Bogowie, honor, Ankh-Morpork - Terry Pratchett

Następny stopień cynizmu

Autor: Tomasz '!Blob!' Dzierżek

Bogowie, honor, Ankh-Morpork -  Terry Pratchett
Kochaj albo rzuć. Czytaj albo spal. Twórczość Terry'ego Pratchetta jest specyficzna i wywołuje skrajne odczucia. Jeśli nie spodobała Ci się dowolna książka z serii o Świecie Dysku, spokojnie możesz przestać czytać tę recenzję w tym miejscu: to nie jest pozycja dla Ciebie. Pomimo ewolucji, jaką przechodzi cykl, Pratchett wciąż pisze jak Pratchett i nic tego nie zmieni. Od dłuższego czasu możemy zauważyć, że autor przechodzi od literatury czysto rozrywkowej ku głęboko analizującej naszą rzeczywistość w niezwykły, cyniczny sposób. Oczywiście, nie można mu odmówić ironicznego dowcipu, ale wydawane u nas kolejne części cyklu nie są, w odróżnieniu od rozpoczynających serię, tylko zabawne. Te poświęcone Straży Miejskiej w Ankh-Morpork są tego najlepszym przykładem (na drugim biegunie znajdują się ksiązki o magach i Rincewindzie, wciąż pisane "w starym stylu"). W tym tomie pisarz zajął się problemem wojny pomiędzy dwiema skrajnie odmiennymi kulturami, które do tej pory żyły w relatywnej symbiozie (Ankh-Morpork i Klatch). Problemy spowodowało dopiero wynurzenie się z morza pomiędzy oboma krajami wyspy Lepsh, oraz próba zamachu na klatchiańskiego dyplomatę. Zamach to zbrodnia, a jeśli mowa o zbrodni - to do akcji wkroczyć może tylko Samuel Vimes wraz z dzielną Strażą. Wszyscy rzucą się w kierunku Klatchu za domniemanym zamachowcem - pogoń to jeden z tematów przewodnich tego tomu. Dlaczego sir Vimes nie miałby potraktować wojny jako wyjątkowo poważnego wykroczenia przeciwko porządkowi publicznemu? Sporą część książki zdominowali Fred Colon i Nobby Nobbs, którzy podróżują z Lordem Venitari i geniuszem - Leonardem z Quirmu - w Urządzeniu-Do-Bezpiecznego-Pływania-Pod-Wodą, oraz przeżywają niesamowite i absurdalne przygody w Klatchu.

Uznałbym książkę za szalenie aktualny komentarz polityczny, gdyby nie fakt, że po raz pierwszy została wydana w roku 1997 (angielski tytuł Jingo). Szykanowanie Klatchian przez Ankh-Morporańczyków przypomina represje wobec Arabów, a walka dwóch państw o małą, nikomu niepotrzebną wyspę też coś nam przypomina... Czy Bogowie... są śmieszni? Jak najbardziej, inaczej nie byłby to Świat Dysku. W większości przypadków jest to humor sytuacyjny, ale możemy też natknąć się na kilka dowcipów opartych na grze słów. Co prawda boki nas nie rozbolą od zrywania, ale też nie grozi nam depresja.*

Całość oceniam bardzo dobrze. Dzień spędzony z tą książką, a tyle czasu można zająć jej przeczytanie, na pewno nie okaże się dniem straconym. Jeśli nie chcemy spędzić wieczora, rozważając poważne bądź co bądź problemy poruszone przez autora, wystarczy odstawić ją na półkę i jeszcze raz zaśmiać się na wspomnienie mile spędzonego czasu. To porządna, interesująca lektura z niebanalną fabułą, doskonałym cynicznym dowcipem i - no cóż - jest to książką Terry'ego Pratchetta. A to mówi dużo. Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie ksi±żki do recenzji.