Bramy Domu Umarłych - Steven Erikson

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Bramy Domu Umarłych - Steven Erikson
Bramy Domu Umarłych autorstwa Stevena Eriksona to kontynuacja Ogrodów Księżyca, i zarazem druga część dziesięciotomowej Malazańskiej Księgi Poległych. Ci, którym spodobały się Ogrody..., nie muszą nawet czytać dalej – mogą kupić książkę w ciemno i na pewno się nie zawiodą. Sięgnąć po nią powinny jednak także osoby, które po lekturze Ogrodów... nie przekonały się jeszcze do umiejętności autora – w tomie drugim znajdą więcej akcji, ciekawszych bohaterów, intrygującą fabułę i świetne kulminacyjne rozdziały.

Nie oznacza to jednak, iż powieść jest idealna – główną wadą pierwszego tomu cyklu była trudność w zorientowaniu się w gąszczu postaci, wątków, nazw, organizacji i ras, czyli tego wszystkiego, co stanowi o sile świata przedstawionego. Niestety, w Bramach... jest podobnie, głównie dlatego, iż akcja rozgrywa się w zupełnie innym miejscu, z odmienną intrygą fabularną i tłumem całkiem nowych bohaterów... Choć to nie do końca prawda, bo spotykamy także parę znajomych twarzy, które odgrywają znaczącą rolę w całym tym zamieszaniu.

Skrzypek, Kalam, Crokus i Apsalar (zwana kiedyś Żal) przemierzają pustynię Raraku na kontynencie Siedmiu Miast, ogarniętym rebelią przeciw rządzonemu przez cesarzową Lassen Imperium Malazańskiemu. Święta wojna, zwana Tornadem Apokalipsy, wybuchła w najgorszym momencie, gdy Imperium rozmieściło swe siły w zbyt wielu rejonach jednocześnie, dzięki czemu fanatycy z łatwością zdobywają kolejne miasta. Nasi starzy znajomi pragną pomóc Apsalar dotrzeć na jej rodzinną wyspę, choć nie jest to jedyny powód ich podróży – Kalam wyrusza z misją zabicia Lassen, a Skrzypek stara się odnaleźć leżący gdzieś na pustyni Tremorlor, czyli umożliwiający teleportację starożytny dom Azath. Ten wątek zapewne wystarczyłby na całą książkę, ale to bynajmniej nie koniec! Z perspektywy historyka imperialnego Duikera śledzimy losy Sznura Psów − dowodzonej przez charyzmatycznego Coltaine'a, nowego generała malazańskiej armii, karawany liczącej kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z pokonanego przez buntowników miasta. Tymczasem Felisin Paran, młodsza siostra znanego z Ogrodów... Ganoesa, zostaje wtrącona do obozu górniczego jako niewolnica, co nieodwracalnie ją zmienia. Jakby wątków było mało, pojawia się też Icarium, tajemniczy wojownik, nie pamiętający nic ze swej przeszłości; szalony kapłan Iskaral Krost snuje swe intrygi manipulując bohaterami, a zmiennokształtni z całego świata zbierają się na Raraku, aby poszukiwać ścieżki do zdobycia boskości.

Jak widać, Bramy... są przede wszystkim opowieścią o wędrówce bohaterów. Można podejrzewać, że książka składa się z setek stron nudy i opisów przyrody, jednak nic bardziej mylnego. Pomimo spokojniejszych fragmentów, którymi czytelnik może być lekko znużony, książka jest pełna akcji, tajemnic i bardzo dobrze nakreślonych scen batalistycznych, zwłaszcza w fragmentach skupiających się na Sznurze Psów. Są opisane na tyle realistycznie, na ile jest to możliwe w powieści fantasy, a czytelnik niemal czuje, że znalazł się na polu bitwy i widzi wydarzenia oczami bohaterów. Prawie każdy kolejny rozdział przynosi nam fragment wiedzy o świecie, bohaterach, ale także nowe tajemnice, dzięki czemu powieść czyta się z rosnącą ciekawością. Trzeba jednak zwracać uwagę na każdy szczegół, gdyż może on potem mieć kluczowe znaczenie dla rozwoju fabuły. Co istotne, mimo dość przygnębiającego klimatu, znalazło się też miejsce na sporą dawkę humoru, głównie tego w czarnej odmianie.

Podobnie jak to miało miejsce w Ogrodach Księżyca, także i w drugim tomie nie spotkamy nikogo, kogo można by nazwać "głównym bohaterem" − można powiedzieć, że książka jest podzielona na cztery osobne opowieści, które jednak przeplatają się z sobą, dając lepszy obraz sytuacji na Raraku. Należy docenić, że jest znacznie mniej chaotycznie niż w poprzedniej części, a przeskoki między postaciami nie dezorientują czytelnika. Co więcej, bohaterowie są lepiej wykreowani – o niewielu można powiedzieć, że są papierowi, zdecydowana większość jest wyraziście nakreślona, można ich polubić, bądź nie; trudno nie kibicować Coltaine'owi w jego szaleńczo odważnym przedsięwzięciu, ciężko także nie poczuć sympatii do Skrzypka − zwykłego żołnierza, który nagle znalazł się w centrum batalii między potężnymi siłami.

Podobnie jak w przypadku otwierającego cykl tomu, bardzo ciężko przejść obok tej powieści obojętnie – albo się ją kocha, albo nienawidzi. Widać jednak rozwój umiejętności pisarskich autora − część drugą Malazańskiej Księgi Poległych czyta się znacznie łatwiej, trudniej także oderwać się od lektury. Bramy Domu Umarłych to świetna książka o wojnie, honorze i zdradzie, która pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.