów. Na każdym właścicielu domu ciąży obowiązek ustawienia świecy w oknie celem oświetlenia ulic. Ma to zapewnić światło i poprawić bezpieczeństwo. W praktyce jednak obowiązek ten jest słabo przestrzegany, ponieważ świece są drogie, a morska aura nie sprzyja realizacji tego pomysłu. Dlatego też ulice w nocy zamieniają się w niebezpieczne mroczne labirynty, które po zmroku wypełnia błysk noży, zduszone krzyki i przemykające zakapturzone cienie. Zaś rano pomocnicy kata wywożą na wózku nagie, obrabowane ciała bezimiennych nieszczęśników.

Od strony lądu miasto otoczone jest potężnymi murami zaopatrzonymi w blanki. Na krenelażu umieszczono kolce co utrudnia rzucenie pomostu hakowego z hulajgrodu. Mur na całej swojej długości posiada nieprzerwany ciąg wykuszy co daje wiele korzyści. W zasadzie atakujący nie mogą przystawić drabin (ponieważ wykusz będący budką poniżej blanków to uniemożliwia), jednocześnie zwiększa się liczbę stanowisk ogniowych, jakimi dysponują obrońcy, a zrzutnia w wykuszu pozwala razić przeciwnika pracującego u podstawy muru. Dostępu do miasta od strony lądu bronią cztery główne bramy będące w istocie niezależnymi fortami. Są to Brama Świętego Graala, Brama Czarnego Topora, Brama Balduina i Brama Maszkarona. Wszystkie główne bramy posiadają podwórze, które znajduje się głęboko poniżej poziomu drogi. Na dnie umieszczone są metalowe pręty lub zaostrzone paliki. Droga przez podwórze wiedzie po szerokim pomoście łączącym bramę zewnętrzną z broną chroniącą właściwy dostęp do miasta. W czasie oblężenia pomost rozbiera się tak, że zostaje tylko wąski ciąg komunikacyjny. Mur okalający jest zaopatrzony w krenelaż i wykusze po obu stronach. Jeżeli wrogowi nawet uda się wyłamać bramę zewnętrzną będzie musiał przebiec po wąskiej kładce ostrzeliwany ze wszystkich stron. W praktyce bez wcześniejszego zasypania podwórza lub zdobycia muru okalającego jest to niemożliwe. Istnieją ponadto cztery pomniejsze bramy do miasta: Brama Bliźniaków, Brama Złotników, Brama Nocna i Brama Rycerska. Pełnią one rolę pomocniczą w stosunku do bram głównych. W czasie oblężeń są one po prostu zamurowywane.

Piątą bramą główną jest Brama Portowa nazywana również Morską. Jest to wąskie przejście pomiędzy dwiema potężnymi basztami – bastionami, wychodzącymi na murze – falochronie w głąb zatoki, będące wejściem do portu. W czasie oblężeń przejście zagradza się potężnym łańcuchem a w pogotowiu stoją statki z briońskiej eskadry gotowe spalić lub zatopić wszystko, co spróbuje się tą drogą dostać do miasta. Dla bezpieczeństwa dzielnica portowa dodatkowo jest odgrodzona murem gdyby przeciwnikowi udało się jakoś wedrzeć do basenu portowego i wspiąć na wysoki kamienny pirs.

Miasto rozłożone jest na wzgórzu, a generalna zasada jest taka, że im wyżej ktoś mieszka tym jest ważniejszy. Na szczycie stoi oczywiście pałac księcia, będący potężną i jednocześnie, co bardzo niezwykłe, piękną cytadelą górującą nad miastem. Forteca - pałac jest otoczona wspaniale zaplanowanymi Książęcymi Ogrodami, gdzie rosną najpiękniejsze gatunki kwiatów i krzewów, a szklane kopuły oranżerii zachęcają książęcych gości do podziwiania egzotycznych roślin. Mur wydziela sekcje ogrodów, tworząc niebezpieczny i trudny dla intruzów labirynt.

Poniżej znajdują się gmachy użyteczności publicznej i rezydencje arystokracji. Właśnie tu znajduje się katedra Najświętszej Pani Jeziora – cud architektoniczny wzniesiony z białego piaskowca i marmuru. Strzelista, zdobiona miedzianymi liliami wieża jest obok pałacu jednym z najbardziej charakterystycznych punktów miasta. W świątyni, w złotym relikwiarzu przechowywana jest tarcza Balduina I Wielkiego. Malowana na złoto tarcza spoczywa na jedwabnych poduszkach z ciągle wbitym w nią wielkim, orkowym, toporem. Powszechnie uważa się, że dotknięcie relikwii gwarantuje niezwykłą sprawność w boju.

W tej dzielnicy znajduje się również ciesząca się wielką sławą wśród truwerów Sala Bardów – miejsce, w którym występy są ostatecznym sprawdzianem dla każdego aktora stanowiąc jednocześnie ukoronowanie jego kariery.

Im niżej na wzgórzu, tym biedniej, a na samym dole w bezpośrednim sąsiedztwie portu znajdują się dzielnice najuboższych. Także tutaj ulokowane są kuźnie, warsztaty i huty szkła wypluwające z siebie codziennie kłęby dymu i pyłu. Dlatego uliczki w tych kwartałach mimo wysiłków książęcych architektów i urzędników miejskich są wąskie, zadymione i brudne. Przemykają nimi ludzie przypominający cienie. W tym rejonie znajdują się gniazda przemytników, złodziejaszków, żebraków, morderców i wszelkiej maści innych społecznych wyrzutków. Prawdziwe życie zaczyna się tu wraz z nadejściem mroku, gdy niby szczury z dziur, przestępcy ruszają załatwiać swoje mętne interesy. Wtedy liczne szulernie, zamtuzy i speluny wypełniają ludzie, których powierzchowność zwykle nie pozostawia cienia wątpliwości co do wykonywanych profesji. Teodoryk był kiedyś uprzejmy stwierdzić, że wnętrza tych lokali są tak bezpieczne, jak klatka ze zwierzoludźmi. Rządzą tu bardzo proste zasady: pieniądze, znajomości i siła fizyczna. Kto nie potrafi lub nie może posłużyć się którymkolwiek z tych atutów, umrze. Kwartały są podzielone między gangi, które zazdrośnie strzegą swych terytoriów. Od czasu śmierci Króla Złodziei i przetrzebienia jego gildii wszyscy drżą przed Gubernatorem, który żelazną ręką przejmuje kontrolę nad miastem.

