» Blog » Brak marzeń i celów w życiu...
28-02-2023 17:28

Brak marzeń i celów w życiu...

Odsłony: 240

Eh…

Hej ludki. Kolejne schizofreniczne myśli mnie naszły. Nawet nie wiem od czego zacząć…

Wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, że niestety, w dniu obecnym nie mam żadnych marzeń, ambicji, celów przed sobą… nic. Doskonała próżnia. Zanim moje matka zaczęła stosować względem mnie przemoc (bez przerwy przez 10 lat – ho, ho, ho, jakie to dziwne, że przez ten cały czas w ogóle nie stanąłem na nogi…) chciałem zostać doktorem biologii molekularnej, robić badania naukowe na uniwersytecie i mieć studentów. Ewentualnie chciałem uczyć biologii w liceum. Teraz? Nie wiem co chcę robić w życiu, jeśli cokolwiek.

Cześcią tego problemu jest mój wielki strach przed kolejną klęską i przed tym, że cokolwiek sobie zaplanuję, w ogóle nie uda mi się tego osiągnąć. W sensie, jeśli wszystkie marzenia są poza moim zasięgiem, jaki jest w ogóle cel, by je mieć?

W każdym razie… myślę, że nie chciałbym studiować biologii. Nawet jeśli Uniwersytet Wrocławski ma dobry program z biologii nauczycielskiej. I oferuje magisterkę z genetyki. Po prostu… no cóż, to marzenie zostało mi przez moją matkę i jej skąpstwo odebrane raz na zawsze. To już nie wróci. Nie ma celu do tego wracać.

Jest parę studiów, które być może – wielkie słowo klucz, wprost gigantyczne: być może – by mnie zainteresowały. Takie jak kulturoznatwswo ze specjalnością w feminizmie na UZ. Biologia wlicza się do punktów rekrutacyjnych – miałem 75% na maturze z rozszerzenia. Albo politologia po angielsku na UWr. Albo, sam nie wiem… są jeszcze Game Studies w Opolu, myślę?

W sumie, gdybym się zdecydował na kulturoznawstwo, to mógłbym potem zrobić magisterkę z literatury fantasy w Glasgow. To… mogłoby być miłe… chyba?

Tylko ten… przez minioną dekadę odmówiono mi nie tylko pieniędzy na studia (dostałbym się na dzienne na uniwersytecie…) rok po roku, ale nawet cholernych 15 zł na transport na Kolegium Karkonoskie. Bo przecież „jesteśmy ubodzy i bezrobotni”. Yhym, jasne. W momencie, gdy odmówiono mi tych 15 zł obydwoje rodzice mieli pracę, każde dobrze płatną, a moja siostra siedziała w mieszkaniu które jej kupili („tylko” 70 tysięcy złotych… :/ ) od 8 lat. Więc ten…

W każdym razie, nie wiem czy moi rodzice byliby chętni opłacić mi czesne na studiach w Glasgow – według moim obliczeń kosztuje to coś 80 tysięcy złotych – i nawet nie wiem czy chciałbym ich o to poprosić. Wiem, że mi dużo wiszą i powinni kiedyś zacząć spłacać ten dług, ale… eh, mam mętlik w głowie.

Jak mówię, nie wiem czy chcę studiować. Wszyscy wokół studiują, a ja zawsze chciałem zostać a proper intellectual, ale… no cóż, może moja rodzina powinna o tym pomyśleć 10 (w sumie to już 11…) lat temu? Hm?

Poza tym… w rodzinie urodził się Leonek, dziecko mojej siostry. Myślę, że go bardzo kocham. I… jeśli wydaję teraz na studia na jakimś uniwersytecie, to odbije się to na mojej relacji z nim, myślę. W sensie, będąc w innym mieście i będąc zajętym studiowaniem, nie będę miał tyle czasu dla Leonka, co nie? A bardzo, bardzo chcę mieć dobrą relację z Leonkiem. I to kolejny już argument (poza moją apatią) by jednak nie iść na żadne studia.

Zresztą, boję się, że mogę być głupi i leniwy i że uwalę każde studia. Na pewnym poziomie wiem, że to reakcja na traumę i przemoc – i że łatwiej jest zinternalizować „jesteś głupi” (co najpewniej w ogóle nie jest prawdziwe) niż zaakceptować fakt, że Twoja własna matka nigdy Ci ęnie kochała – ale to nic nie zmienia w mojej podświadomości. I skoro „jestem” głupi i leniwy – tak BTW, w liceum miałem jedne z lepszych ocen w klasie, WTF??? - to po co mi studiować? Hm?