Znane osoby

Markiz Louis de Plagett – w Brionne popularnie nazywany po prostu Gubernatorem. Jeżeli przestępców powinno się określać mianem szumowin to on jest grzybem, który na szumowinach wyrósł. Złośliwi (i głupi) zwykli mawiać, że chciał go opętać demon, ale gdy wejrzał mu w duszę uciekł do Domeny Chaosu wyjąc ze zgrozy. Gubernator jest człowiekiem złym, ambitnym, bezwzględnym, bardzo inteligentnym i wypranym z jakichkolwiek wyższych uczuć. Uważa, że nie należy przeszkadzać przestępcom w ich procederze, o ile uiścili „opłatę na rzecz miasta” i biada każdemu, kto odmówi płacenia. W zależności od humoru Gubernatora i pozycji społecznej nieszczęśnika, który nie chce zapłacić sprawą zajmuje się banda zbirów nazywana Strażą Miejską, "Puniuś" - górski troll mieszkający w głębokiej jamie pod rezydencją arystokraty - lub miejski sędzia Oliver de Breny, znany pod pseudonimem "Wieszak", który zwykł mawiać, że nie ma jak uczciwy proces i sprawna egzekucja.

Gubernator jest jednocześnie właścicielem flotylli statków, która trudni się przemytem. Żagle z czerwoną kotwicą są znane wśród miejscowych piratów i raczej nie zdarza się by były atakowane. Jeżeli jednak dojdzie do "incydentu" to sprytni odsyłają statek wraz z towarem i stosowną "gratyfikacją" właścicielowi, a głupsi ryzykują pościg prowadzony z uporem maniaka (a macki Gubernatora sięgają naprawdę daleko) i zamknięcie dla siebie jedynego w tej części kontynentu dużego portu, do którego mogą zawijać piraci.

Dewizą Louisa de Plagett jest powiedzenie, że rękę, której nie można uciąć należy ucałować. W myśl tego przysłowia bezlitośnie likwiduje każdego, kto choćby potencjalnie stwarza zagrożenie z wyjątkiem tych, których zniknięcie mogłoby narazić go na poważne kłopoty ze strony księcia Teodoryka. Wobec takich ludzi stara się być przyjacielski i oddany.

Podstawowym źródłem dochodów okrutnego możnowładcy jest przemyt, haracze oraz coraz bardziej dynamicznie rozwijający się handel niewolnikami.

Karolina Kubilov –pochodząca z Kisleva lodowa czarodziejka, która przybyła do Brionne wraz z poselstwem carycy. Tak daleko na południu jej moc wyraźnie osłabła, ale kobieta została na stałe, najwyraźniej zauroczona miastem mimo panującej w nim przestępczości. Cieszy się sporym uznaniem odkąd wywołana przez nią burza śnieżna dosłownie odarła ze skóry szalejącego w mieście czarnoksiężnika. Jest młodą, urodziwą dziewczyną o jasnej i chłodnej w dotyku skórze, długich, niemal białych włosach i niebieskich oczach. Zawsze otacza ją aura chłodu – oczywiste stygmaty sztuki, jaką się zajmuje. Z tego samego powodu zawsze, nawet w środku lata, chodzi ubrana w bogato zdobione białe lub błękitne kożuszki. Całości dopełnia rzutki, otwarty umysł i sympatyczny, zmysłowy głos wspaniale podkreślany przez śpiewny kislevski akcent i niezwykle ujmujący sposób bycia. Wszystko to powoduje, że - mimo strachu przed magią - miejscowe rycerstwo już wielokrotnie kruszyło dla niej kopie, a minstrele układali rzewne ballady. Jak dotychczas panna Kubilov nikogo nie zaszczyciła swoją atencją. Nawet Teodoryk, uchodzący za zdobywcę serc niewieścich, musiał w końcu uznać się za pokonanego.

Dla Gubernatora Karolina Kubilov to przykład "ręki, którą musi ucałować", co jest dla niego szalenie frustrujące, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z jej powiązań z wrogą mu organizacją Związku Gargulca. W końcu skandal dyplomatyczny może go kosztować tak stanowisko, jak i głowę. Plagett już kilkukrotnie inspirował "wypadki" i różnego rodzaju intrygi, ale dziewczyna zdaje się wyczuwać zagrożenie, a jej kislevska obstawa uchodzi za nieprzekupną i szalenie niebezpieczną. Czarodziejka, mimo że jest osobą z zewnątrz, posiada bardzo silną pozycję na książęcym dworze zbudowaną dzięki bardzo trafnym radom, magicznemu wsparciu, jakiego udziela Teodorykowi oraz bogactwu, jakie zdobyła na dostawach lodu dla miejscowych kupców i szlachty. Zawsze bardzo ostro reaguje na lekceważenie, pychę lub brak dobrych manier. Wiele razy bywało, że na przyjęciu u księcia jakiś zbyt nadęty szlachetka odkrywał, że wino w jego pucharze zamieniło się w bryłę lodu i nie może wstać od stołu, bo portki nagle przymarzły do krzesła.

Czarodziejka utrzymuje kontakty z Grauchem Jednookim – jednym z najpotężniejszych Zakapturzonych i jednocześnie śmiertelnym przeciwnikiem Gubernatora. Oboje z dyskrecją i ostrożnością usiłują ograniczyć wpływy Plagetta w mieście.

Bonifacy Russo – niewątpliwie najbardziej znana i najlepiej rozpoznawalna osoba w mieście. Dzieje się tak za sprawą profesji, którą wykonuje ponieważ pan Russo jest miejskim katem. Zimny, opanowany, sadystyczny, potężnego wzrostu i, co jest rzeczą wyjątkową wśród oprawców, bardzo inteligentny. Cechy te czynią z niego bardzo niebezpiecznego przesłuchującego, który niemal z każdego potrafi wydusić informacje niezależnie od tego, jak bardzo ofiara nie ma na to ochoty.

Niewielu wie, że Bonifacy ma słabość do pewnej pracownicy lupanaru "Czerwona Róża" - Yvette Tellerin. Za odpowiednią opłatą panna Yvette może zmienić czyjś los, wszak po szczególnie "intensywnym" przesłuchaniu skazańcy mają litościwie zakryte workiem twarze, a strażnicy sprawdzający tożsamość mają opinię, delikatnie mówiąc, szalenie przekupnych. W obowiązkach Bonifacego dzielnie wspiera oprawca Bolog. Bolog jest ogrem i jest równie tępy co posłuszny wobec Russo. Jak głoszą pełne przerażenia plotki, ogr uwielbia "podjadać przy pracy".

Należy wiedzieć, że mistrz małodobry jest odpowiedzialny nie tylko za egzekucje i tortury. Do niego należy oczyszczanie miasta z ciał zmarłych, śmieci, odchodów i bezpańskich zwierząt, a także nadzór i zbieranie podatków z domów uciech.

Obok swojej głównej profesji Bonifacy Russo półoficjalnie prowadzi bardzo dochodowy sklepik z ingrediencjami, w opinii ogółu mieszkańców, magicznymi. Niezależnie od faktycznej przydatności, można u niego kupić zioła porastające miejsca straceń, części tkanek zwierząt i ludzi, a nawet kompletne zwłoki (takie jednak towary sprzedaje tylko zaufanym osobom i za bardzo słoną opłatą).

Bonifacemu przypisuje się wynalezienie urządzenia znanego w całej Bretonii pod nazwą massicot lub veuve, ale w Brionne nazywanego guillotine. Briońskie lochy są zawsze pełne skazańców oczekujących na dekapitację i kat, mimo wsparcia ze strony swego pomocnika, nie byłby w stanie podołać wszystkim obowiązkom. Przy udziale obłąkanego inżyniera Bernarda Guillota powstało urządzenie pozwalające na wyjątkowo szybkie i łatwe wykonywanie wyroków. Plotka głosi, że Guillot był pierwszym, na którym Russo i Bolog bez zbędnych ceregieli wypróbowali maszynę – stąd nazwa.

Ważne miejsca

Wieża Maszkarona – według miejscowej tradycji wielki, wykuty z twardego, czarnego bazaltu maszkaron, stanowiący ozdobę portyku, budzi się w godzinie potrzeby i pomaga obrońcom miasta. Wieżę przed wiekami miał wznieść jakiś potężny mag zza morza w ramach podziękowania dla ówcześnie panującego księcia. Krążą opowieści żołnierzy, którzy na przestrzeni dziejów stanowili załogę wieży, że gargulec znikał w nocy i pojawiał się dopiero nad ranem z pyskiem i pazurami ociekającymi krwią. Co pewien czas w pobliżu wieży odnajdywane są straszliwie okaleczone ciała ludzi podejrzewanych o szpiegostwo, działalność wywrotową, przynależność do szczególnie groźnych gangów lub sprzyjanie Mrocznym Potęgom.

Niewielu wie, że tak naprawdę pod barbakanem znajduje się wejście do lochów prowadzących do siedziby Związku Gargulca. Jest to tajemne stowarzyszenie, stworzone przez grupę Zakapturzonych, będące odpowiednikiem działającego w Imperium Ordo Fidelis. Jego członkowie wypowiedzieli bezpardonową wojnę światkowi przestępczemu i kultystom. Do ich niewątpliwych sukcesów można zaliczyć śmierć Alberta Cochon – księcia podziemnego światka, kontrolującego południową część miasta, pożar w gospodzie "Koralowy Brzeg" - miejscu spotkań wyznawców Slaanesha (w zgliszczach znaleziono dwadzieścia trzy ciała, z których ponad połowa nosiła ślady mutacji), czy śmierć Pust'ikk Skrata – skaveńskiego rezydenta klanu Pestilens w Brionne. Organizacji przypisuje się także co najmniej dwa zamachy na Plagetta. Choć Gubernator zarządził krwawe represje wśród osób podejrzewanych o przynależność lub kontakty ze związkiem to należy przypuszczać, że Zakapturzeni uderzą ponownie. Doskonale zdają sobie sprawę z jak trudnym przeciwnikiem walczą. Działają równie bezwzględnie, co skutecznie i biada każdemu, kto stanie się ich celem, niezależnie od bogactwa czy urodzenia. Nie cofają się przed skrytobójstwem, szantażem, uprowadzeniami, ani torturami. Wielu więźniom, którzy jakimś cudem przetrzymali tortury podawano narkotyki. Powodowały one niepohamowaną chęć zwierzania się, z czego skwapliwie korzystali śledczy, ale skutkiem ubocznym była katatonia, demencja lub nawet śmierć ofiary. Związkowi przewodzi Graucho Jednooki. W zwalistym, nieogolonym drabie z opaską na oku, o twarzy zatwardziałego oprycha, trudno dopatrzeć się przywódcy organizacji, która szerzy śmierć i przerażenie wśród miejscowych przestępczych lordów.

Zaułek Garncarzy – niewątpliwe centrum szemranych interesów w Brionne. Tu można kupić i sprzedać wszystko od niewolników, po broń, artefakty, narkotyki czy nawet spaczeń. Całymi dniami w mrocznej, wąskiej uliczce sterczą ladacznice, paserzy, złodziejaszki, handlarze niewolników i dziesiątki innych opryszków szczerząc swoje zakazane twarze do przechodniów i oferując wszelkiego rodzaju dobra i usługi, od których każdy uczciwy człowiek powinien się trzymać z daleka. Pełno tu sklepów, lombardów i straganów, których właścicieli trudno nazwać uczciwymi przedsiębiorcami. Ponieważ Plagett ma udział w zyskach poprzez ściągany codziennie haracz, strażnicy się tu nie pokazują, no chyba, że ma zostać urządzone "zatrzymanie" kogoś, kto zalazł Gubernatorowi za skórę. Wtedy w uliczkę wpada uzbrojona grupa Straży Miejskiej, przewracając stoły i bezlitośnie tłukąc każdego, kto nie dość szybko zszedł im z drogi. Kiedy zamieszanie sięgnie zenitu, rzucają się na wybraną ofiarę (lub przywlekają ją, gdyby jej tam wcześniej nie było). Naturalnie pośpieszne przeszukanie ujawnia przy zatrzymanym coś szczególnie nielegalnego – artefakt Chaosu, bryłkę spaczenia, itp. Natychmiast znajduje się też kilku "świadków" procederu, a gdyby ktoś chciał zaoponować to należy się spodziewać natychmiastowego "zatrzymania współwinnego". Dlatego też większość obecnych albo przyklaskuje akcji i udaje, że jest tu przypadkiem, albo próbuje błyskawicznie się oddalić. Jeżeli wszystko przebiegło bez komplikacji to Plagett melduje Teodorykowi o pojmaniu "kolejnej szumowiny" a pechowiec może oczekiwać najgorszego.

To jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w mieście. Osoby uznane za "wtyki" lub zadające za dużo pytań mogą w każdej chwili oczekiwać ciosu noża w plecy lub ucisku garoty na gardle. Brutalne starcie na noże na nikim nie robi większego wrażenia podobnie, jak widok ograbionych zwłok.

Doki i port– miejsce będące zapleczem interesów zawieranych w mieście. Brionne jest portem przeładunkowym dla piratów i przemytników. W miejscowych składach magazynowane są towary pochodzące z morskich grabieży i przemytu. Można tu znaleźć katajski jedwab, starożytne, często zakazane manuskrypty i artefakty, broń palną i proch, wszelkiego rodzaju alkohole, narkotyki, tytoń z Nowego Świata, a nawet spaczeń. Magazyny stoją otworem dla mętów, łupieżców i rzezimieszków pod warunkiem, że uiścili "opłatę na rzecz miasta". Pytań nikt otwarcie nie będzie zadawał doskonale zdając sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji własnej ciekawości. Właśnie w briońskim porcie swoich łupów pozbywają się Norsi, korsarze z Naggaroth, i wszelkiej maści piraci operujący w tej części Wielkiego Oceanu. Do briońskiego portu zwożeni są czarnoskórzy niewolnicy z Południowych Krain, także tutaj pędzi się szerokie kolumny ludzi, którzy dostali się do niewoli w czasie Burzy Chaosu. Poza Sartosą i Arabią jest to najlepsze miejsce, gdzie można uzupełnić braki wśród galerników. Dzień i noc, nieprzerwanie wrze praca w suchych dokach przy remontach i oczyszczaniu z pąkli kadłubów pirackich jednostek. Brionne pod tym względem jest znacznie bardziej konkurencyjne od Mussilion z uwagi na jakość usług i materiałów oraz fakt, iż nie trzeba się przekradać przez blokadę.