Myślę, że na brak marzeń i celów życiowych mogłaby mi pomóc jakaś psychoterapia – ale to by wymagało pieniędzy (jestem schizofrenikiem i nie dostanę się na żadna terapię z NFZ – nawet chyba żadnej nie ma w Jeleniej Górze? Zostawię to bez komentarza…) a przecież ja „jestem”, em… „drogi w utrzymaniu” i przecież „jesteśmy”, em… „ubodzy i bezrobotni”. Więc raczej nie rozpocznę żadnej terapii. Zresztą, co mi psycholog pomoże, jeśli on będzie starał się naprostować moją psychikę, a moja toksyczna, skąpa, przemocowa matka dalej będzie mi odmawiać rzeczy, które inni mają tak o i nawet nie myślą o tym (mówię tutaj o wyższym wykształceniu, oczywiście – każdy studiuje w Polsce i każdemu studia finansują rodzice. Niekiedy nawet na uczelniach prywatnych, na które ja sam nigdy bym nie złożył dokumentów. Eh…).

Ale serio, widziałem jedną moją znajomą z liceum na FB – ukończyła „turystykę” na prywatnej uczelni. Teraz ma pracę i wakacje zagraniczne. A ja co? Przez dekadę nawet nie mogłem choćby złożyć dokumentów na studia licencjackie na UWr, co by potem być nauczycielem, nie wspominając o ich ukończeniu.

Ale, tak se myślę… byłbym nieco większym assetem dla społeczeństwa jako nauczyciel biologii po UWr niż „magister turystyki i rekreacji” po prywatnej uczelni gotowania na gazie. I miałbym „nieco” większą wiedzę naukową i o świecie od niej.

Eh… życie nie jest fair.

[Ogólnie sorka za tego posta, ale naszły mnie takie… różne myśli i miałem potrzebę ich spisania. Sorka że smęcę.]

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+3

Jeśli masz problemy psychiczne, stany lękowe i podobne zaburzenia, to zdecydowanie nie polecam pracy w szkole. Jeśli nie zjadłyby Cię dzieci, to zapewne ich rodzice. A odnośnie studiowania - zorientuj się może, czy na interesujących Cię uczelniach / wydziałach są przewidziane programy stypendialne dla osób niepełnosprawnych, ewentualnie czy takowych nie prowadzą jakieś fundacje. Bo na to, że rodzice sfinansują Ci zagraniczne studia za 80 tysięcy (czy ta kwota uwzględnia też koszty utrzymania w Glasgow?) trudno liczyć. Niekoniecznie dlatego, że są okrutni, przemocowi i Cię nie kochają, tylko dlatego, że to ogromna kwota, z której nic może nie wyniknąć. Zresztą, z tego co rozumiem, kupili Ci mieszkanie, dokładają się do Twojego utrzymania i chcieli sfinansować kontynuowania przez Ciebie edukacji, więc chyba tacy najgorsi nie są.

01-03-2023 20:10
Kaworu92
   
Ocena:
0

Hm... powiem tak:

  1. Mieszkanie dalej nie jest moje. To mieszkanie moich rodziców, w którym mi "litościwie" pozwalają pomieszkać. Moja siostra w analogicznej sytuacji czekała na własne - z litery prawa - mieszkanie... z miesiąc? Ja czekam już 10 lat. 
  2. Mieszkanie zakupiono "mi" po 4 latach schizofrenii, zaburzeń lękowych i samookaleczania. Spędziłem w tamtym okresie 3 miesiące na różnych oddziałach psychiatrycznych. Kto wie, gdyby mi je kupiono wtedy, gdy kupiono mojej siostrze, a nie "a, niech poczeka, czemu nie" to może w ogóle owe szpitale psychiatryczne by nie były potrzebne? Nie wiem, moja rzeczywistość wygląda dosyć odmiennie od tej teorii.
  3. Wiem, że 80 tysięcy to dużo. Ogólnie. Ale nie wiem czy w rodzinie, w której w ciągu dekady wydano 3/4 miliona na różne mieszkania (sic!) mi w tym samym czasie odmawiając nawet 15 zł na autobus na uczelnię (...?). Zresztą, mniejsza o studia w Glasgow z literatury fantasy. Fakty są takie, że przez dekadę w ogóle nie mogłem studiować niczego, bo "nie mamy pieniędzy" - i nawet gdy wszyscy wokół wiedzieliśmy, że te słowa to kłamstwo, to je dalej utrzymywano w mocy. Teraz, gdy obydwoje rodzice są na emeryturze, po dekadzie traum i upokorzeń "nagle" chcą mi "sfinansować" studia. Co oznacza, że gdy obydwoje mieli pracę, tym bardziej mogli - zwłaszcza, że we Wrocławiu nie musieliby płacić czesnego (teraz by musieli, gdyby mi opłacili studia online), a inflacja te x lat temu nie było dwucyfrowa. Czyli mnie okłamywali przez ten cały czas. I mam przez to tak wielką traume, że by mnie zaskoczyło, gdybym w ogóle chciał cokolwiek teraz studiować. Wszak "marnuję im pieniądze, a oni żadnych nie mają" czy coś, co nie...? :/
02-03-2023 20:24
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
+1