Przestępczość

W zasadzie niemożliwością jest pełne opisanie tego zagadnienia. Brionne jest miastem gdzie zbrodnia kryje się pod bardzo delikatną maską praworządności. Korupcja, oszustwa, intrygi i fałszerstwa stanowią tak naturalną dziedzinę życia miejscowych, że mało kto je zauważa. Tu nikogo nie dziwi gdy drobny, zabiedzony złodziejaszek ląduje przykuty do wiosła galery, albo przyozdabia jedną z licznych szubienic, a zatwardziały bandzior idzie ulicą w glorii chwały jako dobroczyńca miasta. Dlatego też skoncentruję się na najbardziej charakterystycznych formach działania przestępczego półświatka.

Kradzieże

Nieformalna nazwa Brionne - "Miasto Złodziei" - nie wzięła się znikąd. Roi się tutaj od wszelkiego rodzaju typków, którzy ze swoich lepkich rąk uczynili sobie narzędzie pracy. W nazwie "złodziej" mieszczą się kieszonkowcy, rzezimieszki (sama nazwa wskazuje na specjalizację), konio- i bydłokradzi, włamywacze (od tych, co zrywają kłódki by ukraść trochę węgla po wyrafinowanych specjalistów rozbrajających zamki i pułapki by wynieść dzieło sztuki z domu bogatego kupca) czy wreszcie zwykłe oprychy kradnące wszystko, co nie jest dostatecznie dobrze pilnowane. Generalną zasadą jest, że nie używają przemocy, ani nawet nią nie grożą okradanym. Dla nich jest to bardzo istotny podział, ponieważ przemoc jest domeną rozbójników, a nie chcą być z nimi myleni. Po części wynika to z tego, że jak sędzia będzie miał humor to złodziej straci tylko ucho, oko lub zostanie napiętnowany, natomiast rozbójników wiesza się za żebro na haku. Złodzieje mogą działać zarówno w gangach, jak i samotnie. W gangach operują zwykle doliniarze, jeden kradnie, a reszta obserwuje otoczenie albo ucieka z "fantem".

Jednakże Brionne to nie tylko złodzieje. Ten rodzaj przestępczości napędza koniunkturę na bardzo ściśle określone dobra i usługi.

O ile łupem nie są pieniądze, złodzieje muszą się pozbyć "fantów". Rzadko robią to osobiście, ponieważ istnieje ryzyko zwrócenia na siebie uwagi stróżów prawa lub szukającego swojej własności pokrzywdzonego. Tu na scenę wchodzą paserzy. Skupują oni od złodziei skradzione przedmioty, zwykle mocno poniżej ich faktycznej wartości i przechowują je aż sprawa nie przycichnie celem dalszej odsprzedaży. Czasem wywożą je od razu i sprzedają w innym mieście. Często działają pod przykrywką uchodząc za właścicieli lombardów, lichwiarzy czy zwykłych kupców.

To jednak nie wszystko. Dziesiątki rzemieślników utrzymuje się z wytwarzania przedmiotów niezbędnych dla złodziejskiego fachu. Liny, haki, kotwiczki, buty i rękawice z pazurami do wspinaczki, ampułki z kwasem, pilniki i wytrychy do forsowania zamków i krat, pojemniki z narkotykami i truciznami do unieszkodliwiania straży to przykłady towarów, na które jest zapotrzebowanie w przestępczym półświatku. Kary zależą od wartości skradzionego dobra, zaczynając od piętnowania poprzez ucięcie ucha, wyłupienie oczu, ucięcie ręki, a na galerach i śmierci przez powieszenie kończąc.

Żebractwo

Jak łatwo się domyślić jest to domena ludzi kalekich, umysłowo chorych, uzależnionych lub szalenie niezaradnych, choć nie brak tu sprytnych oszustów jedynie udających ułomności fizyczne czy psychiczne. Polega na pozyskiwaniu pieniędzy czy też innych dóbr poprzez zwykłe proszenie o nie, licząc na dobre serce lub naiwność przechodnia. Istnieje coś, co stróże prawa nazywają żebractwem aktywnym. Polega ono na uzyskiwaniu pieniędzy poprzez granie muzyki na ulicy, żonglerkę czy inne tym podobne występy. Naturalnie uliczni artyści uważają za oburzające i krzywdzące podobne porównania. Najpoważniejszym atutem żebraków jest fakt, że nikt na nich nie zwraca większej uwagi. Czyni to z nich kapitalną wręcz kopalnię informacji. Doskonale orientują się w rozkładzie uliczek, znają plan dnia i rozkład zajęć oraz nawyki ludzi zamieszkałych w ich "rewirze". Często wiele osób mylnie zakłada, że zapity, leżący w kącie lump nie usłyszy i nie powtórzy właśnie przekazywanej ważnej wiadomości. Nigdy nie należy ich ignorować jako przeciwników. Nawet najlepszy rycerz czy zabójca umrze gdy na nogach i rękach uwiesi mu się stado rozbeczanych, obdartych grzdyli, a ktoś w zamieszaniu zada mu celny cios nożem w gardło. Innym atutem jest odrażająca powierzchowność. Łatwo jest się wśród nich ukryć i nikogo tu nie interesuje przeszłość, a stróże prawa i im podobni rzadko przezwyciężają obrzydzenie i starannie przeszukują leżących na ulicy meneli. Zawsze to lepiej dostać parę kopniaków czy pletnią po grzbiecie niż zawisnąć.

Prostytucja

Wielu uznaje ten rodzaj działalności za najstarszy zawód świata. Prostytucję tradycyjnie uważa się za domenę kobiet choć nie brak tu i mężczyzn. Co ciekawe tak w Brionne, jak i w całym Starym Świecie system prawny jest bardzo niekonsekwentny w tępieniu czy też regulowaniu tego procederu. Z jednej strony straż miejska co pewien czas urządza istne łapanki na wszetecznice. W ruch idą wtedy rozpalone do białości żelazo, batogi, maski hańby, a w dybach i pod pręgierzami wystają nieszczęsne ofiary takich akcji. Z drugiej strony brak tym działaniom regularności i dla każdego jasnym jest, że mają one charakter pokazowy. Ulice słynne z takiej "przedsiębiorczości" uważane są za atrakcje miasta (w Brionne jest to Plac Truwerów i oczywiście port). Brioński ratusz prowadzi dwa własne domy uciech - "Różyczkę" i "U madam Le Tuoriell". O zgrozo procederem tym zajmuje się też duchowieństwo, a dokładnie działająca w Brionne świątynia Ranalda, która nadzoruje "Aksamitny pałac". W zasadzie konsekwentnie karane jest jedynie stręczycielstwo, czyli nakłanianie do prostytucji i to bardzo surowo, często galerami lub śmiercią. Kuplerstwo, czyli ułatwianie nierządu i sutenerstwo, czyli czerpanie z cudzego nierządu korzyści majątkowych nie są karane, choć w tej ostatniej dziedzinie Gubernator wyraźnie zamierza zostać monopolistą, albo przynajmniej zarabiać na zezwoleniach. Podobnie jak żebracy, ladacznice są cennym źródłem informacji. Wynika to z tego, że w sytuacjach intymnych, wielu staje się bardzo skłonnych do zwierzeń. Na terenie miasta Brionne istnieje obowiązek by każda osoba parająca się nierządem miała ubarwione różem policzki. Niestosujący się do nakazu karani są przez piętnowanie na twarzy.

Wymuszenia

W Brionne zajmuje się tym w zasadzie wyłącznie Gubernator i zdecydowanie nie lubi w tej dziedzinie konkurencji. Sam mechanizm jest dość prosty - do każdego prowadzącego jakieś interesy w mieście, niezależnie od tego czy legalne czy nie, prędzej czy później przychodzi grupa paskudnie wyglądających drabów w barwach Straży Miejskiej i żąda "opłaty na rzecz miasta" albo "za ochronę". Odmowa wiąże się z przykrymi konsekwencjami w rodzaju pobicia, podpalenia zniszczenia straganu lub sklepu, a nawet śmierci. Haracz ma charakter stały i płaci się go raz na tydzień w formie z góry ustalonej sumy pieniędzy lub określonego dobra, czy usługi. Ponieważ czasem chłopaki dorabiają na boku można ich przekupić, żeby sprolongować spłatę. Opóźnienia w spłacie są dopuszczalne, ale wiążą się z pobiciem, uprowadzeniem bliskiej osoby lub podobnymi przykrymi zdarzeniami. W takich wypadkach oprócz długu do spłaty dochodzą procenty w skali 5% na tydzień plus ewentualne koszty dodatkowe jak np. koszty związane z wynajęciem łowcy nagród, czy "uraz psychiczny" Gubernatora (a to bardzo drażliwa osoba). Oficjalnie wymuszenia w Brionne karze się galerami.

Handel niewolnikami

Proceder, który od momentu odkrycia Południowych Krain, a potem rozpoczęcia Burzy Chaosu wyraźnie przeżywa renesans. Bretońskie prawo teoretycznie zabrania niewolnictwa, a parającym się nim handlarzom w zależności od stanu grozi się utratą szlachectwa, majątku i banicją. Z drugiej jednak strony dopuszcza się pracę skazańców w kopalniach, kamieniołomach i na galerach. Pozwala się na funkcjonowanie aren gladiatorskich i zamtuzów, choć jasnym jest, że ludzie, którzy się tam znaleźli nie zawsze są wolni. Jeszcze więcej kontrowersji budzi wykorzystywanie niewolniczej siły roboczej na Nowym Świecie. W zasadzie szereg luk prawnych i niejasności pozwala na handel niewolnikami, tyle tylko, że jest on prowadzony pokątnie.

Zwłaszcza w ostatnim czasie nasilił się obrót jeńcami, którzy dostali się do niewoli w wyniku walk z Norsami i Kurganami. Formalnie to jeńcy, którzy mają odpracować swoje winy. Naturalnie dożywotnio. Z resztą o los kogoś, kogo uważa się za czciciela Chaosu nikt się nawet nie pyta. Z hordami Archaona na wojnę pociągnęły całe plemiona wraz ze swymi rodzinami. Gdy Pan Końca Czasu zaczął przegrywać całe rzesze ludzi dostały się do niewoli. Większość została stracona, zwłaszcza parający się magią i obdarzeni mutacjami. Do reszty jednak co bardziej zaradni wojacy mieli inne plany. Starannie selekcjonowano młodych mężczyzn, biegłych w walce, młode, urodziwe kobiety oraz osoby posiadające rzadką wiedzę lub umiejętności, co w przypadku ludów Północy było raczej dość niezwykłe. Tacy jeńcy byli mniej bici i dostawali lepsze racje dlatego, że oczekiwano za nich lepszej ceny. Pozostałych czekały głodowe porcje, galery kopalnie, plantacje i kamieniołomy. Tu też wypełzała prawdziwa natura handlarzy niewolnikami. Od razu zabijali oni każdego, kto nie rokował szans na przebycie długiego marszu lub odpowiedniego zysku na targu, a więc rannych, chorych, kobiety w ciąży, dzieci i starców. Nie przypadkiem niewolnictwem parają się najgorsi zbrodniarze i szumowiny.

Ucieczka nie rokuje większych szans, ponieważ miejscowa ludność pamięta bądź słyszała o grozie najazdu i urządza sobie okrutne polowania na zbiegów. Najgorszy jest los obywateli Imperium i Kisleva, którzy dostali się do niewoli Północnych. Oni tylko zmienili ciemiężycieli na nowych i to wcale nie lepszych od rzekomych barbarzyńców. Brionne jest głównym portem przeładunkowym dla statków uwożących "żywy towar" do Nowego Świata, Tilei a szczególnie na Sartosę czy do Arabii. Wbrew pozorom popyt jest olbrzymi, ponieważ niewolników potrzebują galery, kapitanowie "statków śmierci", szkoły gladiatorskie, burdele, kopalnie, kamieniołomy, latyfundia i plantacje. Olbrzymie ilości skupują elfy z Naggaroth, a także poprzez figurantów i fałszywe spółki kupieckie skaveni do swych mrocznych praktyk.

Przemyt

Szereg towarów będących przedmiotem handlu podlega różnego rodzaju ograniczeniom. Przyczyn jest bardzo wiele. Państwo, prowincja czy choćby nawet miasto zmierza do zachowania swojej pozycji na rynku jako wytwórca czy sprzedawca. Wreszcie władze obrót niektórymi dobrami z pewnych przyczyn uważają za niedopuszczalny lub wymagający ograniczeń. W tym celu egzekwuje się zakazy handlu, prawo składu czyli obowiązek wystawienia na sprzedaż wwożonego towaru, cła, podatki, zezwolenia, asygnaty, koncesje. Bretonia, a tym bardziej Brionne nie są tu żadnymi wyjątkami. W oczywisty sposób restrykcje zmieniają cenę towaru, najczęściej ją zawyżając. W tej sytuacji pojawiają się ludzie, którzy nie mogą lub nie chcą uiścić zawyżonej ceny, względnie potrzebujący towaru, który w oficjalnym obrocie jest nie do kupienia. Skoro jest popyt to naturalnym jest, że pojawiają się ludzie pragnący go zaspokoić i jednocześnie dobrze na tym zarobić.