@Kaworu,

Nie każdy studiuje i nie każdemy studia finansują rodzice. Wybrałeś sobie wąską grupę ludzi, do której się porównujesz, żeby wypaść na ich tle gorzej ;)
Piszesz, że się boisz klęski, więc nie robisz nic - czy muszę pisać, że ten mechanizm jest trochę bez sensu? Boję się klęski, więc poddam się na starcie. Czyli tego... nie poniosę klęskę na samym początku? To czego się właściwie boisz, skoro przegrywasz już na starcie? :D A może Ty się boisz, że Ci się uda, a nie klęski, co?
Relacja z Leonkiem - brzmi jak wymówka, serio. Całkiem niezła wymówka, no bo to przecież mały członek rodziny, chodzi o miłość i o dobrą relację... nadal wymówka :) Wiesz, że możesz być w innym kraju i nadal mieć z kimś dobrą relację? Pisać do niego listy, dzwonić, wysyłać paczki, odwiedzać za każdym razem, kiedy będziesz w kraju? Będziesz miał dużo lepszą relację z Leonkiem, jeśli będziesz szczęśliwym człowiekiem, a nie sfrustrowanym, mówię Ci.
Nie chcę Ci też podcinać skrzydeł, dobrze mieć niekiedy ambitne cele. No ale nie nazbyt ambitne. Rzuca się w Twoim poście (przynajmniej mi), że snujesz plany o studiach za granicą, a wywalasz się na pierwszym kroku, tj. złożeniu dokumentów na jakąkolwiek uczelnie. Spokojnie. Nie musisz od razu podbijać świata. Wyznacz sobie jakiś bliższy i łatwiejszy cel. Taki realny do zrobienia tu i teraz (co wcale nie wyklucza bardziej ambitnych celów potem). Wiesz jak to wzmacnia pewność siebie, kiedy zrobisz coś małego, ale cholera, robisz to, udaje Ci się coś małego, ale jest to coś, co sobie sam zaplanowałeś i zrealizowałeś. Naprawdę, gorąco polecam! :)
Kolejna rzecz, która rzuca mi się w oczy - masz spore pretensje do rodziców (czego samego w sobie nie oceniam, bo nie czuję się kompetentny, to to robić, być może Twoje pretensje są jak najbardziej uzasadnione), a cały czas zawieszasz swoje plany na nich. Że Ci coś sfinansują, że Ci pomogą itd. No skoro oni są, jacy są - współczuję - to przestań na nich liczyć, bo sam sabotujesz w ten sposób własne plany. Pomyśl, co możesz zrobić bez ich pomocy. Ja wiem, że to Ci odetnie wiele dróg, no ale, jak napisałeś, Ty i tak tymi drogami nie idziesz, więc co za różnica?
Pamiętam, że pisałeś, że robisz jakieś kursy, uczysz się programowania. Co z tymi tematami? Bo może to jest drogą, którą powinieneś iść? Z tego co pamiętam, radziłeś sobie z tymi kursami bez pomocy rodziców.

No i na koniec chciałem Ci tak po ludzku napisać - powodzenia! I jeszcze raz, spokojnie. Nie każdy od razu wie, co ma robić i do czego dążyć. Nie ma się co za to katować. Mamy prawo błądzić, taka jest ludzka natura. A porażek się nie bój (wiem, łatwo powiedzieć) - porażka to droga do sukcesu. Nie ma sukcesu bez porażki. Musisz x razy spaść z konia, żeby nauczyć się jeździć.
Tyle ode mnie, wszystkiego dobrego! :)

03-03-2023 10:21
Exar
   
Ocena:
+1
Ja powtórzę co już pisałem - mam wrażenie, że mocno przewartościowujesz studia. To nie jest tak jak u Lovecrafta, badania, tajemnice, uczeni - prawdopodobnie spotkasz tam też głąbów czy chamów - zarówno wśród kolegów i koleżanek jak i wśród wykładowców.

Możesz też pomyśleć w drugą stronę - nie brać, a dać. Może jakiś wolontariat (który zresztą już robisz - na polterze)? Pomaganie jest spoko, serio. Zwierzęta w schroniskach, tematy społeczne - da się wkręcić w różne tematy, też zdalnie. Może byś przejął media społecznościowe na polterze? Może byś napisał jakiś moduł do dodawania wzmianek w komentarzach (@Kaworu = wiadomość do Kaworu że ktoś coś od Ciebie chcę)?
03-03-2023 11:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.