To między innymi właśnie poprzez Brionne do Bretonii wlewa się strumień wszelkiego rodzaju używek, spaczenia i broni palnej. Sposób przemycania towaru zależy od tego, co jest przedmiotem procederu i od pomysłowości zajmujących się nim ludzi. Niemal klasycznymi narzędziami przestępców są schowki w wozach, podwójne dna w skrzyniach i beczkach, ukryte kieszenie. Zdarza się, że kontrabanda jest zatapiana lub zasypywana w towarze, który nie podlega ograniczeniom. Popularnością wśród bogatszych przemytników cieszą się worki z papryką i pieprzem. Nie tylko można ukryć "fanty", ale jeszcze można zmylić psy tropiące. Przemyt w zależności od kontrabandy karany jest piętnowaniem, galerami lub śmiercią.

Historia miasta

Brionne, w przeciwieństwie do wielu innych miast portowych, nigdy nie było elfią kolonią. Pierwotnie jedno z plemion Bretonów zaczęło zasiedlać żyzną dolinę rzeki Brienne, docierając wreszcie do jej ujścia. Plemiona zajmujące ziemie znane później jako Carcassone, Quenelles, Akwitania, Glanborielle i Cuileux skutecznie osłaniały ich od najazdów ze strony zielonoskórych i zwierzoludzi. Nie oznaczało to jednak bezpieczeństwa. Dolinę rzeki zamieszkiwały liczne plemiona goblinoidów natomiast sama rzeka była dogodną drogą dla najeźdźców z Norski, którzy zapuszczali się na południe niosąc śmierć i zniszczenie. Chcąc im przeciwdziałać, około roku 483 KI na wzgórzu nad ujściem rzeki wzniesiono kamienną wieżę strażniczą, która miała położyć kres łupieżczym rajdom. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęły tworzyć się zręby przyszłego księstwa Brionne. Z czasem wokół wieży wyrosło piękne i bogate miasto, a sama wieża zamieniła się w potężną cytadelę. Miasto szybko stało się centrum handlu i jednocześnie dogodną bazą wypadową do wypraw przeciw lokalnym plemionom zielonoskórych.

W 577 roku KI cała Bretonia, a więc także i Brionne stało się areną zażartych walk z goblinoidami, które w zasadzie trwały nieprzerwanie aż do 977 roku KI kiedy to orki zostały rozgromione przez Gillesa Zjednoczyciela. W 753 roku KI pojawiło się nowe zagrożenie, które przyjęło formę smukłych okrętów Mrocznych Elfów. Druchii usiłowali zdobyć miasto i wedrzeć się na rzekę Brienne skąd mogliby atakować osady w głębi kraju. Jednakże nauczona doświadczeniami walk z Norsami załoga twierdzy stawiła skuteczny opór zmuszając najeźdźcę do odstąpienia. W kolejnych latach dochodziło do serii morskich bitew z elfimi korsarzami i ich nieumarłymi sojusznikami. Wojna w zasadzie nigdy się nie zakończyła. Z uwagi na swój odwieczny konflikt z Ulthuanem Naggarothi pojawiają się już bardzo rzadko, a ożywieńcy bardziej zaangażowani są w walki z Tileańczykami i arabskimi korsarzami, jakkolwiek sporadycznie ciągle jeszcze dochodzi do starć na morzu.

Najważniejsze dla historii miasta było panowanie Balduina I Wielkiego. Po śmierci swego ojca Rolanda Briońskiego, który zginął w walce z korsarzami, Balduin zaledwie w wieku 13 lat objął tron. Mimo młodego wieku książę w następnych latach zasłynął z waleczności, siły fizycznej i bardzo trafnych decyzji tak politycznych, jak i na polu walki. Oczywiście władzę oficjalnie do czasu uzyskania przez władcę pełnoletniości pełniła Rada Regencyjna złożona z przedstawicieli najważniejszych rodów w księstwie. Co zdumiewające, pierwsze skrzypce grała tu Księżna Matka – Valerie z Brionne. Ambitna arystokratka twardo i zdecydowanie broniła praw syna do tronu przed zakusami możnowładców zasiadających w radzie. Skutecznie zawierała i rozwiązywała sojusze, udzielała lub odmawiała wsparcia wygrywając magnatów przeciw sobie, posługując się na równi rozumem, wpływami i niezbędnym w polityce brakiem skrupułów. Gdy Cedryk z Bolaugerie spróbował przełamać jej supremację w radzie poprzez zaaranżowanie swojego mariażu z księżną zginął w goblińskiej zasadzce w dość zagadkowych okolicznościach. Kolejnych kandydatów do ożenku z wdową nie było.

W wieku 16 lat książę objął pełnię władzy i od razu stanął przed bardzo ważnym problemem. W 930 roku KI wielka armia zielonoskórych pod wodzą Gragabada runęła z Masywu Orków na Cuileux. Choć rycerstwo stawało dzielnie broniąc swych dziedzin wkrótce uległo. Brionne i Quenelles doskonale zdawały sobie sprawę, że ich ziemie są kolejnym celem najazdu. Rozpoczęto kampanię przeciw orkom, która zmusiła hordę do odwrotu. Jednak nie rozgromiono zielonoskórych ani nie zabito Gragabada. Zyskano jedynie nieco czasu. W drodze honorowego pojedynku władcy Brionne i Quenelles rozstrzygnęli między sobą schedę po Cuileux. Szesnastolatek nie był w stanie sprostać doświadczonemu oponentowi. Jednocześnie była to ostatnia porażka ambitnego młodzieńca. Dwa lata później Gragabad znowu uderzył. W ciągu kolejnych miesięcy horda dotarła pod Brionne, gdzie stoczono jedną z najkrwawszych i prawdopodobnie najchwalebniejszych bitew w historii księstwa.

Młody książę zabił orczego wodza jednocześnie gromiąc zielonoskórych. Kolejne lata były dla księstwa raczej dość łaskawe. Większość plemion zielonoskórych zamieszkujących dolinę uległo zagładzie wraz z armią Gragabada. Kiedy sąsiedzi toczyli ciężkie boje, Brionne odpierało jedynie niewielkie rajdy Norsów i Druchii. Balduin świetnie rozumiał, że pokój jest przejściowy. W kolejnych latach rozbudował więc umocnienia miasta, nakazał rycerstwu dodatkowy zaciąg żołnierzy i wymusił ich lepsze uzbrojenie i wyszkolenie. Książę się nie mylił. W 974 roku KI runął największy najazd orków w historii Bretonii. Liczne wraże zagony wdarły się na terytorium księstwa. Mimo skutecznego oporu zepchnęły Briończyków do ich stolicy. Wkrótce miasto zostało oblężone. Sędziwy Balduin osobiście dowodził obroną swojego ukochanego miasta. Liczący sobie siedemdziesiąt lat władca z werwą młodzika walczył na wałach zagrzewając obrońców własnym przykładem. Wtedy właśnie, na tyłach armii zielonoskórych, pojawiła się nadzieja w postaci armii Gillesa Zjednoczyciela. Bitwa zakończyła się śmiałym wypadem Balduina na goblinoidów i kompletnym pogromem hordy. Książę dołączył do towarzyszy Gillesa i został Rycerzem Graala.

Kolejne wieki przyniosły Brionne spokój i bogactwo. Oczywiście do pieniędzy, jak pszczoły do miodu zaczęli ściągać złoczyńcy, którym miasto zaczęło zawdzięczać swą nieoficjalną nazwę. W 1104 roku KI w mieście wybuchł bunt wójta Gotfryda. Buntownicy domagali się między innymi rozszerzenia praw, oddzielenia stanu mieszczańskiego od chłopstwa. Rebelię krwawo stłumiono, a Gotfryd i jego poplecznicy skończyli na szubienicy. Niemniej pokłosiem tego buntu jest znacznie łagodniejsza polityka wewnętrzna wobec rodów kupieckich. W 1813 roku KI wybuchła zaraza znana jako Czerwona Ospa dziesiątkując populację południowych prowincji królestwa w tym także Brionne. W mieście wybuchły zamieszki i pożar, który pochłonął trzy czwarte miasta. Gdy choroba szalała na ulicach na miasto spod ziemi uderzyli szczuroludzie. Mimo poważnej sytuacji zdesperowani Briończycy stawili opór. Niestety, osłabione zarazą społeczeństwo nie mogło podołać wysiłkowi zbrojnemu. Wkrótce miasto padło, broniła się jedynie książęca cytadela oraz niewielka enklawa wokół katedry Najświętszej Panny Jeziora w których schronili się ostatni uciekinierzy. Stan ten trwał, aż do bitwy pod Quenells, kiedy to rozgromione skaveny zostały zmuszone do ucieczki. Nie była to jednak jedyne starcie z ludem Rogatego Szczura. W 2031 KI straż odkryła próbę sabotażu w porcie polegającą na próbie podpalenia okrętów stojących na kotwicy. Żołnierzom udało się zlikwidować dywersantów, którym udało się tylko podpalić żaglowiec "Blanca".

Lokalne rycerstwo chcąc zdobyć bogactwo i sławę zasila wyprawy nazywane Wojnami Rycerskimi takie jak ta przeciw arabskiej inwazji na Estalię w 1449 roku KI, czy przeciw zielonoskórym w 2201 roku KI. Często też dochodzi do lokalnych, domowych wojenek pomiędzy zwaśnionymi szlachcicami. Największą z dotychczasowych był konflikt miedzy Tankredem de Coile a Ademarem de Ours w 2238 roku KI. Kłótnia na polowaniu zamieniła się w trwającą siedem lat rodową wróżdę, której uwieńczeniem była bitwa pod Blanc Bois. Rozlew krwi przerwała armia ówczesnego księcia Brionne, która rozpędziła oddziały obu szlachciców i pozwoliła ochłonąć ambitnym pankom w briońskich lochach.

Aktualnie większość miejscowego rycerstwa pociągnęła na pomoc Imperium walczącemu z Burzą Chaosu, ale kolejne chorągwie wracają już do domu.

Historia herbu Balduina

W 932 roku KI Gragabad runął ze swoją armią w dolinę rzeki Brienne z zamiarem unicestwienia Brionne. Horda ruszyła kierując się na stolicę księstwa. Jednakże Balduin umiejętnie wykorzystując zwiadowców szybko dowiedział się o pochodzie. Ludność uciekała w lasy lub do potężnych twierdz, zabierano lub palono zapasy. Chłopi niszczyli przeprawy, kładli na leśnych duktach zasieki i nękali orczą armię. Balduin obiecał, że majątek każdego zabitego orka będzie należał do jego zabójcy. Dla uzbrojonych w łuki chłopów była to szansa na poprawienie swojego nędznego stanu posiadania. W końcu żelazo i skóry zawsze się przydadzą, co najwyżej trzeba je tylko wyczyścić. Tymczasem rycerstwo i żołnierze zbierali się w Brionne. Wkrótce horda znalazła się pod grodem.

Gragabad nie był typowym orkiem –rozwrzeszczaną, skłonną do przemocy górą mięśni. To był także sprytny wódz, któremu udało się posiąść wiedzę dotyczącą prowadzenia oblężeń. Balduin zdawał sobie z tego sprawę, a ponieważ miał dużo wojska a mało zapasów postanowił postawić wszystko na jedną kartę i przejść do obrony aktywnej. W tym celu o świcie wyprowadził wojsko z grodu pozostawiając część chłopskich łuczników na wałach i zaczął rozstawiać swoją armię na błoniach. W orkowym obozie podniósł się natychmiast rejwach po czym doszło do ogólnej bijatyki o to, kto ma pierwszy walczyć z ludźmi. Dość szybko jednak Gragabad i jego oficerowie przywrócili porządek i zaczęli się szykować do walki. Ludzie stanęli w dwóch głównych liniach. Pierwszą stanowili łucznicy. Za nimi zajęły stanowiska pułki ciężkiej piechoty. Na lewym skrzydle stało rycerstwo wraz z księciem. Prawą flankę zaś zabezpieczała rzeka Brienne. Dla Gragabada był to poważny sygnał. Rycerstwo nie zsiadło z koni i nie zajęło miejsc między piechotą. Znaczyło to, że w razie niepomyślnego rozwoju bitwy porzuci piechotę, zostawiając ją na pastwę zielonoskórych i wykorzysta kupiony w ten sposób czas na ucieczkę. W takiej sytuacji zdobycie miasta byłoby kwestią chwil. Ponieważ przód stanowili łucznicy, którzy zaczęli strzelać gdy tylko orki znalazły się w zasięgu, Gragabad nakazał zdecydowane natarcie całą ławą. Przez chwilę słońce przesłoniła chmura wypuszczonych strzał. Zielonoskórzy padali pokotem, ale biegli naprzód. Wydawało się, że za chwilę wpadną między łuczników i urządzą rzeź. Wtedy Balduin zagrał swoim najpotężniejszym atutem - rycerstwo ruszyło z miejsca, zatoczyło łuk i uderzyło uszykowane "w płot" w odsłaniające się skrzydło orczej armii. Pierwsze szeregi zostały dosłownie zmiecione. Tratowane, kłute i rąbane orki zaczęły być spychane w stronę Brienne. Ława orczych wojowników musiała się zatrzymać, by stawić czoła zagrożeniu. Jednocześnie ruszyła do ataku briońska piechota pozwalając wycofać się łucznikom, którzy zajęli bezpieczne stanowiska na wałach i dalej zaczęli razić wroga.

Gragabad jednak nie zamierzał wypuszczać zwycięstwa z rąk. Zaczął do bitwy wprowadzać kolejne oddziały, słusznie rozumując, że rycerstwo wytraciło impet i walka zamienia się w bezładną rąbaninę, która jest na rękę liczniejszym orkom. Szala bitwy zaczęła się przechylać na stronę goblinoidów. Na dźwięk rogu za sztandarem Balduina rycerstwo rzuciło się do ucieczki w stronę Bramy Złotej, znanej dziś jako Brama Czarnego Topora. Przez chwilę ludzka piechota, niby dziób okrętu, parła jeszcze do przodu rozpychając orcze szeregi. Jednakże bez wsparcia rycerzy żołnierze przeszli do obrony, a potem krok po kroku zaczęli być spychani w stronę murów. Wspierani przez łuczników z wałów cofali się jednak w porządku. Wkrótce orki przyparły ich do fosy i zaczęły powoli, ale nieubłaganie niszczyć. Bój stawał się coraz bardziej desperacki i rozpaczliwy. Piechota biła się z furią i zacięciem doskonale zdając sobie sprawę, że nie ma gdzie uciekać. Gragabad słał do walki kolejne rezerwy, czyli trolle i kawalerię dzików, trafnie zgadując, że zmiażdżenie piechoty jest kluczem do sukcesu. Ork nie wiedział jednak, że odwrót rycerstwa był zwykłym wybiegiem. Balduin zreorganizował pod osłoną murów rycerzy i wypadł przez Bramę Maszkarona na północy z zamiarem wykonania głębokiego manewru obejścia. Gragabad zostawił tutaj wilczych jeźdźców, którzy mieli dopełnić rzezi rycerstwa. Problem polegał na tym, że gobliny czekały na rozproszonych przerażonych rycerzy, a nie na karne chorągwie, które w pełnym pędzie uderzyły w ich szeregi. Wynik starcia był łatwy do przewidzenia. Lekkozbrojni zielonoskórzy byli dosłownie przewracani na ziemię wraz z wilkami. Odurzone ziołami konie nie czuły strachu, gryzły i kopały. Rycerze rozdawali ciosy na prawo i lewo.

Rzezi dopełniły oddziały lekkiej kawalerii, które wypadły z miasta za rycerstwem. Ocalałe gobliny rzuciły się do panicznej ucieczki, nie uprzedzając Gragabada o niebezpieczeństwie. Z resztą nie miały takiego zamiaru, ciężkozbrojne orki mogły im przecież kupić potrzebny na ucieczkę czas. Balduin zatoczył swoje chorągwie pod osłoną drzew i wyszedł na tyły orczych oddziałów. Uszykowane w kliny rycerstwo po raz kolejny tego dnia wbiło się w wraże szeregi wyrąbując szeroki pas zniszczenia i śmierci. Gragabad zrozumiał, jak przewrotnie został wywiedziony w pole. Na nieszczęście dla niego, większość orków myślała, że nadeszła jakaś niewykryta przez zdradzieckie gobliny odsiecz dla obrońców. Część rzuciła się do ucieczki, a część ruszyła na goblińską piechotę by na miejscu wymierzyć "karę" równie zaskoczonym goblinom.

Dla Gragabada jasnym stało się, że zbliża się katastrofa i już tylko zabicie ludzkiego wodza może dać mu wygraną. Wyvern wodza uniósł się ponad skrwawionym polem. Wkrótce ork wypatrzył okrytego wspaniałą zbroją młodzieńca. Bestia zanurkowała z mrożącym krew w żyłach wrzaskiem, ork wzniósł topór do ciosu. Balduin doskonale jednak odgadł zamiar drapieżnika i prawdziwy cel ataku. Książę zeskoczył zwinnie z konia zasłaniając się tarczą. Potwór wbił kły w szlachetne zwierzę, zabijając je na miejscu, jednocześnie Gragabad uderzył z impetem wbijając topór w książęca tarczę. Wtedy stała się rzecz nieoczekiwana, topór zakleszczył się tak, że nawet ork nie był w stanie go wyrwać. Wódz nie wypuszczając trzonka stracił równowagę i spadł z siodła. Obstawa Balduina natarła na wyverna zagłębiając w cielsku kolejne kopie. Potężny gad zaczął zwijać się w konwulsjach roztrącając rycerzy na boki. Tymczasem ork, próbując odzyskać topór, przyciągnął księcia do siebie starając się jednocześnie rozbić mu głowę trzymanym w drugiej ręce bułatem. Balduin wiedząc, że w tak bliskim zwarciu miecz mu się raczej nie przyda odrzucił brzeszczot i wyrwał zza pasa wąski puginał. Aby Gragabad nie mógł użyć bułatu przyskoczył do niego jeszcze bliżej, stając twarzą w twarz i zadał serię ciosów sztyletem w brzuch i klatę piersiową. Wąskie ostrze łatwo odnajdowało drogę między ogniwami prymitywnej kolczugi. Wkrótce ork, tłukący rękojeścią bułatu w hełm księcia, zaczął tracić siły. Wreszcie sztych sięgnął serca, Gragabad zatoczył się, oparł o cielsko swojego wierzchowca, ciężko usiadł i umarł.

Taki był koniec Gragabada Ludojada pogromcy Cuileux. Wzięte w kleszcze orki zostały zmasakrowane, a do dziś plemiona zamieszkujące dolinę Brienne są bardzo słabe i nieliczne, jak na standardy zielonoskórych. Na pamiątkę bitwy Balduin uznał czarny topór na złotym tle za swój herb i do dziś jest on jednocześnie herbem Brionne.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Mari Huana
   
Ocena:
0
No, no... bardzo rzetelna robota - jestem pod wrażeniem.
29-04-2008 01:25
Gulthank
   
Ocena:
0
Świetny tekst. Dla mnie mnóstwo inspiracji do tworzenia przygód. Oby więcej takich.
29-04-2008 15:20
Kyousei
   
Ocena:
0
Troszeczkę naciągane niektóre historie...;)
29-04-2008 20:05
Widoom.Com
   
Ocena:
0
Podoba mi się.
07-05-2008 22:16
~Delgar

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Świetna, świetna, wspaniała robota!
Już na pierwszy rzut myszki widać, jak wiele wysiłku włożyłeś w tę pracę.
Chapeau bas!
28-05-2008 12:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.